Trwała miłość jest najważniejszą ludzką tęsknotą i nadzieją. Jednak to, co bywa największą nadzieją i tęsknotą, staje się też często miejscem wielkich krzywd i cierpienia.
Pojęcia miłości i cierpienia ściśle się ze sobą łączą. Im bardziej jesteśmy spragnieni miłości i uczucia, tym więcej oczekujemy jej od osób, które kochamy. Wielkie zakochania niosą często ze sobą bolesne cierpienia. To jeden z najważniejszych tematów literatury. Opis miłości Anny Kareniny do Aleksego Wrońskiego z powieści Lwa Tołstoja to ciąg cierpień zakończony pod kołami pociągu.
Wielkie emocjonalne oczekiwania zwykle niosą ze sobą ogromne rozczarowania, wewnętrzne rozdarcia i konflikty. Często są to rozczarowania człowiekiem, w którym osoba zakochana pokładała wielkie nadzieje. Samo rozczarowanie bywa odbierane jako skrzywdzenie. Chłopak może czuć się skrzywdzony tylko dlatego, że dziewczyna, która go fascynuje, nie odwzajemnia jego uczuć. Podobnie dziewczyna. A przecież nikt nie jest zobowiązany do przyjmowania uczuć drugiej osoby i odpowiadania na nie.
Ponieważ jesteśmy istotami kruchymi w przyjmowaniu i dawaniu miłości, dlatego tak łatwo czujemy się krzywdzeni. W okresie młodości istnieje potrzeba szczególnej wzajemnej uważności w relacjach przyjaźni i miłości. Młodym konieczna jest wręcz świadomość, jak bardzo można skrzywdzić drugiego, traktując jego uczucia zakochania i fascynacji w sposób niedelikatny, lekkomyślny czy wręcz brutalny. Miłość ludzka domaga się delikatności, przejrzystości i szlachetności.
Gdy brakuje uczciwości moralnej, łatwo może dojść do nadużycia zaufania, wykorzystywania siebie. Młody człowiek może poczuć się głęboko zraniony, kiedy po dłuższym „chodzeniu ze sobą” nagle zostaje odrzucony. Bardziej podatne na zranienie bywają kobiety. One też ponoszą bardziej namacalnie konsekwencje relacji fizycznych i macierzyństwa. Jednak także mężczyźni czują się zranieni, kiedy kobieta bawi się ich uczuciami. Wzajemne ranienie się małżonków bywa przedłużeniem źle przeżytego okresu narzeczeństwa. Im więcej poczucia krzywdy wynosimy z domu rodzinnego, tym łatwiej możemy poczuć się skrzywdzeni w relacjach narzeczeńskich, małżeńskich i rodzinnych.
Głębsza znajomość własnej wrażliwości emocjonalnej, a szczególnie podatności na poczucie krzywdy, może pomóc nam w opanowaniu sztuki wzajemnego przebaczania i pojednania. Okres narzeczeństwa to czas wzajemnego poznawania siebie. Jednak nawet najlepiej przeżyty nie gwarantuje „małżeństwa doskonałego”. Małżeństwo, jako stały związek, przynosi nowe sytuacje, których nie da się przewidzieć w okresie narzeczeńskim. Stabilność, równowagę i dojrzałość małżeństwa trzeba wypracować już w trakcie jego trwania. Po okresie pierwszej fascynacji w małżeństwie przychodzi okres „przyzwyczajania się” do siebie. W takim klimacie ujawniają się często te strony charakteru, które były, nieraz podświadomie, ukrywane w okresie narzeczeństwa. Codzienne troski materialne, relacje z teściami, przyjście na świat dzieci – wszystko to odsłania granice emocjonalne i moralne obu stron.
Jeżeli małżonkowie nie podejmują tych trudności, łatwo stają się one powodem wzajemnej krzywdy i rozczarowania. Ma to miejsce także wówczas, kiedy „na początku” istniało wielkie oczarowanie emocjonalne. Małżeństwo jako związek wymaga ciągłej troski, wysiłku i codziennej pielęgnacji.
Józef Augustyn SJ