Wieczernik/deon.pl
Chrześcijanin nie musi się bać pokusy, bo został przez Boga zapewniony o łasce, jakiej dostępuje w obliczu pokus.
 

Zło, choć definiowane w metafizyce jako brak dobra, towarzyszy człowiekowi przez całe jego życie w różnych wymiarach i odsłonach. W chrześcijaństwie zło związane jest nie tyle z metafizycznym brakiem, co z osobą szatana – tego, który zło uczynił sposobem istnienia i nadał mu charakter osobowy. Wśród trzech podstawowych sposobów interakcji złego ducha z ludzkością, jakimi są opętanie, dręczenie i pokusa, ten ostatni jest najmniej spektakularny a zarazem najbardziej powszechny. I właśnie dlatego warto mu się wnikliwiej przyglądnąć.

Pismo Święte o pokusach

Opisując rzeczywistość pokusy należy sięgnąć najpierw do źródeł natchnionych. Nowy Testament ukazuje nam jednoznaczny związek pokusy z aktywnością złego. Sam Jezus jest kuszony przez diabła na pustyni (Mt 4, 1-11; Łk 4, 1-13). Ojcowie Kościoła widzieli w tych trzech pokusach, którymi szatan próbował omamić Zbawiciela odzwierciedlenie trzech pokus świata z Pierwszego Listu św. Jana (2, 16): pożądliwość ciała, oczu oraz pychę żywota. Kuszenie Jezusa dowodzi pochodzenia pokus od złego oraz tego, że pokusa sama w sobie nie ma wartości moralnej: nie jest ani dobra, ani zła. Skoro bowiem pokus doświadczał ten, który grzechu nie popełnił, pokusa znacząco różni się od grzechu, o czym będziemy rozważać w dalszej części niniejszego tekstu.

Łukasz kończąc opis kuszenia stwierdza, że zły odstąpił od Jezusa aż do czasu (Łk 4, 13). Dodajmy: do czasu Jego Paschy. Męka Jezusa od trwogi konania w Getsemani aż po szyderstwa faryzeuszy i wyrzut łotra na Golgocie jest ostatnim, najbardziej dotkliwym kuszeniem, jakiego doświadczył Chrystus jako człowiek. W swojej boskiej naturze Zbawca nie mógł być kuszony, gdyż jak pisze św. Jakub: Bóg bowiem ani nie podlega pokusie ku złemu, ani też nikogo nie kusi (Jk 1, 13). Te słowa Apostoła wskazują w sposób jednoznaczny, że Bóg nie może być źródłem pokusy. Z kolei święty Paweł pisze do Koryntian: Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać (1 Kor 10, 13). Sformułowanie „zsyłając pokusę” nie do końca oddaje oryginalny zwrot: „uczyni razem z tym doświadczeniem”, który w żadnym wypadku nie uznaje Boga za sprawcę pokusy. Bóg raczej dopuszcza pokusę, która od Niego nie pochodzi. Tak było w przypadku biblijnego Hioba.

Nowotestamentalne słowo „pokusa” – „πειρασμός” pochodzi od czasownika „πειράζω” (próbować, usiłować, doświadczać) i oznacza także wypróbowanie, doświadczenie. Te znaczenia pomagają nam zrozumieć, czym jest pokusa w swej istocie i dlaczego sama w sobie nie podlega ocenie moralnej.

Źródła pokus

Ojcowie Kościoła zgodnie wymieniają trzy źródła pokus: własna pożądliwość, wpływy świata, w końcu działalność szatana. Widać wyraźnie, że nie wszystkie pokusy pochodzą od złego ducha. Nie oznacza to jednak, że nie ma on z nimi nic wspólnego. Obdarzony wielką inteligencją jest ojcem kłamstwa i mistrzem manipulacji. Może wykorzystywać dwa pierwsze źródła pokus, aby doprowadzić człowieka do zła.

Praktyka pokazuje, że taka działalność taka taktyka kuszenia jest najbardziej powszechna. Szatan rzadko kusi człowieka bezpośrednio. Najczęściej odwołuje się do wewnętrznego nieuporządkowania, wykorzystuje bodźce zewnętrzne, które trafiają do człowieka ze świata. Przykładem bezpośredniego kuszenia jest to, jakiemu podlegał Chrystus. Nie było w Nim bowiem żadnego nieuporządkowania, na którym mógłby bazować zły duch.

