Wielu penitentów często wyznaje to, co tak naprawdę nie jest ich grzechem, lub wyznaje fałszywe grzechy, za które nie mogą uczciwie żałować, dostrzegają bowiem, że – w takiej samej sytuacji – wkrótce znów je popełnią.
Z tego powodu wielu opuszcza konfesjonał z ogólnym poczuciem niezadowolenia, ponieważ nie wyznali tego, co stanowi ich główny problem sumienia, albo czują się zawiedzeni postawą spowiednika i mają pretensje zarówno do niego, jak i do Boga, za własną bezsilność. Wśród takich penitentów można bowiem odnaleźć osoby, które w spowiedzi szukają środka do pomniejszenia własnej odpowiedzialności przez przedstawianie siebie jako ofiary złych okoliczności.
Nasza kultura jest podejrzliwa wobec jakichkolwiek oznak zależności, jednak niektórzy psycholodzy podkreślają, że owocne uczestnictwo w religijnych rytuałach wymaga wejścia w „regresję do zależności”. Normalna regresja do zależności zdarza się przez cały okres naszego życia i dostarcza potrzebnego do właściwego funkcjonowania poczucia oparcia i troski, a więc także zdolności zawierzenia swego życia Bogu czy otwarcia się wobec spowiednika.
Poza jednak taką zdrową zależnością wiele osób przychodzących do spowiedzi szukać w niej może środka, a w spowiedniku „narzędzia”, do radzenia sobie z własną życiową niezaradnością czy to z powodu niewłaściwego wychowania, czy też wskutek przeżytej traumy, na przykład wykorzystania seksualnego. Niektórzy penitenci będą prezentowali wszystkie symptomy osobowości zależnej, szukając w spowiedniku, którego często identyfikują z Bogiem, „super opiekuna-rodzica”. Postawa ta może być wzmocniona przez spowiednika, jeśli będzie podkreślał i gratyfikował takie cechy charakteru penitenta, jak: poddańczość, podporządkowywanie się, łagodność, posłuszeństwo i „pokorę”.
Mylenie pokuty z chęcią ukarania siebie
Penitenci, którzy mylą pokutę z chęcią ukarania samego siebie, to najczęściej albo skrupulanci, albo osoby, które wyznają nie grzechy, a raczej braki osobiste czy charakterologiczne, i to w taki sposób, że można u nich mówić o swoistym masochizmie lub ucieczce we współczucie. Spowiednik może mieć wrażenie z kontaktu z takim penitentem, że czerpie on przyjemność z upokarzania się przed nim. Taka postawa ma często na celu zyskiwanie sympatii spowiednika, który będzie dzielił problemy i darzył akceptacją; w sumie wskazuje ona na osobowość niedojrzałą i histeryczną.
W przypadku zaś skrupulanta spowiednik będzie miał do czynienia z neurotycznym poczuciem winy i sposobem samooskarżania się podszytym wielkim lękiem. Problemy takiego penitenta nie tkwią jednak w jego grzesznych postawach, ale w obrębie nierozwiązanych i nieuświadomionych konfliktów. Powtarzanie zaś tych samych samooskarżeń z popełnionych czynów może służyć ukrywaniu tych postaw, które rzeczywiście motywują penitenta w życiu.
Legalizm wśród penitentów będzie przejawiał się w nadmiernej koncentracji na sprawach powierzchownych i wiecznym niezadowoleniu ze spowiednika. Taki penitent będzie się spierał ze spowiednikiem o „każde słowo”, czując się przez niego albo niezrozumianym, albo źle ocenionym. Ponieważ problem takiego penitenta leży w innej sferze jego funkcjonowania, spowiedź „od początku” skazana jest na „niepowodzenie”, bo penitent nie korzysta z niej w celu zbliżenia się do Boga, ale odsunięcia się od swego głównego problemu.
Szukanie spowiedzi w celach terapeutycznych
Kiedy cierpienie penitenta nie jest duchowej natury lub kiedy nie może on swego grzechu jednoznacznie nazwać, szukanie „rozwiązania” problemu w spowiedzi może być dla niego okazją do zranienia. Ludzie mogą szukać spowiedzi po to, aby poradzić sobie lub zmniejszyć niezrozumiały lęk, znaleźć „lekarstwo” na problemy emocjonalne, takie jak niska samoocena i poczucie bycia „złą osobą”, lęk i poczucie winy związane z seksualnością, konflikty z bliźnimi, depresję i niesprawiedliwość.
W takich wypadkach penitenci szukają jednak ulgi, a nie nawrócenia i oczekują bezwarunkowego rozgrzeszenia w sytuacji, w której ich „wyznania” nie powinny stać się przedmiotem absolucji. Rozgrzeszenie udzielone bowiem na podstawie takich trudności odbiera penitentom możliwość konfrontacji z ich emocjami, równocześnie utwierdzając w nich błędne przekonanie, że ich problemy są rzeczywiście grzechami, co tylko zwiększa u nich i tak już obecne neurotyczne poczucie winy i wstydu.
