O tym, że także współcześnie małżeństwo może być drogą do świętości świadczą małżonkowie wyniesieni na ołtarze: Ludwik i Zelia Martin – rodzice św. Tereski z Lisieux czy Joanna Beretta Molla – żona i matka czwórki dzieci.
Jan Paweł II w liście „Tertio millennio adveniente” podkreśla tę możliwość, a nawet konieczność kanonizowania tych świeckich świętych, którzy właśnie poprzez małżeństwo i dzięki niemu mogli wykazać się heroicznością cnót niezbędną do przyznania w Kościele „tytułu świętego”: „Należy popierać uznanie heroiczności cnót zwłaszcza świątobliwych wiernych świeckich, którzy realizowali swe powołanie chrześcijańskie w małżeństwie. Żywiąc przeświadczenie, że w rzeczywistości nie brak owoców świętości również w tym stanie, czujemy potrzebę znalezienia odpowiednich sposobów, ażeby świętość ta była przez Kościół stwierdzana i stawiana za wzór dla innych chrześcijańskich małżonków.” Niejako potwierdzeniem tych słów równo 10 lat od ogłoszenia tego listu stało się wpisanie w poczet świętych Joanny Beretty Molla – włoskiej lekarki, żony i matki czwórki dzieci.
Prokreacja i coś jeszcze?
Do Soboru Watykańskiego II według Kościoła najważniejszym celem małżeństwa była prokreacja i nastawienie na rodzicielstwo. Sobór położył natomiast położył nacisk na wzajemną miłość małżonków. Odświeżyło to spojrzenie na małżeństwo, ale na pewno nie unieważniło znaczącej roli, jaką odgrywa w nim otwarcie na nowe życie. To jeden z wyznaczników prawidłowo funkcjonującej katolickiej pary. Jakie są inne i co może pomóc małżonkom w drodze do świętości przez to konkretne powołanie?
1. Modlitwa
Jan Paweł II podczas przemówienia do pielgrzymów w Kalwarii Zebrzydowskiej w 79′ właśnie modlitwę określił jako najważniejsze wezwanie swojego pontyfikatu: „Niech z tego miejsca do wszystkich, którzy mnie słuchają tutaj albo gdziekolwiek, przemówi proste i zasadnicze papieskie wezwanie do modlitwy. A jest to wezwanie najważniejsze. Najistotniejsze orędzie!”. Przypomniał po raz kolejny, że „trzeba się zawsze modlić, a nigdy nie ustawać” (Łk 18,1). Modlitwa to centrum życia każdego chrześcijanina. „Wszystko zaczyna się od modlitwy” – mówiła św. Matka Teresa z Kalkuty i powtarzało tę myśl rzesze innych wyniesionych na ołtarze. Małżonkowie mają dodatkowo szczególną możliwość modlitwy wspólnej, we dwoje, a potem, gdy staną się rodzicami – modlitwy rodzinnej. To wyjątkowy przywilej zwłaszcza w obliczu słów Jezusa: „Gdzie dwóch lub trzech gromadzi się w Moje imię, tam jestem pośród nich” (Mt 18,20). Warto praktykować, a raczej uczyć się wspólnej modlitwy od pierwszych dni małżeństwa, pamiętając jednak że na rozpoczęcie tej pobożnej praktyki nigdy nie jest za późno. Wspólna modlitwa pomaga budować jedność i miłość małżonków. Umacnia i pokrzepia. Godzi po kłótniach i przygotowuje do wspólnej nocy. A przede wszystkim stanowi wzajemną podporę w na tej nierzadko żmudnej i ciemnej drodze wytrwałości w rozmowie z Bogiem.
2. Postawa altruistyczna
To postawa, bez której nie da się zbudować żadnej wspólnoty. Umiejętność dostrzeżenia potrzeb drugiej osoby i rezygnacji z własnych dla dobra drugiego jest niezbędna w miłości małżeńskiej. Jakże często potykamy się w niej o własny egoizm. Gdyby przyjrzeć się powodom wszystkich kłótni pomiędzy małżonkami, u samego ich źródła będzie właśnie myślenie tylko o sobie. Osoby mocno skoncentrowane na sobie i ciągłym analizowaniu siebie, niepotrafiące przeczekać odroczenia w realizacji swoich potrzeb, w zetknięciu z potrzebami drugiego człowieka będą się czuły „pokrzywdzone” i „nieszczęśliwe”. Często tak ważny czas poszukiwania drugiej połówki wykorzystujemy źle, skupiając się wtedy wyłącznie na sobie, zaliczając w wolnym czasie rozrywkę za rozrywką i pompując swoje ego i przyjemne doznania, gdy tymczasem jest to niepowtarzalny okres, żeby uczyć się „oddawania siebie” drugiemu człowiekowi. Dlatego tak dobre jest w tym czasie angażowanie się we wszelkiego rodzaju wolontariaty, w których służy się innym ludziom. W samym małżeństwie może być za późno na uczenie się altruizmu. Tymczasem „nieszukanie swego” w miłości polega właśnie na tym, że, mimo zmęczenia – służę, mimo obiekcji – zgadzam się, mimo zniechęcenia – trwam.
