Najważniejszy, choć niewidzialny i nieudokumentowany nurt historii toczy się w duchowej przestrzeni, czyli tam, gdzie człowiek rozstrzyga o swoim ostatecznym losie, decydując o postępowaniu wobec Boga i bliźniego. Głównymi bohaterami tego dramatu są Bóg i człowiek, a jego akcja polega na mocowaniu się człowieka z grzechem, a Boga z grzesznikiem. Wolny, acz słaby człowiek buntuje się przeciwko swemu Stwórcy i wybiera grzech, ale odpowiedź Boga zmienia dzieje grzechu w dzieje zbawienia, którymi rządzi prawo Bożego miłosierdzia.
Owo paradoksalne, niepojęte dla ludzkiego rozumu prawo bardzo przystępnie i ekspresywnie tłumaczą mistycy, dla których paradoks jest główną regułą życia. Nie posługują się oni abstrakcyjnymi pojęciami i nie tworzą teorii, lecz starają się przekazać to, czego bezpośrednio, w sposób często bardzo bolesny, doświadczyli, co ujrzeli i usłyszeli. Mistycy są wiarygodnymi świadkami (martyr) Bożej miłości, gdyż poznają ją w bezpośrednim doświadczeniu; posługując się miłością jako narzędziem poznania. Mistycy są męczennikami miłości, bo miłują totalnie i cierpią wiele. Na szczęście nie zamykają się egoistycznie w swoim byciu sam na sam z Bogiem, lecz podejmują trud przekazania otrzymanej miłosnej mądrości, dzieląc się swą wiedzą o Panu Bogu i Jego działaniu w historii. Jesteśmy w wyjątkowo uprzywilejowanej sytuacji, bo możemy w oryginale czytać wielki traktat o Bożym miłosierdziu, jakim jest Dzienniczek św. s. Marii Faustyny Kowalskiej.
Pan Bóg wybrał córkę polskich chłopów na swą sekretarkę i apostołkę oraz nakazał przekazanie całemu światu orędzia miłosierdzia. Nauczanie naszej mistyczki nie rewolucjonizuje nauczania Kościoła, lecz je uzupełnia i wyjaśnia, pomagając nam lepiej zrozumieć Boga, a tym samym – skuteczniej z Nim współdziałać w tworzeniu historii. Dzięki niej możemy dostrzec na kanwie historii ledwo widoczną „złotą nić” Bożego miłosierdzia, która „utrzymuje kontakt naszego jestestwa z Bogiem” (DZ, 1466).
Miłosierny Pan historii
Fundamentalną prawdą nauczania s. Faustyny jest otrzymane w mistycznym doświadczeniu pouczenie o największym przymiocie Boga. „Zrozumiałam – pisze – że największym przymiotem [Boga] jest miłość i miłosierdzie” (DZ, 180). Należy wyjaśnić, iż nie chodzi o „zrozumienie” osiągnięte wskutek naukowej analizy, lecz darmo dane, jako jedna z wielu mistycznych łask. Do tego lakonicznego zdania mistyczka dodaje bardzo istotne wyjaśnienie, które nadaje niezwykłego dynamizmu obrazowi Boga: „Bóg jest miłością, a miłosierdzie jest Jego czynem, w miłości się poczyna, w miłosierdziu się przejawia” (DZ, 651). Mistyczna wiedza s. Faustyny komentuje ewangeliczne przesłanie i pokazuje nam Boga, który trudzi się dla naszego zbawienia, objawia swą miłość w konkretnych działaniach podjętych wobec konkretnych ludzi, aby uratować ich od wiecznego nieszczęścia. Pan Bóg działa zgodnie z nieracjonalną logiką szalonej, niewymownej i niepojętej miłości. Św. Katarzyna Sieneńska niezwykle trafnie wyjaśnia motyw owego działania, mówiąc, że Pan Bóg jest zakochany do szaleństwa w swoim stworzeniu. A zakochani nie kierują się racjonalnymi regułami czy konwenansami.
