Nie lubisz podejmować decyzji, bo wybory kosztują. Każdy z nich wiąże się z rezygnacją z czegoś. Boisz się, więc w nieskończoność odkładasz na jutro albo liczysz, że ktoś weźmie na siebie twoją odpowiedzialność. Jak przestać bać się decyzji i zacząć żyć teraz i tu?

 

Ukryci wrogowie bardziej nam zagrażają, gdyż zbliżają się do nas w sposób niedostrzegalny i atakują w ciemności. Przenikają do naszych sił obronnych, docierając w sposób ukryty aż do najbardziej wewnętrznych punktów dowodzenia, gdzie podejmowane są akty ludzkie.

 

Jak wygrać życiową grę?

 

Akt decyzji jest najbardziej szlachetnym i najgłębszym spośród wszystkich ludzkich działań, on to określa ludzką osobę, najpełniej wyraża jej godność. I właśnie dlatego, że jest szlachetny i głęboki, że określa ludzką osobę i stanowi o jej godności, jest tak trudny i bolesny, doprowadzając nas wielokrotnie do walki i wystawiając na niebezpieczeństwo. Dlatego też pierwszą instynktowną reakcją na sytuację wymagającą decyzji jest próba uniknięcia jej, odłożenia na później, udawanie, że się jej nie dostrzega. Większość decyzji podejmuje się na tym świecie przez niepodejmowanie ich (jest to już jakaś decyzja), raczej przez unikanie działania niż działanie, przez pozostawienie rzeczy ich dotychczasowemu biegowi, niż podjęcie bezpośredniej interwencji po to, by je zmienić. Te niczemu nie służące decyzje zazwyczaj nie prowadzą nas do upragnionego celu. Brak decyzji jest najgorszą z decyzji. Inercja wolitywna jest chorobą śmiertelną.
Rytm, zdążenie na czas, precyzja podejmowanych decyzji pomagają również wygrać grę życia. Natomiast brak wykonania ruchu w określonym czasie może doprowadzić do przegranej. We wszystkich oficjalnych mistrzostwach szachowych oprócz graczy i sędziego w każdej grze jest jeszcze czwarty element: zegar. Świadek nieubłagany i istotny, posiadający ściśle określone zadanie: ma odmierzać czas przeznaczony na każde zagranie, oraz czas, którego w całości gracze nie mogą przekroczyć. Jeśli ktoś przekroczy limit, przegrywa. Zegar jest nieprzekupny. Odmierza sekundy, idzie do przodu, ostrzega i ogłasza koniec -czas wykorzystano. Należy uczynić ruch, zanim wskazówka zacznie się podnosić. Trzeba się zdecydować, zanim będzie za późno. Lecz gracz zaczyna powątpiewać, wyciąga rękę i cofają, wyczekuje, zamyśla się, jest sparaliżowany, napięty i nie czyni kolejnego ruchu. W tym czasie zegar biegnie do przodu, wskazówka podnosi się i czas zostaje wyczerpany. To ten moment, gdy zawodnik przegrywa.

 

Nie robisz dziś tego, co możesz zrobić jutro? 

Takie sytuacje nie zdarzają się często w mistrzostwach szachowych, lecz są na porządku dziennym w naszym życiu. Należy dokonywać wyborów. Każdy wybór zawiera w sobie element mechanizmu zegara, ograniczony czas, chronometr, który wyznacza koniec etapu. Lecz zawodnik waha się: zatrzymuje się, chwieje, odsuwa decyzję. Wyciąga rękę, ale nie porusza żadną figurą. Pozwala, by czas uciekał. Pozwala, by życie uciekło. Zegar natomiast idzie do przodu i życie także. Ostatni odpowiedni moment dla podjęcia decyzji przybliża się, nadchodzi, mija. Zegar wyznacza czas i tracimy możliwość wyboru. Tak gra po grze i całe życie tracimy. Gra w szachy może nas nauczyć gry w życie. Zegar obok, który wymierza nasze decyzje i ogłasza karę za niepodjęcie ich na czas. Bezczynność zawsze przegrywa. Możemy utracić wygraną.

