deon.pl
U niektórych osób wraz z Wielkim Postem pojawia się niepokój związany z niejasno sformułowanym pytaniem, czy nie trzeba by jakoś się umartwić, podjąć jakieś zobowiązanie, odmówić sobie czegoś. Więc jedni odkładają alkohol, inni dają sobie słowo, że nie zjedzą czekolady, ani żadnego cukierka, jeszcze inni rezygnują z oglądania telewizora albo używania Internetu (z wyjątkiem emaila).
Czy jednak takie umartwienia i w taki sposób podjęte mają sens, a dokładniej, chrześcijański sens? Czy to nie jest raczej tylko ćwiczenie własnej silnej woli, wytrzymałości, samozaparcia, po prostu, zwyczajny woluntaryzm; sposób na uspokojenie wyrzutów sumienia, bo coś podjąłem; próba stworzenia sobie jakiejś namiastki wielkopostnego klimatu (by z tym większą przyjemnością zjadać słodycze lub rozsiąść się przed telewizorem zaraz po Wigilii Paschalnej). Przecież i poganie czynią podobnie – wyrywa się z ust parafraza słów Jezusa – odmawiają sobie tego czy owego bo jest to tak czy inaczej uzasadnione. I przez samą rezygnację wcale nie stają się chrześcijanami ani bliżsi chrześcijaństwu. Na ile więc wiele z naszych wielkopostnych umartwień ma związek z chrześcijaństwem?
Jak wybierać sobie wielkopostną pokutę, by pogłębiała chrześcijańskie życie? Być może potrzeba tu trochę wyobraźni ascezy (tak jak postulowano niedawno „wyobraźnię miłosierdzia”)… Rzadko kto przeczuwa, że asceza może być wspaniałym doświadczeniem duchowym i sposobem modlitwy, spotkania i rozmowy z Bogiem. Tak traktuje umartwienie, na przykład, św. Ignacy z Loyolii w swoich Ćwiczeniach Duchownych. W liście do św. Franciszka Borgiasza, pisze: „Bóg, Pan nasz, nieskończenie lepiej zna naszą naturę, przeto często w takich zmianach daje każdemu odczuć to, co dla niego jest odpowiednie”. Miejscem i czasem tego odczuwania jest modlitwa, z którą podejmowane umartwienie winno się ściśle łączyć (podobnie umartwienie i modlitwa z jałmużną, czy szerzej, z „wyobraźnią miłosierdzia”). Pan Bóg lepiej wie, jaki rodzaj ascezy byłby dla mnie owocniejszy. I czasem może się okazać, że winna ona dotyczyć całkiem nieoczekiwanych wymiarów życia i sposobów umartwienia.
Św. Ignacy, zachęcając do umartwień dawał pewne rady, sam bowiem doświadczył, jak bardzo asceza może być bezużyteczna a nawet szkodliwa. Na co więc trzeba zwrócić uwagę?
Najpierw warto zauważyć, że jeżeli rezygnujemy z rzeczy zbędnych (a cukierki czy coca cola takimi są na równi z surfowaniem po Internecie czy oglądaniem telewizji), nie jest to asceza, tylko po prostu umiarkowanie. Właściwa asceza ma miejsce wtedy, kiedy ujmujemy sobie z tego, co nam się słusznie należy, co nam jest zwyczajnie potrzebne do życia.
Jeśli chodzi o te proste, zwyczajne i potrzebne do życia rzeczy trzeba przede wszystkim dążyć do słusznej miary. Być może dobrą ascezą byłby po prostu powrót do prostoty w naszym odżywianiu się, ubieraniu, rytmie życia itd. Chodzi, na przykład, o to, aby dokonać przeglądu swoich potrzeb i zapytać się w szczerości, które są rzeczywiste, a które wytworzone przez marketing i reklamę oraz ogólny klimat kulturowy. Wielkim owocem wielkopostnej ascezy mogłoby być już samo podważenie tendencji do przyjmowania konsumpcyjnego stylu życia, który z natury nie jest chrześcijański.
I najważniejsze: motywacja. Trzeba patrzeć w serce i pytać się, czy moje praktyki pokutne, umartwienie, asceza, z jednej strony, wypływają z miłości do Boga i do bliźnich, a z drugiej, do tej miłości prowadzą; czy odkręcają mnie ze spontanicznego ukierunkowania na siebie i skierowują więcej uwagi i zaangażowania na innych. Umartwienie jest na służbie miłości. Jeśli się o tym zapomni, to łatwo jest popaść w paradoksalną sytuację, gdy asceza jeszcze bardziej koncentruje mnie na sobie samym i właściwie oddala od centralnej sprawy w Wielki Poście, jakim jest nawrócenie, zamiast je ułatwiać…