Biblia wyraźnie odróżnia picie alkoholu, którego celem jest świętowanie od niekontrolowanego lub celowego upijania się. Zachęca do umiaru, ale potępia opilstwo.

 

Wino i inne napoje alkoholowe są wielokrotnie wspominane w Piśmie świętym. Ale bez ich demonizowania. W samej Ewangelii przemiana wody w wino w Kanie Galilejskiej zapoczątkowuje serię znaków odsłaniających boskość Jezusa. Po ludzku jest uzupełnieniem poważnego braku na weselu. Gdyby Jezus był przeciwnikiem picia wina, nie odpowiedziałby na prośbę Maryi.

 

Z ust nieprzyjaciół Jezusa pada wyzwisko, że jest On „pijakiem”, przyjacielem celników i grzeszników, który zasiada z nimi do uczty. ( Mt 11, 19; Łk 7, 34). A więc sam Zbawiciel podczas posiłków zapewne pił wino, zazwyczaj zmieszane z wodą. Jezus wybrał też wino do sprawowania Eucharystii. Dlaczego? Także dlatego, że jest ono symbolem radości, świętowania i dziękczynienia. Wdzięczność nie może się przecież łączyć ze smutkiem, lecz z radością. Podobnie jak nie jemy tylko po to, by zaspokoić głód, lecz dla budowania wspólnoty, tak samo umiarkowane spożycie alkoholu nie jest samo w sobie niczym złym, jeśli tworzy, a nie rujnuje relacje międzyludzkie.

 

Dlatego ewangelie, ale także Stary Testament, nie formułują ogólnego zakazu picia alkoholu, poza nielicznymi wyjątkami, jak np. w odniesieniu do Jana Chrzciciela czy Samuela, co wiązało się z ich specyficzną misją. Autorzy biblijni wyraźnie też odróżniają picie alkoholu, którego celem jest świętowanie od niekontrolowanego lub celowego upijania się. Zachęcają do umiaru, ale potępiają opilstwo, głównie dlatego, że jest ono przeciwieństwem czuwania i prowadzi do nadużyć. Upija się ten, kto ulega rozpaczy i zniechęceniu, ponieważ nie ma nadziei i nie czeka na Pana.

 

W jednej z przypowieści, które opowiadają o czuwaniu, Jezus odwołuje się najpierw do dobrego przykładu sługi, który w chwili Jego przyjścia robi to, co do niego należy. I dlatego zasłuży na nagrodę. Natomiast „czarną owcą” staje się sługa, który „powie sobie w duszy: Mój pan ociąga się z powrotem, i zacznie bić sługi i służące, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce” (Łk 12, 45-46). Tutaj bardzo wyraźnie widać, że nadużywanie alkoholu nie tylko wiąże się z brakiem nadziei, ale też dodatkowo wyzwala w człowieku to, co najgorsze. Zaburza relacje międzyludzkie, rodzi agresję i sprawia, że człowiek zaniedbuje swoje obowiązki. Problemem nie jest więc sam alkohol, ale ludzkie żądze, które skłaniają do jego nadmiernego spożywania, aby osiągnąć cele niezgodne z chrześcijańskim powołaniem.

Św. Paweł zestawia pijaństwo z różnymi formami nieczystości seksualnej i podziałami. Nawołuje chrześcijan pogańskiego pochodzenia: „Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień, nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości” (Rz 12, 13-14). Wszystkie te niecne uczynki pochodzą od ciała poddanego władzy grzechu i pogrążają człowieka w ciemności.

 

W Liście do Efezjan apostoł kieruje do wierzących następującą zachętę:”Nie upijajcie się winem, bo to jest przyczyną rozwiązłości, ale napełniajcie się Duchem” (Ef 5, 18). Zamiast odurzania się winem, chrześcijanie mają być „pod wpływem” Ducha. Dlaczego św. Paweł kontrastuje upicie się i rozpustę z napełnieniem Duchem Świętym? Nieprzypadkowo niektórzy ludzie obserwujący zachowanie uczniów tuż po Zesłaniu Ducha Świętego (Dz 2, 13) drwili sobie, że tamci upili się młodym winem. Postronnym obserwatorom wydawało się, że uczniowie mówią od rzeczy, ględząc jak pijani. A byli pod wpływem Ducha.

