deon.pl
„Czasami Ojciec Święty lubił też sobie żartować przez włączanie alarmu dla wszystkich, jakby chciał nas obudzić i mieć blisko siebie”. Dzisiaj obchodzimy 10. rocznicę śmierci papieża Polaka.
Księże Arcybiskupie, jak wyglądało życie Ks. Mieczysława zanim został drugim osobistym sekretarzem Ojca Świętego Jana Pawła II?
Jako studenci mieliśmy wakacje, czasami również soboty i niedziele wolne. Korzystałem z okazji żeby zobaczyć troszeczkę Włoch, odwiedzić niektórych kolegów. Czasami też wyjeżdżałem z kolegami ze studiów. Były to najczęściej wyjazdy do sanktuariów, ale również – na Sycylię, Sardynię – bardziej w celach turystycznych. Czasem zajmowaliśmy się odprowadzeniem grup. A kiedy przyjeżdżał ktoś z Polski – była okazja żeby pokazać Rzym. W czasie wakacji wyjeżdżałem na kurs języka niemieckiego do Niemiec. Wieczorami chodziłem z kolegami na pizzę. Staraliśmy się też znaleźć wolną chwilę dla siebie, żeby przyjemnie spędzić czas wśród grona swoich kolegów czy znajomych.
Kiedy pierwszy raz zobaczył Ksiądz Ojca Świętego?
Pierwsze spotkanie było w 1979 roku, kiedy Ojciec Święty przyjechał do Krakowa. Wtedy pojechałem z pielgrzymką autokarową do Polski. Oczywiście mieliśmy bilety w sektorach bardzo odległych i nawet między sektorami, kiedy Ojciec Święty przyjeżdżał – nie można go było wiele zobaczyć. Mogłem go zobaczyć jedynie przez lusterko. Chłopcy mieli różne lusterka kieszonkowe, zauważyłem, że obok mnie niektórzy właśnie trzymają lusterka i podglądają, co tam się dzieje. W taki sposób „śledzili” Ojca Świętego, który przejeżdżał między sektorami. I dzięki temu go widzieli. Również w ten sposób i ja „śledziłem” Ojca Świętego, jednak było to bardzo daleko od ołtarza…
Radość z wyjątkowego spotkania z Ojcem Świętym miała wpływ również na powrót do domu?
Na pielgrzymkę pojechałem z siostrą, mieliśmy się trzymać za rękę. Nie byłem podporządkowany (uśmiech). Już wtedy byłem w szkole średniej. Oczywiście zgubiliśmy się w tłumie. Siostra wróciła autokarem cała zapłakana, że zgubiła brata, a ja długo nie czekając – wsiadłem w pociąg i przyjechałem do domu (uśmiech).
A kolejne spotkanie było już bardziej bezpośrednie…
Następne spotkanie było w 1991 roku, kiedy Ojciec Święty przyjechał do Lubaczowa. Byłem odpowiedzialny także za przygotowanie liturgii. Jako sekretarz abpa Jaworskiego miałem możliwość być troszeczkę bliżej Ojca Świętego. I kolejne spotkanie było w czasie studiów, kiedy byłem zaproszony również na Mszę świętą, przez bpa Jaworskiego. Ks. biskup był też osobistym gościem Ojca Świętego. Kiedy towarzyszyłem biskupowi czy to z lotniska do Ojca Świętego, czy później na lotnisko – czasami mieliśmy możliwość spotkania się z Ojcem Świętym albo jego sekretarzem. I w ten sposób myślę, że Ojciec Święty miał możliwość poznać mnie bliżej.
Jakie wydarzenie związane z Ojcem Świętym utkwiło Księdzu najbardziej w pamięci?
Ojciec Święty w czasie wakacji bardzo dużo czasu przebywał także w ogrodach, wśród przyrody. Wychodził do ogrodu, siadał na ławeczce gdzieś w cieniu i tam sobie pisał i czytał, ale zawsze jakiś odcinek trasy przechodził. Pamiętam, kiedyś opowiadał mi w czasie naszego pierwszego spaceru, że kiedy tutaj przyjechał na początku do Castel Gandolfo, pierwsze lata, pierwsze wakacje, gdzie jest można powiedzieć 40 hektarów ogrodu, to mówił: „Schodziłem tutaj każdy zakątek, bo brakowało mi Bieszczad„. W ogrodach były różne laski, krzaczki, jakieś zgliszcza, góry, wzniesienia, pagórki. Można powiedzieć, że Ojciec Święty zaglądał wszędzie, bo jakby ciągle brakowało mu Bieszczad, gdzie bardzo często spacerował.
Czyli Ojciec Święty tęsknił za górami?
