Życie Duchowe

JESIEŃ 76/2013
W trakcie rozmowy z faryzeuszami Jezus jedną wypowiedzią zniósł całą rytualną nieczystość pokarmów: Nie to, co wchodzi do ust, czyni człowieka nieczystym, ale co z ust wychodzi, to właśnie go czyni nieczystym. […] Wszystko, co wchodzi do ust, dostaje się do żołądka i zostaje wydalone na zewnątrz (Mt 15, 11. 17). Nie znaczy to, że kategoria nieczystości przestała zupełnie istnieć. Prawdziwa nieczystość nie dotyczy jednak żołądka, lecz serca: to, co z ust wychodzi, pochodzi z serca, i to właśnie czyni człowieka nieczystym. Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa. To właśnie czyni człowieka nieczystym
(Mt 15, 18-20).
Stanu nieczystości człowiek nie zaciąga, spożywając pokarm określonych kategorii czy też nie przestrzegając powiązanych z jedzeniem rytuałów. Nieczystość to stan serca, w którym rodzi się to, co złe: najpierw zła myśl, następnie słowo, które jest stanem pośrednim między myślą a czynem, a potem sam zły czyn. W pewnym sensie człowiek jest tym, co myśli. Jego myśli dają początek słowom, a słowa – czynom. Istnieje jednak pokarm, który zanieczyszcza. Jest nim wszystko to, czym karmi się serce. Podobnie jak pokarm, który trafia do żołądka, by po przetrawieniu i wzmocnieniu ciała zostać wydalonym, tak też i to, co trafia do serca, wychodzi z naszych ust po tym jak zostanie „przetrawione” w sercu, duszy i umyśle. Dietetycy powiedzieliby zapewne, że w jakimś sensie stajemy się tym, czym się żywimy, to znaczy parametry naszego ciała są w dużej mierze wynikiem tego, jakiego budulca użyjemy do jego wzrostu. Jednak to stwierdzenie „stajemy się tym, czym się karmimy” równie dobrze można odnieść do naszego życia psychicznego i duchowego. To, jacy jesteśmy, jakie są nasze serca, zależy od tego, czym je karmimy.

Serce pośród potęgi obrazu

O istotnych przemianach we współczesnej kulturze pisze się bardzo dużo. W interpretacjach zmian dokonujących się na naszych oczach istnieje duża zgodność co do jednego: wkroczyliśmy w epokę kultury wizualnej. Logosfera, w której dominowało słowo, coraz bardziej i coraz skuteczniej wypierana jest przez ikonosferę, która centrum komunikacji uczyniła obraz. Już pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku wielu autorów podkreślało, że nasz współczesny świat charakteryzuje się nasyceniem obrazami i wrażeniami wizualnymi. Mówi się nawet o tyranii obrazów czy imperializmie wizualnym. „Tworzenie obrazów – pisze polski socjolog Piotr Sztompka – dawniej zarezerwowane dla artystów, stało się niemal powszechną rozrywką, a aparat fotograficzny i kamera wideo – najbardziej popularnymi gadżetami, z którymi konkurować mogą tylko telefony komórkowe, zresztą już także pełniące funkcje fotograficzne czy filmowe”. Obraz przestał być elitarnym wytworem sztuki, a stał się dostępnym dla każdego instrumentem komunikacji międzyludzkiej.
Fakt ten ma ogromne konsekwencje dla życia psychicznego i duchowego człowieka. „Patrzenie na obrazy staje się czynnością częstszą niż czytanie tekstów” – diagnozuje Piotr Sztompka. Oczy stały się – jeśli można tak powiedzieć – prawdziwymi ustami serca, a podstawowym jego pokarmem przestało być słowo, które słyszymy, lecz wszystko to, co daje się zobaczyć. „Akcent przesuwa się od słów do obrazów, od tego, co możliwe do powiedzenia, ku temu, co możliwe do zobaczenia”. Wzrok staje się podstawowym środkiem pozyskiwania wiadomości o świecie, a patrzenie – kluczową czynnością, której podporządkowane są inne. Nie bez powodu centra handlowe, które przecież mają na celu sprzedaż towarów, nazywane są galeriami. Przychodzimy tam nie tylko, by kupować, lecz także aby oglądać, tak jak to czynimy w galeriach sztuki.