 

Wiele przemawia za tym, że św. Paweł nawiązuje do rozpowszechnionego także w jego czasach kultu Dionizosa i Bachusa, by się temu procederowi dyskretnie przeciwstawić. Jego słuchacze wiedzieli, o co chodzi. Kult obu bogów płodności przyjmował różne formy, ale jego oś stanowiły orgiastyczne festiwale, pełne wyuzdanych tańców i śpiewów. Przy akompaniamencie instrumentów obnoszono symbole falliczne i dokonywano rytualnej prostytucji. Upijano się również winem, ponieważ wierzono, że odurzenie alkoholowe powoduje „entuzjazm” – „bycie w bogu”, czyli wejście bóstwa w człowieka, by przejąć nad nim kontrolę. Człowiek przez chwilę mógł poczuć się w „skórze” boga, stając się narzędziem w jego ręku. Pijacki bełkot uważano często za proroctwo inspirowane przez ducha Dionizosa, który właśnie opanował człowieka.

 

I tak zwykłe upicie się tłumaczono jako przeżycie religijne, podczas gdy chodziło o rozpaczliwe szukanie ulgi i ucieczki przed różnymi ciężarami życia. W pogaństwie pijaństwo, obżarstwo i nieczystość seksualna to najbardziej typowe grzechy ciała, które często szły ze sobą w parze. Dzisiaj pewnie mało kto myśli o tym, by na skutek alkoholowego upojenia wejść w jakikolwiek kontakt z bóstwem. I bardzo dobrze, że ten grzech chrześcijaństwo „zdesakralizowało”. Ale możemy lepiej zrozumieć, dlaczego w Nowym Testamencie pijaństwo często pojawia się obok rozwiązłości seksualnej. Jest to przypadłość, na którą ludzie cierpią niemalże od początku świata, choć przez wieki sądzili, że można tę grzeszną symbiozę „pobożnie” usprawiedliwić i uwznioślić. Jest ona skutkiem zaślepienia grzechem i ciemnością.

 

Czy w pewnym sensie do dzisiaj wszelka próba odurzenia samego siebie nie prowadzi do tego, by przez chwilę nie czuć się sobą, lecz kimś innym? Czy nie służy temu, by zapomnieć o troskach i cierpieniach? Czy nie jest ucieczką przed własnymi ranami, niechcianymi uczuciami i bezsilnością? Chyba najwięcej mogą o tym powiedzieć ci, którzy wyszli z alkoholizmu.

 

Św. Paweł zachęca do napełniania się Duchem Świętym, który nie prowokuje człowieka do chowania głowy w piasek i radzenia sobie z trudami życia za pomocą pozornych rozwiązań. Duch nie czyni również z człowieka marionetki ani nie usprawiedliwia jego szaleństw. Przeciwnie, daje siłę, by znosić przeciwności i sprostać wyzwaniom życia w trzeźwości, a nie utożsamiać własnej słabości z boskim uniesieniem.

 

Tradycja Kościoła, choć nie znała jeszcze fizjologiczno-psychicznych mechanizmów powodujących uzależnienia, w ocenie spożycia alkoholu kierowała się jednak życiową mądrością i zdrowym rozsądkiem. Tylko skrajne sekty i heretyckie ruchy całkowicie zakazywały picia alkoholu, odnajdując uzasadnienie w Piśmie świętym.
Św. Ambroży nie zakazywał picia wina, ale z właściwym sobie realizmem ostrzegał: „Należy unikać pijaństwa, bo ono powoduje niemożność uniknięcia występku; czego bowiem nie zrobilibyśmy będąc trzeźwymi, to w zamroczeniu pijaństwa popełniamy nieświadomie”. Nie miał pojęcia o zdobyczach psychologii, ale już wtedy było dla niego jasne, że nadmierna ilość alkoholu powoduje „rozluźnienie” różnych mechanizmów obronnych i wydobywa z człowieka to, co rzeczywiście drzemie w jego sercu. A są tam rzeczy dobre i złe.

