Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan (Łk 2, 10-11).
Betlejem („dom chleba”) leży w pobliżu Jerozolimy w Autonomii Palestyńskiej. Usytuowane jest na wysokości 777 metrów n.p.m. na zboczach skalistych wzgórz, których zbocza pokryte są winnicami i różnorodnymi gajami. Nazwa pochodzi być może od urodzajności tamtejszych okolic, obfitujących w bogate pastwiska i żyzne ziemie, na których uprawia się pszenicę i jęczmień. Betlejem zwane jest również Miastem Dawidowym, ponieważ w nim urodził się i otrzymał królewskie namaszczenie jeden z najwybitniejszych przywódców Izraela, Dawid.
Zwiedzanie rozpoczynam od Bait Sahur, miejsca udokumentowanego w tradycji jako „Pole Pasterzy”. Znajduje się ono na skraju Pustyni Judzkiej, w pobliżu Betlejem. Najstarsza nazwa oznacza „wieżę pasterską”. Wieże służyły do pilnowania stada oraz gromadzenia go na noc. Miejsce to jest wspominane i czczone od IV wieku. Dziś otoczone nowoczesnymi osiedlami mieszkaniowymi. Na szczęście sanktuarium prowadzone przez ojców franciszkanów zachowało klimat naturalnego krajobrazu biblijnego.
W centrum piniowego aromatycznego gaju znajduje się sanktuarium „Gloria in exscelsis”. Zbudowane zostało na miejscu starożytnego kościoła w 1953 roku na planie dziesięciokąta, zaś wyglądem przypomina namiot koczowników. Zatrzymuję się na chwilę przy współczesnych mozaikach przedstawiających zwiastowanie pasterzom narodzin Mesjasza. Śpiewane przez pielgrzymów kolędy wprowadzają w nastrój bożonarodzeniowy. Jest upalny dzień, niemający nic wspólnego z naszymi białymi świętami, jednak w tym miejscu szczególnie wzruszająco brzmią słowa: „Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi. Wstańcie pasterze, Bóg się wam rodzi…”. Mimo woli pojawiają się łzy.
Z kościoła udaję się do położonej obrębie gaju obszernej groty. Pierwotnie służyła okolicznym pasterzom; w okresie bizantyjskim zasiedlali ją mnisi, o czym świadczą ślady pozostałości mozaikowych posadzek. Dziś podzielona jest na dwie kaplice. Są niskie, surowe, pokryte czarną sadzą, jakby jeszcze dziś służyły człowiekowi za miejsce schronienia. W jednej z nich znajduje się stosunkowo kiczowata szopka; figurki zbytnio nie różnią się od tych, które można nabyć w licznych sklepach z dewocjonaliami na Placu Żłóbka w centrum Betlejem. Ważniejsza jest jednak Eucharystia, którą sprawuję w tym miejscu. W „domu chleba” przyjmuję prawdziwy chleb życia. Po eucharystii czas na chwile refleksji. Z wielkim wzruszeniem w wyobraźni duszy mogę przeżyć wydarzenia, o których pisze święty Łukasz: W tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali straż nocną nad swoją trzodą. Naraz stanął przy nich anioł Pański i chwała Pańska zewsząd ich oświeciła, tak że bardzo się przestraszyli. Lecz anioł rzekł do nich: Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan (Łk 2, 8-11).
Po wybrzmieniu w duszy anielskich śpiewów wyruszam do centralnego miejsca Betlejem, bazyliki narodzenia. Swoim wyglądem przypomina ona twierdzę, w skład której wchodzą oprócz bazyliki: franciszkański kościół świętej Katarzyny, zabudowania monasteru greckiego oraz ormiańskiego, a także labirynt podziemnych grot.
Imponująca pierwotna bazylika z czasów Konstantyna Wielkiego została częściowo zniszczona przez pożary i powstania Samarytan. Jej pozostałości, szczególnie mozaiki, znajdują się osiemdziesiąt centymetrów pod posadzką i można je podziwiać do dziś. Obecna pięcionawowa bazylika posiada kształt z czasów cesarza Justyniana (ok. 540 rok). Do bazyliki prowadzą jedyne niskie rzeźbione w drzewie drzwi z 1227 roku. By przez nie przejść, trzeba się w pokorze pochylić. Wewnątrz bazyliki mieści się pięć naw oddzielonych kolumnadami z czerwonego wapienia (tak zwane mizzy). Kolumny wieńczą białe marmurowe kapitele w stylu korynckim. Powyżej kapiteli kolumn zachowały się resztki fresków z czasów krzyżowców nawiązujące do pierwszych ekumenicznych soborów, zaś na ich trzonach plamy malowideł świętych o imionach łacińskich i greckich. Zarówno malowidła jak i odsłonięte siedemnastowieczne belkowanie pułapu wskazują na stopień zapuszczenia tej najdostojniejszej świątyni, jednej z najstarszych nieprzerwanie funkcjonujących na świecie. Z przykrością słucham opowieści przewodnika o konfliktach między opiekującymi się nią grupami chrześcijan. Niestety, nie wróżą one nic dobrego…
Po tej smutnej refleksji udaję się przed ikonostas. Wykonany z cedru drewna libańskiego i otoczony dziesiątkami lampionów oliwnych wprowadza do tego surowego ascetycznego wnętrza nastrój cerkiewny. Tuż za nim znajdują się schody prowadzące do groty. Ustawiam się w długiej kolejce. Nastrój sacrum zaburza zachowanie turystów (raczej nie pielgrzymów); jest niemal jak na jarmarku. Jednak wewnątrz groty jest ciszej. Słychać dobiegające z różnych kątów wielojęzyczne kolędy. Grota składa się z dwóch części: wydrążonej w skale niszy, ozdobionej srebrną gwiazdą na marmurowej posadzce oraz z niewielkiej kaplicy. Srebrna gwiazda zawiera łacińską inskrypcję: „Hic de Virgine Maria Jesus Christus natus est” („Tu narodził się z Maryi Dziewicy Jezus Chrystus”). Pochylam się, aby ze czcią ucałować to święte miejsce. Niestety, brakuje czasu na dłuższą adorację. Jest długa kolejka. Zewsząd błyskają flesze. Nieco luźniej jest w kaplicy obok upamiętniającej złożenie Jezusa w żłobie, pokłon pasterzy i hołd Mędrców. Według świętego Hieronima, tu znajdował się żłóbek, w którym Maryja złożyła nowonarodzone Dziecko. Notuje zwięźle święty Łukasz: Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie (Łk 2, 6-7). Nastrój groty uwydatnia brak naturalnego światła. Jej wnętrze rozświetlają dziesiątki oliwnych lamp.
