W moich relacjach z innymi często odwołuję się do żartu i humoru. Kiedy stosuję go z umiarem, bardzo ułatwia mi życie w chwilach napięcia i stresu. Kiedy jednak jestem zmęczony i mniej się kontroluję, wówczas niekiedy moje żarty ranią ludzi. Czasami też odbierane są jako próba dominowania nad innymi, choć ja sam nie mam takich intencji. Nie wiem, czy nie nadużywam żartu w relacjach z innymi? Jak nauczyć się umiaru, wyczucia w tej dziedzinie?

Należałoby odróżnić humor od żartu. Według Słownika języka polskiego żart to „powiedzenie czegoś nie na serio”, ale tylko dla rozrywki, zabawy lub też „zakpienia z kogoś”. Synonimami żartu są: figiel, kawał, dowcip, psota. Humor zaś to jedna z postaci komizmu. Humor wyraża się w ujmowaniu sytuacji i zjawisk od tych stron, które są zdolne pobudzić do śmiechu. Synonimami humoru jest pogodny nastrój oraz wesołe usposobienie. O ile trudno jest przesadzić w stosowaniu dobrego humoru, o tyle łatwo jest nadużyć żartu.

Zmysł humoru rzeczywiście bardzo pomaga we wzajemnych relacjach międzyludzkich, szczególnie zaś w chwilach napięcia i stresu. Nadużywanie jednak sytuacji humorystycznych, częste robienie żartów może być odbierane jako brak powagi lub też unikanie poważnego traktowania trudnych sytuacji.

Zastosowanie humoru, żartu nie jest równoznaczne z rozładowaniem napięcia w relacjach międzyludzkich. Humor i żart bywają jedynie skromną pomocą w stworzeniu lepszej atmosfery do wzajemnego spotkania i dialogu. Nadużywanie żartu w sytuacji konfliktowej może pewne osoby denerwować i drażnić. Odnosi się to zwłaszcza do tych, które podchodzą poważnie – czasami może zbyt poważnie, a więc sztywno – do życia i ludzkich problemów.

Kiedy posługujemy się humorem czy żartem w sytuacji napięcia lub konfliktu, winniśmy bacznie rozeznawać, jak otoczenie odbiera nasze zachowanie. Jeżeli wielu reaguje chłodno, sztywno czy nawet nerwowo, lepiej zrezygnować z polepszania klimatu spotkania i dialogu żartem.

Dyskretny, dojrzały humor pozwala nabierać dystansu do własnej osoby, do załatwianej sprawy, własnej roli czy też do osób, z którymi rozwiązujemy jakieś problemy. Nasze żarty mogą mieć posmak dobrego humoru, jeżeli częściej żartujemy z siebie niż z innych. Natomiast częste żartowanie sobie z innych nie budzi zaufania i słusznie może być odbierane jako wynoszenie się, niepoważne traktowanie ludzi czy też jako ucieczka przed poważnym podejściem do ważnych spraw życia.

Należałoby bardzo ostrożnie stosować żarty wobec ludzi słabszych czy przewrażliwionych na swoim punkcie. Zdarza się, że wspólnota, która nie reflektuje nad wzajemnymi odniesieniami, wybiera sobie kilka ofiar, które stają się przedmiotem nieustannych żartów i kpin. Wspólnota może odwoływać się często do żartu i humoru, ale pod warunkiem, że wszyscy – bez wyjątku – będą im podlegać. Kiedy we wspólnocie czy w grupie jest zbyt wiele osób drażliwych, które nie pozwalają innym żartować z siebie, nie należy odwoływać się do tej formy rozładowywania napięć. Będzie się to bowiem dokonywać kosztem pojedynczych osób, które staną się „kozłami ofiarnymi”.

Umiejętne stosowanie żartu i humoru to wielka sztuka. Nieprzypadkowo Gordon Willard Allport, psycholog amerykański, wśród kryteriów dojrzałej osobowości wymienia między innymi zdrowe poczucie humoru. Aby móc swobodnie żartować w relacji z bliźnimi, trzeba najpierw zbudować z nimi życzliwy kontakt. Nie budzi zaufania stwarzania sytuacji humorystycznych z ludźmi, z którymi mamy chłodne relacje. Może to być bowiem łatwo odbierane jako „robienie sobie żartów” z innych. Im lepiej osoby się znają, im bardziej ufają sobie i są otwarte na siebie, tym łatwiej mogą one stosować tę formę wzajemnej komunikacji.