Poczucie wstydu, żalu, samotności, bycia niekochanym czy mało wartościowym nie zanikają z chwilą otrzymania rozgrzeszenia. Doświadczenie przebaczenia w relacji do Boga nie oznacza, że penitent poradził sobie ze swym życiem. Trzeba jednak pamiętać, że dla wielu takich osób kontakt ze spowiednikiem ma ogromne znaczenie i wpływa na stan ich psychologicznego funkcjonowania. Kiedy ludzie wierzą, że Bóg im wybacza grzechy i że ich relacja z Bogiem jest teraz we właściwym stanie, to mogą z większą odwagą spojrzeć również na swoje ludzkie problemy – trwa w nich bowiem nadzieja, że nie zostają z nimi sami.
Spowiednik jednak musi pomóc im nazywać i rozeznawać zarówno sferę ich ducha, jak i psychiki, i wystrzegać się wchodzenia w rolę psychoterapeuty. Niezmiernie istotną kwestią jest tutaj zmotywowanie penitenta do skorzystania z fachowej pomocy medycznej lub psychoterapeutycznej, jeśli jest mu ona potrzebna według rozeznania spowiednika, jak również umiejętność współpracy spowiednika z lekarzami, psychologami czy psychoterapeutami w odniesieniu do duchowych i ludzkich problemów penitentów-pacjentów.
Spowiednik duchowym terapeutą
Sakrament pojednania powinien w życiu penitenta stać się okazją do spotkania i przeżywania Boga uzdrawiającego całą osobę ludzką. W spowiedzi bowiem penitent spotyka się z Bogiem miłującym człowieka, który nie pozostawia go samotnie w doświadczeniu cierpienia i grzechu, lecz troszczy się o to, byśmy życie mieli i mieli je w obfitości (por. J 10, 10).
Działanie Boga w człowieku urzeczywistnia się we wspólnocie Kościoła, który – jak to pięknie określił św. Jan Chryzostom – jest „duchowym szpitalem”. Kościołowi dane są sakramenty – lekarstwa leczące duszę i ciało każdego wierzącego. Świadome zaś korzystanie z nich otwiera dostęp do wielkiej mocy Bożej, dzięki której już tutaj, po tej stronie życia, możemy doświadczyć duchowego uzdrowienia i zbawienia.
Spowiednik musi być jednak świadomy, gdzie kładzie podstawowy akcent w sprawowaniu sakramentu pojednania. Czy umieszcza go na przejawach pokuty, czy też duchowej porady? Czy rozpatruje spowiedź w kategoriach głównie jurydycznych i postrzega w niej Chrystusa jako Sędziego, czy odnosi się do niej raczej w kategoriach terapeutycznych, widząc w Chrystusie Dobrego Lekarza? Czy pojmuje grzech przede wszystkim jako naruszenie Prawa, czy też raczej postrzega go jako przejaw wewnętrznej choroby? Akcentuje bardziej wiązanie i odpuszczanie, czy raczej uzdrowienie? Właściwe sprawowanie sakramentu pojednania zawiera się w integracji obu tych podejść.
Spowiednik musi jednak pamiętać, że penitent przynosi Chrystusowi nie spis brudnych grzechów, ale siebie samego, nie tylko swoje uczynki, ale głębsze zranienie swego człowieczeństwa – uzdrowienie zaś wymaga czasu. Spowiednik powinien pomóc penitentowi w uświadomieniu sobie, że spowiedź jest zarówno wydarzeniem, jak też całym procesem.
Nie chodzi więc o to, aby spowiednicy mówili penitentom, co powinni robić, ale pomagali im, przy użyciu ich własnej wolności, w stawaniu przed Bogiem w pełni ich własnej świadomości i w podejmowaniu uzasadnionej decyzji. Celem spowiedzi jest szkoła uzdrowienia.
Dla uniknięcia krzywd w konfesjonale, jak również nabycia zdolności ich przezwyciężania i naprawiania warto, aby każdy spowiednik pamiętał, że choć „kapłan użycza swych rąk i języka, wszystko dokonywane jest przez Ojca, Syna i Ducha Świętego” – jak nauczał św. Jan Chryzostom, a „spowiedź nie jest i nie powinna stać się techniką psychoanalityczną czy psychoterapeutyczną” – jak mówił Jan Paweł II.
„Dobre przygotowanie psychologiczne i znajomość nauk o człowieku w ogóle z pewnością ułatwią spowiednikowi poznanie tajników sumienia oraz dokonywanie rozróżnień – co nie zawsze jest łatwe – między czynami prawdziwie «ludzkimi» (czyli takimi, za które ponosi się odpowiedzialność moralną) a czynami «człowieka ». Te ostatnie bywają uwarunkowane mechanizmami psychologicznymi (patologicznymi lub powstałymi wskutek zadawnionych przyzwyczajeń), które zwalniają z odpowiedzialności albo ją ograniczają. Sami penitenci często nie uświadamiają sobie różnic dzielących te dwie sytuacje wewnętrzne”.
Jacek Prusak SJ/deon