Wolność: narzeczeństwo jest doświadczeniem wolności. Nikt nie może nas zmusić do zaręczenia się. Panuje jednak na temat wolności wiele dwuznacznych poglądów. Najpoważniejszym jest to, iż wierzy się, że „bycie wolnymi” oznacza robienie tego, co się chce, lub możliwość zrobienia jakiejś rzeczy i jej przeciwieństwa. Potrzebne jest wyjaśnienie. Działanie pod wpływem instynktu nie jest wyborem wolnym: jest się wolnymi wtedy, gdy można się za czymś opowiedzieć świadomie; jest się prawdziwie wolnymi, aby coś zrobić, jeśli jest się wolnymi, aby tego nie zrobić. Wzrastać w wolności oznacza wzrastać jako osoby ludzkie, odwołując się ciągle do pewnej skali fundamentalnych wartości, takich jak prawda, sprawiedliwość, życie, dobro, wiara. Ale wzrastanie w wolności jest możliwe tylko pod warunkiem, że przetnie się pępowinę ślepej zależności od innych. Osiągnięciem nauk psychologicznych jest twierdzenie, według którego zbytnie uzależnienie od innych stwarza roboty zamiast istot wolnych.
Pewna dziewczyna wyznała mi: „Kiedy jestem z moim chłopakiem, czuję się zablokowana, nie umiem być sobą, wydaje mi się, że jestem plagiatem. Chciałabym uwolnić się od tego, ale nie mam odwagi”. Była to sytuacja męcząca. W istocie po dwóch miesiącach związek przestał istnieć.
Poza uwarunkowaniami pochodzącymi z zewnątrz mogą istnieć ukryte uwarunkowania wewnątrz samych osób. Wolność jest przede wszystkim faktem wewnętrznym. Istnieją osoby uwięzione psychicznie, zamknięte w świecie roszczeń, uprzedzeń w stosunku do innych. Bycie wolnymi oznacza również bycie wolnymi w zaakceptowaniu własnych ograniczeń (lub ograniczeń innych), oznacza zaakceptowanie tego, że drugi może się pomylić, oznacza bycie wolnymi od roszczenia sobie prawa do niepopełniania błędów.
Szczytem wolności ludzkiej jest wolność od egoizmu. Jest to nieustająca walka. Narzeczony naprawdę wolny jest w stanie odeprzeć kolejne pokusy egoizmu. Jeśli prawdziwą wolnością jest wolność od złego i jeśli krańcowym złem w związku dwóch osób jest egoizm, to konkluzja staje się jasna. Związek nie może dojrzewać w obecności postaw egoistycznych.
Poza tym każdy powinien wziąć na siebie własną odpowiedzialność. „Są nieodpowiedzialni!” – ileż razy słyszy się takie zdania, które bolą jak rana zadana strzałą! Mówi się o jakiejś osobie, że jest nieodpowiedzialna, kiedy nie umie wziąć odpowiedzialności za swoje czyny. Odpowiedzialność jest zatem umiejętnością dania odpowiedzi na każde „dlaczego”, na każde pytanie, na każde żądanie wyjaśnienia odnośnie naszych czynów i odnośnie naszego sposobu bycia. Odpowiedzialność jest wartością, która rośnie razem z człowiekiem. Nie jest to jednak wzrastanie automatyczne: jest się odpowiedzialnym, jeśli sumiennie prowadzi się pewien rodzaj wywiadu z samym sobą. W istocie, człowiek jest jedynym stworzeniem, które umie się pytać samego siebie; zwierzę przeżywa swoje istnienie bez tej huśtawki pytań: dlaczego. Człowiek natomiast nie może przed nią uciec: także aby odmówić dania odpowiedzi, trzeba przeanalizować dany fakt. W okresie narzeczeństwa dobrą rzeczą jest wdrażanie się do podejmowania wspólnie naszych odpowiedzialności.
Jeśli dochodzi się do narzeczeństwa tak wypróbowanymi, łatwiej jest podsumować w miłości poprzednie doświadczenia. Dwoje zakochanych młodych ludzi powiedziało mi: „Nie ukrywamy przed sobą trudności, ale przyzwyczailiśmy się dzielić nimi: w ten sposób lepiej znosimy ich ciężar”. Jest to doskonały początek. Wielu natomiast wciąż zachowuje dziwną formę heroicznej samotności, nawet jako narzeczeni. Wyjaśnię: kiedy jest się we dwoje, nie traci się nic z godności darując drugiemu również tę najboleśniejszą część nas samych. Dawać siebie nie znaczy stracić. Pewien młodzieniec mówił mi: „Nie chcę, aby moja dziewczyna mieszała się do moich spraw, i pragnę, aby ona też przybrała podobną postawę w stosunku do mnie”. Jakkolwiek z jednej strony może się to wydawać postawą siły, z drugiej jawi się jako wątpliwy podział odpowiedzialności. Co to są „moje sprawy”, skoro zdecydowałem się ofiarować drugiemu całego siebie?
