Życie Duchowe • ZIMA 37/2004
 


Istnieje w tradycji chrześcijańskiej praktyka, która od wieków stanowi prawdziwą szkołę słuchania słowa Bożego. Przypomniał o niej Papież w liście apostolskim Novo millennio ineunte zawierającym program duszpasterski na trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa: „Konieczne jest zwłaszcza, aby słuchanie słowa Bożego stawało się żywym spotkaniem, zgodnie z wiekową i nadal aktualną tradycją lectio divina, pomagającą odnaleźć w biblijnym tekście żywe słowo, które stawia pytania, wskazuje kierunek, kształtuje życie”.

Lectio divina uczy, jak spotykać się ze słowem Bożym, jak je przemodlić i przyjąć całym życiem. Wśród wielu momentów wyróżnianych na drodze lectio divina szczególną uwagę zwraca się na kilka. Są to: lectio – meditatio – collatio – oratio – contemplatio. To właśnie pierwszym etapem – lectio zajmiemy się w tym rozważaniu. Od jego przeżycia zależy, czy wejdziemy w głąb słowa Bożego, czy też pozostaniemy „na zewnątrz”.

Słowo Boże, będąc napełnione natchnieniem Ducha Świętego, jest „świętą przestrzenią” Jego działania. Duch Święty wypełnia nas słowem Bożym i prowadzi w jego głąb. Bez Ducha Świętego nikt nie może prawdziwie spotkać się ze słowem Pana, nawet wtedy, gdy zna doskonale egzegetyczne zasady interpretacji Pisma Świętego oraz języki oryginalne i techniki czytania Biblii. Drogę lectio divina trzeba więc rozpocząć od modlitwy do Ducha Świętego.

O co prosić podczas tej modlitwy? Po pierwsze o to, by Duch otworzył nas na słowo Boże, ponieważ jesteśmy obciążeni zamkniętym umysłem, zamkniętą psychiką i zamkniętym światem naszych uczuć. Lectio – czytanie jest ściśle powiązane z auditio, czyli ze słuchaniem. Stanowi ono pierwszy moment w spotkaniu ze słowem Bożym i jest związane nie tyle z pracą oczu i uszu, co z pracą serca. Modlimy się o dar słuchania, gdyż potrzebujemy, by Duch Święty zstąpił do naszego serca i przemienił je: by otworzył serce zatwardziałe, pogłębił płytkie, uspokoił roztargnione, upokorzył zarozumiałe. Cała lectio divina tak naprawdę prowadzi do doświadczenia intymnego spotkania i zjednoczenia z Osobą Słowa Bożego w naszym sercu.

Po drugie, trzeba prosić Ducha Świętego, by otworzył słowo Boże przed nami. Słowo Boże jest tajemnicą Boga, dlatego też tylko Duch Święty, który „zna głębokości Boga samego” (por. 1 Kor 2, 10), może odkrywać przed nami jego niezgłębione pokłady. Do końca życia może nas zadziwiać słowo, które czytaliśmy i medytowaliśmy wiele razy. Nikt nie ma prawa do zamykania i ograniczania znaczenia słowa Bożego. Nikt nie może powiedzieć, że wyczerpał jego znaczenie. Każdy z nas jest powołany w sposób jedyny i niepowtarzalny, ale zawsze w posłuszeństwie Kościołowi, do zgłębiania jedynego niepowtarzalnego słowa Bożego.

Tylko Duch Święty może nas prowadzić do całej prawdy i do zrozumienia sensu Bożego słowa. Jezus, ostateczne Słowo objawione przez Ducha, mówi: A Paraklet, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem (J 14, 26). W spotkaniu ze słowem Bożym nie wolno więc lekceważyć pierwszego momentu i skąpić czasu na modlitwę do Ducha Świętego.

