Obserwujemy dziś wielki wzrost zainteresowania rozwojem duchowym. Zawsze będą chłopcy i dziewczęta wyjeżdżający na tak zwane „wakacje z Bogiem”, dyletanci, którzy parają się doraźnie mistyką. Oni również przebywają na obrzeżach pustyni, lecz mają złudzenie, że wniknęli w siebie. Ci nigdy nie pozostawili garnków mięsa w ziemi egipskiej. Wciąż są zniewoleni przez swoje fałszywe „ja”.

Są jednak we wszystkich środowiskach ludzie, którzy prawdziwie i szczerze poszukują prawdy. Tęsknią za wolnością wewnętrzną. Pragną odnaleźć swoje prawdziwe „ja” w Absolutnym Drugim. Gotowi są stanąć twarzą w twarz ze śmiercią, by odnaleźć prawdziwe życie. Boże, Ty Boże mój, Ciebie szukam; Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało (Ps 63 (62), 1).

Bóg może dokonać z nimi wszystkiego, ponieważ zobaczyli już, że bez Boga ich życie nie ma sensu. Gotowi są odrzucić i zniszczyć maski oraz fałszywe bożki, angażując się coraz głębiej w walkę wewnętrzną. Człowiek taki odważnie zadaje sobie w każdej chwili swego życia pytanie: „Kim naprawdę jestem?”, i uczciwie czeka, by usłyszeć w ciszy odpowiedź. Razem z Gabrielem Marcelem „stał się raz na zawsze pytaniem sam dla siebie”. Może pozostać „wewnątrz” samego siebie, po omacku poszukując odpowiedzi, a nie wybiegać „na zewnątrz”, by nie odwracać uwagi od ważnej kwestii, którą ma rozstrzygnąć. Marcel tak charakteryzuje poczucie pustki wewnętrznej, które ogarnia patrzącego do wewnątrz:
Gdy jesteśmy spokojni, stwierdzamy, że w sposób prawie nieunikniony stajemy wobec swojej własnej pustki wewnętrznej, i ta właśnie pustka jest w rzeczywistości dla nas nie do zniesienia. Jest jednak coś więcej, jest fakt, że przez tę pustkę w sposób nieunikniony uświadamiamy sobie nędzę swojej własnej kondycji, «kondycji tak nędznej – jak powiada Pascal – że nic nie jest w stanie nas pocieszyć, gdy pomyślimy o niej uważnie». Stąd konieczność odwrócenia uwagi.

To poczucie pustki jest pierwszym krokiem do jej obfitego wypełnienia. Chrześcijanin stawia ten pierwszy krok i wchodzi na pustynię. Nie rezygnuje z bitwy, lecz dotrzymuje przeciwnikowi pola i walczy w swoim sercu, by uwolnić się od wielu motywów swego wcześniejszego zaangażowania w życie polegające na dogadzaniu zmysłom oraz życie uczuciowej i umysłowej ślepoty. Stoi, odarty z wszelkiej mocy. Złamany i chory staje wobec Boga, jako Podstawy swojej istoty.

Zagłębia się na kolejne poziomy wewnętrznej ciemności i śmierci, jak rycerz na sztychu Albrechta Durera „Rycerz, śmierć i diabeł”. Rycerz jest w pełnej zbroi, jedzie konno doliną. Z jednej strony towarzyszy mu śmierć, a z drugiej – diabeł. Bez strachu, w skupieniu i z ufnością patrzy przed siebie. Jest sam, ale nie osamotniony. Będąc samotnym, wydaje się mieć swój udział w sile, która daje mu odwagę i umacnia go, mimo obecności negacji istnienia. Człowiek zagłębiający się w swoje serce najpierw odkrywa własną samotność. Gdy stwierdza, że nie jest sam, lecz w głębi jego istoty obecny jest Wszechmogący Bóg, pojawia się wiara. Razem z Jeremiaszem może zawołać: Nigdy nie zasiadałem w wesołym gronie, by się bawić; pod Twoją ręką siadałem samotny, bo napełniłeś mnie gniewem (Jr 15, 17). W swej samotności odnajduje bowiem łączność z Transcendentnym Bogiem, którego bardzo potrzebuje i który jako jedyny może przyjść mu na ratunek. Z Nim samym wiąże całą swą siłę i wszystkie dążenia. Ubóstwo podporządkowuje się Jego bogactwu. Odosobnienie i samotność przemieniają się w miłującą jedność z przebywającym w nim Bogiem.

Bezsens i śmierć, jak cienie, walczą i giną wobec mocy światła Bożego objawienia. Bóg staje się obecny w sercu człowieka, zawsze stwarzając człowieka na swój obraz i podobieństwo. W tej chwili rodzi się autentyczna modlitwa, gdy człowiek wyznaje swoje prawdziwe ubóstwo i grzeszność, a jednak całą swoją istotą woła o pełnię miłości i życia, którą Ojciec Niebieski chce mu dać.

Człowiek osiąga wewnętrzną wolność od bezsensu, gdy poddaje się na najgłębszych poziomach swej istoty twórczym energiom miłości przebywającej w nim Trójcy, gdy Bóg z miłością wzywa do prawdziwej natury jego bytu swego Jednorodzonego Syna, Jezusa Chrystusa przez miłującą obecność Ducha Świętego. Boże działanie polega na „formacji” człowieka, gdy Jego Syn Jezus wzrasta i dojrzewa w świadomości duchowej człowieka. Pierwotny obraz, według którego człowiek został stworzony, poznaje on w modlitwie jako dynamiczne rozwinięcie się potężnych w swej wspaniałości energii miłości, które Bóg zamknął w nim, by stawał się coraz bardziej „na podobieństwo” Jezusa.

 

 

Rozważanie pochodzi z książki: Jezus czyni mnie wolnym