Mistrzem w stosowaniu humoru w spotkaniach z wiernymi jest Jan Paweł II. Byliśmy tego świadkami w czasie jego pielgrzymek do Ojczyzny. Na zakończenie wielkich celebracji liturgicznych Papież często stwarzał sytuacje humorystyczne. Na taki styl dialogu z wiernymi mógł sobie pozwolić w Polsce. Miał bowiem świadomość, że ludzie czują z nim, rozumieją go bardzo dobrze. Kiedy jednak w czasie spotkań z młodzieżą, młodzi, nie wyczuwając granic żartu, zaczynali się zbytnio bawić, Papież umiejętnie przechodził na poważny ton.

Nasze żarty bywają dwuznaczne, kiedy mało nad nimi reflektujemy. Jeżeli mamy skłonność odwoływania się do żartów, winniśmy rozeznawać, jak bywają one odbierane przez bliźnich. Zdrowe poczucie humoru jest z jednej strony darem Pana Boga, z drugiej zaś – owocem pracy nad sobą: wolności wewnętrznej, otwartości i życzliwości do ludzi oraz krytycznego spojrzenia na siebie. Jeżeli nie potrafimy pośmiać się trochę z siebie, nie powinniśmy zbyt często żartować sobie z innych.

Wielu świętych i mistyków odznaczało się nieraz wielkim poczuciem humoru, dzięki czemu umieli się znaleźć w trudnych, napiętych sytuacjach. Znany z poczucia humoru był między innymi św. Ojciec Pio. Oto przykłady.

Było to podczas burzy w San Giovanni Rotondo. Obok Ojca Pio stał na korytarzu klasztornym pewien brat. Przerażony częstymi błyskawicami, powiedział do Ojca Pio: „Ojcze, odsuńmy się chociaż od tej rozdzielni prądu. Wczoraj od pioruna poniosło śmierć dziesięć osób”. Ojciec Pio odpowiedział: – „My nie podlegamy temu niebezpieczeństwu. Nas jest tylko dwóch”.

Inna sytuacja świadcząca o poczuciu humoru świętego. Było to w czasie wizyty byłego prezydenta Włoch Antonio Segni (1959). W sali spotkania panowała napięta atmosfera milczenia. Przedstawianie gości Ojcu Pio rozpoczęto od senatora Russo (w języku włoskim „russo” znaczy także „sałatka jarzynowa”). Ojciec Pio przerwał ten ciężki klimat, zwracając się do prezydenta Włoch: „Ekscelencjo, dlaczego przywiozłeś mi tylko sałatkę (russo). Trzeba było przywieźć coś więcej”. Ogólny śmiech na sali przerwał milczenie. Dalsze spotkanie odbyło się w przyjacielskiej, swobodnej atmosferze.

Niezły „kawał” miał kiedyś zrobić Ojciec Pio jednemu z rzymskich prałatów. Prałat ten postanowił przestrzec papieża Benedykta XV przed „oszustem”, jakim – jego zdaniem – miał być Ojciec Pio. „Przyjacielu, chyba jesteś źle poinformowany” – odpowiedział Ojciec Święty. Musisz sprawdzić swoje źródła informacji”. Nieufny prałat postanowił sam udać się do San Giovanni Rotondo w jak największej tajemnicy. Jakież było jego zdumienie, gdy na dworcu w Foggia przywitało go dwóch kapucynów: „Ekscelencjo, Ojciec Pio przysłał nas, żebyśmy go powitali…”. „Ale w jaki sposób dowiedział się, że przybędę? Nikomu o tym nie mówiłem”. „Musiał się widocznie o tym dowiedzieć, ponieważ nas tu przysłał”. Prałat stracił jednak ochotę na spotkania z Ojcem Pio i zawrócił z drogi. Skoro Ojciec Pio wiedział, że przyjeżdża, to być może wiedział również, co powiedział o nim papieżowi.

Św. Tomasz Morus modlił się: „Panie, daj mi umiejętność śmiechu. Udziel mi łaski rozumienia żartów. Abym w życiu doznał choć trochę radości i mógł ją choć w części przekazać bliźnim”.

Józef Augustyn SJ/Życie Duchowe