Znowu, jak co roku, ruszymy w Polskę, a od parunastu lat i zagranicę, na groby. Zabierzemy ze sobą znicze, wieńce, wspomnienia, w bagażu flaszeczkę, coś do poczęstowania na zakąskę, bo przecież Zaduszki to również bliższa i dalsza rodzina, bratowe i szwagier, przyjaciele i koledzy.

 

Wbrew pozorom i wszelkiego rodzaju brakom Zaduszki mają sens. Tym głębszy, im większą znajdziemy w sobie odwagę, by podnieść głowę znad mogił i wbrew przyzwyczajeniu i tradycji nie wpatrywać się w niebo, ale porozglądać wokół siebie gdyż takie patrzenie może przed nami odsłonić całkiem nowe przestrzenie. Dowód – Mickiewicz i „Dziady”. Na początek oddajmy głos innemu poecie.

 

 

„Byłem u ciebie w te dni przed-ostatnie
Niedocieczonego wątku:
Pełne, jak Mit,
Blade, jak świt…
– Gdy koniec życia szepce do początku:
„Nie stargam cię ja, nie!… lecz u-wydatnię.”

 

Nie bez powodu przywołuję ten fragment, początek norwidowskiego poematu pt. „Fortepian Chopina”. Raz dlatego, że październik to wojtyłowy miesiąc, a Jan Paweł II bardzo cenił tego poetę, czemu dawał wyraz często go cytując, ale przede wszystkim dlatego, gdyż trudno o lepsze opisanie wydarzeń jakie miały miejsce w Rzymie przed ponad pięciu laty. Byliśmy tam, wielu z nas, w te dni „przedostanie” i ostanie, na różne sposoby, jak kto mógł. Osobiście, czy za pośrednictwem mediów. Usłyszeliśmy wtedy tam nie szept, ale potężne, wydobyty z milionów ludzkich wnętrz, wołanie: Santo subito! Zgromadzony na Placu Świętego Piotra Kościół, i nie tylko, gdyż byli z nami wyznawcy pewnie wszystkich religii, jak też ateiści, jednym głosem wprost żądał natychmiastowego ogłoszenia Jana Pawła II świętym. To znaczy człowiekiem, który dotknął Niewyobrażalności i innym pomagał w dojściu do niej. Można powiedzieć, jeśli się wierzy, że vox populi bywa tożsamy z vox Dei, że spełniło się wtedy to, co Jan Paweł II napisał w „Tryptyku rzymskiego”, że „gdy zajdzie potrzeba”, po jego śmierci, tak jak po śmierci jego poprzedników, w Kaplicy Sykstyńskiej znowu zbiorą się kardynałowie na konklawe. I jako ci, których łączy „wspólna troska o dziedzictwo kluczy, kluczy Królestwa”, będą prosić Tego, który wszystko przenika o wskazanie człowieka, o którym będzie można powiedzieć: „Tu es Petrus”.

Kiedy więc się spełniło, co miało się spełnić, ale jeszcze przed konklawe, w pobliżu Kaplicy Sykstyńskiej, w której dzięki freskom Michała Anioła „niewidzialne wyraża się w widzialnym”, również odbył się Sąd. Kto chciał, ten usłyszał głos Sędziego, jako że głos Kościoła utożsamił się z głosem Chrystusa, Pana Kościoła. Po paru latach ci, którym powierzono troskę o prawdomówność Kościoła, starsi Kościoła w procesie beatyfikacyjnym, potwierdzą prawdziwość wypowiedzianych wtedy słów.

Widzący jakże inaczej

Zanim Jan Paweł II zamilkł, w „Tryptyku rzymskim” zastanawia się nad tym, w jaki sposób początek i koniec „uczynić widzialnym, jak przeniknąć poza granice dobra i zła?” Wstrząsające wyznanie, tym bardziej, że czyni je człowiek, do obowiązków którego należy rozgraniczanie zła od dobra, zakreślanie granic dobru i złu. Człowiek, który zarówno ze wzglądów osobistych, jak i z urzędu, powinien za wszelką cenę bronić odwiecznych i wiecznotrwałych, niezmiennych wartości. Przecież przekroczyć granice dobra i zła to tyle samo, co zaprzeczyć wszelkiej etyce, wszelkiemu porządkowi, to popaść w całkowity relatywizm. Skąd więc, z jakiego źródła Jan Paweł II czerpie inspirację do takiego myślenia? Nie sposób tez nie zauważyć, że to twierdzenie pełne jest bólu. Jak? Jak przekroczyć? Jak uczynić?