„Okaleczone czytanie”

Czynność czytania znamy dobrze z naszej codzienności. Na tym polega jednak nie tylko nasza korzyść, ale i nasza „bieda”. Jesteśmy „okaleczeni” niedobrymi nawykami czytania. Po pierwsze – często nie chce nam się czytać, a przez niechęć do czytania usiłuje do naszego wnętrza wejść demon lenistwa. Po drugie – nasze czytanie ma często charakter „gazetowy”. Czytamy wrażeniowo, sensacyjnie. Właściwie przeglądamy tekst i błądzimy oczami po tytułach. Czytamy interesownie, często wybierając tylko to, co nam odpowiada, i „skacząc” po tekście. Warto wiedzieć, że te pozornie „niewinne” obciążenia mogą także pojawić się w naszej lekturze słowa Bożego.

W chwili, gdy bierzemy do ręki Biblię, musimy uświadomić sobie, że podejmujemy czytanie, które jest niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju. Nie może ono przypominać czytania jakichkolwiek innych książek czy gazet zapisanych ludzkim słowem. Czytanie słowa Bożego jest zawsze osobowym spotkaniem.

Konieczność ascezy

Mądrość i dojrzałość mnicha pierwszych wieków polegała między innymi na tym, że wiedział i starał się pamiętać, iż może go omamić demon lenistwa, powierzchowności, niepokoju serca. Mnich czynił więc wszystko, by wypracowywać w sobie postawę uważnego czytania, która pomagała mu w radzeniu sobie z różnymi obciążeniami.

Chociaż Duch Święty otwiera nas na słowo Boże i prowadzi w jego głąb, jednak nigdy nie znosi działania naszego umysłu i serca oraz naszej wolności. W otwieraniu się na Ducha Świętego jest więc konieczny nasz wysiłek. Takim wysiłkiem jest właśnie czytanie w lectio divina. Są w nim obecne dwa rodzaje ascezy. Pierwszy dotyczy naszego przygotowania do lectio, a drugi – samego aktu czytania.

Ascezy wymaga więc po pierwsze zapewnienie sobie czasu na czytanie. Nie może to być czas przypadkowy, „okruchy czasu”, „wolne okienko” w naszym zabieganym dniu. Chcąc się modlić, trzeba wejść do izdebki i zamknąć drzwi (por. Mt 6, 6). W lectio divina chodzi o czas, który sprzyja samotności, staje się naszym „mieszkaniem”, budzi tęsknotę za ciszą i słuchaniem słowa Bożego.

Św. Hieronim pisze w jednym ze swoich listów do Eustochium, córki Pauli: „Niech Cię zawsze strzeże tajemne mieszkanie twoje. Niech zawsze bawi z tobą wewnątrz Oblubieniec”. Krótko mówiąc: chodzi o taki czas, który rozpala pragnienie i rodzi smak spotkania wolnego od ucieczki i niepokoju. Wygospodarowanie takiego czasu to prawdziwy wysiłek. Jeśli chce się doświadczyć mocy słowa Bożego, trzeba także odważyć się na wejście w przestrzeń odosobnienia i ciszy.

Po drugie – asceza w przygotowaniu do czytania dotyczy także kryterium wybierania określonych tekstów z Pisma Świętego. Jest to bardzo ważne. Nie można „skakać” po tekście Pisma Świętego według własnych potrzeb i oczekiwań, szukając zadowolenia siebie. Potrzebna jest ciągła, ustawiczna, cierpliwa i konsekwentna lektura Biblii. Do takiej lektury wychowuje lectio divina, takiej też lektury – lectio continua – uczy nas Kościół w codziennej Eucharystii.

Najlepszym kryterium wyboru tekstów do modlitwy jest słowo Boże z codziennej liturgii. Musimy pozwolić prowadzić się Duchowi Świętemu tymi drogami, którymi On chce nas prowadzić w Kościele.

Można oczywiście kierować się także innymi kryteriami doboru tekstów, na przykład w porozumieniu z kierownikiem duchowym wytyczyć sobie drogę duchowej pracy, na której osoba prowadząca proponuje nam słowo Boże do rozważenia i przemodlenia. Ktoś, kto nas zna oraz ma intuicję i wyczucie w odczytywaniu Bożych dróg, proponuje nam słowo Boże, by pomóc nam rozeznać drogi, jakimi chce nas prowadzić Duch Święty.

