Około 1,5 % Polaków cierpi na nawracające zaburzenia nastroju. O ile z tematem depresji jesteśmy już oswojeni, o tyle pojęcie choroba dwubiegunowa ciągle dla większości z nas jest wielką niewiadomą.
„Korzeni mojej choroby doszukuję się w dzieciństwie. Wychowywał mnie ojciec, choć słowo wychowywał jest tutaj chyba nieodpowiednie. Ojciec, gdy był w domu, a bywał rzadko, tylko robił mi awantury i o wszystko miał pretensje. Był typem silnego faceta. Odniósł zawodowy sukces jako przedsiębiorca budowlany i zupełnie poświęcał się pracy. Ja natomiast byłem jego przeciwieństwem: zawsze bardziej wrażliwy, refleksyjny. Według niego byłem nieudacznikiem. Grałem na skrzypcach i nawet odnosiłem w tej dziedzinie jakieś sukcesy. Ale ojciec wyśmiewał tę moją pasję: mówił, że granie to zabawka do dziewczyn. Kiedy podczas jednej z awantur rzucił moimi skrzypcami, tak że prawie kompletnie je zniszczył, odechciało mi się żyć. U babci znalazłem jakieś tabletki uspokajające i zażyłem wszystkie naraz. Obudziłem się w szpitalu.
Od tego czasu zacząłem brać leki przeciw depresji i spotykać się z psychologiem. Powoli moje życie zaczęło się zmieniać. Gdy stanąłem przed wyborem studiów, umocniony przez psychologa wybrałem Akademię Muzyczną. Dostałem się bez problemów. W weekendy dawałem prywatne lekcje, po roku studiów dostałem stypendium, wreszcie wyprowadziłem się z domu. Zaczął się wspaniały okres w moim życiu. Wybijałem się na studiach do tego stopnia, że zostałem zgłoszony na międzynarodowy konkurs skrzypcowy. Nie zająłem wysokiej pozycji, ale od tego czasu zacząłem ćwiczyć grę jeszcze intensywniej. Żyłem na pełnych obrotach. Studia, ćwiczenia, praca, spotkania z przyjaciółmi. Zawsze miałem doskonały humor, czułem, że mogę wszystko, że świat stoi przede mną otworem. Miałem tyle energii, że praktycznie przestałem spać. Chodziłem jak nakręcony. Szkoda mi było czasu na sen, czułem się dziwnie niezmęczony. Nawet nie zauważyłem, jak powoli przestawałem dbać o takie rzeczy jak jedzenie czy mycie. Nie potrafiłem się zatrzymać, usiąść na chwilę, ciągle musiałem coś robić, gdzieś iść, ćwiczyć, rozmawiać. Czułem się jak Bóg, jakbym miał nieograniczoną siłę i możliwości. I stało się: w pewnym momencie straciłem kontakt z rzeczywistością. Nie wiem jak do tego doszło, ale ocknąłem się w szpitalu psychiatrycznym. Podobno byłem tu już dwa tygodnie. Nie pamiętałem nic, co działo się ze mną przez ostatnie cztery tygodnie, co robiłem, z kim rozmawiałem, gdzie dzwoniłem, gdzie byłem… Nic. Biała plama.”
(38-letni Marcina z Krakowa, który od 17 lat cierpi na chorobę dwubiegunową)
Często bezpośrednią przyczyną wybuchu choroby jest błędna początkowa diagnoza pierwszego kryzysu psychicznego. Depresja zostaje rozpoznana jako ostateczna jednostka chorobowa, gdy tymczasem to tylko jedna strona medalu.
Nie bardzo można o to winić lekarzy. Bardzo trudno bowiem zdiagnozować chorobę dwubiegunową. Tymczasem, inaczej przebiega leczenie strictedepresji, a inaczej epizodu depresyjnego w chorobie dwubiegunowej. Sprawa jest na tyle poważna, że źle dobrane leki potrafią nie tylko wywołać manię, ale mogą być również zaczątkiem większych schorzeń psychicznych z „królewską chorobą” – schizofrenią włącznie.
Cała jaskrawość
Każdy z nas miesza gorsze i lepsze dni. Raz czujemy się szczęśliwi, a raz niepocieszeni. Nie musi to w żadnym razie oznaczać, że cierpimy na chorobę dwubiegunową lub nawet, że jesteśmy nią zagrożeni. Dwubiegunowość chorobowa przybiera bowiem skrajne formy. Gdy dana osoba czuje się zdołowana, funkcjonuje jak osoba z czystą depresją: nie ma siły wstać z łóżka, boi się kontaktów międzyludzkich, ma myśli samobójcze. Taki stan jest jednak przejściowy i na jakiś czas osoba wraca do normalnego funkcjonowania. Po czym „łapie wiatr w skrzydła” i znów stan euforii i poczucia szczęścia, które przeżywa, są przejaskrawione. Angażuje się w wiele aktywności, nie odczuwa zmęczenia, do wszystkich jest pozytywnie nastawiona, praktycznie nie odczuwa smutku czy obawy przed czymkolwiek. O ile największym zagrożeniem wdepresji jest samobójstwo, o tyle skutkami manii są skrajne wycieńczenie, z odwonieniem włącznie oraz zupełna utrata kontaktu z rzeczywistością. Leczenie osoby w manii jest o tyle trudne, że ona sama nie widzi żadnych przesłanek do skorzystania z pomocy psychiatry. Czuje się przecież wyśmienicie. Robert Lowell, amerykański poeta cierpiący na dwubiegunowe zaburzenia nastroju trafnie określił ich istotę: „Mania jest cierpieniem dla przyjaciół, a depresja dla nas samych”.