Moi studenci tysiące razy pytają mnie: „Który dzień jest ostatni aby… ?” Mam zwyczaj odpowiadać na to pytanie: „Czy nie moglibyście dla odmiany pytać raczej: Który dzień jest pierwszy aby…?” Wszyscy są ze „stowarzyszenia ostatniego dnia”. Ostatni dzień aby się zgłosić, zapisać się na kurs. Jeśli uda się go przesunąć, to się przesuwa. Nie czynisz dzisiaj tego, co możesz uczynić jutro. Chociaż masz czas, chociaż są wolne dni, nie ruszasz się. Mijają dni, kalendarz robi się napięty, dzień wyznaczony przybliża się, aż uświadamiasz sobie, że nadszedł czas. Jutro jest ostatni dzień! Słowo magiczne, upomnienie sądowe, sąd ostateczny. Wtedy zaczyna się pośpiech, bieganina, przepychanie… i błędne decyzje. Każda decyzja posiada swoją godzinę, swój poranek, swoje miejsce pośród gwiazd, należy je odgadnąć, uszanować, być mu posłusznym. Nie można bezkarnie łamać rytmu życia.

 

Decyzje kosztują…

Odkładamy decyzje, ponieważ wybory nas kosztują. Z tego samego względu unikamy podejmowania decyzji, starając się, w miarę możliwości, zrzucić ten ciężar z nas i przerzucić odpowiedzialność za wybór na kogoś innego.

Znajdujemy się na spotkaniu grupy, podczas którego ma być podjęta wspólna decyzja. Został przedstawiony temat, została przekazana pełna informacja, przedstawiono wszystkie za i przeciw, na zakończenie ten, kto przewodniczy posiedzeniu, zwraca się z bezpośrednim zapytaniem do grupy: cóż powinniśmy uczynić? W tym momencie zapada cisza. Twarze stają się napięte, wzrok utkwiony w podłodze, grupa wydaje się trwać w bezruchu, bez oddechu, jakby w zbiorowej agonii. Nikt nie chce przemówić jako pierwszy, nikt nie chce się określić, nikt nie chce zaryzykować otwarcie decyzji jasnej i osobistej. Później, gdy wypowie się dwóch lub trzech, będzie łatwiej na kimś się oprzeć, przyjąć jego opinię, iść w nakreślonym kierunku, istnieje także możliwość przeciwstawienia się komuś, czy też zaproponowania jakiejś alternatywy. Jest nam łatwiej pracować we dwoje, z czymś lub z kimś, na kim można się oprzeć, w grupie lub w towarzystwie innych. Niełatwo podjąć decyzję osobistą i niezależną, niełatwo jest także ją wyrazić. Głębia osoby dąży do ukrywania się w anonimowości grupy. Podjęcie decyzji wymaga kosztów, ponieważ kosztuje nas samookreślenie siebie.

 

Ten kto się boi, nie wybiera dobrze

 

Strach przez zaangażowaniem, strach przed określeniem się, strach przed pomyłką, strach przed pokazaniem twarzy, strach przed działaniem, strach przed wyborem, strach przed byciem sobą. Strach czyni ślepymi kanały rozeznawania, unieruchamia mechanizm podejmowania decyzji. Ten, kto się boi, nie podejmuje dobrych decyzji, nie może dobrze wybierać. Pod wpływem strachu spojrzenie, rytm serca, równowaga przestają być tym, czym powinny być, przestają działać tak, jak powinny działać. Środowisko ulega zaburzeniu, wybór zaś się marnuje. Być może przy dokonywaniu dobrego wyboru najbardziej liczy się odwaga, być może nasze decyzje nie są najlepiej trafione, ponieważ brakło nam odwagi przy ich podejmowaniu. Odwagi, by się zaangażować w coś i odwagi, by się pomylić (to najlepsza gwarancja tego, by się nie pomylić), odwagi, by wybrać, odwagi, by żyć. Strach paraliżuje duszę. I przeciwnie, odwaga wyboru w sposób zdecydowany i jasny jest tym, co naznacza człowieka jako takiego, nadaje mu godność i osobowość. Nie ma lepszej szkoły stawania się człowiekiem jak umiejętność wyboru.