Kolejnym ascetycznym wysiłkiem jest nastawienie serca na cierpliwe trwanie w słowie Bożym, zwłaszcza gdy okazuje się ono trudne, niezrozumiałe i niepokojące. Kto wchodzi na drogę modlitwy słowem Bożym, ma szukać tego, czego oczekuje od niego Duch, który mówi. I dlatego trzeba nauczyć się trwać również przy słowie trudnym, które może dzisiaj jest niezrozumiałe, ale jak mówi Jezus do Piotra: Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale poznasz to później (J 13, 7). W spotkaniach ze słowem Bożym, które wydaje się „milczeć” i „pozbawiać” mnie wszelkich doznań, potrzeba cierpliwości.

Warunkiem pogłębionego czytania i słuchania słowa Bożego jest także wybór takiego stylu życia, w którym postawimy je naprawdę w centrum naszego życia – zarówno fizycznego i psychicznego, jak i duchowego. By tak się stało, trzeba nieraz zrezygnować z tego, co obciąża umysł, serce i wolę oraz zamyka je na słowo Boże. W innym przypadku będziemy zawsze wewnętrznie podzieleni i rozdwojeni, a nasze chodzenie drogą słowa Bożego będzie oparte na dwuznaczności.

Oczywiście nie chodzi o to, by tworzyć sobie „sterylnie czyste” warunki życia, chroniące od napięć. Dwuznaczność i napięcia przenikają naszą codzienność i pozostaną przestrzenią naszego życia, ale nasze wybory nie mogą być dwuznaczne. Trzeba uczyć się świadomie rezygnować ze wszystkiego, co może czynić śmietnisko z naszego umysłu oraz zagłuszać w nas pokój serca i poddawać je namiętnościom.

Taką postawę i wrażliwość osiąga się przez czuwanie serca. Ojcowie starożytni podkreślali, że drogą do czuwania, czyli do postawy otwartych oczu, umysłu i serca, jest post. Ściśle związany ze słuchaniem słowa Bożego staje się narzędziem i drogą do hojniejszego otwarcia się na słowo Boże. Post wcale nie musi oznaczać rezygnacji z jedzenia, a na przykład wstawanie od stołu zawsze z uczuciem pewnego niedosytu. Obciążony żołądek obciąża serce, umysł i wolę, a niedosyt fizyczny może otworzyć nas na niedosyt duchowy – na głód i łaknienie słowa Bożego. Tak rozumiany post prowadzi do katharsis, czyli do stałego oczyszczania serca, które jest nieodzownym warunkiem lectio divina.

Ojcowie starożytni (na przykład Kasjan czy Ewagriusz z Pontu) mówili o ośmiu wadach głównych, które są przyczyną wielkich roztargnień na drodze słuchania słowa Bożego. Są to: łakomstwo, nieczystość, chciwość, smutek, złość, acedia (to znaczy lenistwo duchowe albo ociężałość duchowa), próżność, pycha. Mnisi zwrócili uwagę na to, że właśnie te osiem wad może stać się w nas żerowiskiem dla demonów i dlatego mówili o demonie łakomstwa, demonie nieczystości, chciwości, smutku, złości, acedii, próżności i pychy.

Uczyć się słuchania

Tradycja mnisza wypracowała sposoby, które mogą pomagać w aktywnym, głębokim słuchaniu podczas czytania słowa Bożego. Dzięki nim zwalczamy wady lenistwa, smutku, roztargnienia i chciwości. Musimy pamiętać o naszej ludzkiej słabości i kruchości i jakby „znaleźć na nie metodę” podczas czytania słowa Bożego. Przy spotkaniu ze słowem Bożym warto na przykład wykorzystać te zmysły, które są bardziej wyostrzone – wzrok w przypadku „wzrokowców”, słuch dla „słuchowców”.