Pan Bóg jest największym obrońcą boskiej godności osoby ludzkiej, zagrożonej przez grzech. Nie pozostawia człowieka samego wobec zagrożeń i pokus; jest jego najpotężniejszym i najwierniejszym sprzymierzeńcem w walce z grzechem. Pan Bóg jest stale obecny w historii doczesnej każdego pojedynczego człowieka i całych wspólnot, jest współmieszkańcem człowieka na ziemi, a „mieszka z nami jako Bóg miłosierdzia” (DZ, 1487). Obecność Boga w historii doczesnej objawia się w Jego miłosiernym działaniu mającym na celu uwolnienie człowieka od grzechu, od jego wiekuistych skutków. Nie zawahał się użyć wstrząsającego dowodu swej miłości do grzeszników i grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu (2 Kor 5, 21). Krzyżowa śmierć Chrystusa jest największym aktem miłosierdzia Boga i najmocniejszym argumentem, jakiego może użyć człowiek na poparcie swej prośby o zmiłowanie; powołując się nań, człowiek ma prawo prosić o „miłosierdzie dla siebie i świata całego” (słowa koronki do Bożego Miłosierdzia). Krzyż wbity w ziemię „stał się bramą” (Cyprian K. Norwid) do krainy wiekuistego szczęścia. Krzyż umieszczony w doczesności przemienia ją w czas miłosierdzia, dopóki trwa doczesność, istnieje możliwość uzyskania przebaczenia.
Pan historii objawia s. Faustynie swą tożsamość, prezentując się jako Król Miłosierdzia. Suwerenny i wszechmocny Król nie akceptuje ludzkiej skłonności do grzechu i pojmowania kary jako sprawiedliwego, słusznego i koniecznego następstwa winy. Nie oznacza to wcale, że jest pobłażliwy wobec złego postępowania; nie znosi prawa, według którego za wykroczenie należy się odpowiednia kara. Miłosierdzie nie znosi sprawiedliwości, ale ją przezwycięża. Bóg „potrafi” być sprawiedliwy i surowy, a zarazem miłosierny i cierpliwy. Poucza, jak uniknąć kary, a przede wszystkim daje człowiekowi czas na nawrócenie. Przypomina: „nim przyjdę jako Sędzia sprawiedliwy, przychodzę wpierw jako Król Miłosierdzia” (DZ, 83). Dopiero w momencie, gdy kończy się czas, czyli życie człowieka, Pan historii występuje jako Sędzia, który ogłasza sprawiedliwy, ostateczny wyrok.
„Śmiertelny smutek” Boga
Pan Bóg nie reaguje na grzech wybuchem gniewu i natychmiastową karą, nie decyduje od razu o wiekuistej przyszłości człowieka, który w sposób wolny sprzeniewierzył się swemu Stwórcy. Nie odbiera daru wolności, tylko poucza, jak ten dar wykorzystać do uniknięcia kary. Dlatego też Pan Bóg nie zmusza siłą do nawrócenia, lecz czeka, aż człowiek podejmie wolną decyzję zerwania z grzechem. Nie przestaje miłować człowieka, który Go zdradza. Gdy człowiek nie wraca do Niego, smuci się ogromnie. „Utrata każdej duszy pogrąża mnie w śmiertelnym smutku” (DZ, 1397) – mówi Chrystus do polskiej mistyczki. Ma prawo tak mówić, bo sam doznał duchowej udręki i poniósł okrutną śmierć, aby ustrzec człowieka od wiekuistego oddalenia i smutku.
Ilekroć człowiek popełnia grzech – Bóg się smuci i cierpi. S. Faustyna widzi dokładnie, jak każdy grzech rani Syna Bożego i boleśnie współczuje. Pascalowski obraz Jezusa konającego do końca świata uzupełnia przejmującym obrazem Jezusa, którego nieustannie, w każdym hic et nunc biczują i „sieką bez miłosierdzia” liczni grzesznicy (por. DZ, 445).