3. Czystość małżeńska
O ile stosunkowo dużo mówi się o czystości przedślubnej, o tyle czystość małżeńska bywa owiana tajemniczo-krępującym milczeniem. A jest równie ważna, co ta pierwsza. Polega oczywiście na niestosowaniu sztucznych metod regulowania płodności i korzystania wyłącznie z tych naturalnych. Pokazuje to, jak pomocny może być w małżeństwie fakt nabycia umiejętności panowania nad swoim popędem w młodszych latach. Walka o czystość nie kończy się wraz z wypowiedzeniem sakramentalnego „tak”, tylko się zmienia. Już nie w ogóle nie współżyjemy, ale współżyjemy wtedy, kiedy także pozwala nam na to rozum, a nie tylko pcha nas ochota. W czystości małżeńskiej kryje się cnota opanowania. To bardzo ważna zaleta, ujawniająca się zwłaszcza w relacji. Bez opanowania siebie nie zdołam nawet skutecznie skomunikować się z drugim człowiekiem, a co dopiero mówić o budowaniu trwałego, świętego małżeństwa.
4. Rodzicielstwo
To, jak już to było wspomniane, jedno z podstawowych zadań małżonków. Jego wagę podkreśla fakt wymieniania go nawet przy okazji przysięgi małżeńskiej. Na pytanie „Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?” przyszli małżonkowie zgodnie odpowiadają „tak”, wyrażając tym samym swoje otwarcie na dawanie życia. O ile relacja z dorosłym człowiekiem może być jeszcze szkołą altruizmu, o tyle rodzicielstwo jest już jej definitywnym sprawdzianem. Młodzi rodzice są do dyspozycji swoich małych pociech 24 h/dobę. Niewyspani, „niedojedzeni”, bez chwili czasu dla siebie, stają się żywymi obrazami prawdziwej, dojrzałej miłości. Jeśli wcześniej udało się im ochronić jakieś punkty strategiczne w swoich potrzebach, których nie oddaliby za „żadne skarby”, pojawienie się dziecka potrafi doszczętnie ogołocić z myślenia w kategoriach „moje na górze”. Bez tego daru i tej możliwości kochania bezbronnych, w pełni zależnych od nas istot jak najdoskonalszą miłością, stalibyśmy się dużo ubożsi.
5. Otwarcie na innych
Lisa Samson – jeden z bardziej znaczących głosów w literaturze chrześcijańskiej nazywa metaforycznie pewne zjawisko „małym, białym domkiem”. O co chodzi? O zamknięcie się małżonków w czterech ścianach swojego osobistego szczęścia. Obchodzi nas tylko to co dotyczy nas: nasz dom, nasza praca, nasze dzieci, my, tylko i wyłącznie. To niedobra postawa. Oczywiście, trzeba umieć ustawić sobie priorytety i wśród nich musi się znaleźć rodzina, ale odgradzanie się szczelnym murem (bogactwa, prestiżu, niechęci, obojętności) od innych, pozostaje w wielkiej sprzeczności z naturą miłości. Ta chce się dzielić swoim szczęściem z jak największą ilością osób. Jakże wspaniałe są takie „otwarte domy”, do których inni przychodzą się „ogrzać” nawet tylko przy filiżance herbaty lub pozostałościach z obiadu. W takich domach trwa nieustanny przepływ miłości nie tylko między domownikami, ale i ludźmi „z zewnątrz”. To postawa, która wzmacnia obie strony. Taki był dom Piotra Molli i jego świętej żony – Joanny jak dowiadujemy się z lektury ich listów. Taki był dom Maryi, Józefa i Jezusa. A to najlepsze wzory, od których można się uczyć świętości.
Anna Kaik