Nie jestem profesjonalistą (lekarzem, psychologiem, terapeutą), nie reprezentuję Wspólnoty AA – jestem tylko niepijącym alkoholikiem, a prezentowane tu treści są wynikiem moich osobistych przeżyć i doświadczeń.

Zła wiadomość jest taka – zła dla wszystkich tych, którzy z jakiegoś powodu pragnęliby zostać alkoholikami – że nie znam żadnej pewnej, w stu procentach skutecznej metody, sposobu, aby zachorować na alkoholizm, bo nadużywanie alkoholu jest tu niewątpliwie warunkiem koniecznym, ale jednak nie wystarczającym. Ale… po kolei.

 

W jaki sposób zostaje się alkoholikiem? Próbę znalezienia odpowiedzi na to pytanie, z konieczności i co oczywiste, poprzedzać musi wyjaśnienie, choćby nieprofesjonalne i w ogólnych zarysach, kim jest alkoholik?

 

Zrozumienie okazuje się w Polsce obecnie wyzwaniem równie trudnym, jak i pięćdziesiąt lat temu. Wydawałoby się, że ludzie wykształceni, oczytani, inteligentni… ano, właśnie… wydawałoby się. Nigdy nie drwię z czyjejś niewiedzy na ten temat – prawdę mówiąc, jestem przekonany, że gdyby nie moje własne uzależnienie, to i ja nic bym o alkoholizmie nie wiedział, bo i czemuż miałbym się nim interesować – irytuję się tylko, gdy ktoś przy swoich absurdalnych przekonaniach się upiera.

 

W każdym razie stwierdzenie, że alkoholik, to ktoś, kto nadużywa alkoholu, upija się, jest równie precyzyjne i prawdziwe, jak i przekonanie, że każdy, kto kaszle jest gruźlikiem, każdy chudy jest anorektykiem, a każdy, kto ma wysypkę, lada moment umrze na czarną ospę. Czym jest uzależnienie, według aktualnego stanu wiedzy medycznej, przeczytać można na stronie Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Oznacza to, że do zdiagnozowania choroby alkoholowej potrzebne są określone objawy (kiedyś nazywano je osiowymi objawami choroby alkoholowej), bo nie wystarczy samo picie – choćby nie wiem jak spektakularne. Jedno wydaje się oczywiste: gdyby jedynym problemem alkoholika był alkohol, to abstynencja leczyłaby chorobą alkoholową, a tak się nie dzieje, niestety…

 

Czasem piszą do mnie albo telefonują ludzie, opisują swoje życie i picie i pytają, czy są alkoholikami. Nieodmiennie przypominam, że ja nie jestem od stawiania diagnoz, ale – posiłkując się sugestią zawartą w książce „Anonimowi Alkoholicy”, której tytuł dał nazwę Wspólnocie AA – podpowiadam: jeśli twoje picie sprawia ci jakieś problemy, to przestań, ale jeśli nie możesz przestać, to nie jest wykluczone, że jesteś alkoholikiem. I nie jest to dowcip, ani żart – ludzie normalni, zdrowi na umyśle, nie robią rzeczy, które im szkodzą. Kiedy zorientowałem się, że guma do żucia uszkadza mi plomby, przestałem jej używać, choć lubiłem. Proste, prawda?

 

Doktor Robert Holbrook Smith, współzałożyciel Wspólnoty Anonimowych Alkoholików, lat temu ponad siedemdziesiąt określał alkoholizm jako szczególne połączenie alergii na alkohol z obsesją umysłową. Dla mnie proste i zrozumiałe. Jako alkoholik zdaję sobie sprawę, że jeśli zacznę pić, na przykład wypiję setkę wódki, to nie wiem, kiedy, gdzie i w jakim stanie skończę. Ta alergiczna reakcja na alkohol sprawia, że człowiek uzależniony stracił kontrolę nad ilością wypijanego alkoholu; mój organizm, a szczególnie wątroba, jak twierdzą specjaliści, nieco inaczej metabolizuje alkohol, niż się to dzieje w przypadku ludzi zdrowych. Z kolei obsesja umysłowa sprowadza się do przekonania, że choć każde albo prawie każde poprzednie picie kończyło się katastrofalnymi konsekwencjami, to tym razem będzie inaczej. Wielu ludzi popełnia do końca życia, te same życiowe błędy, do tego nie trzeba być alkoholikiem, ale wywołanie na zawołanie specyficznej reakcji organizmu na alkohol przekracza jednak nasze możliwości; tego nie da się załatwić decyzją czy postanowieniem.