Pan Bóg nie tylko biernie się smuci, ale odpowiada na ludzki grzech zgodnie ze swym najważniejszym przymiotem – wychodzi naprzeciw i proponuje przebaczenie. Nie podoba mu się grzech i nie pochwala go, ale nie zostawia grzesznika samego ze swą słabością i nieumiejętnością korzystania z wolności. Stale towarzyszy słabemu człowiekowi (por. DZ, 560), nieustannie, przez całe życie ofiaruje mu owoce swej zbawczej Męki. Nieskory do gniewu, gotów zawsze i każdemu przebaczyć: „Największa nędza duszy nie zapala mnie gniewem, ale się wzrusza serce moje dla niej miłosierdziem wielkim” (DZ, 1739).
Bóg cierpi i smuci się, gdy widzi człowieka idącego ku zgubie, ale Król Miłosierdzia nie jest tyranem egzekwującym ślepe posłuszeństwo, odwołuje się do ludzkiej wolności i miłości, prosząc o litość dla Siebie samego. Istotnie prawda o Bożym miłosierdziu jest ogromnym wyzwaniem dla wolności człowieka, który nawet grzesząc pragnie być miłowany. Król Miłosierdzia sądzi człowieka na podstawie Prawa wolności (Jk 2, 12). Nie ustala z góry według swego uznania losu grzesznika, „nie określa liczby przebaczeń” (DZ, 1488), bo to wolny człowiek je określa. Bóg, respektując wolność człowieka, czeka cierpliwie ze swoim darem przebaczenia nawet wtedy, gdy kosztuje Go to wiele cierpienia i czasem okaże się, że czekał nadaremnie. Wszechmocny nie narzuca siłą swego zmiłowania, nie wysyła ekspedycji karnych za marnotrawnymi synami, nie stosuje przemocy, lecz z miłością czeka, by człowiek w sposób wolny, suwerenny przyjął dar zmiłowania. Czeka i proponuje zmiłowanie, a gdy tylko człowiek uzna swój grzech i poprosi o przebaczenie, „pierwszy się zniża do grzesznika” (DZ, 598). Przebacza tyle razy, ile razy grzesznik o to poprosi. S. Faustyna niezwykle obrazowo ilustruje tę Bożą wszechmoc, mówiąc, że spali On jak słomę wszystkie grzechy ludzi. Pan Bóg przebacza po Bożemu, człowiek tego nie rozumie, bo nie potrafi tak przebaczać.
Pan Bóg gorąco pragnie przebaczać, bo miłuje każdego człowieka i pragnie jego zbawienia, a to, czego pragnie Bóg, jest możliwe. „Palą Mnie płomienie miłosierdzia, chcę je wylewać na dusze” (DZ, 177) – przekazał polskiej mistyczce przesłanie ważne dla każdego grzesznika. Prawo miłosierdzia każe Bogu stanąć w pozycji proszącego. On pierwszy występuje z inicjatywą, prosząc człowieka o zaspokojenie swego płomiennego pragnienia; stoi u drzwi i kołacze (por. Ap 3, 20), stoi i pokornie czeka, aż człowiek zdecyduje się otworzyć drzwi swego serca. Tylko człowiek może to pragnienie spełnić i prosząc o przebaczenie wyzwolić potężne działanie Bożego miłosierdzia. Wszechmocny Bóg jest bezsilny wobec pokornej prośby słabego grzesznika. Prosząc o przebaczenie, człowiek czyni zadość pragnieniu swego Stwórcy, dokonuje aktu miłosierdzia wobec Boga, sprawia Mu radość. „Rozkosz mi sprawiają dusze, które odwołują się do mojego miłosierdzia – zwierzył się Jezus swej sekretarce i zapowiada swe wspaniałomyślne działanie. – Takim duszom udzielam łask ponad ich życzenia. Nie mogę karać, choćby ktoś był największym grzesznikiem, jeżeli odwołuje się do mej litości, ale usprawiedliwiam go w niezgłębionym i niezbadanym miłosierdziu moim” (DZ, 1146).
