Obżarstwo w ocenie pustelnika

Czytając Ewagriuszową krytykę obżarstwa i nieczystości, trzeba pamiętać o środowisku, w którym i dla którego powstała. Jest to środowisko pustelnicze, zwrócone ku surowej ascezie. O abba Mojżeszu, jednym z mnichów, Palladiusz donosi, że „jadł tylko dwanaście uncji chleba, a bardzo dużo pracował i odmawiał pięćdziesiąt modlitw dziennie”2. Jeden bochenek takiego chleba, a właściwie rodzaj suchara (paksamadium), ważył sześć uncji, czyli około stu siedemdziesięciu gramów. Mnisi spożywali najwyżej dwa takie bochenki dziennie. Ewagriusz zaleca jeden posiłek na dzień, „i to nie do sytości” (O różnych rodzajach złych myśli, 35). Słowo „obżarstwo” pada z ust pustelnika w wyniku dużo bardziej surowszego kryterium oceny niż dzisiaj.

Choć kryterium zostało zaostrzone, niemniej sama wada pozostaje wadą, a wskazane skutki stają się faktem w życiu duchowym. Grecki wyraz gastrimargía oznacza „szaleństwo brzucha”, brzmi więc dużo mocniej niż „łakomstwo” czy tym bardziej „nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu”. Katechizm Kościoła Katolickiego używa słowa „łakomstwo” (KKK 1866). Odwołuje się do nazwy o umiarkowanym brzmieniu, uwzględniając współczesną wrażliwość. Dla obrony słowa „obżarstwo” dodajmy, że nadal występuje ono w potocznym języku. Chętnie sięgamy po nie, by posługując się przesadą językową, nazwać ze szczyptą ironii przesadę w jedzeniu.

W piśmie O ośmiu duchach zła Ewagriusz zamieszcza obszerniejszą krytykę głównych namiętności. Przy okazji dziełko odsłania duży talent literacki autora. Sięga on po topos bliski potocznej kulturze filozoficznej, propagującej etos umiarkowania. Trzy rozdziały poświęca obżarstwu. W ostatnim przechodzi do charakterystyki postawy mu przeciwnej, czyli wstrzemięźliwości. Przestrzegając przed nieumiarkowaniem w jedzeniu, skupia się przede wszystkim na jego skutkach.

Obżarstwo pogrąża w nieumiarkowaniu

„Ten, kto panuje nad brzuchem, zmniejsza namiętności, opanowany zaś przez pokarmy, powiększa przyjemności. […] Wiele drewna roznieca wielki płomień, zaś mnóstwo pokarmów karmi pożądliwość. […] Żądza pokarmów zrodziła nieposłuszeństwo, a słodkie kosztowanie wypędziło z raju. Obfitość pokarmów sprawia rozkosz podniebieniu, karmi jednak robaka nieumiarkowania, który nie śpi. […] Zaniedbana ziemia rodzi osty, a umysł żarłoka wypuszcza pędy obrzydliwych myśli” (O ośmiu duchach zła, 1-2).

Ewagriusz pokazuje zło obżarstwa z perspektywy nasilających się jego skutków. Autor nie gardzi potoczną antropologią – dzisiaj moglibyśmy ją nazwać psychologią – by pokazać, jakie znaczenie ma ciało dla ducha. Podsycanie jego pragnień podsyca egoistyczną siłę w człowieku zwaną „żądzą”, uzbraja „pożądliwość” przeciwko duchowi. Człowiek przyzwyczaja się do słuchania własnych pragnień, własnego ciała, a nie Boga. Ojcowie różnie tłumaczą to, jak pierwsi ludzie przekroczyli zakaz Boży niepozwalający zrywać owoców z drzewa poznania dobra i zła. Na doraźne potrzeby teologiczne niektórzy pisarze, jak Ewagriusz, wyjaśniają, że tym złamaniem zakazu było naruszenie cielesnej wstrzemięźliwości. Puszczone samopas myśli, pragnienia, pogrążają człowieka w zmysłowości i stają się chwastem porastającym jego umysł. Może ktoś nie zauważać zmian zachodzących w swoim nastawieniu, trwać w moralnym uśpieniu. Tymczasem zło nieopanowania nie śpi, ale pracuje na niekorzyść człowieka.