Zatrzymuję się na chwilę adoracji żłóbka. Święty Łukasz mówiąc o żłobie, używa greckiego słowa „fatne”. Według kamedulskiego egzegety Innocento Gargano jest to rodzaj przenośnego kosza, albo podwójnej torby, którą zakładano na grzbiet osła czy wielbłąda. Do jednej strony kosza (torby) wkładano narzędzia, a do drugiej żywność, chleb. Jezus rodzi się (używając tej interpretacji) w koszyku, torbie przeznaczonej na chleb. Rodzi się w Betlejem, w „Domu Chleba”. Jest to piękny symbol. Jezus rodzi się jak pachnący chleb, przygotowany do spożycia, aby stać się życiem dla ludzi. Przychodzi jak manna z nieba, podarowana na utrzymanie ubogiego: Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki (J 6, 51); jak Ten, który się dzieli, wydaje, by swą ofiarą przynieść pokój i zbawienie światu: To jest Ciało moje za was wydane (Łk 22, 19).
Po refleksji i modlitwie w grocie narodzenia udaję się do pozostałych. Tworzą one zawiły labirynt. Żyli w nich i zostali pochowani święci: Hieronim, autor Wulgaty, Euzebiusz z Cremony, Paula i jej córka Eustachia. Obecnie groty zostały zamienione na kaplice i dostosowane do funkcji liturgicznych. W jednej z nich, w grocie świętego Józefa, celebruję Eucharystię. Następnie zwiedzam kościół dedykowany świętej Katarzynie, męczennicy aleksandryjskiej. Został zbudowany w 1882 roku, na miejscu wcześniejszego, pochodzącego z czasów średniowiecza. Kontrastuje on z bazyliką. Jest jasny, dostojny i przestrzenny. Wejście do kościoła poprzedza zrekonstruowany średniowieczny wirydarz, pod którym pozostały mury monasteru świętego Hieronima.
Jeszcze jednym miejscem wartym wspomnienia jest Grota Mleczna. Częściowo naturalna, a częściowo wykuta w białym wapienno-kredowym podłożu, znajduje się w miejscu, gdzie według tradycji Maryja zatrzymała się podczas ucieczki do Egiptu, aby nakarmić Niemowlę. Lokalna legenda mówi, że podczas karmienia kropla mleka upadła na skałę i odtąd cała grota stała się mlecznobiała. Miejsce to jest czczone jako sanktuarium Matki Boskiej Mlecznej. Przybywają do niego kobiety chrześcijańskie i muzułmańskie, prosząc o dar macierzyństwa. Zeskrobane drobiny kamienia sprzedawane są jako relikwie.
W Grocie Mlecznej przypominam sobie jeden epizod z życia Jezusa. Jedna z kobiet przysłuchujących się Jego nauczaniu wyraziła swój podziw, błogosławiąc Jego Matkę: Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś (Łk 11, 27). W odpowiedzi na ten komplement Jezus koryguje nieco słowa kobiety: Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je (Łk 11, 28). Z jednej strony potwierdza godność matki i wagę macierzyństwa. Ale z drugiej wskazuje na ich nowe głębsze rozumienie. Równie istotne i zasługujące na błogosławieństwo jest słuchanie słowa Bożego i wierne strzeżenie go w sercu. W późnym judaizmie mleko było jednym z symboli słowa Bożego. Święty Piotr, pisząc do nowoochrzczonych, zachęca ich: jak niedawno narodzone niemowlęta pragnijcie duchowego, niesfałszowanego mleka, abyście dzięki niemu wzrastali ku zbawieniu – jeżeli tylko zasmakowaliście, że słodki jest Pan (1 P 2, 2n). Odpowiedź, jaką Jezus kieruje do kobiety sugeruje ambiwalentne znaczenie terminu „mleko”. Kobieta mówi o „mleku Maryi” w sensie materialnym. Natomiast Jezus ma na myśli także znaczenie duchowe, mistyczne. W tym kontekście Maryja jest podwójnie błogosławiona. Z jednej strony dlatego, że była Matką Jezusa, a z drugiej dlatego, że karmiła się słowem Boga; była uczennicą swego Syna. Święty Augustyn stwierdził nawet, że „dla Maryi większą godnością i większym szczęściem było to, że była uczennicą Chrystusa, niż że była Jego Matką”.
Stanisław Biel SJ