Gdy człowiek skorzysta ze swej wolności, prosząc o litość, następuje cudowna wymiana darów (admirabile commercium) między Wszechmocnym Stwórcą a słabym stworzeniem. Bóg daje niewspółmiernie więcej niż człowiek; czyni o wiele więcej niż człowiek; wychodzi na drogi świata, czeka na skruszonych i szuka zbłąkanych, a gdy trzeba, to nawet „ściga grzeszników na wszystkich drogach ich” (DZ, 1728), kiedy już ich znajdzie, bierze w ramiona i niesie do domu Ojca (por. DZ, 1486). Bóg nie jest zawistny i nie pamięta swojego poniżenia i upokorzenia ze strony człowieka – nie poniża i nie upokarza go, bo miłosierdzie to wspaniałomyślność, bezinteresowna miłość, która nie szuka swego (1 Kor 13, 5).
Bóg smuci się bardzo, gdy człowiek od niego odchodzi, ale dopóki płynie czas, daje mu możliwość powrotu. Grzech jest skończony, bo jest ludzki, a zatem może zostać zmazany i nie musi zdeterminować wieczności. Natomiast miłosierdzie, które jest aktem miłości Przedwiecznego, „nie zna miary”. Bezmierna jest cierpliwość Boga podyktowana miłością, Ewangelia ukazuje ją jako bezinteresowną, nie zmienioną przez upływ czasu i tragiczne wydarzenia, miłość ojca do swego syna. Działanie Boga Miłosiernego objawia się w historii mozolnym, bolesnym trudem Zbawcy, który wszedł w historię doczesną ludzkości dlatego, że ludzie grzeszą. To człowiek Go sprowokował, a miłość zmusiła.
„Religijny smutek” człowieka
Odpowiedzią grzesznika na smutek Boga winien być stan nazwany przez św. Leona Wielkiego „smutkiem religijnym”, polegający „na opłakiwaniu grzechów cudzych lub własnych”. Nie wzbudza go strach, „nie rodzi się w obliczu wypełniania się sprawiedliwości Bożej, ale na widok ludzkiej nieprawości”. Nie wyraża lęku przed karą, tylko pragnienie pocieszenia Boga.
Pan Bóg nie kryje swego smutku i jego przyczyn. Człowiek jest w stanie pocieszyć Wszechmocnego, sprawić Mu rozkosz; „Moją rozkoszą jest działać w duszy ludzkiej, napełniając ją miłosierdziem i usprawiedliwiając ją” (DZ, 1784). Człowiek nie musi wiele czynić, wystarczy nawet „jedno drgnienie woli” (DZ, 1486), chociażby w ostatnim momencie życia. W odpowiedzi na prośbę człowieka Pan Bóg może go wskrzesić. Poruszony skruchą grzesznika Król Miłosierdzia wyprowadza człowieka z mroków grzechu do jasnej krainy wiekuistego życia. „Choćby dusza była jak trup rozkładająca się – tłumaczy dokładnie swą „taktykę” – i choćby po ludzku już nie było wskrzeszenia, i wszystko już stracone – nie tak jest po Bożemu, cud miłosierdzia Bożego wskrzesza tę duszę w całej pełni” (DZ, 1448).
Miłosierny Pan historii nie zmusza siłą człowieka do „pocieszenia” Go i nie narzuca mu swego daru wybawienia. „Dusza będzie potępiona ta, która sama chce, bo Bóg nikogo nie potępia” (DZ, 1452) – s. Faustyna zapisała to ważne pouczenie po mistycznym akcie „głębszego zrozumienia miłosierdzia”. Tak więc wolność stanowiąca jeden z elementów konstytuujących tożsamość osobową człowieka jest przyczyną potępienia. Zatwardziali grzesznicy, pomimo znajomości prawa miłosierdzia, nie korzystają z niego i „świadomie wybierają piekło” (DZ, 1698).
