Obecna refleksja ma charakter teologiczny. Jej przedmiotem są słowa Credo: Wierzę w ciała zmartwychwstanie i życie wieczne.Opieram się w niej głównie o Pismo Święte, Katechizm Kościoła Katolickiego, rozważania Benedykta XVI i innych współczesnych teologów.

 

 

  1. ZMARTWYCHWSTANIE UMARŁYCH

Podstawą naszej wiary w zmartwychwstanie jest fakt zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma zmartwychwstania? Jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara – pisze św. Paweł (1Kor 15, 12-14).

Zmartwychwstanie Chrystusa jest uwierzytelnieniem przez Boga tego wszystkiego, co Chrystus czynił i czego nauczał. Wskrzeszając Jezusa z martwych Bóg potwierdził swoim autorytetem, że Jezus jest Mesjaszem – Bogiem i że Jego śmierć otwarła nam drogę do zbawienia. Jezus odszedł z tego świata w cierpieniu, ale po to, by powrócić w chwale i obdarzyć tą chwałą wszystkich swoich uczniów: Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest PANEM – ku chwale Boga Ojca (Flp 2, 9 – 11).

W naszym wyznaniu wiary mówimy: trzeciego dnia zmartwychwstał, wstąpił do nieba i siedzi po prawicy Boga Ojca Wszechmogącego. Wstąpienie Jezusa do nieba i zasiadanie po prawicy Ojca jest uwielbieniem Jezusa jako Boga i zapoczątkowaniem Jego Królestwa.

Poprzez swoje zmartwychwstanie Chrystus przechodzi ze stanu śmierci do innego życia – życia poza czasem i przestrzenią. Po swoim zmartwychwstaniu Jezus ukazywał się przez czterdzieści dni swoim uczniom i dawał im dowody, że żyje. Jezus nawiązywał z uczniami bezpośredni kontakt, np. poprzez wspólny posiłek z uczniami w Emaus (Łk 24, 13-35) czy nad Jeziorem Genezaret (J 21, 1-14). Pozwolił także Tomaszowi dotykać swoich ran (J 20, 24-29). Chciał, by uczniowie zobaczyli, że nie jest duchem, a Jego ciało jest tym samym ciałem, które zostało umęczone, ukrzyżowane i złożone przez uczniów w grobie.

To autentyczne ciało Chrystusa posiada jednak również właściwości ciała uwielbionego. Nie sytuuje się już w czasie ani w przestrzeni. Może uobecniać się na swój sposób, gdzie i kiedy chce. Wymyka się logice ziemskiego myślenia i pojęciowania. Nie podlega prawom materii. Nie można Go od razu rozpoznać. Ukazuje się w postaci ogrodnika Marii Magdalenie(J 20, 11-18) czy Wędrowca – uczniom z Emaus (Łk 24, 13-35).

Ostatecznym celem naszego życia nie jest również cierpienie i krzyż, ale radość i chwała wraz z Chrystusem Zmartwychwstałym. Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli […] I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni (1Kor 15, 20-22). Nasze zmartwychwstanie będzie zmartwychwstaniem w Chrystusie. Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we mnie wierzy, choćby i umarł żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki (J 11, 25n).

Wiara w zmartwychwstanie już od początku spotykała się z niezrozumieniem i oporem. Podobnie jest do dziś. Wprawdzie przyjmuje się dość powszechnie, że po śmierci życie trwa nadal w sposób duchowy, jednak trudniej jest uwierzyć, że wiecznie trwa również ciało.

Według koncepcji żydowskich zawartych w Starym Testamencie ciało zmartwychwstałe jest w pełni identyczne z ciałem ziemskim, a świat po zmartwychwstaniu jest kontynuacją świata ziemskiego, doczesnego.

Tym poglądom przeciwstawia się jednak Nowy Testament, a zwłaszcza św. Paweł. Św. Paweł mówi o zmartwychwstaniu ciał, które nie istnieją już na sposób ciała Adama, a więc w sposób materialny, ale na sposób ciała Chrystusa zmartwychwstałego. Jest to forma cielesności duchowej:  Lecz powie ktoś: A jak zmartwychwstają umarli? W jakim ukazują się ciele? O, niemądry! Przecież to, co siejesz, nie ożyje, jeżeli wprzód nie obumrze. To, co zasiewasz, nie jest od razu ciałem, którym ma się stać potem, lecz zwykłym ziarnem… Zasiewa się zniszczalne – powstaje zaś niezniszczalne; sieje się niechwalebne – powstaje chwalebne; sieje się słabe – powstaje mocne;  zasiewa się ciało zmysłowe – powstaje ciało duchowe. Jeżeli jest ciało ziemskie powstanie też ciało niebieskie…Oto ogłaszam wam tajemnicę: nie wszyscy pomrzemy, lecz wszyscy będziemy odmienieni. W jednym momencie, w mgnieniu oka, na dźwięk ostatniej trąby – zabrzmi bowiem trąba – umarli powstaną nienaruszeni, a my będziemy odmienieni. Trzeba, ażeby to, co zniszczalne, przyodziało się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodziało się w nieśmiertelność (por. 1Kor 15).