Niewola obżarstwa

„Jeśli oddasz się żądzy jedzenia, nic nie zaspokoi twojego głodu rozkoszy, bowiem żądza pokarmów jest ogniem, który ciągle pochłania i wciąż płonie. Dostateczna miara napełniła naczynie, zaś rozpasany żołądek nie mówi: Dosyć! […] Przygaszony płomień rozbłyskuje na nowo, gdy dosięga chrustu, a opanowana przyjemność rozpala się na nowo przez obfitość jedzenia” (O ośmiu duchach zła, 2-3). Autor wygłasza potoczny pogląd o nienasyconym charakterze cielesnych żądz. Paradoksalnie, im częściej zaspokajane, tym bardziej stają się przyczyną frustracji. Nie jest rzeczą małą poznać naturę cielesnej rozkoszy, aby wyznaczyć jej właściwe miejsce w hierarchii dążeń.

„Nie lituj się nad ciałem zalęknionym o swoją wątłość ani nie ciesz się nim przy nadmiarze pokarmów, bowiem gdy będzie mocne, nastanie na ciebie i wojnę nieubłaganą wznieci przeciw tobie, aż duszę twą weźmie do niewoli i jako niewolnika wyda cię nieczystej namiętności” (O ośmiu duchach zła, 3). Hołubienie ciała prowadzi do przeciwnego skutku. Człowiek szukając siebie, własnego dobra, nieoczekiwanie je traci. Wyświadczając ciału doraźną przysługę, wyrządza szkodę duchowi. Idąc za swoim pozornym „ja”, alienuje się ze swego najgłębszego „ja”. Przykry zawód z powodu nietrwałych przyjemności obnaża nasze ego, nic niewarte bez zakorzenienia się w czymś głębszym, duchowym.

„Tchórzliwego żołnierza przeszywają dreszcze na głos trąby wzywającej do walki, a żarłoka, gdy ogłasza się wstrzemięźliwość. Brzuch żarłocznego mnicha ściąga podatek, lecz kto ten brzuch chłoszcze, żąda [odeń] codziennej daniny. Opieszały wędrowiec będzie nocował na pustyni pod gołym niebem, a żarłoczny mnich nie dotrze do domu beznamiętności” (O ośmiu duchach zła, 2). Celując w kontraście, pisarska satyra posługuje się przesadą. Niemniej z własnej obserwacji wiemy, jak człowiek, który lubi dużo jeść, dużo bardziej też niecierpliwi się przy pierwszym przejawie głodu. Świat mu się wali, gdy nie ma na stole tego, do czego się przyzwyczaił. Chodzi o to, kto kim rządzi – duch ciałem czy ciało duchem.

Przejawem podległości władzy jest płacenie podatku. Jeśli duch panuje nad ciałem, to duch profituje z daru ciała. Ciało staje się użytecznym narzędziem w służbie dobra, w szerzeniu chwały Bożej. Jeśli ciało rządzi duchem, będzie pozbawiać go właściwych mu dóbr, niszczyć wewnętrzną harmonię, utrudniać relacje z innymi, przeszkadzać w modlitwie. Życie zmysłowe, przyziemne i płaskie, czyni nas bezdomnymi wędrowcami zmuszonymi szukać noclegu na pustyni, bezbronnymi wobec nocy, przeszkadza dotrzeć w porę do swego domu. Wydawałoby się, że człowiek zadość czyniący wszystkim swoim zmysłom pozostaje szczęśliwy, syty, jest „w domu”. Jednak tak naprawdę w jakiś sposób się wydziedziczył. Nie odnalazł siebie, bliźnich i Boga.

Przeszkoda w kontemplacji

„Wygodne zaś życie pogrąża umysł w otchłani. Modlitwa poszczącego, [to] młody orzeł unoszący się w górę, a [modlitwa] hulającego, obciążona przez sytość, opada w dół. Umysł poszczącego jest błyszczącą gwiazdą na jasnym niebie, zaś umysł hulającego pozostaje ciemny jak noc bezksiężycowa. Obłok mgły zasłania słoneczne promienie, a ciężkie trawienie pokarmów zaciemnia umysł. Zabrudzone zwierciadło nie oddaje wyraźnie padającego nań kształtu, a otępiałe sytością myślenie nie przyjmie poznania Boga” (O ośmiu duchach zła, 1-2).