Miłosierny Król szanuje wolność swych poddanych, ale jako suweren ustanawia też prawa. A są to prawa niepodobne w niczym do prawodawstwa jakiegokolwiek państwa. Podstawowe prawo obowiązujące w królestwie miłosierdzia, a zarazem fundamentalne prawo chrześcijaństwa, to paradoksalna reguła udzielania przebaczenia w zależności od winy. Im większy grzesznik, tym bardziej potrzebuje miłosierdzia i tym więcej go otrzymuje. „Niech pokładają nadzieje w miłosierdziu moim najwięksi grzesznicy. Oni mają prawo przed innymi do ufności w przepaść miłosierdzia mojego” (DZ, 1146). Człowiek musi się nauczyć od Boga tej paradoksalnej, miłosiernej prawdy; musi zrozumieć, że wielki zbrodniarz, żałujący za swe występki, ma prawo do większego miłosierdzia niż pobożna zakonnica, ponieważ więcej go potrzebuje.
Pan Bóg jest jednocześnie miłosiernie sprawiedliwy i sprawiedliwie miłosierny. Aby korzystać z Jego daru zmiłowania, nie trzeba dużo studiować i rozumować, trzeba uznać grzech i z ufnością poprosić o przebaczenie. „Religijny smutek” nie powinien się wyrażać w biernym uznaniu swojej winy, w masochistycznym rozpatrywaniu swej nędzy, ale pobudzać do działania, do spełniania czynów miłosierdzia wobec Boga i siebie samego. Punktem wyjścia takiej aktywności musi być uznanie grzechu i totalne zawierzenie Bożemu miłosierdziu.
Współczesny człowiek często popada w nihilistyczną rozpacz, ale nie zasmucają go ani własne grzechy, ani spowodowany nimi smutek Boga. Człowiekowi trudno przychodzi nazwać grzech po imieniu, uznać go za zranienie Miłosiernego Boga. Toteż chętnie uznaje grzech za objaw patologicznych skłonności, czy też akt zdeterminowany (czyli usprawiedliwiony) sytuacją społeczną czy wydarzeniami politycznymi. Współczesny człowiek choruje na nieufność i podejrzliwość, toteż najtrudniej przychodzi mu zawierzyć Bogu, totalnie zaufać wbrew racjonalistycznym racjom, pokornie uznać swą ograniczoność i słabość. Zawierzenie, jakiego wymaga Król Miłosierdzia, domaga się pokory intelektualnej i bezkompromisowej uczciwości moralnej oraz poddania się paradoksalnej dynamice miłosierdzia Bożego i odrzucenia racjonalistycznej logiki łączenia występku z karą.
Zawierzyć Bogu Miłosiernemu to znaczy pozwolić działać Bogu, wyzwolić się z ograniczeń doczesnych, politycznych gier i ekonomicznych kalkulacji. Człowiek współczesny ma bardzo wyostrzone poczucie sprawiedliwości i często podejmuje słuszną walkę ze złem w imię obrony sprawiedliwych roszczeń i praw. Najczęściej przegrywa tę walkę i żaden trybunał nie satysfakcjonuje jego pragnienia sprawiedliwości. Ludzki sposób myślenia i reguły działania człowieka łatwiej poddają się logice sprawiedliwości niż miłosierdzia. Niewątpliwie łatwiej jest przestrzegać i egzekwować przestrzeganie ściśle określonych przepisów prawnych, niż liczyć na wspaniałomyślność i bezinteresowną miłość, której nie można zdobyć siłą ani kupić. Człowiek woli więc zawierzyć ziemskiej sprawiedliwości niż paradoksalnemu prawu Bożego zmiłowania. Sprawiedliwość stanowi pewny fundament porządku społecznego, ale tylko miłosierdzie może zaspokoić pragnienia ludzkiego serca.
