(fot. briancweed/flickr.com)
deon.pl
Chociaż w szachach chodzi przede wszystkim o szachy, to niewątpliwie ta królewska gra może być uznana za metaforę życia duchowego. W szachach, tak jak w życiu duchowym, potrzeba strategii i techniki. Trzeba stawiać sobie właściwe dalekosiężne cele i dobierać odpowiednie środki, aby móc je zrealizować.
Zakończyły się IX Szachowe Mistrzostwa Polski Duchowieństwa. W tym roku odbyły się one w gościnnym seminarium w Drohiczynie. Wygrał ks. Stanisław Bąk z Archidiecezji Przemyskiej, z którym i mnie kiedyś przychodziło toczyć boje nad szachownicą. Do Drohiczyna przybyć nie dałem rady, ale już sobie obiecuje, że za rok wezmę udział w jubileuszowych, bo X Mistrzostwach, które odbędą się w Koszalinie.
Wśród duchownych katolickich było kilku graczy o formacie światowym. Pierwszy z nich to Ruy Lopez, hiszpański mistrz szachowy, który w 1561 roku opublikował swa pracę o teorii szachów. Sekundantem Bobby Fischera, podczas jego legendarnego meczu o mistrzostwo świata z Borysem Spasskim w 1972 roku, był William Lombardy, arcymistrz szachowy i katolicki ksiądz zarazem. Księdzem został Henrique Mecking, wybitny arcymistrz brazylijski. Mecking był chory na zanik mięśni. Doznał – jak sam twierdzi – cudownego uzdrowienia i pod wpływem tego wydarzenia wszedł na kapłańską drogę.
Chociaż w szachach chodzi przede wszystkim o szachy, to niewątpliwie ta królewska gra może być uznana za metaforę życia duchowego. Nie brakuje obrazów przedstawiających człowieka lub anioła grających w szachy ze złym duchem. Jeden z takich obrazów wisi w jezuickim Domu rekolekcyjnym w Czechowicach-Dziedzicach.
No cóż! anioł może sobie pozwolić na partyjkę ze złym duchem. Ale człowiek nie powinien wchodzić z nim w jakiekolwiek rozgrywki. To jedna z zasad życia duchowego: z diabłem nie podejmujemy żadnych rozmów, ani paktowania. Ergo! Nie gramy również w szachy. W przeciwnym razie zawsze nas przechytrzy. Bo jest on graczem zapewne genialnym.
W Mistrzu i Małgorzacie Bułhakowa szatan Woland rozgrywa partię, za którą – jak zauważa przytomnie Małgorzata – każde pismo szachowe dałoby wiele, aby móc ją wydrukować. Szachy mają istotne znaczenie w genialnym filmie Bergmana „Siódma pieczęć”. Główny bohater, rycerz Antonius Block, wraca z wyprawy krzyżowej. Jest znużony 10-letnią tułaczką. Dręczy go pytanie, czy Bóg rzeczywiście istnieje. Na swojej drodze spotyka Śmierć. Rycerz proponuje Śmierci partię szachów. Nie tylko po to, by wygrawszy partię oddalić od siebie nadchodzący koniec, ale przede wszystkim, by usłyszeć od Śmierci odpowiedź na pytanie o istnienie Boga i życie wieczne. Ostatecznie rycerz przegrywa partię, a Śmierć nie wyjaśnia żadnej z nurtujących go wątpliwości.
W szachach, tak jak w życiu duchowym, potrzeba strategii i techniki. Trzeba stawiać sobie właściwe dalekosiężne cele i dobierać odpowiednie środki, aby móc je zrealizować. Święty Ignacy z Loyoli w swych Ćwiczeniach duchownych najpierw określa cel życia człowieka, a potem stwierdza, że „człowiek powinien w takim stopniu używać stworzeń, w jakim go wspomagają w zmierzaniu do jego celu, a w takim stopniu powinien się ich pozbywać, w jakim mu w dążeniu do celu przeszkadzają”. Analogicznie jest w szachach: pionków i figur trzeba używać tyle, o ile… Niekiedy – tak jak w życiu duchowym – warto coś poświęcić, aby osiągnąć w dalszej perspektywie większe dobro. Takie poświęcenie w początkowej fazie gry nazywa się gambitem.
Żadna postmodernistyczna spontaniczność w poszukiwaniu wyimaginowanej (subiektywnej) prawdy o rzeczywistości nie doprowadzi nas do dobrych rezultatów. Modny bełkot, że każdy ma swoją wewnętrzną prawdę, okazuje się zgubny.
Trzeba przestrzegać oczywistych reguł i słuchać sędziego. Zdarza się, że gracze nie znają reguł (np. że dotknięta figura idzie), a potem mają pretensje. Podobnie bywa w życiu duchowym: ktoś popełnia duże błędy, bo uważa, że nikogo nie musi słuchać, a potem się dziwi, że wszystko mu się rozsypało. „A miałem wygraną” – smuci się rozczarowany szachista. „A tak dobrze szło” – wzdycha człowiek, któremu życie się wymyka, pozostawiając smak goryczy. Stare zaś powiedzonko szachowe uczy: „Kiedy ktoś twierdzi, że miał wygraną, nie zaprzeczaj; rzeczywiście – miał…”.
Zarówno w szachach, jak i w życiu trzeba być konsekwentnym pielgrzymem. Beztroskie bowiem spacerowanie po czarno–białych polach może drogo kosztować. W szachach chodzi tylko o szachy, ale przecież w życiu chodzi aż o życie.