Starożytnemu pustelnikowi niezrozumiałe, by nie powiedzieć śmieszne, wydałoby się wyznanie kogoś, że nie jest w stanie powstrzymać się w piątek od mięsa. Egipscy pustelnicy w ogóle nie jadali mięsa. Pustelnik nie uzasadniałby zapewne piątkowej wstrzemięźliwości imperatywem kościelnego przykazania. Zapytałby może o modlitwę: „Czy modlisz się? Modlisz się i nie jesteś w stanie odjąć sobie cokolwiek od ust?! Modlitwa jest jak dym kadzidlany, który unosi się ze spalonej materii. Niemożliwe, żeby uniosła się bez jakiejkolwiek ofiary”.

Bardzo bliskie pozostaje Ojcom greckim rozumienie modlitwy jako oświecenia umysłu. W tradycji monastycznej istniało przekonanie, że nie powinno się jeść ostatniego posiłku zbyt późno. Jan Kasjan tak to argumentuje: „Późna wieczerza sprawia, że w modlitwach wieczornych i nocnych umysł staje się ociężały”3. Dusza pozostaje niejako zwierciadłem Boga, lustrem wody odbijającym oblicze Boże. Jeśli się je zamąci obfitością cielesnych doznań, nie wskaże nam bliskości Boga. Po obfitym posiłku pochłania nas przyjemność jego trawienia, wspomnienie doznanych przyjemności. Nie mamy ochoty na modlitwę.

Obżarstwo otwiera drogę nieczystości

„Powściągliwość rodzi wstrzemięźliwość, obżarstwo zaś jest matką rozpasania. […] Gwałtowność fal rzuca nieobciążonym statkiem, a myśl o nieczystości – umysłem niewstrzemięźliwym. […] Kolumna spoczywa na bazie, a nieczystość wspiera się na sytości” (O ośmiu duchach zła, 4-5). Folgując ciału w jednym, na ogół folgujemy i w innych rzeczach. Dogadzanie sobie w jedzeniu i piciu wydaje się czymś niewinnym. Nawet w skrajnych przypadkach popadnięcia w choroby krążenia z nadmiaru kalorii na ogół chyba nie spowiadamy się z tego. Wysoka cena, jaką się za to płaci, wydaje się już rozgrzeszać.

Tymczasem uleganie przyjemnościom seksualnym jest czymś bardziej wstydliwym, staje się wyraźniejszą materią grzechu. Pisarze ascetyczni pokazują, że problem tkwi przede wszystkim w przyczynie, a nie w skutkach. Wskazywali na wspólne źródło tego wszystkiego – na żądzę i rozkosz, które ślepo domagają się zaspokojenia potrzeb ciała kosztem ducha, w końcu obracając się przeciwko ciału. Ewagriusz definiuje je jako „jakąś przyjemność wrogą człowiekowi, zrodzoną z wolnej woli i przymuszającą umysł, aby źle używał Bożych stworzeń” (O różnych rodzajach złych myśli, 19).

„Kto miłuje wyciszenie, tego nie ranią pociski wroga, kto jednak miesza się z tłumem, wciąż otrzymuje ciosy. […] Jak bowiem wspomnienie ognia nie rozpala ducha, tak i namiętność nie nabiera mocy, kiedy nie ma materii. […] Jak bowiem odpowiednio długie topienie oczyszcza srebro, a zbyt długie łatwo może je zepsuć, tak utrzymywane wyobrażenie kobiety niszczy stan powściągliwości. Nie poddawaj swego umysłu wyobrażeniu kobiety ani nie zajmuj się dłużej ukazującym się obliczem, aby nie zapaliło w tobie płomienia rozkoszy i nie spaliło «klepiska» twej duszy. Jak bowiem iskra przebywając w plewach, wznieca płomień, tak wspomnienie kobiety dłużej trwające rozpala pożądliwość” (O ośmiu duchach zła, 4-6).

Ewagriusz przestrzega mnicha nie tylko przed spotkaniami z kobietą, lecz także przed jej wyobrażaniem czy wspomnieniem. Tego rodzaju przestrogi ascetów dzisiaj wywołują na ogół spory sprzeciw, zwłaszcza ze strony kobiet. Nad oskarżeniem Ojców o mizoginizm, niechęć czy uprzedzenie do kobiet nie da się łatwo przejść do porządku dziennego. Czy powyższe słowa nie są zbyt radykalne? Czy nie upatrują w kobiecie przyczyny zła? Na innym miejscu autor zastrzega, że złoto stworzył Pan i że nie ono jest winne ani jego wyobrażenie, ani umysł je wyobrażający, ale grzeszna namiętność do złota (por. O różnych rodzajach złych myśli, 19). Dopiero wewnętrzne nastawienie określa wartość moralną postawy.