Otóż, interpretując Księgę Rodzaju, Jan Paweł II nazywa Boga „pierwszym Widzącym” dla którego wszystko, co stworzył i nadal stwarza, jest „odkryte i odsłonięte”, nagie, przezroczyste. Przed jego wzrokiem nic się nie ukryje. Strach pomyśleć – powie ten i ów. Czuć na sobie w dzień i noc wzrok tak potężnego policjanta? To nie dla mnie! I słusznie, gdyż Bóg Księgi Rodzaju, bo o Nim mowa, widzi „widzeniem jakże innym niż nasze”. Przede wszystkim, patrząc na cokolwiek, co „istnieje i istnieć będzie”, wciąż widzi, że wszystko jest dobre, jest bardzo dobre. A ponieważ ten optymizm poznawczy dotyczy Boga, jest na miarę Boga, a więc niewyobrażalny. Patrząc na nas Stwórca nie śledzi nas, nie podgląda, nie wyszukuje w nas zła, ale dobro. W jakimś sensie w nas widzi Siebie. Idąc tym tropem, trzeba stwierdzić, że żyje On naszym życiem, Jego obecność w nas i w świecie nie jest trwaniem na zewnątrz, jakby staniem z boku. Przeciwnie, skoro widzialne jest obrazem niewidzialnego, to znaczy, że człowiek jest ikoną Boga.

Czy jednak tak myśląc, nie posuwamy się zbyt daleko? Być może, ale przecież mówimy o poezji, czyli o sztuce. A w świecie sztuki wolno więcej. Papieża do postawienia pytania, jak przekroczyć granice zła i dobra, jak niewidzialne uczynić widzialnym, ośmielił artysta Michał Anioł. Jednak ostateczne źródło tej odwagi bije gdzie indziej, nie koniecznie jedynie w sztuce. W „Tryptyku” czytamy:
„I widział Stwórca, że było bardzo dobre.
(…)
Oni także stali się uczestnikami tego widzenia,
które przeniósł na nich Stwórca.”

 

A zatem to ludzkie dążenie, ta wędrówka, to pielgrzymowanie poza wszystko, co jawi się nam jako przeszkoda nie do pokonania, jako tajemnica niemożliwa do przeniknięcia, jako nienaruszalny dogmat, ten heroiczny wysiłek, by widzieć i wiedzieć, jest darem od Boga. Stwórca obdarował nas swoim sposobem patrzenia, postrzegania rzeczywistości, byśmy nie dali się zwieść, a przede wszystkim nie zwodzili sami siebie rezygnując z rozumu dla wiary, czy też z wiary dla rozumu. Mamy być święci, „jak On jest święty”, to znaczy sięgać po niemożliwe.

A grzech?

Grzech nie jest wszechmocny, by mógł zmienić Wszechmocnego i zepsuć Jego dzieło – Świat. Nikt i noc nie może zmienić nastawienie Boga do grzesznika. To my raz tak, raz inaczej, myślimy i działamy, nie Bóg. Można rzec, że Jego wszechmoc polega na tym, że On nie potrafi zmienić swego nieskończenie pozytywnego nastawienia do stworzenia. Wciąż jest Stwórcą.

Pamiętamy. W ogrodzie Eden Adam i Ewa byli nadzy, ale „nie doznawali wstydu”. W Tryptyku, jakby w naszym imieniu, autor pyta: „Czy to możliwe?” I odpowiada: Współczesnych o to nie pytaj, lecz pytaj Michała Anioła (…)Pytaj Sykstyny”. Czytając ten wers robi się człowiekowi smutno. Jan Paweł II przecież wie, co mówi. Jak mało kto, napatrzył się na nagość zła, skutków rajskiej tragedii, spowodowanej rozejściem sie dróg ludzkich i boskich. Zła nie tylko współczesnego, z przełomu wieków, ale i dawnego. W archiwach Watykanu przechowuje się nie tylko Biblię i żywoty świętych. W drugim wersie papież jednak dodaje, dorzuca zdanie opatrzone dwoma znakami. A może, „a może także współczesnych!?” też warto zapytać? Choć pytanie trzeba by trochę zmodyfikować: Dlaczego współcześni, jednak odczuwają wstyd również wtedy, gdy mówią, że nie odczuwają?