Istnieje wiele „kryjówek” odpowiedzialności; przytoczę tylko niektóre, odwiedzane po trochu przez wszystkich.
Jednym ze zdań na pierwszy rzut oka banalnych, ale mrożących w swym oskarżycielskim tonie, jest na przykład to: „Ja ci to mówiłem!” W istocie, tutaj jeszcze ty i ja są oddzielone, występuje przeklęta chęć obciążenia drugiego lub drugiej całym ciężarem ewentualnego błędu. O ile lepiej byłoby powiedzieć: „Zobaczmy, gdzie popełniliśmy błąd”. Jeśli kochamy całkowicie, błąd nie może być nigdy przypisywany tylko jednemu z partnerów.
Innym schowkiem odpowiedzialności jest zniechęcenie. Rzeczą ludzką jest „przeżywanie dołka”, ale nieludzką rzeczą jest czynienie z tego niemal stylu życia. „Próbowałem, ale nic nie da się zrobić. Przestań mnie dręczyć twoimi roszczeniami. Wiesz, że nie warto. A co ty myślisz, że spotkałaś księcia?” W tym oto wyrażeniu zamyka się cała choroba indywidualizmu i spokojnego życia.
Jego dokładnym przeciwieństwem jest aktywizm: druga osoba jest czymś w rodzaju stoiska pełnego towaru, bardziej pod względem ilości niż jakości. A w ten sposób nie można zrozumieć, do czego jest zdolna ani czego, w ostateczności, chce lub pragnie. Poza tym lepsze jest pogłębienie dojrzałości niewielu konkretnych rzeczy od blasku tysiąca świecidełek. Tak mówi przysłowie: „Bardziej rozgrzewa małe ognisko niż grad sztucznych ogni”.
Istnieje też pewien rodzaj nieodpowiedzialności, który określa się mianem powierzchowności. Czasami ten, kto nie chce brać na siebie ciężaru własnej odpowiedzialności, mydli oczy pianą pozorów, półsłówek, nierealnych projektów… Jest to, ogólnie mówiąc, przykład człowieka, który chwali się, że rozumie problemy społeczne, a nie zauważa, że ten, kto go słucha, chciałby również powiedzieć swoje zdanie.
Narzeczeni, nie mający zamiaru zagnieździć się w tych schowkach, muszą uczynić bardzo prostą rzecz: nie wchodzić tam. Jak to zrobić? Przede wszystkim poprzez bycie realistami. Zarówno pesymizm jak i optymizm mogą być niebezpieczne: w istocie, jak mówi przysłowie, pesymista to ten, kto spośród dwóch rodzajów zła wybiera oba; optymista natomiast ryzykuje, że widzi zbyt łagodnie. Bycie realistami oznacza zmierzenie się razem z własną rzeczywistością, wyciągnięcie z tego wniosków i stawienie czoła trudnościom, po kolei. Przyszłość widziana globalnie to ciężar zdolny przygnieść każdego: „Myślenie o tym, co nas czeka w przyszłości, napełnia nas lękiem; myślenie o tym, co mamy do zrobienia następnego ranka, napełnia nas radością i odwagą”, stwierdza zaskakująco dwudziestojednoletnia Francesca.
Na koniec, nie chciałbym długo rozwodzić się na temat radości jako sposobu wzrastania w odpowiedzialności. Radość wiąże się z pewną zdolnością kontemplowania darów istnienia; dlatego nie można swobodnie wzrastać, jeśli zamykamy się w więzieniach trosk lub w sieci kalkulacji. Radość – ten rodzaj ciepła – stwarza klimat sprzyjający wzrastaniu, ponieważ pobudza wszelkie możliwości danej osoby. Pewien pisarz tak mówi: „Bóg jest radością; oto dlaczego przed swoim domem zawiesił słońce”.
Radość rozwija poczucie odpowiedzialności, ponieważ pozwala na pogodne widzenie rzeczy, pomimo naszych ograniczeń i naszych braków. Odpowiedzialny narzeczony nie dostrzega wszędzie nieprzyjaciół i nie dramatyzuje każdej kwestii. Ale, aby tak postępować, potrzeba pokornej pogody ducha tego, kto – powtarzając za Pawłem VI – „jest szczęśliwy dzisiaj, ponieważ oczekuje jutro pełnej szczęśliwości”.
Więcej w książce: Kraina miłości. Przewodnik dla zakochanych, narzeczonych i młodych małżeństw – Gigi Avanti