Dalej, mówi Paweł, że chrześcijanie mają żyć, szukając tego, co w górze, bo ich prawdziwe życie jest życiem w Chrystusie; chrześcijanin egzystuje w Chrystusie, natomiast życia ziemskiego nie absolutyzuje, pozostawia za sobą (por. 2Kor 5,1; Ef 2,6; Kol 3, 1-3: Flp 3, 20-21). Chrześcijanin żyje ekscentrycznie, wie, że prawdziwe ja mieszka poza nim samym (w Chrystusie). Z tego wynika, że nowość życia po zmartwychwstaniu, nowość egzystencji po zmartwychwstaniu nie płynie od świata, ale z góry.

Pewien przedsmak przemienienia naszego ciała w Chrystusie daje nam udział w Eucharystii. Św. Ireneusz pisze: Podobnie, jak ziemski chleb dzięki wezwaniu Boga, nie jest już zwykłym chlebem, ale Eucharystią, a składa się z dwóch elementów, ziemskiego i niebieskiego, tak również my, przyjmując Eucharystię, wyzbywamy się zniszczalności, ponieważ mamy nadzieję zmartwychwstania.

Śmierć i zmartwychwstanie człowieka jest wejściem w inny wymiar czasu i przestrzeni. Człowiek włączony jest w czas. Gdy człowiek kończy czas życia biologicznego poprzez śmierć, czas ludzki trwa nadal. Człowiek, który umiera znajduje się poza historią. Historia jest dla niego niejako chwilowo zamknięta. Nie traci jednak odniesienia do historii. To, co człowiek dokonał w życiu trwa nadal. Ma charakter nieodwołalny. Księga Apokalipsy mówi, że za człowiekiem idą jego czyny (Ap 14, 13). W wymiarze wiecznym istnieje jednak możliwość dopełnienia ostatecznego losu człowieka, możliwość oczyszczenia.

Można powiedzieć, że człowiek nie wypełnił do końca swojego zadania na ziemi, jeśli ktokolwiek cierpi z jego powodu. Wina idąca za mną (po śmierci) pozostaje jakąś cząstką mnie samego. Sprawia, że wiąże mnie z tym czasem, w którym cierpi przeze mnie konkretny człowiek. Człowiek nie może być w pełni szczęśliwy, jeśli z jego powodu cierpią inni. Wynika z tego, że wina jest przywiązaniem do czasu. Nie mogę wejść poza czas, w wieczność, gdy w tym czasie cierpi przeze mnie człowiek. [Wyjątek stanowi Maryja. Maryja jest w pełni w Domu Ojca, bo w Niej nie ma żadnej winy rodzącej cierpienie]. W chrześcijaństwie, w tym kontekście czyściec jest odcierpieniem do końca ziemskiego długu, jest zadośćuczynieniem za cierpienie zadawane innym.

K. Rahner i T. de Chardin mówią, że dusza po śmierci staje się wszechkosmiczna, czyli ma odniesienie do całego kosmosu, wchodzi w nowe relacje ze światem, zespala się w nowy sposób z całą naturą. Wraz ze śmiercią człowieka byt staje się wszechkosmiczny. Bóg staje się wszystkim we wszystkich (por. 1Kor 15,28).

Konkludując trzeba stwierdzić, że nie można wyobrazić sobie ciała zmartwychwstałego. Nowy świat jest światem niewyobrażalnym. Pewnym jest natomiast, że człowiek i w ogóle cały kosmos zmierza do celu, w którym duch (dusza) i materia (ciało) zostaną przez Boga powiązane w jakiś nowy i definitywny sposób.

 

2. PARUZJA – POWTÓRNE PRZYJŚCIE JEZUSA

Zastanówmy się teraz nad kolejnymi słowami naszego wyznania wiary: Stamtąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych. Te słowa mówią o paruzji, czyli kolejnym przyjściu Chrystusa na końcu czasu.

W dzisiejszej teologii istnieją dwa nurty. Pierwszy mówi, że nie można mówić o czasie ponownego przyjścia Chrystusa. Nie można ustalać żadnych dat (jak to czynią np. Świadkowie Jehowy), ani mówić o znakach. Można jedynie czuwać (por. Mk 13, 37).

Drugi nurt podkreśla, że przyjście Chrystusa jest dziełem Boga, które dopełnia się również przy udziale człowieka. Nie może wprawdzie być przedmiotem ludzkich kalkulacji, ale nie wyklucza pewnych, danych ludziom przez Boga znaków. Znaki te można podzielić na dwie grupy. Znaki mające charakter bardziej ogólny i znaki bliższe.