Czerwone światło
Kiedy należałoby więc skorzystać z pomocy specjalisty, jeśli zaobserwowalibyśmy u siebie lub u kogoś ze swoich bliskich podobne skłonności? Pierwszym alarmem są zaburzenia snu. Dana osoba po prostu przestaje spać. Potrafi pracować 24 godziny na dobę nawet przez cały tydzień. Nie można jednak czekać do momentu, gdy dojdzie się już do takiego stanu. Dwie nieprzespane noce – to już jest sygnał, że trzeba zareagować. Od razu należy podjąć odpowiednie kroki, które najczęściej polegają na podaniu przeciwpsychotycznych leków wymuszających sen. Z innych objawów można podać zmiany samopoczucia w stronę depresji lub manii. Choroby te nie wybuchają nagle. Rozwijają się na tyle powoli, że najbliżsi są w stanie je wychwycić. Sylwia, żona Marcina, którego historię przytoczyłam, mówi o tym w ten sposób: – Nie potrafię nazwać, co się zmienia w jego zachowaniu, po prostu czuję, że coś jest inaczej. To też jest moment na powrót do leczenia przeciwpsychotycznego.
Złe skutki dobrego
Najczęściej jednak „osoby dwubiegunowe” muszą na stałe profilaktycznie zażywać leki. Odstawienie leków równa się nawrotowi choroby. Często dla pacjentów nie jest to łatwe, zwłaszcza, że nie chodzi o zażywanie jednej małej tabletki: w chorobie dwubiegunowej podaje się leki antydepresyjne, przeciwpsychotyczne, stabilizatory nastroju… Całe spektrum, które nie pozostaje bez wpływu na codzienne funkcjonowanie pacjenta. – Jak działają leki? Oprócz tego, że rzekomo chronią przed nawrotem choroby, sprawiają, że czuję się non stop zmęczony – piję nawet 10 kaw dziennie, za sprawą leków wymuszających sen śpię średnio po 10 h na dobę, tyję, jedząc tylko warzywa i chude mięso, trzęsą mi się ręce, nie mogę prowadzić samochodu, mam problemy z koncentracją, w pracy co krok zdarzają mi się jakieś przeoczenia, pomyłki… Całkiem sporo niedogodności, jak na coś, co ma pomagać – wyznaje Marcin.
Wielość skutków ubocznych sprawia, że pacjenci sami zmniejszają sobie dawki leków, aż do zupełnego ich odstawienia, co prostą drogą prowadzi do szpitala psychiatrycznego – mówi dr Iwona Kurowska, lekarz rodzinny. Ale nie jest powiedziane, że nawet zażywając leki choroba nie wróci.
Wyzwanie, a nie wyrok
Jak więc żyć z chorobą dwubiegunową? – Po pierwsze, trzeba raz na zawsze zaakceptować konieczność leczenia. Uzmysłowić sobie, że większość ludzi zażywa jakieś leki, które zawsze mają pewne skutki uboczne. Choroby psychiczne to takie same choroby jak inne, po prostu trzeba je leczyć – wyjaśnia dr I. Kurowska.
Po drugie, wskazane jest prowadzenie jak najbardziej uporządkowanego i zdrowego stylu życia, a przede wszystkim kładzenie się spać i wstawanie o tej samej porze. Dbałość o sen to podstawa w tej chorobie. Wreszcie, trzeba umieć powiedzieć sobie: stop. – Osoby dwubiegunowe postawione w sytuacji wysiłku ponad siły najczęściej biorą go na siebie, gdyż mają tendencję do wygórowanych oczekiwań wobec siebie i boją się zawieść kogokolwiek. Rezygnują z własnego zdrowia na rzecz pracy, dzieci, pomocy znajomym. Rozumują w ten sposób: nie ma sprawy, raz, dwa razy nie zażyję lekarstwa i dam radę pracować dwie doby – takie działanie zawsze kończy się źle – tłumacz dr I. Kurowska.
Przede wszystkim „osoby dwubiegunowe” muszą nauczyć się „odpuszczać”. Nie muszę być najlepszy, zadanie nie musi być wykonane idealnie, nie jestem od spełniania cudzych oczekiwań. Zmianę myślenia najłatwiej nabyć właśnie drogą psychoterapii. Dr I. Kurowska podsumowuje: – Nie można też sprowadzać siebie jedynie do choroby. Także w osobie chorującej są najczęściej ogromne pokłady zdrowia i dobrego funkcjonowania. W okresach międzychorobowych, pomijając skutki uboczne leków, z którymi muszą się zmagać, „dwubiegunowi” funkcjonują praktycznie jak osoby zupełnie zdrowe. Choroba dwubiegunowa to nie wyrok, tylko trochę trudniejsze życie.
Bibliografia: Iwona Koszewska, Ewa Habrat – Pragłowska „O depresji, o manii, o nawracających zaburzeniach nastroju”, Wydawnictwo Lekarskie PZWL
Anna Kaik/deon