Pierwszy sposób czytania słowa Bożego, który uczy jego słuchania, to znane z liturgicznych zgromadzeń głośne czytanie w obecności zgromadzonych osób. Tradycja zwraca także uwagę na sens głośnego czytania w czasie indywidualnej lektury słowa Bożego. W takim czytaniu dużą pomocą może być czytanie szeptem, gdyż wówczas słowo jest niejako „dotykane”, smakowane wargami i delikatnie przekazywane do uszu. Słowo szeptane jest bardzo subtelne, domaga się wewnętrznego skupienia i wyostrzenia słuchu. Można powiedzieć, że czytanie szeptem jest najbardziej „głośnym” czytaniem słowa Bożego dla samego siebie.

Kolejnym sposobem uważnego czytania i słuchania jest powolne, kilkakrotne czytanie. Czasem mamy wrażenie, że kiedy drugi i trzeci raz czytamy ten sam tekst, tracimy czas, tymczasem w tradycji Ojców powolne, kilkakrotne czytanie miało duże znaczenie. Dzięki niemu człowiek może stopniowo skupić całego siebie na słowie Bożym. Powtarzanie czytania słowa Bożego staje się prawdziwą szkołą jego cierpliwego słuchania zwłaszcza wówczas, gdy prowadzimy ruchliwy i napięty tryb życia.

Innym sposobem aktywnego czytania jest takie, które prowadzi do zapamiętywania, mającego ogromne znaczenie zwłaszcza dla meditatio. Chodzi o to, by słowo Boże wyryło się w naszym sercu, o zapamiętywanie bardziej sercem niż tylko umysłem, a więc nie tyle intelektualne i mechaniczne, co „doświadczeniowe”.

W uważnym czytaniu słowa Bożego może także pomóc przepisywanie go. Dla człowieka pragnącego żyć słowem Bożym była to szczególna próba i ćwiczenie uwagi. W klasztorach istniała zasada, która nakazywała, by pierwszą księgą, jaką miał przepisać początkujący mnich, było Pismo Święte. Kiedy sprawdził się w tej pracy, był uznawany za zdolnego do uważnego przepisywania innych ksiąg. Jeśli wyczuwamy, że przepisywanie słowa Bożego pomaga nam w skupieniu uwagi, warto być wiernym tej metodzie. Można zapisywć jedno lub kilka słów czy zdań, które okazują się kluczowe dla naszej medytacji.

Ostatnią z proponowanych metod uważnego czytania można za kardynałem Carlo M. Martini określić jako „czytanie z piórem w ręku”. W aktywnym słuchaniu słowa Bożego bardzo ważne jest zaznaczanie słów, które nas poruszają, oświecają, pytają, niepokoją, potwierdzają. Gdy stawiamy znaki graficzne przy opisywanych gestach i scenach, wówczas słowo Boże rzeczywiście ożywia nasze słuchanie, a tekst staje się jakby „wypełniony” naszym życiem, przeżyciami, poruszeniami, zmaganiami, poszukiwaniami. Bywa i tak, że tekst wielokrotnie już czytany przynosi nam odkrycie nowych treści, a wówczas stawiane w nim znaki stają się dla nas symbolem nowego życia – naszego życia na nowo odczytanego przez słowo Boże. Utrwalone znaki graficzne mogą więc stać się w nas trwałymi śladami doświadczenia, które miało miejsce podczas lektury słowa Bożego.

Szukanie kluczowego słowa

Jeśli przeczytaliśmy słowo Boże uważnie, całym sobą, wówczas uruchomi się w nas naturalna postawa szukania. „Szukanie” jest dobrym wyrażeniem na określenie tego, czym jest lectio. Chcąc to przybliżyć, warto posłużyć się obrazem stawiania budowli. Określony fragment tekstu biblijnego, który mamy czytać, jest jakby „budowlą”, „domem”. Budowle są różne, mają odmienną strukturę, inny plan. Każdy określony fragment Pisma Świętego jest taką właśnie „budowlą” o niepowtarzalnej, jedynej strukturze. Ma swój fundament, czyli swoje słowo kluczowe. Jest to „kamień węgielny”, na którym bazuje cała struktura i zasadza się całe przesłanie tekstu. Odkrycie fundamentalnego dla tekstu słowa jest momentem strategicznym. Jeśli je odkryjemy, możemy powoli „rozbudowywać” nasze rozumienie tekstu. Jeżeli więc znajdziemy fundament, zrozumiemy, że wszystkie pozostałe słowa służą do lepszego zrozumienia całego tekstu, natomiast nieodnalezienie go sprawi, że pozostaniemy „na zewnątrz” słowa Bożego.