Znaki ogólne – to wydarzenia związane z wojną, kataklizmami i prześladowaniami uczniów Jezusa. Ewangelista Marek mówi w 13 rozdziale o fałszywych mesjaszach, wojnach ogarniających cały świat, trzęsieniach ziemi, klęskach głodu, prześladowaniach chrześcijan, katastrofach kosmicznych. Jest to więc sytuacja świata rozdzieranego wojnami i kataklizmami bez nadziei na zasadniczą zmianę takiego stanu.

Jednak w praktyce znaki te odnoszą się do wszystkich pokoleń. W ostatnim czasie jesteśmy świadkami częstych trzęsień ziemi, powodzi, erupcji wulkanicznych itd. Znaki te nie pozwalają wyznaczyć daty końca świata. Skłaniają natomiast do czujności. Czas ostateczny trwa stale.

Bliższym znakiem powtórnego przyjścia Jezusa jest głoszenie Ewangelii całemu stworzeniu. Jednak ten znak też nie odbiega od wzoru. Już św. Pawłowi i Markowi wydawało się, że nakaz głoszenia Ewangelii wszystkim narodom został wypełniony.

Kolejnym znakiem jest pojawienie się Antychrysta (J, Ap, 1Tes). Według 1J wyznawcy Antychrysta, fałszywi prorocy i mesjasze odrzucają rolę i zadania Jezusa w planie Boga i nie uznają Go za Syna Bożego i Mesjasza. Antychryst jednak występuje w całej historii, choć w różnych postaciach. Wystarczy, że przyjrzymy się temu, co dzieje się w naszym katolickim kraju, jaka walka toczy się o człowieka i jego duszę.

Innym znakiem jest nawrócenie Izraela (Rz 9-11). Jednak według św. Pawła nie będzie to wydarzenie rozpoznawalne empirycznie, pozwalające ustalić czas paruzji.

Trzeba więc stwierdzić, że nie można ustalić dokładnie daty ostatecznego przyjścia Chrystusa: Lecz o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec (Mt 24, 36). O wiele ważniejsze jest to, by być zawsze gotowym na spotkanie: Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie (Mt 24, 42-44).

Tomasz a Kempis pisze w swoim dziełku O naśladowaniu Chrystusa: Tak powinieneś zachować się w każdym czynie i w każdej mysli, jak gdybyś dziś miał umrzeć. Jeśli miałbyś czyste sumienie, nie bałbyś się bardzo śmierci .Lepiej jest unikać grzechu, niż uciekać przed śmiercią. Jeśli dziś nie jesteś gotowy, czy będziesz gotowy jutro? (I, 23, 1).  

Ostatnie, chwalebne przyjście Chrystusa związane będzie z Sądem Ostatecznym. Zastanówmy się krótko, na czym polega ten sąd?

Według św. Jana, Chrystus nie sądzi, nie ocenia, ale przynosi człowiekowi zbawienie. Kto trwa w Chrystusie, trwa w kręgu zbawienia. Potępienie ma miejsce, gdy człowiek żyje z daleka od Chrystusa, zamyka się na Chrystusa. Słowo Jezusa, który przynosi zbawienie wskazuje, że potępiony sam wyłączył się ze zbawienia, postawił granice między sobą a Chrystusem, sam się osądził.

Poprzez śmierć człowiek wkracza w rzeczywistość niczym nie przysłonioną, w prawdę. Kończy się maskarada, fikcje, gry, pozory. Człowiek jest już jedynie tym, kim jest w rzeczywistości. Sąd polega na zrzuceniu wszystkich masek, które dokonuje się z chwilą śmierci. Sąd to objawienie się prawdy. Prawdą jest Bóg. Poznając prawdę człowiek sam siebie oceni. KKK mówi: W obliczu Chrystusa, który jest prawdą, zostanie ostatecznie ujawniona prawda o relacji każdego człowieka z Bogiem. Sąd Ostateczny ujawni to, co każdy uczynił dobrego, i to, czego zaniechał w czasie swego ziemskiego życia (nr 1039).

Kryterium sądu będzie miłość (zob. Mt 25, 31-46). Św. Jan od Krzyża pisze: Pod wieczór naszego życia będziemy sądzeni z miłości. Jan Paweł II pisze w książce Przekroczyć próg nadziei: To miłość przede wszystkim sądzi. Bóg, który jest miłością, sądzi przez miłość. To miłość domaga się oczyszczenia, zanim człowiek dojrzeje do tego zjednoczenia z Bogiem, które jest ostatecznym jego powołaniem i przeznaczeniem (s. 141).

Kościół mówi o dwóch rodzajach sądu: sądzie indywidualnym – w czasie śmierci każdego człowieka i sądzie powszechnym – w chwili ostatecznego przyjścia Chrystusa.