Mechanizm działania

Pokusa to chwilowa podnieta do grzechu. Najpierw pojawia się w umyśle człowieka jako sugestia popełnienia złego czynu na skutek kontaktu z obiektem pożądania, bądź też jako wytwór pamięci czy wyobraźni. Potem może przejść w upodobanie, a nawet wywołać przyjemność. Warto tu zaznaczyć, że owa przyjemność może nastąpić, zanim jeszcze wyrazimy zgodę na działanie pokusy, jakby niezależnie od aktu woli.

Taka przyjemność nie jest jeszcze grzechem. Grzech zaczyna się wtedy, kiedy zgodzimy się na pokusę, potwierdzimy ją wolnym aktem naszej woli, po którym następuje realizacji pokusy lub choćby samo jej przetwarzanie w myślach, rozmiłowywanie się w niej.

O braku kategorycznej oceny moralnej samej pokusy decyduje fakt, że grzech nie jest koniecznym następstwem pokusy. Człowiek w swojej wolności może i powinien pokusie się przeciwstawić, odrzucić ją. Jeśli czyni to ze względu na Bożą miłość, odrzucona pokusa staje się w nim cnotą i zasługą przed Bogiem. Dlatego Ewagriusz z Pontu mógł powiedzieć: „Czym pokarm dla ciała, tym pokusa dla duszy”.

Przezwyciężone za pomocą Bożej łaski pokusy są próbą przywiązania do Boga, wzmacniają wiarę i więź człowieka ze Stwórcą. Warto tu dodać, że zgodnie z przytaczanym już tekstem św. Pawła, Bóg nie dopuszcza na nas pokusy, której nie bylibyśmy w stanie za pomocą Jego łaski przezwyciężyć. A zatem grzech rozumiany jako akceptacja pokusy wiąże się z odrzuceniem tej konkretnej Bożej łaski.

Chrześcijanin wobec pokus

Ponieważ doświadczamy pożądliwości, doświadczamy i pokus. Są one integralną częścią naszego życia, zwłaszcza wtedy, gdy chcemy żyć w łasce i bliskości Boga. Można zauważyć prostą prawidłowość – im większe pragnienie Bożej bliskości, tym bardziej dręczące i wyrafinowane pokusy. Człowiek, który żyje z dala od Boga, doświadcza pokus prostych, które i tak odnoszą w jego przypadku skutek w postaci grzechu, gdyż taki człowiek odcina się od Bożej łaski, ma słabą wolę i oziębłą duszę. Im bardziej ktoś postępuje na drodze chrześcijańskiego wzrostu, tym bardziej dotkliwe pokusy będą go nawiedzać. Niektórzy wielcy święci, jak np. św. Jan od Krzyża dostępowali łaski wolności od wszelkich pokus. Była ona jednak poprzedzona wcześniejszym wypróbowaniem świętego w tzw. ciemnej nocy zmysłów.

Jak zatem zachować się wobec pokusy? Co robić i jakie działania podejmować, aby nie stała się ona w nas grzechem?

Po pierwsze należy unikać wszystkiego, co mogłoby być dla nas źródłem pokusy. Już ten postulat budzi w nas pewną obawę. Na pewno nie chodzi od razu o to, żeby wyruszać na pustynię zostawiając za sobą wszystkie codzienne odniesienia. Rozsądną taktykę można by przedstawić na przykładzie. Dajmy na to, ktoś ma problem z treściami, które znajduje w Internecie. Są one dla niego przyczyną konkretnych grzechów. W walce z pokusami nie chodzi zatem koniecznie o to, żeby odcinać łącze, ale żeby mądrze korzystać z tego dobrodziejstwa współczesnej myśli technologicznej. Można zatem wyznaczyć konkretne ramy czasowe na korzystanie z Internetu, poprzedzić uruchomienie przeglądarki krótką modlitwą, używać sieci w miejscach wspólnego przebywania, itd. Owszem, w niektórych przypadkach radykalne odcięcie się od ewentualnego źródła pokus może się okazać jedynym rozwiązaniem. Z drugiej strony należy pamiętać, że świadome wystawianie się na działanie samo w sobie jest grzechem. Jak zawsze, tak w i tym przypadku należy zachować roztropny umiar.