 

Wspomniałem, że warunkiem koniecznym uzależnienia, choć niewystarczającym, jest nadużywanie alkoholu. Tak i trzeba to robić długo. Podczas terapii odwykowej mówiono o latach, ale to było około piętnaście lat temu – obecnie słyszałem, że w szczególnych przypadkach wystarczy kilka-kilkanaście miesięcy. Jednak powtarzam – nadużywania. Jak widać, pojawia się kolejny wątpliwy termin, ale z nim rozprawię się szybko. Internet pełen jest informacji o bezpiecznym piciu – podawane są dobowe dawki etanolu, czasem w połączeniu z płcią, wiekiem, masą ciała… Krótka piłka – jeśli następnego dnia po piciu masz kaca, to nadużyłeś alkoholu. Kac (fizjologiczne objawy zespołu abstynencyjnego) to efekt zatrucia organizmu alkoholem.

 

Wieloletnie obserwacje, doświadczenia w pracy z podopiecznymi oraz setki poznanych historii alkoholików skłaniają mnie do przekonania, że pewne skłonności, postawy, określone decyzje i wybory życiowe podejmowane nawet już od dzieciństwa w pewien sposób sprzyjają późniejszemu uzależnieniu. Warto zauważyć i uświadomić sobie, że w życiu przyszłego alkoholika jest taki okres – miesiące albo lata – w którym już nadużywa on/ona alkoholu, choć jeszcze nie wynika to z uzależnienia.

 

Dlaczego pije? Po co? Jestem całkowicie przekonany, że zdecydowana większość kobiet i mężczyzn permanentnie nadużywających alkoholu, przyszłych alkoholików (na chorobę alkoholową zapada podobno jedna na pięć osób nadużywających) pije eskapicznie, po to, aby uciec od rzeczywistości i problemów z nią związanych. Wydaje się, że znacznie częściej jest to ucieczka „od” niż „do”, ale to nadal ucieczka. Od czego uciekają? Najczęściej chyba od wstydu, poczucia małej wartości, od kompleksów, nieśmiałości, poczucia odmienności, rozmaitych lęków…

 

Jeśli ktoś w przyszłości chciałby zostać alkoholikiem, nigdy i pod żadnym pozorem nie powinien walczyć z kompleksami, przełamywać nieśmiałości, a wręcz przeciwnie – pieczołowicie je pielęgnować i rozwijać, podobnie jak przekonanie, że inni go nie rozumieją i nie zrozumieją, że absolutnie każdy śmiech za plecami jest z niego, że nie pasuje do tego świata, że nikt go nie lubi i nigdy nie polubi, że na pewno nie poradzi sobie w szkole, na studiach, w pracy, w roli ojca, żony, matki…

 

Takie osoby prędzej czy później – w naszych warunkach raczej prędzej – odkrywają, że alkohol łagodzi wszystkie te stany, bo rzeczywiście tak się dzieje i dwa drinki wydają się lekiem na całe zło świata… do czasu – bo okazuje się, że to bardzo drogie „lekarstwo”.

 

Nie, Drogi Czytelniku, na pewno nie chcesz być alkoholikiem. Alkoholizm to koszmarne cierpienie wynikające z bezsilności. Było to piętnaście lat temu, ale do dziś pamiętam, jak płakałem idąc do nocnego sklepu po wódkę – płakałem, bo nie byłem w stanie, nie potrafiłem tam nie pójść, choć tak bardzo nie chciałem…

Meszuge/deon.pl