 

3. RZECZY OSTATECZNE

Na koniec naszych rozważań przyjrzyjmy się krótko ostatecznemu spełnieniu sensu i celu człowieka w wieczności. Kościół, opierając się na nauce Chrystusa, Pisma Św. i całej Tradycji mówi o dwóch stanach w wieczności: o niebie i piekle. Wskazuje też na możliwość końcowego oczyszczenia przed wejściem do nieba, czyli na czyściec.

 

NIEBO

Niebo jest ostatecznym dopełnieniem egzystencji człowieka poprzez spełnioną miłość. Właściwie można powiedzieć, że niebo zaczyna się już w teraźniejszości, na ziemi. Niebo jest oglądaniem Boga twarzą w twarz, jest pełnią życia w Chrystusie, jest samą miłością. Dlatego już tu na ziemi można doświadczać nieba. Im bliżej jesteśmy Chrystusa, im więcej w nas miłości, tym bardziej kosztujemy już przedsmaku nieba. Niebo na ziemi dokonuje się w spotkaniu z Chrystusem, szczególnie w Eucharystii. Teraz widzimy, jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz. Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany (1Kor 13, 12).

Jednak nasze życie w Chrystusie na ziemi nigdy nie będzie pełnym doświadczeniem nieba. Bo trwamy w świecie, w grzechu, w słabościach. Rzeczywistość nieba przysłania nam świat. Można powiedzieć, że częstszym naszym doświadczeniem na ziemi jest piekło (zło, grzech, nienawiść, śmierć) i czyściec (cierpienie) niż niebo.

Nieba nie można określić przestrzennie. Niebo to nie jest miejsce poza ziemią, do którego się wchodzi. W górze oznacza wyzwolenie z więzów świata, włączenie w pełnię miłości. Niebo to jest relacja osobowa. Istota nieba polega na obdarowaniu człowieka bytem samego Boga. Człowiek jest w niebie w takiej mierze, w jakiej żyje z Chrystusem. Niebo to rzeczywistość osobowa.

Tajemnica nieba przekracza nasze możliwości wyobrażenia. Dlatego Pismo św. mówi o niej w obrazach: życie, światło, pokój, uczta weselna, wino królestwa, dom Ojca, Niebieskie Jeruzalem, raj. Niezdolność umysłu do zrozumienia tajemnicy nieba wyraził św. Paweł w słowach: ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy go miłują (1Kor 2, 9).

Niebo jest uwielbianiem Boga. Chrystus uwielbił Boga Ojca w sposób najdoskonalszy – poprzez doskonałe posłuszeństwo i poprzez ofiarę paschalną (mękę, śmierć i zmartwychwstanie). W niebie dopełnia się sens wszelkiego kultu. Kult Boga w niebie nie polega jednak na ludowych wyobrażeniach ludzi z palmami, którzy śpiewają Hosanna. Niektórzy, opierając się na tych wyobrażeniach stwierdzają, że niebo jest nudne. Życie wieczne nie będzie nigdy nudne i ponure. Niebo to miłość. Tam gdzie się kocha, gdzie jest prawdziwa miłość, nie ma czasu na nudę.

Niebo jest jednym wielkim szczęściem i radością – jednym wiecznym świętem. Ta radość wynika z bezpośredniego oglądania Boga – twarzą w twarz. Dopiero w niebie Bóg dopuści nas do bezpośredniej kontemplacji siebie, która będzie pełnią szczęścia i miłości. Umiłowani, pisze św. Jan, obecnie jesteście dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest (1J 3, 2). A Jezus mówi: A to jest życie wieczne, aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś – Jezusa Chrystusa (J 17, 3).

Niebo nie zna izolacji, samotności. Jest ono współżyciem wszystkich, którzy tworzą ciało Chrystusa. Jest to otwarta wspólnota świętych. W niebie dopełniają się wszystkie międzyludzkie odniesienia i relacje. Jest to bliskość miłości z Trójcą Świętą. Jest to bliskość obecności i miłości Maryi, aniołów i wszystkich świętych, w tym również naszych najbliższych. Poprzez nich osiągamy Boga, a w Bogu – drugiego człowieka.

Wtopienie całego naszego ja w Boga i w drugiego człowieka nie oznacza jednak zatracenia własnej jaźni. Oznacza raczej jej oczyszczenie, a przez to rozwinięcie do granic możliwości. Dlatego niebo dla każdego człowieka posiada wymiar indywidualny. Każdy ogląda Boga na swój sposób, każdego, jako istotę jedyną i niepowtarzalną, obdarza Bóg pełnią swojej miłości. Zwycięzcy dam manny ukrytej i dam mu biały kamyk, a na kamyku wypisane imię nowe, którego nikt nie zna prócz tego, kto je otrzymuje (Ap 2, 17).