Podejmując osobistą decyzję, zobowiązuję się względem siebie, biorę bezpośrednią i całkowitą odpowiedzialność, tak więc to wszystko, co jest we mnie świadome, nieświadome i podświadome zostaje zaangażowane bezwarunkowo w realizację mojej decyzji, ma udowodnić jej słuszność. Jeśli jakiś młodzieniec żeni się z dziewczyną, którą sam wybrał, będzie robił wszystko, co możliwe i niemożliwe, aby udowodnić całemu światu i sobie samemu, że jego decyzja była prawidłowa, że dziewczyna była wspaniała, a w konsekwencji małżeństwo funkcjonuje bardzo dobrze i obydwoje są szczęśliwi. Napotka trudności w życiu małżeńskim i rodzinnym, jakie muszą się zdarzyć w każdym związku, lecz będzie posiadał motywację i pragnienie, by wszystko dobrze się udało, i to go będzie zmuszać do pracy i wysiłku, aby znaleźć rozwiązanie tych trudności. Jeśli przegra, to nie będzie mógł innych oskarżać bardziej niż siebie samego. Aby uniknąć poczucia winy, będzie się starał nie przegrać.

 

To pozwala ożyć

Kiedy sam podejmuję decyzję, to instynktownie staram się pokazać, że wybrałem dobrze, i zobowiązuję się do ukazania rezultatów wyboru. Podejmując osobistą odpowiedzialność przez konkretną decyzję, mobilizuję wszystkie moje możliwości, aby wyjść naprzeciw wyzwaniu i wygrać walkę. To jest ogromna korzyść, jaką daje naszemu życiu podejmowanie decyzji: czyli wykorzystywanie w sposób maksymalny naszych umiejętności, docenienie tego wszystkiego, co mamy w sobie, ożywienie całej naszej osobowości, która jest stworzona po to, aby poznawać, pragnąć i decydować. Jeśli unikam decyzji i uciekam od odpowiedzialności, skazuję się na życie w jakimś kącie, na pozostawanie skurczonym i zwiędniętym. Aby rozwinąć w sposób maksymalny moje możliwości, potrzebuję konfrontacji z trudnościami, dylematami, bezradnością, odpowiedzialnością. To wszystko pozwala mi ożyć, pokazać siłę, spotkać się z samym sobą. Nie pragnę usprawiedliwień dla moich pomyłek, ani nie uciekam pod wpływem przegranych…, a to jest najlepszy sposób, aby ograniczyć do minimum pomyłki i porażki. Chcę podejmować decyzje i żyć swoim życiem. Lepiej czy też gorzej, lecz jest to jedyne życie, które mi dano.

Innym sposobem zrzekania się odpowiedzialności jest pozostawienie decyzji okolicznościom. Zdarza się to częściej, niż się nam wydaje. Oto jeden z przykładów. Ktoś waha się, czy pojechać na wakacje, jakie proponuje jedno z biur podróży, czy też nie. Rozmyśla, rozważa, ale nie podejmuje decyzji. Racje za i racje przeciw. Z jednej strony pragnienie, aby pojechać; z drugiej stronylenistwo. Jedni zachęcają go, by pojechał, podczas gdy inni radzą mu by został. On nie wie, co ma robić. Raz wstaje lewą nogą, raz prawą. W końcu, któregoś dnia, nie wiedząc jeszcze, czy pojedzie czy też nie, telefonuje do biura podróży, które informuje go, iż wszystkie miejsca są już wykupione. Słysząc to czuje, że wielki ciężar spadł mu z ramion. Nie ma miejsca! Fantastycznie! Wszystko jest już w porządku! Oni zadecydowali za mnie! Już nie muszę decydować, ani nikomu się tłumaczyć. Nie ma miejsca! Dzięki Bogu, dzięki też agencji. Ponieważ nie ma miejsca, to nie ma wycieczki, jak nie ma wycieczki, to nie ma decyzji, nie ma też lęku przed podjęciem jej. Możesz pozostać spokojnie w domu, a jeśli ktoś o coś będzie pytał, to wystarczy zacytować słowa pracownika biura podróży. Odetchnij głęboko i odpoczywaj. Okoliczności przemówiły.