Ten proces można porównać ze znalezieniem klucza do zamkniętej świątyni. Jeżeli go znajdziemy, możemy wejść do środka i poznawać jej witraże od wewnątrz, jeśli nie – pozostajemy na zewnątrz i oglądamy je z podwórza.

Odkrycie kluczowego, fundamentalnego przesłania słowa Bożego nie jest owocem subiektywnego przeżycia osoby czytającej, gdyż nie chodzi o słowo, które mnie najbardziej poruszyło, lecz o znalezienie obiektywnego punktu ciężkości i centrum całego tekstu. Nie jest to proste, zwłaszcza dla początkujących. Zdobycie umiejętności odnajdywania słowa kluczowego wiąże się z procesem dojrzewania do coraz głębszej więzi z Pismem Świętym. Ta więź rodzi się z częstego przebywania z nim, z cierpliwego czytania i słuchania. W ten sposób kształtuje się w nas wewnętrzna intuicja, wrażliwość na słowo Boże i wolność w przyjmowaniu tego, co ono chce mi powiedzieć.

Mówienie o strukturze tekstu, o znalezieniu punktu ciężkości i słowa kluczowego może wydawać się dalekie od zagadnienia modlitwy. Tak jednak nie jest, gdyż proces dojrzewania do postawy szukania słowa kluczowego zakłada pokorę i cierpliwość. Czytanie i słuchanie słowa Bożego ma prowadzić do jego przemodlenia, gdyż tylko wtedy będzie ono dotykało głęboko naszego życia, będzie je wyjaśniało i interpretowało. W istocie to nie my czytamy słowo Boże, lecz ono czyta nasze życie. Nie my doświadczamy słowa Bożego, lecz odwrotnie: słowo nas doświadcza! W lectio divina chcemy poczuć, jak słowo Boże dotyka naszego życia, otwiera je i przemienia.

Waga czasu

Zażyłość z Pismem Świętym pozwalającą głęboko doświadczyć słowa Bożego zdobywamy powoli. Podobnie rzecz ma się z intuicją odkrywania tego, co jest kluczowe w tekście.

Od czego należałoby rozpocząć? Początkującym tradycja mówi: „Czytaj, czytaj i jeszcze raz czytaj słowo Boże!”. Należy więc przyswoić sobie praktykę ciągłego czytania. Trzeba codziennie czytać jakiś fragment Pisma Świętego, uczyć się czytania słowa Bożego, wchodzić w jego klimat.

Ojcowie starożytni podkreślali, że nie ma w Piśmie Świętym ani jednego zdania i ani jednego słowa, które byłoby niepotrzebne. Każde ma znaczenie, każde jest bardzo ważne, dlatego trzeba zbierać słowa jak cenne ziarna, bo każde kryje w sobie głębię treści i może wydać w nas owoce, których nawet się nie spodziewamy. Obfitość zebranego słowa Bożego będzie zależała od naszej wcześniejszej zażyłości z nim. Zdolność słuchania i zgłębiania słowa Bożego jest więc wprost proporcjonalna do codziennego kontaktu z nim.

Oczywiście każdy powinien czytać i zgłębiać słowo Boże według własnej miary i swoich możliwości. Jak mówił św. Grzegorz Wielki, dla każdego, kto wiernie czyta słowo Boże, zawsze aktualna pozostaje obietnica Scriptura crescit cum legente. Pismo Święte rośnie bowiem razem z czytającym: z dzieckiem jest jak dziecko, z młodzieńcem jak młodzieniec, z dorosłym jak dorosły.