Dawniej mówiono o różnych chórach w niebie, o koronach męczenników, dziewic itd. Dzisiaj wypowiedzi teologów są bardziej powściągliwe. Wystarczy powiedzieć, że Bóg obdarza każdego pełnią na sposób indywidualny. A więc nie chodzi o uprzywilejowanie tej czy innej drogi.

Niebo z jednej strony jest łaską, miłością darowaną człowiekowi przez Boga. Z drugiej strony jest nagrodą za życie ziemskie, za to, co człowiek w życiu zdziałał i przecierpiał. Stąd nasze działanie i dawanie, nasze bycie dla innych, nasza miłość na ziemi jest dojrzewaniem do nieba.

W niebie zamilkną już wszystkie pytania. Znajdą pełną odpowiedź w miłości, w Bogu. Św. Paweł pisze: Tak więc trwają wiara, nadzieja i miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość (1Kor 13, 13). W niebie pozostanie już tylko miłość. Wiara i nadzieja znajdą całkowite dopełnienie. Całe stworzenie stanie się jednym hymnem wyzwolenia z zamknięcia w sobie, z wszystkich ograniczeń i egoizmu. Będzie jedną wielką absolutną, nieskończoną Miłością.

Problemem, którego chciałbym tu dotknąć na marginesie, jest problem małych dzieci, które umierają bez sakramentu chrztu. Czy one również będą oglądać Boga? Dawniej mówiono  o tzw. limber puerorum – miejscu, gdzie będą przebywać dzieci nieochrzczone. Dzisiaj coraz mniej mówi  się już o tej formie egzystencji. Kościół wierzy w miłosierdzie i miłość Boga, która nie pozbawia dzieci, bez ich winy, wiecznej radości. Nowy KKK mówi: Jeśli chodzi o dzieci zmarłe bez chrztu, Kościół może tylko polecać je miłosierdziu Bożemu, jak czyni to podczas przeznaczonego dla nich obrzędu pogrzebu. Istotnie, wielkie miłosierdzie Boga, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieniPor. 1Tm 2,4., i miłość Jezusa do dzieci, która kazała Mu powiedzieć: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im” (Mk 10,14), pozwalają nam mieć nadzieję, że istnieje jakaś droga zbawienia dla dzieci zmarłych bez chrztu (1261).

 

CZYŚCIEC

 By osiągnąć niebo trzeba wyzbyć się wszystkiego, co ziemskie, trzeba dojrzeć do miłości. Jednak nie każdy człowiek z chwilą śmierci jest zdolny do oglądania Boga twarzą w twarz. Dlatego po śmierci istnieje możliwość dopełnienia oczyszczenia, by uzyskać świętość. Kościół nazywa ten stan czyśćcem.

Św. Paweł pisze: Niech każdy jednak baczy na to, jak buduje. Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus. I tak jak ktoś na tym fundamencie buduje: ze złota, ze srebra, z drogich kamieni, z drzewa, z trawy lub ze słomy, tak też jawne się stanie dzieło każdego: odsłoni je dzień /Pański/; okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest. Ten, którego dzieło wzniesione na fundamencie przetrwa, otrzyma zapłatę; ten zaś, którego dzieło spłonie, poniesie szkodę: sam wprawdzie ocaleje, lecz tak jakby przez ogień (1Kor 3, 10-15).

Tekst ten cała Tradycja Kościoła odnosi do czyśćca. Ogień, o którym pisze św. Paweł, jezuita, o. Gustave Martelet nazywa ogniem oświecającym. Taki ogień niszczy wszelki fałsz i prowadzi do odkrycia, że Fundamentem świata, najwyższą Miłością i Panem jest Chrystus.

Oświecający ogień pozwali nam zobaczyć w prawdzie siebie i swoje życie. Ponieważ jednak nie można już nic działać, nie można nic dobrego czynić, pozostaje cierpieć. Pisze Martelet: Każdy człowiek staje się wówczas nowym św. Franciszkiem – spalanym przez skruchę, pożeranym przez żal, złamanym przez szaleństwo, które w dniach naszej historii stawiało nas w śmiesznej opozycji wobec nieskończonej miłości. Zniszczy on w nas – taką myśl podsuwa św. Paweł – wszystkie konstrukcje i nadbudowy z drewna, ze słomy, wszystkie partactwa historii, z naszego życia, które wnosiliśmy, zapominając o Fundamencie – o Chrystusie, Jego miłości, Jego życiu. Można to powiedzieć jeszcze inaczej, przechodząc od symbolu ognia do symbolu łez, które wywołuje świadomość zapomnienia o miłości Pana: będziemy musieli utopić w oceanie goryczy naszych łez ową fałszywą samowystarczalność; ona to zakryła przed nami Piękno, Miłość i Prawdę Pana. (138).