 

Powszechna przyczyna braku decyzji 

Istnieje jeszcze inna przyczyna, powszechna i nieunikniona, prowadząca do omijania decyzji. Tkwi ona w nagim i nie do uniknięcia fakcie, że wybierając jakąś rzecz, trzeba zrezygnować z innej. Wszyscy dobrze wiemy, że nie można jednocześnie dzwonić w dzwony i iść w procesji, lecz w praktyce chcemy jednocześnie być i na dzwonnicy, i na ulicy…, wskutek czego ani nie uczestniczymy w pełni w procesji, ani też nie dzwonimy z zadowoleniem. Wszyscy mówimy z twardym przekonaniem: „to, co pierwsze, jest pierwsze”; lecz mówiąc to, zapominamy, iż oznacza to także, że: „ostatnie jest ostatnim”. To zaś zakłada, że wybierając „pierwsze”, trzeba zapomnieć o tym „co ostatnie”, które nie będzie już nigdy zrealizowane. To ciężko powiedzieć… a także ciężko zrobić. Wybrać jedno, oznacza pozostawić inne. Istota wyboru polega właśnie na pozostawieniu czegoś. Samo słowo „decyzja” pochodzi od łacińskiego decidere, co oznacza: obcinać, oddzielać. Decyzja ma coś z chirurgii, i jako taka jest czymś bolesnym… ale i służy zdrowiu. Chociaż w znacznym stopniu preferujemy jedną z dwóch możliwości, to jednak zawsze boli porzucenie drugiej, dlatego dla osłodzenia sobie cierpienia, wynikającego z oddzielenia, opóźniamy pożegnanie.

Pewnego razu obserwowałem, jak mała dziewczynka cierpiała, gdyż musiała dokonać wyboru pomiędzy dwoma lalkami w jednym ze sklepów z zabawkami. Jej mama powiedziała jasno i wyraźnie: Jedna z dwóch; ta, którą wybierzesz”. To zrodziło w dziewczynce logiczny dylemat. Dzieci nie rozumieją jeszcze zdań rozłącznych. Łatwo im zrozumieć stwierdzenie: „dwie razem”, albo „żadna z dwóch”, lecz Jedną lub drugą”, to nie jest łatwe. Być może ta językowa trudność, z jaką wszyscy się rodzimy, jest wynikiem i echem oporu przed dokonaniem wyboru, koniecznością pozostawienia czegoś. Wspomniana dziewczynka wzięła pod pachy obydwie lalki, pokazując w ten sposób swoje przekonanie, że może zabrać Jedną i drugą”; i kiedy mama ją powstrzymała gestem, który nie budził wątpliwości, malutka wybrała opcję: „żadna z dwóch”, rzucając lalki na ziemię, wychodząc z powagą i z obrażoną miną ze sklepu. Kiedy mama zaczęła jej tłumaczyć cierpliwie, że lepsza jest jedna lalka niż żadna, dziewczynka powróciła zrezygnowana do sklepu i w końcu wybrała jedną. Zapakowano ją i wręczono dziewczynce, a ta wzięła ją na ręce i przytuliła do siebie. Wychodząc ze sklepu jeszcze raz spojrzała na lalkę, którą musiała pozostawić, i wydaje mi się, że zauważyłem błysk cierpienia i żalu w niewinnym spojrzeniu, jakim żegnała się z lalką, którą pozostawiała. Mama wzięła ją za rękę i już wychodziły ze sklepu, gdy dziewczynka uczyniła jeszcze coś równie niespodziewanego, jak i pięknego. Wyrwała swoją rękę z dłoni mamy, podbiegła do lady, gdzie ciągle leżała lalka, którą musiała pozostawić, dała jej wielkiego całusa i podbiegając, znowu wzięła mamę za rękę. W tym całusie był wyrażony cały ból, cierpienie, bezsilność i umieranie niemożliwych opcji. Ta maleńka, wspaniała dziewczynka zaczynała uczyć się, że wybór bywa trudny.

 

 

 

Więcej w książce: Sztuka wyboru – Carlos G. Valles