Postawa ufnego zawierzenia i czynienie miłosierdzia jest znakomitym lekarstwem na duchowe choroby współczesnego człowieka, który bardziej ufa sobie samemu niż Bogu, chce być jak Bóg i sam sobie wymierzać sprawiedliwość. Zarozumiałość i pycha, rozbudzone przez nie spotykane nigdy dotąd możliwości „czynienia sobie ziemi poddanej”, budzą pragnienie poddania sobie drugiego człowieka, a nawet samego Boga. Człowiek, który czuje się panem historii, nie może współdziałać z mieszkającym z nim Królem Miłosierdzia. Niezaspokojone pragnienie idealnej sprawiedliwości pogrąża go w ateistycznym smutku.
Duszpasterstwo miłosierdzia
Kościół ma ogromnie ważne zadanie do spełnienia we współczesnym świecie, w którym tak wielu ludzi pogrążonych jest w smutku i trwodze. Musi głosić skandal Krzyża Chrystusowego i paradoks miłosierdzia Bożego, musi uświadomić człowiekowi jego tęsknotę za miłosierdziem, a potem – starać się ją zaspokoić. Musi nieustannie pokazywać figurę Bożego miłosierdzia, czyli Jezusa Miłosiernego. Z Jego zranionego serca wychodzą promienie zdolne oświetlić ciemności całego świata i rozradować serce każdego człowieka. Kościół spełni tę misję, jeśli uczyni orędzie miłosierdzia swym głównym programem duszpasterskim.
Nie można głosić Ewangelii bez głoszenia nauki o Bogu Miłosiernym, zawierającej wskazówki dotyczące relacji międzyludzkich, a także relacji Boga do człowieka. Nie można zrozumieć chrześcijaństwa bez miłosierdzia. „Każdy odruch szczerego miłosierdzia jest tryumfem Ewangelii i w tym momencie chrystianizm okazuje się skuteczny” – pisał wielki teolog i znawca mistyki Henri de Lubac. To zdanie znakomicie harmonizuje z wieloma stronami Dzienniczka, na których nasza mistyczka pisze o konieczności wypraszania miłosierdzia i czynienia go Bogu i ludziom słowem, czynem i modlitwą oraz poucza o miłosierdziu ducha. Przypomina o istocie miłosierdzia, które nie jest działalnością charytatywną, ale bolesnym mocowaniem się z grzechem i pokornym poddawaniem się działaniu Miłosiernego Boga. Dla duszpasterstwa to niezwykle ważna dyrektywa, dzięki której może ono uniknąć groźby powierzchownego aktywizmu oraz intelektualnych gier.
Duszpasterstwo miłosierdzia jest z pewnością trudne, dlatego też niejednokrotnie w ciągu wieków kapłani ulegali pokusie eksponowania sprawiedliwości i kary, a pomijania prawdy o „śmiertelnym smutku” Boga, spowodowanym zatwardziałością grzeszników. Więcej mówili o karze niż o jej przyczynie. Niewątpliwie człowiekowi łatwiej jest zrozumieć Boga karzącego niż nieustannie przebaczającego. Łatwiej też o Nim nauczać. Istotnie duszpasterze pouczający o Bogu, który jest przede wszystkim surowym Sędzią, odnosili spektakularne sukcesy, czego ilustracją są rzesze skruszonych i niemiłosiernie pokutujących grzeszników. Współczesne duszpasterstwo nie propaguje surowości biczowników, ale często popada w łagodną pobłażliwość, która jest bliższa indyferencji niż zmiłowaniu. Nie kładzie silnego nacisku na fakt, że nie może być przebaczenia bez wyznania grzechu, bez żalu i chęci poprawy. Pobłażliwe duszpasterstwo jest niemiłosierne. Nie pomaga współczesnemu człowiekowi, który zatracił wrażliwość na grzech, w zwalczeniu zła i uzyskaniu miłosierdzia, czyli w odnalezieniu drogi do Miłosiernego Ojca. Prowadzący takie duszpasterstwo księża nie straszą wiernych tak, jak XIX-wieczni kaznodzieje, ale też nie pocieszają smutnych ludzi. Bardzo często, komentując przypowieść o synu marnotrawnym, eksponują wielką radość Miłosiernego Ojca, ale pomijają milczeniem Jego długie, udręczone czekanie. Nie komentuje się faktu, że Bóg tak długo czeka na współczesnych ludzi i jakże często nigdy nie doczeka się od nich pocieszenia. Zapomina się, że radość Boga oznacza również wielką radość i spokój człowieka.