H. Balthasar z kolei nazywa czyściec ogniem przepalającym i przetapiającym. Taki ogień uczyni człowieka naczyniem bez skazy, które może już wypełnić wieczna miłość i radość.

Czyściec nie jest więc jakimś obozem karnym w zaświatach, w którym człowiek musi odcierpieć wymierzone przez Boga kary. Czyściec dotyczy wymiaru poza – czasowoprzestrzennego. Jest to raczej stan, proces przemiany, poprzez który człowiek staje zdolny do jedności z Chrystusem, z Bogiem, a przez to z całą wspólnotą świętych.

Wystarczy choć trochę realizmu w spojrzeniu na człowieka, by zrozumieć, że ten proces jest nieodzowny. Każdy człowiek uwikłany jest w egoizmie, upada, grzeszy, odchodzi od Boga. Wprawdzie dzięki wierze dostępujemy miłosierdzia, ale potrzeba nam jeszcze przemiany, by osiągnąć pełnię czystości, świętości. Takim czasem przemiany jest właśnie czyściec. A więc istotą czyśćca jest oczyszczenie i dojrzewanie, które prowadzi do spotkania z pełnią Bożej miłości. To dojrzewanie ma dla każdego wymiar indywidualny. Nie można więc określać czyśćca w kategoriach czasu. Czysty duch nie jest już związany czasem ani przestrzenią. Można natomiast mówić o intensywności oczyszczenia (Boros).

Pismo święte mówiąc o spotkaniach człowieka z miłością Boga, używa języka, który oddaje przepaść między ludzką słabością a świętością Boga. Ta przepaść rodzi cierpienie, ból, smutek a zarazem ogromną tęsknotę za Bogiem. Np. św. Jan w Apokalipsie, opisując wizje spotkania z Bogiem, mówi: A Jego wygląd – jak słońce, kiedy jaśnieje w swej mocy. Kiedym Go ujrzał, do stóp Jego upadłem jak martwy (Ap 1, 16n). Miłość Boża jest tak czysta, szlachetna, absolutna, wzniosła, że w konfrontacji z nią, człowiek będzie cierpiał, że nie odpowiedział na nią w swoim życiu do końca. Będzie czekał i tęsknił.

Czyściec jest już przedsmakiem nieba. Przebywając w czyśćcu człowiek kocha Boga całym sercem i pragnie Go całą swoją duszą. Wie równocześnie, że nic i nikt nie może go już odłączyć od tej miłości. Żyje pewnością nadziei na spotkanie z Nim (Kijas, Czyściec, 203). W tym duchu człowiek jest zdolny, a nawet pragnie przyjąć, jak największe cierpienie, by wynagrodzić Bogu, swój wcześniejszy brak miłości. Człowiek więc sam narzuca sobie czyściec.

Istotę czyśćca dobrze oddają wypowiedzi świętych, mistyków, którzy doświadczali czyśćca już na ziemi. Posłuchajmy kilka z nich.

* Św. Katarzyna z Genui (1447-1510) porównuje proces oczyszczania do odsłaniania zasłoniętego lustra: W miarę, jak zasłona znika, lustro coraz bardziej wystawia się na promienie słoneczne. W podobny sposób dusza jest pokryta rdzą grzechu, którą stale spalają płomienie czyśćcowe; i im bardziej rdza grzechu ginie, tym doskonalej dusza odbija blask prawdziwego słońca, jakim jest Bóg (Kijas, 213).

* Bł. Aniela Salawa (1881-1922): Pierwsze uczucie. Nadzwyczajny wstręt do wszystkiego, co nie jest Bogiem, a na to miejsce pragnienie, ach jak bardzo wielkie: dużo, ach dużo cierpieć dla Boga. Drugie uczucie. Szał miłości, porywający duszę gwałtem ku wyżynom, tam gdzie mój Pan i Bóg mieszka. Ach, jak wielki to szał miłości! Trzecie uczucie. Niepojęta boleść duszy, czemu Pan Bóg jest tak mało kochany i tak zapominany i tak zlekceważony (Kijas, 212).

* Św. Faustyna (1905-1938): O Stwórco mój, tęsknię za Tobą. Ty mnie rozumiesz, o Panie mój. Wszystko, co na ziemi, bladym mi się cieniem wydaje, ja Ciebie żądam i pragnę. Chociaż czynisz tak niepojęcie wiele dla mnie, bo sam w sposób szczególny odwiedzasz mnie, jednak te odwiedziny nie koją serca rany, ale pobudzają mnie do coraz większej tęsknoty za Tobą , Panie. O, weź mnie do siebie, Panie, jeżeli jest taka wola Twoja. Ty wiesz, że umieram i umieram z tęsknoty za Tobą, a umrzeć nie mogę. Pociągasz mnie w otchłań Bóstwa swego i zasłaniasz się ciemnością. Całą istota moja jest zanurzona w Tobie, jednak ja pragnę Cię oglądać twarzą w twarz. Kiedyż to nastąpi dla mnie? (Dzienniczek, 840).