Dalej mówi Jan Paweł II, że dzisiejsi ludzie, poranieni i pohańbieni przez siebie i innych, nadal jednak chcą patrzeć na świat „widzeniem jakże innym”, czyli po Bożemu. To znaczy dostrzegać, że w każdym człowieku, choćby nie wiem jak podłym, gdzieś tam najgłębiej, gdzie bije źródło naszego człowieczeństwa, tam wciąż jest kryształowo czyste źródło, którego nijak nie można zanieczyścić. Dowód? Przecież od miłości do nienawiści tylko mały krok. Szawła od Pawła dzieli jedna chwila. No i jakże łatwo pomylić diabła z aniołem i odwrotnie. Dlatego w swoich najgłębszych głębiach ludzie chcą nadal być dla siebie przezroczystymi, przejrzystymi, prawdziwymi, jednym słowem nagimi i nie wstydzić się tego. Chcą być dla siebie takimi, jakim dla nich jest Bóg, czy też ikona Boga, tryptyk pod tytułem „Dobro, Prawda i Piękno”.

Pro domo sua

W czternastym stuleciu, w środku miasta Norwich, ale w pustelni, podobne pytania jak Jan Paweł II stawiała sobie kobieta o imieniu Juliana. Zastanawiała się jak pogodzić sprawiedliwość Boga z Jego miłosierdziem. I doszła do następującego wniosku: Chrystus patrząc na człowieka, „odczuwa współczucie dla nas z powodu grzechu”. (…) gdyż uważa On grzech za smutek i cierpienie tych, którzy Go kochają i z miłości nie obwinia ich.” Dlatego „ilekroć człowiek odczuwa współczucie połączone z miłością do swoich braci i sióstr chrześcijan, jest w nim Chrystus.” To dlatego Bóg nie unicestwia swoich wrogów, ale ich ratuje. Nie czeka, aż skruszony grzesznik przyjdzie do Niego, ale na różne sposoby usiłuje do niego dotrzeć i obudzić w nim pragnienie wyjścia z zaklętego kręgu pozorów.

Rzecz warta uwagi, jako że w naszym Kościele bywa, że próbujemy z Boga zrobić dosłownie młot na czarownice i przy jego pomocy wymusić na ludziach przestrzeganie „wiecznych i niezmiennych wartości”, kiedy tym czasem w chrześcijaństwie chodzi przede wszystkim o przekonania a nie zachowania. Faryzeizm nie polega na tym, że człowiek postępuje fałszywie, ale na tym, że nie wie, nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest fałszywy. Przeciwnie, jest święcie przekonany o swojej świętości. Stąd Jan Paweł II miał odwagę spotykania się z każdym człowiekiem, bez względu na to, jak był on spostrzegany, oceniany. Błogosławiony Jan Paweł II, kierując się widzeniem „jakże różnym”, szukał kontaktu właśnie, a raczej przede wszystkim z tymi, którzy nie tylko, że go unikali, ale chcieli zabić. Owszem, bywał twardy, nieustępliwy jak w przypadku Lefebvra, czy teologów wyzwolenia, ale i wtedy zawsze był gotów do rozmowy, do dialogu. Zapewne Jan Paweł II popełniał błędy, ulegał słabościom, gdyż „Kto mówi, że jest bez grzechu, jest kłamcą”. Ale nie to jest ważne. Ważne, jakiego był ducha, co kształtowało jego mentalność. Otóż nie coś, nie wartości, nawet nie przekonania, ale Ktoś i ktoś kształtował Jana Pawła. Bóg Trójosobowy i ludzie.

***

„Zapamiętaj to miejsce, kiedy stąd odejdziesz, / ono będzie oczekiwać na swój dzień -„, tak kończy się „Tryptyk rzymski”. Zatem jadąc do Wadowic czy Rzymu, czy też do jakiegokolwiek innego miejsca związanego z Janem Pawłem II, i chcąc odczytać przesłanie, jakie on w tym miejscu pozostawił, przytoczone powyżej słowa, czy też parafrazę, można potraktować jak klucz do tych miejsc i wydarzeń; Jak dobrze, że tu przybyłeś! „Zapamiętaj to miejsce” i wiedz, że jest ono niby próg Kaplicy Sykstyńskiej. Jak tam, w Sykstynie, w górach, na brzegu potoku i na wzgórzu w krainie Moria, i wszędzie indziej, we wszystkim widzialnym odsłania się Niewidzialne. Gdziekolwiek przebywasz i przybywasz, odczuj błogosławioną „świeżość, ożywczą świeżość” Źródła.