(fot. billaday)
deon.pl
Historia tego duszpasterstwa w Polsce jest związana z Warszawą. Początki były bardzo proste. Pewnego dnia w latach 80., do drzwi ks. Mirosława Paciuszkiewicza SJ, proboszcza parafii św. Andrzeja Boboli, zapukała para parafian, trzymająca w rękach katolicką gazetę z Paryża, z prośbą o lekturę. Dotyczyła osób rozwiedzionych, które założyły powtórny związek partnerski. Artykuł polemizował ze stwierdzeniem, że są to osoby niesakramentalne i czy dopuszczalne jest używanie takiego terminu – małżeństwo niesakramentalne.
Od tej wizyty do regularnego duszpasterstwa było już niedaleko. Ks. Paciuszkiewicz SJ zaprosił wszystkich rozwiedzionych ze swojej parafii na rekolekcje. Przyszło kilka par. Później zaczęli się regularnie spotykać raz w miesiącu. Z czasem pojawiły się publikacje, praca popularyzatorska, rekolekcje w parafiach w Polsce czy ośrodkach rekolekcyjnych, konferencje naukowe, teologiczne. Powoli ks. Mirosław rozpowszechnił w Kościele polskim istotne elementy tego spojrzenia duszpasterskiego. Jednocześnie wykształcił kontynuatorów swojej pasji duszpasterskiej. Chociaż, by oddać sprawiedliwość, trzeba wspomnieć, że chronologicznie pierwszym było duszpasterstwo w Poznaniu.
Obecnie w Polsce działa kilkanaście tego typu grup. W stosunku do ogólnej liczby parafii, jakie są w naszym kraju, jest to jednak mniej niż kropla w morzu potrzeb. Warto nadmienić, że tylko w 2008 roku w Polsce rozwiodło się ponad 60 tys. małżeństw. A we wzmiankowanym Paryżu po rozwodzie żyje blisko 97% osób. Oczywiście inaczej jest we Francji, inaczej w Polsce. Truizmem jest powtarzanie o tendencji do rozpadu małżeństw i dalej rodzin jako prawidłowości naszych czasów. W różnych miejscach i parafiach praca z tymi osobami wygląda odmiennie. Zawsze zaczyna się od uświadomienia sobie potrzeby istnienia takiego miejsca. Wynika ona z poczucia tych osób, że dzieje się z nimi źle, że nie ma znikąd ratunku, że są potępione, że nie mogą się modlić do Pana Boga, bo On albo one odwróciły się od Niego, że są wyrzucone z Kościoła, a co gorsza, że same się wyrzuciły. I tak za każdym razem, gdy są w potrzebie duszpasterskiej: komunia dziecka, pogrzeb rodzica, krewnych czy najbardziej bolesny: własnego dziecka.
Każde duszpasterstwo wygląda inaczej, bo nie ma jednego schematu. Uczestnicy sami określają kierunek czy pola zainteresowania: wspólna modlitwa, adoracja, lektura Pisma Świętego, rozmowy o Kościele, teologii, specjalnie organizowane rekolekcje. Czyli w sumie tak, jak w pozostałej części Kościoła.
Grupy te są różne, ale mają jednak pewne punkty wspólne. Pierwszy to uświadomienie tym osobom, że nadal pozostają w Kościele. Nawet nie na granicy, bo mogą praktykować pokutę, modlitwę, obecność na Mszy świętej, wychowywać dzieci po chrześcijańsku.. Czynić miłość w wymiarze społecznym. Wspierać siebie samych – często w starości.
Granica jednak zawsze pozostaje nie do przekroczenia. Jest nią możliwość przystępowania do sakramentu Eucharystii. To najbardziej dotkliwa i brutalna z możliwych. Pozostaje zawsze problem winy, ale nie nam go rozstrzygać. U Boga wszystko jest możliwe, inaczej niż u człowieka, jak czytamy w Ewangelii.
Dla pozostałych członków Kościoła często ta granica jest niezauważana, lekceważona. Ojciec Święty Benedykt XVI mówił w jednym ze swoich nauczań, że te osoby są przypomnieniem prawdy Eucharystii dla pozostałych. Nawet zalecał, jako Prefekt Kongregacji Wiary, jakiś rodzaj postu od Eucharystii, aby lepiej zrozumieć Jej głębię. Ten głód komunii, bo tak jest przeżywany, to dar dla wszystkich innych w Kościele, a nawet dla ludzi spoza Kościoła, którzy nie potrafią zrozumieć, że czasami pary podejmują wysiłek życia we wstrzemięźliwości seksualnej, aby móc przystąpić do Eucharystii. Taki sposób życia nazywany jest w żargonie duszpasterskim białym małżeństwem. To wielkie, trudne i bolesne wyzwanie, które jest zawsze najpierw owocem długiej modlitwy. I absolutnie, nie pochopnej decyzji. Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że białe małżeństwo nie jest celem pierwszorzędnym duszpasterstw niesakramentalnych. To się może wydarzyć przy okazji rozmowy tych osób z Bogiem, ich modlitwy, rozmyślań nad życiem, wspólnej decyzji.
Tego typu duszpasterstwa mają sens i są owocem dla całej parafii. Uczą pokory, najpierw wobec ludzkiego losu, wobec własnego małżeństwa, wobec nierozwiązanego konfliktu w sumieniu, z którym przychodzi tym osobom żyć. Ale każdy ma sumienie, przecież skołatane, zgodnie z powiedzeniem: im dalej w las, tym więcej drzew. Taki los wszystkich nas. Chyba, że ktoś nic nie robi, więc i nie popełnia błędów. Ostatecznie, duszpasterstwa te uczą parafian prawdziwego głodu Eucharystii.
Spoglądając jeszcze raz na tytuł, oddzieliłem słowo sakrament od przeczenia „nie”. Chrzest, bierzmowanie, w jakimś sensie małżeństwo, a czasami ze względu na skomplikowane losy i kapłaństwo, wszystkie te sakramenty mogą nieść w sobie te osoby.
Jedynie Bóg rozsądzi, ile tam grzechu, łaski, Jego obecności, słabości i świętości. Zatem, czy możliwe jest małżeństwo niesakramentalne, którego to pojęcie jest sprzeczne z nauczaniem Kościoła? Odpowiedź pozostawiam czytelnikom. Niestety, to duszpasterstwo ma przyszłość.