Mówiąc o czyśćcu warto dotknąć problemu modlitwy za zmarłych. Czy czyściec jest tylko wydarzeniem dotykającym jednego człowieka? Czy nikt inny nie może danego człowieka zastąpić? Jaki sens mają modlitwy i ofiary za zmarłych?

Człowiek nie jest  istotą zamkniętą w sobie, jakąś monadą. Jest osobą dzięki innym i poprzez relacje z innymi ludźmi. Jego miłość czy nienawiść dotyka innych, uderza w nich. Spotkanie z Chrystusem jest spotkaniem z całym ciałem Chrystusa, z moją winą wobec ludzi (którzy tworzą to ciało), ale i z przebaczającą miłością, która ma swe źródło w Chrystusie.

Istotą chrześcijaństwa jest miłość ofiarująca się za drugich. Śmierć nie stanowi granicy miłości. Możliwość świadczenia miłości płynie poza śmierć. Stąd można powiedzieć, że czyściec jest stanem solidarności żywych i umarłych (Kijas).

W 2Mch 15, 43-45 czytamy: Uczyniwszy zaś składkę [Juda Machabeusz] pomiędzy ludźmi, posłał do Jerozolimy około dwu tysięcy srebrnych drachm, aby złożono ofiarę za grzech. Bardzo pięknie i szlachetnie uczynił, myślał bowiem o zmartwychwstaniu. 44 Gdyby bowiem nie był przekonany, że ci zabici zmartwychwstaną, to modlitwa za zmarłych byłaby czymś zbędnym i niedorzecznym, 45 lecz jeśli uważał, że dla tych, którzy pobożnie zasnęli, jest przygotowana najwspanialsza nagroda – była to myśl święta i pobożna. Dlatego właśnie sprawił, że złożono ofiarę przebłagalną za zabitych, aby zostali uwolnieni od grzechu.

KKK wymienia następujące formy pomocy zmarłym: Eucharystię, modlitwę, jałmużnę, odpusty i dzieła pokutne (nr 1032).

Z modlitwą za zmarłych mogą wiązać się pewne problemy. Niekiedy zadajemy sobie pytanie, czy ma sens modlitwa za ludzi, którzy byli daleko od Boga albo odeszli bez pojednania z Bogiem, bo np. zginęli nagle w wypadku samochodowym. W takich sytuacjach ważne jest zaufanie Bożemu miłosierdziu. Możemy spokojnie towarzyszyć im modlitwą, ufając, że w chwili śmierci spotkają Boga i opowiedzą się za Nim.

Drugi problem stanowi pytanie, jak długo modlić się za zmarłych. Modlitwa za zmarłych ma sens zawsze. Nigdy nie będzie modlitwą zmarnowaną. Podobnie odpusty ofiarowane za zmarłych, którzy są już w niebie. Jeżeli łaski nie potrzebuje osoba, za którą się modlimy, Bóg przeznaczy ją komuś, kto potrzebuje jej najbardziej. A my znajdziemy w niebie nowego orędownika.

Jednak z czasem będzie zmieniać się treść naszych modlitw za zmarłych. O ile początkowo jest to modlitwa wstawiennicza za zmarłych, o tyle później może przekształcać się w modlitwę więzi ze zmarłymi albo rozmowy i prośby. Możemy prosić zmarłych, by prowadzili nas przez życie, wspomagając nas duchowo. Szczególne miejsce ma tu Eucharystia, którą świętujemy razem z naszymi bliskimi zmarłymi, którzy już przebywają u Boga.

I jeszcze jedna uwaga. Czyściec zasadniczo dotyczy życia pozaziemskiego. Jednak już od początku życia, człowiek wchodzi w etap oczyszczania. To oczyszczanie dokonuje się przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie. Szczególna rola przypada tutaj życiu sakramentalnemu, a zwłaszcza sakramentom chrztu, pojednania, Eucharystii i sakramentowi chorych. Sakramenty te włączają w sposób głęboki we wspólnotę z Chrystusem i przygotowują do pełni tej więzi w życiu przyszłym. Stąd można mówić o zapoczątkowaniu czyśćca już tu, na ziemi.

 

PIEKŁO

Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie – taki napis umieścił Dante w swojej Boskiej komedii, nad wejściem do piekła.

Nauka o piekle występuje stale w nauczaniu Jezusa, w listach apostolskich Pawła i w Apokalipsie. Dogmat istnienia piekła ma więc silne podstawy biblijne. Jednak nie łatwo była przyjmowana w Kościele. Już w czasach Ojców Kościoła pojawiła się doktryna apokatastazy, czyli powszechnego pojednania. Według niej całe stworzenie, nie wyłączając grzeszników, potępionych i demonów może liczyć na wieczną szczęśliwość (Finkenzeller, Eschatologia, 204). Szczególnym zwolennikiem tej doktryny był Orygenes, który mówił, że z Bożej logiki dziejów wynika ostatecznie powszechne pojednanie. Podobnie sądzili inni Ojcowie Kościoła.