 

Święty Tomasz z Akwinu pisze, że grzech pijaństwa „polega na nieumiarkowanym użyciu i żądzy wina”. Zachowuje jednak zdrowy rozsądek i wskazuje, że nie każde spożycie alkoholu jest grzechem, zwłaszcza wtedy, gdy nie kieruje nami pożądanie. W Sumie Teologicznej, gdy omawia cnotę umiarkowania, dominikanin dokonuje pewnego stopniowania. Jego zdaniem, jeśli ktoś nie zdaje sobie sprawy, że przekroczył miarę i że napój jest łatwo upajający; w tym wypadku może nie popełniać grzechu. Może sobie jednak być świadom, „że wypił za dużo, ale nie zdaje sobie sprawy z upajającej mocy tego co wypił; tutaj pijaństwo może być grzechem lekkim”.

 

W końcu „ktoś zdaje sobie sprawę z nadmiaru wypicia i z mocy wypitego trunku, a jednak woli raczej upić się, niż wstrzymać się od picia; tutaj zachodzi pijaństwo we właściwym tego słowa znaczeniu. Ocena moralna czynu zależy bowiem nie od tego, co się stanie poza zamierzeniem (intencją), lecz od tego, co jest zamierzone jako takie w nim samym”.

 

Należy więc odróżnić okazjonalne i niezamierzone „przedawkowanie” alkoholu od celowej decyzji upicia się, za którą może kryć się złość na siebie samego, rozpacz, chęć ucieczki przed życiem, zapomnienie o wszystkim, upodlenie samego siebie. Zresztą, na tej samej zasadzie można się objadać, by szukać ukojenia w różnego rodzaju bólach egzystencjalnych. Ten typ nieumiarkowania, w przeciwieństwie do pijaństwa, jest jednak mniej groźny dla ludzi, z którymi żyje ten, kto zjada za dużo. Można też”korzystać” z własnej seksualności, by pocieszać się w samotności, smutku czy niechęci do siebie.Jednak w którymś momencie to, co zrazu było okazjonalne, może przeobrazić się w nałóg. Wtedy również ocena moralna takich czynów jest inna niż w przypadku świadomego i zamierzonego działania.

 

Dlatego nieco innym problemem jest alkoholizm, który według stanu obecnej wiedzy klasyfikujemy jako chorobę. Różni się ona od jednorazowego i celowego upicia się, które bardziej opiera się na decyzji niż na wewnętrznym przymusie i osłabieniu woli. Alkoholik „musi” pić często, a nawet codziennie. Jednak to nie sam alkohol jest źródłem alkoholizmu, lecz wnętrze człowieka. I o jego właściwe leczenie przede wszystkim należy się zatroszczyć. I to zawczasu.

 

Trzeba też jasno powiedzieć, że Ewangelia nikomu nie nakazuje picia alkoholu. Kto nie pije, nie grzeszy. Nie można go też uznawać za dziwaka czy kogoś, kto stroni od wspólnoty. Można się bawić także bez alkoholu. Jeśli więc ktoś czuje, że ma słabość do alkoholu, która powoduje, że wychodzi z niego to, co najgorsze, nie powinien po niego sięgać. Dramat polega na tym, że człowiek z powodu własnej słabości i nieznajomości siebie ciągle napina strunę aż w końcu przekroczy granicę i wtedy jest już za późno. Nikt nie może pysznie założyć, że nie jest podatny na uzależnienie. Musiałby się uwolnić od swego ciała. Dlatego ostrożność, odpowiednia edukacja, profilaktyka i poznanie siebie z pewnością nikomu nie zaszkodzą.

Dariusz Piórkowski SJ/deon