deon.pl

(fot. Lawrence OP/flickr.com/CC)

Człowiek jest istotą, która nie zbliży się do prawdy o sobie i nie odkryje sensu swojego życia bez udziału innych ludzi.  A praktykowanie głębokiej modlitwy jest możliwe nie tylko w klasztorze.

W maju 2005 r. telewizja BBC rozpoczęła emisję reality show pod tytułem Klasztor. Jego bohaterami było pięciu mężczyzn – jeden z nich pracował właśnie nad rozprawą doktorską, inny w agencji reklamowej i na co dzień zajmował się przygotowywaniem zwiastunów do erotycznego czatu. Na czterdzieści dni i nocy zamieszkali w benedyktyńskim opactwie Worth i zachowywali reguły monastycznego życia. Przez ten czas towarzyszyły im kamery. Program zgromadził ponad trzymilionową publiczność i wzbudził ogromne zainteresowanie monastycznym wymiarem życia.

Heinz Nussbaumer – znany austriacki dziennikarz, były rzecznik dwóch  prezydentów Austrii – w książce Odkryć mnicha w sobie. Pielgrzymując na górę Athos  (książka ta przez 25 tygodni zajmowała czołowe miejsca na liście bestsellerów we wszystkich mediach austriackich; w wielu klasztorach niemieckojęzycznych i na samym Athos czytano ją podczas posiłków) – przekonuje, że „każdy z nas nosi w sobie wymiar monastyczny”.

Sprawdzona przez wielowiekową tradycję droga monastycyzmu pociąga nie tylko osoby, które szukają pogłębienia swojej wiary, ale również tych, którzy „czują ­- pisze o. Christopher Jamison, przełożony opactwa w Worth, autor książki Odnaleźć schronienie. Monastyczna droga w codziennym życiu[1] –  że omija ich w życiu to, co naprawdę ważne”.  Potwierdzają to nie tylko uduchowieni zakonnicy i mniszki, ale uczestnicy cieszących się dużą popularnością rekolekcji według m.in. metody św. Ignacego Loyoli czy reguły św. Benedykta. Chętni do udziału w takich rekolekcjach muszą dużo wcześniej rezerwować miejsca, w proponujących je klasztorach czy domach rekolekcyjnych.

Pójście drogą duchowości monastycznej oznacza porzucenie na jakiś czas swojej codzienności – wypełnionej zazwyczaj hiperaktywnością i pośpiechem – żeby poprzez milczenie, zatopienie się w zewnętrznej i wewnętrznej ciszy, a przede wszystkim przez modlitwę odzyskać wewnętrzną równowagę, wolność i na nowo odkryć to, co w życiu najważniejsze. Bo klasztor ze swoją regułą milczenia i zwolnienia tempa życia sprzyja wniknięciu w siebie. Thomas Merton – nazywany ojcem pustyni XX wieku – przypomina: „Bóg pozwala nam być, kimkolwiek chcemy. Możemy być sobą lub nie, jak sobie chcemy”. Ale trudno nie przyznać Mertonowi racji, kiedy dowodzi, że: „Naszym powołaniem nie jest po prostu bycie, ale wspólna praca z Bogiem w tworzeniu naszego własnego życia, naszej tożsamości, naszego przeznaczenia. […]Możemy uniknąć tej odpowiedzialności poprzez zabawę z maskami […]. Lecz na dłuższą metę koszty i smutek z tym związane są bardzo wysokie”.  Jak bardzo, pokazują m.in. rosnące wskaźniki zachorowań na depresję i inne choroby psychiczne, a także wzrastająca liczba uzależnionych od alkoholu, narkotyków czy seksu.

Centrum klasztornego i mniszego życia stanowi, oczywiście, modlitwa, czyli przebywanie sam na sam z Bogiem. Podziwiani przez Nussbaumera mnisi z góry Athos gromadzą się na modlitwę o różnych porach dnia i nocy (to także reguła niektórych katolickich zgromadzeń zakonnych), a podczas codziennych zajęć praktykują modlitwę serca, nazywaną również modlitwą Jezusową. Jest ona, jak pisze Nussbaumer: „medytacyjną mantrą i drogą, na której już w tym ziemskim, doczesnym życiu mogą się spotkać czas i wieczność i na której można odnaleźć spokój w Bogu. Mnisi są przekonani, że człowiek sam nie potrafi dać ukojenia swemu niespokojnemu sercu, że potrzebne jest mu drzewo Boga, bo tylko w cieniu Jego drzewa nie będzie się bał własnego cienia […].”