Duszpasterstwo miłosierdzia winno uwzględniać wszystkie paradoksalne reguły, ustanowione przez Króla Miłosierdzia. Kapłan jest szafarzem miłosierdzia, ale jest to rola służebna, musi zatem z pokorą uznać, że decydującą rolę odgrywa Bóg, który ma z grzesznikiem intymną relację. Tajemnicza rzeczywistość grzechu i przebaczenia wymyka się ludzkim sądom i ludzkim oczom; spektakularne nawrócenia nie trafiają zazwyczaj na pierwsze strony gazet, a ostateczny los wielkich grzeszników zna tylko Bóg. Kapłani i wierni muszą uszanować tajemnice przebaczeń i ufać bardziej Bogu niż sobie. Muszą zaakceptować fakt, że Pan Bóg postępuje według niepojętych reguł swego miłosierdzia. Jesteśmy w uprzywilejowanej sytuacji, bo św. Faustyna przekazała nam fragment otrzymanego poznania tych tajemnic. Przeczytajmy z uwagą ten oto zapis poznania: „Miłosierdzie Boże dosięga nieraz grzesznika w ostatniej chwili, w sposób dziwny i tajemniczy. Na zewnątrz jakoby było wszystko stracone, lecz tak nie jest; dusza, oświecona promieniem silnej łaski Bożej ostatecznej, zwraca się do Boga w ostatnim momencie z taką siłą miłości, że w jednej chwili otrzymuje od Boga [przebaczenie] i win, i kar, a na zewnątrz nie daje nam żadnego znaku ani żalu, ani skruchy” (DZ, 1698).
Nie wiemy, ile takich „ostatnich” momentów i aktów „ostatecznej łaski” wpływa nie tylko na dzieje zbawienia poszczególnych ludzi, ale i na historię świata. Wiemy jednak, że nie można zrozumieć historii ludzkości bez Bożego miłosierdzia, które stanowi pewną gwarancję obecności Boga w każdym momencie i miejscu, nawet w Oświęcimiu i na Kołymie. Już w pierwszym roku nowego tysiąclecia przekonaliśmy się, że nie będzie można zrozumieć jego historii i tworzyć jej, zapominając o tym najgłębszym nurcie historii, wyżłobionym przez prawo Bożego miłosierdzia. Ojciec Święty w dniu kanonizacji s. Faustyny profetycznie zapowiedział, że orędzie Miłosierdzia „będzie rozjaśniało ludzkie drogi w Trzecim Tysiącleciu”. Niespodziewane potwierdzenie tego zdania znalazłam w drugim dniu I wojny światowej XXI wieku, w reportażu BBC o reakcji mieszkańców Londynu na ataki terrorystyczne w Ameryce. Pokazano plac przed ambasadą amerykańską pełen kwiatów i zapalonych świec. W pewnym momencie płomyk świecy oświetlił wyraźnie stojący tam obrazek Jezusa Miłosiernego. Skoro ktoś go tam postawił, to znaczy, że zawierzył ten tragiczny moment historii świata Bożemu miłosierdziu, które jest potężniejsze niż ludzkie okrucieństwo. Jasność bijąca od Jezusa Miłosiernego jest potężniejsza niż ogień nad Manhattanem. Trzeba pozwolić się oświecić. Trzeba pamiętać, że tam, gdzie „wzmaga się grzech, tym obficiej rozlewa się łaska” (por. Rz 5, 20). Tam, gdzie wzmaga się okrucieństwo, tam bardzo potrzebne jest miłosierdzie. Trzeba o nie z ufnością prosić, tak jak to uczynił jeden z mieszkańców Londynu wieczorem 12 września 2001 roku.