Tak, Ojciec Święty tęsknił za górami. Tutaj czuł się troszeczkę jakby ograniczony przestrzenią. On wyrażał też swoją tęsknotę za taką można by powiedzieć większą swobodą, którą miał za czasów kardynała. Pamiętam jeden taki spacer… Papież Pius XII założył gospodarstwo rolne. Były tam krowy, cielaki, był też drób i malutka przetwórnia – mleczarnia. Masło i mleko było sprzedawane w sklepach watykańskich. Kiedyś spacerowałem tamtędy z Ojcem Świętym i tam, w zagrodzie pasły się krówki z małymi cielakami. Kiedy już szliśmy alejką, to te zwierzęta podchodziły do drogi bliżej, zaciekawione, że ktoś tamtędy idzie. Podchodziły jeszcze coraz bliżej do drogi. I mówię: „Proszę Ojca Świętego, krowy przyszły przywitać swojego gospodarza„. Wtedy Ojciec Święty się tak bardzo roześmiał (uśmiech).
Często chodził Ksiądz z Ojcem Świętym na spacery?
Codziennie wychodziliśmy. Nie zawsze sami, bo były też inne osoby.
Ksiądz Arcybiskup miał czas dla siebie?
Tak, mieliśmy czas wolny od ok. 15.00 do 17.00. I później dopiero po 21.00. Z tym, że w późniejszym czasie, kiedy już Ojciec Święty był słabszy – trzeba było być zawsze w pogotowiu. Mieszkaliśmy piętro wyżej, ale Ojciec Święty miał dzwonek. W późniejszym okresie, kiedy Ojciec Święty już chętnie słuchał, kiedy miał trudności z czytaniem to w wolnym czasie, każdego dnia od około 15.00 do 17.00 było czytanie książek. Co drugi dzień – w jeden dzień czytałem ja, w drugi – siostra. I podobnie wieczorem, po 21.00 do 22.30 też w jeden wieczór była siostra, w drugi – ja. Wtedy tego czasu prywatnego było bardzo, bardzo mało.
A były jakieś zabawne sytuacje podczas wakacji?
Dużo było takich sytuacji, ale na przykład w Castel Gandolfo – dzwonek był bardzo głośny. W czasie wakacji dziedziniec był zamknięty, było otwarte tylko okno. Kiedy dzwonek dzwonił – echo było dość mocne. Któregoś dnia była cisza, szwajcarzy pełnili swoją funkcję. Straż była w bramie, jeden był zawsze na dziedzińcu – czyli można powiedzieć, że słyszeli wszystkie ruchy Ojca Świętego. Ojciec Święty wzywając czasem sekretarzy czy siostry dość długo dzwonił, można powiedzieć, że bawił się tym dzwonkiem. Sam słyszał też głos dzwonka i czasami szwajcarzy patrzyli się co się dzieje, albo mówili: „O ktoś się spóźnia, nie ma… Ojciec Święty ich długo woła…„. Żołnierze, którzy mieli do nas zaufanie żartowali:
„O ksiądz musiał gdzieś być daleko, albo nie słuchał Ojca Świętego, bo wiele razy musiał dzwonić” (uśmiech). Kiedy już troszeczkę byliśmy zaniepokojeni o zdrowie Ojca Świętego każdy dzwonek był dla nas takim alarmem. Kiedy Ojciec Święty zadzwonił po jednego sekretarza, dzwonek słyszeliśmy wszyscy i jednocześnie – prawie przy wejściu spotykaliśmy się – dwaj sekretarze i siostra. Czasami Ojciec Święty lubił też sobie żartować przez włączanie alarmu dla wszystkich, jakby chciał nas obudzić i mieć blisko siebie.
Spędził Ksiądz dziewięć lat u boku Ojca Świętego Jana Pawła II. Jak dziś, z perspektywy czasu patrzy Ksiądz Arcybiskup na tę niezwykłą posługę?
Mogę powiedzieć jak ważną rolę odgrywa biskup Rzymu, kim jest św. Piotr, kim jest Piotr naszych czasów. Na nim spoczywa ciężar całego Kościoła, oczy całego świata zwrócone są na Rzym. Od tego, jaki kierunek obierze Papież zależy jaki będzie Kościół. Ojciec Święty może nadać pewien ton, pewien kierunek. Ojciec Święty Jan Paweł II był wielkim duszpasterzem, miał szerokie spojrzenie praktyczne, duszpasterskie. I wiele inicjatyw, które on podejmował, były przenoszone z diecezji rzymskiej na diecezje w poszczególnych krajach. Wielu biskupów wzorowało się na duszpasterstwie, na programach duszpasterskich Jana Pawła II. I miał tą właśnie szeroką wizję duszpasterstwa. Od zdolności, od umiejętności Papieża zależy jakość, funkcjonowanie i skuteczność Kościoła. Wiemy, że wszystko zależy od łaski Bożej, ale także od przygotowania i od duchowości konkretnego papieża – także rozwój człowieka, rozwój duchowości, Kościoła.