Wprawdzie dla chrześcijanina modlitwa, czyli przebywanie w obecności Boga,  jest celem samym w sobie, ale trudno nie przyznać, że ma ona również wymiar „terapeutyczny” – przebywanie w obecności Boga pomaga zbliżyć się do samego siebie, pomaga odkrywać cel i sens swojego życia. Tradycja monastyczna oferuje więc współczesnemu człowiekowi coś niezwykle atrakcyjnego – pokazuje mu drogę do samego siebie. I choć ta droga nie jest łatwa, okazuje się wiarygodna. Wielu doprowadziła do gruntowej przemiany życia. Wspomniany wcześniej bohater Klasztoru, który zajmował się przygotowywaniem zwiastunów do erotycznego czatu – poruszony spotkaniem z Bogiem, jakie przyniósł mu czas spędzony w benedyktyńskim opactwie – zmienił pracę. Ta dotychczasowa pozostawała w sprzeczności z wartościami, którymi chciał żyć i przeszkadzała mu dążeniu do pełniejszego bycia sobą.

Warto tu również dodać, że autentyczne bycie sobą nie oznacza przesadnej koncentracji na samym sobie. Przeciwnie, człowiek jest istotą, która nie zbliży się do prawdy o sobie i nie odkryje sensu swojego życia bez udziału innych ludzi.  A praktykowanie głębokiej modlitwy jest możliwe nie tylko w klasztorze. O to zresztą chodzi mnichom, żeby cała ich codzienność wypełniona była modlitwą, głęboko bowiem wierzą, że właśnie modlitwa ma moc przemieniać świat i człowieka.

Św. Teresa z Avila – wielka mistrzyni modlitwy i piękna kobieta, której podobno już jako przeoryszy zdarzało się… tańczyć flamenco – uważała, że celem chrześcijanina jest znajdowanie Boga pośród garnków i rondli. Uważała, że odpowiedzią na doświadczenie głębokiego spotkania z Bogiem  – ma być wielkoduszność w codziennym życiu.

Wielcy mistrzowie duchowości nie kryją, że „wypracowanie naszej tożsamości w Bogu” wiąże się z trudem, nierzadko nawet z cierpieniem. Oznacza przecież często konieczność rezygnacji z tego, co samo w sobie jest wartościowe i piękne, co jednak nie służy odkrywaniu swego prawdziwego „ja”.  Ta droga wymaga czasami wręcz, graniczącego z heroizmem, radykalizmu. Taki radykalny sposób życia wybrała pustelnica Miriam od Krzyża, która zamieszkała w pustelni na terenie szczecińskiego karmelu. Siostra Miriam od ponad dziesięciu lat zachowuje całkowity ślub milczenia. „Jestem głęboko przekonana – tłumaczyła w opublikowanym w WIĘZI 11/2006 liście – że istnieje ścisły związek między milczeniem a mówieniem, ponieważ wszystko rodzi się z ciszy. W Bogu mowa i milczenie są jednym. […] Wydaje mi się, że we wszystkich prawdziwych relacjach taka jedność milczenia i mowy znajduje swoje odzwierciedlenie. Życie ludzkie, społeczne, jest możliwe dzięki pewnej dialektyce milczenia i mówienia, kontemplacji i zaangażowania, uwolnienia się od pożądliwości świata i cieszenia się światem itp. Tak więc rola milczenia w komunikacji między ludźmi, w relacjach, wydaje mi się bardzo ważna, konieczna dla zachowania harmonii”.  

Oczywiście do tego rodzaju radykalizmu zdolnych i powołanych jest niewielu. I nie chodzi o to, aby dokładnie naśladować taki sposób życia. Chodzi raczej o to, żeby korzystając z doświadczeń osób, które tak żyją, zdobyć się na odwagę pójścia drogą prowadzącą do pełni – czyli do zbawienia. Bo przecież „problem świętości i zbawienia  – dowodził Merton – jest tak naprawdę problemem dowiedzenia się, kim jestem i odkrycia mego prawdziwego „ja”.

Koniecznie trzeba też dodać, że na tej drodze ku pełni doświadczyć można również szaleńczej wręcz radości. Autor Mnicha we mnie opisuje spotkanie ze starszym mnichem, mieszkającym w położonej wysoko pustelni wśród innych eremów Świętej Góry: „Przez całą noc trwał niemal nieruchomo w swojej niewielkiej kaplicy, powtarzając po tysiąckroć modlitwę serca mnichów z Athos, póki czerń nocy za oknem nie ustąpiła pierwszej szarości dnia. O tej wczesnej godzinie ten stary człowiek wyszedł przed drzwi, schylił się… i zaczął się turlać w dół stoku”.

Heinz Nussbaumer od ponad dwudziestu lat spędza swoje letnie wakacje na Athos, podążając za intuicją chrześcijańsko-hinduistycznego filozofa, Raimondo Panikkara, którego zdaniem: „W tej mierze, w jakiej staramy się zwrócić swoje życie z powrotem do środka, każdy z nas ma w sobie coś z mnicha”.

Katarzyna Jabłońska – krytyk filmowy, sekretarz redakcji „Więzi”, członkini Laboratorium WIĘZI, współautorka z Cezarym Gawrysiem książki Między konfesjonałem a kozetką wyd. w „Bibliotece Więzi”. Mieszka w Otwocku.


[1] Inspiracją do napisania książki był właśnie  reality show Klasztor.