To echo trwa nadal w niektórych kręgach Kościoła. Opiera się tutaj na wierze w Boże miłosierdzie. Bł. Edyta Stein np. uważa, że dobrowolne trwanie w oporze względem Boga na zawsze jest nieskończenie nieprawdopodobne. Wniosek ten opiera na wierze w nieskończoną miłość i miłosierdzie Boga. Inni z kolei mówią o skończoności piekła.

Dogmat o piekle mówi, że Bóg respektuje całkowicie wolność swojego stworzenia, obdarza Go miłością, a przez to wynosi poza granice właściwe stworzeniu.  Człowiek jednak jest wolny. Nie musi zaakceptować i przyjąć tej miłości. Bóg nie traktuje człowieka w sposób bezwolny. Traktuje go w sposób poważny, jako osobę zdolną do odpowiedzialności za swoje życie.

Specyfika wiary chrześcijańskiej polega na przekonaniu o wielkości człowieka i powadze ludzkiego życia. Są w tym życiu sprawy nieodwołalne i nieodwołalnie zniszczalne. Człowiek w swojej wolności może zadecydować o własnym potępieniu, zniszczeniu.

KKK mówi o piekle: Umrzeć w grzechu śmiertelnym, nie żałując za niego i nie przyjmując miłosiernej miłości Boga, oznacza pozostać z wolnego wyboru na zawsze oddzielonym od Niego. Ten stan ostatecznego wykluczenia z jedności z Bogiem i świętymi określa się słowem piekło (1033); Zasadnicza kara piekła polega na wiecznym oddzieleniu od Boga; wyłącznie w Bogu człowiek może mieć życie i szczęście, dla których został stworzony i których pragnie (1035).

Dla mistyków piekło jest doświadczeniem ciemnej nocy zmysłów (Jan od Krzyża, Teresa z Lisieux). Tragizm piekła może przeżyć człowiek, który doświadczył miłości i słodyczy bliskości Boga. Mistycy byli ludźmi, którzy najgłębiej smakowali gorycz piekła. Po okresie wielkich łask mistycznych i pociech, Bóg wprowadzał ich w ciemności wiary. Doświadczali uczestnictwa w zstąpieniu w mroki, które nazywali smakowaniem piekła.

Zakończmy nasze rozważania stwierdzeniem, że piekło ma służyć nadziei, nie lękowi. Ma pomagać w takim życiu, by nie stało się ono naszym udziałem. Bóg nie przeznacza nikogo do piekła, nie chce śmierci grzesznika, przeciwnie, pragnie, by każdy się zbawił. Chrystus bardzo często mówi o radości Ojca i nieba na widok powracającego człowieka. Najpiękniejszym przykładem są przypowieści o zagubionej owcy i o synu marnotrawnym (Łk 15, 1-32).

Dlatego można powiedzieć, że piekło jest bólem i dramatem Boga. Piekło jest skandalem Boga […] Piekło jako absolutne odrzucenie miłości, istnieje tylko zawsze u jednej strony, chcę powiedzieć u tego, który jest stwarza stale dla samego siebie. Jeżeli jest więc w Bogu jakaś reakcja na istnienie piekła, to jest to reakcja bólu, a nie zatwierdzenia, reakcja nieskończonego cierpienia, a nie upodobania. […] Nasz ból z powodu piekła jest więc tylko echem Jego bólu, nasz dramat jest tylko bardzo dalekim odbiciem Jego dramatu i piekło jest dla Boga nigdy nie zagojoną raną (Martelet, Odnaleźć życie pozagrobowe, 184nn).

Piekło jest realną możliwością. K. Rahner mówi: Ani nauka Kościoła w Tradycji, ani jego nauczanie uroczyste, ani nauka Pisma świętego nie zmuszają do przyjmowania tego, że przynajmniej niektórzy ludzie zostali naprawdę potępieni […] wszystkie wypowiedzi Pisma świętego i Magisterium można rozumieć w tym sensie, że potępienie stanowi dla pielgrzymów autentyczną nieuniknioną możliwość (Finkenzeller, 219).

Kościół wierzy, że Bóg ma swoje drogi dotarcia do każdego człowieka i każdy może być zbawiony. Dlatego modli się w czasie Eucharystii w I Modlitwie Eucharystycznej: Boże, przyjmij łaskawie tę ofiarę, od nas, sług Twoich, i całego ludu Twego. Napełnij nasze życie swoim pokojem, zachowaj nas od wiecznego potępienia i dołącz do grona swoich wybranych.

 Stanisław Biel SJ