Co do przestrogi przed kobietami pustelnicy mieli dobrą intencję, choć nie byli wolni od uwarunkowań epoki. To w tamtych czasach łaciński egzegeta Ambrozjaster zastanawiał się, czy kobieta została stworzona na obraz Boży, czy jedynie na obraz mężczyzny4. Warto uwzględnić specyfikę środowiska pustelniczego, w którym padają takie słowa.

Lepiej, żeby kontrowersje wokół postawy Ojców Kościoła względem kobiet nie odwiodły od ascetycznego przesłania powyższych słów Ewagriusza. Każdy, kto walczy o czystość, doskonale zna taką zbędną, nagromadzoną w umyśle materię wyobrażeń, wspomnień czy w ogóle myśli, która, uzupełniana ciągle nowymi bodźcami, pozbawia człowieka wewnętrznego pokoju. Poza uprzedzeniem do kobiet jest jeszcze inne uprzedzenie – do spokoju zmysłów. Współczesny człowiek obsesyjnie obawia się doświadczenia „pustyni”, uważając ją za martwą pustkę, a nie za początek głębszego życia.

Kunszt nieczystej pokusy

„Chociaż wydaje ci się, że przebywasz w obecności Boga, wystrzegaj się ducha nieczystości. Jest on bowiem bardzo zwodniczy i pełen zazdrości, i stara się być bardziej przenikliwy niż poruszenia i czujność twego umysłu. Chce odciągnąć od Boga umysł, który czuwa przy Bogu ze czcią i bojaźnią” (O modlitwie, 90). Nieczystość dysponuje niezwykłą pomysłowością, fantazją, kunsztem. Tymczasem gdy przychodzi zabiegać o skromność, pobożność, jakby kończyła się inwencja, a wszystko stawało się monotonne, zniechęcało. Mnich z Pontu zaleca czuwanie i bojaźń Bożą, stawanie w obecności Bożej, które z czasem przekształci się w nawyk i skuteczny środek walki ze złymi myślami.

„Nieczystość […] powoduje osłabienie serca, jest piecem pełnym żaru namiętności, sprowadza nieczyste wyobrażenia, jest działaniem nie wrodzonym, kształtem przypominającym cień, […] łożem pełnym marzeń sennych, […] przynętą dla oczu, bezwstydem spojrzenia, zawstydzeniem w czasie modlitwy, hańbą dla serca, przewodniczką niewiedzy” (O wadach, które są przeciwne cnotom, 2). Długa jest lista skutków nieczystości. Nieczystość osłabia serce, czyli pozbawia zdolności do prawdziwego miłowania. Jeśli nie jest nam wrodzona, bo – jak mawiali już stoicy – wrodzona pozostaje nam cnota, a jej nasienie – nieśmiertelne, to nieczystość pozostaje rzeczą wtórną, nabytą.

Bezwolna uległość popędom, a nie same popędy, nie stanowi prawdziwej natury człowieka, jak chcieliby niektórzy seksuolodzy. Wada ta wywołuje w wyobraźni cieniste kształty, które odwodzą od rzeczywistości, od tego, kim naprawdę jesteśmy, kim są inni, niszcząc prawdziwe relacje międzyludzkie. Przypomni nam o sobie w najbardziej niespodziewanym momencie – podczas modlitwy. Wtedy właśnie pojawią się nieczyste obrazy, bo modlitwa jest zwierciadłem duszy. Jak mawiał Ewagriusz, „pamięć zawłaszcza umysł w czasie modlitwy” (O modlitwie, 45).

Dokąd prowadzi nieczystość? W mrok niewiedzy. Popędy zaczynają umysłowi dyktować swoje racje, a nie umysł popędom. Im dłużej dyktują, tym bardziej zaawansowana powstaje z nich ideologia, by wynieść marność na piedestał. Dużo szczęśliwsi są ci, którzy wypowiadają walkę takim wadom.

Przypisy
1. Cytaty z pism Ewagriusza podajemy za: Ewagriusz z Pontu, Pisma ascetyczne, t. 1, Kraków 2007.
2. Palladiusz, Opowiadania dla Lausosa, Kraków 1996, XIX, 6.
3. Jan Kasjan, Rozmowy z Ojcami, t. 1, Kraków 2002, II, 26, 2-3.
4. Por. Quaestiones Veteris et Novi Testamenti, 45, 2-3, Corpus Scriptorum Ecclesiasticorum Latinorum, t. 50, Wien 1908.

Leon Nieścior OMI/Życie Duchowe