– Czuję strach, żal z powodu krzywdy, którą wyrządziłem, mam wyrzuty sumienia, źle się oceniam. Czuję żal do siebie, że to zrobiłem – odpowiada osiemnastolatek zapytany w szczerej rozmowie o to, jak to jest mieć poczucie winy.
– Trudno jest się przyznać do winy?
– Trudno się przyznać do swoich słabości. Niektórym bardzo trudno dopuścić do siebie to uczucie i boją się konsekwencji.
– Co robisz, gdy czujesz się winny?
– Staram się przeprosić i wynagrodzić osobie – to uspokaja moje sumienie. Dopuszczam do siebie żal. Pokazuję, że żałuję tego, co zrobiłem. Daje mi to ulgę. Nie potrafię też tego dusić w sobie. Gdy komuś powiem, co mnie dręczy, to mi lepiej.
– A co byś zrobił w sytuacji, gdyby ktoś cię niesprawiedliwie obwinił za coś, czego nie zrobiłeś?
– Na pewno wkurzyłbym się na niego i coś bym mu powiedział. Broniłbym się.
– Jak twoi rodzice reagowali, gdy zdarzyło ci się zrobić coś niewłaściwego?
– Pamiętam, jak miałem około sześciu lat i bawiłem się piaskiem przy parkingu. Nie zauważyłem, że obsypałem żwirem całą maskę samochodu sąsiada. Przyszedł tata i jak to zobaczył, to nie nakrzyczał na mnie, tylko powiedział, że teraz muszę zapukać do sąsiada, przeprosić i uprzątnąć z auta piasek. Wtedy te słowa taty były gorsze, niż by na mnie nakrzyczał. Obleciał mnie strach. Wstydziłem się iść. Tata powiedział, że pójdzie ze mną, ale że to ja będę musiał przeprosić. Bałem się, ale poszliśmy. Pamiętam, że sąsiad zareagował pozytywnie i wyrozumiale. Potem zszedłem ze zmiotką i sprzątnąłem. Moi rodzice raczej nie krzyczeli na mnie, ale wymagali, bym naprawił to, co zawaliłem. Mam z nimi ogólnie dobre relacje.

Akceptacja poczucia winy

Nie wszyscy mają tyle szczęścia, aby wychować się w rodzinie, gdzie uczucia ich członków traktuje się z akceptacją, a zdrowe relacje polegają na wzajemnej wymianie wprost. Rodzice w takiej rodzinie szanują dzieci i wychowując je, dają temu wyraz poprzez miłość i troskę. Potrafią jednocześnie stawiać granice i wymagać właściwych zachowań. Dopuszczają, by ich dzieci mogły doznać krótkotrwałych, nieprzyjemnych uczuć, i wykorzystują to doświadczenie, by uczyć je wyciągania wniosków. Popełnianie błędów, niewłaściwe zachowania czy grzechy traktowane są jako coś, co może się zdarzyć. Towarzyszą temu nieprzyjemne uczucia, co jest czymś normalnym, ale za błąd trzeba ponieść konsekwencje. Nikt z tego tytułu nie jest jednak pozbawiony miłości i akceptacji.

Na tym polega istota socjalizacji: na spokojnym rozwoju emocjonalno-społecznym dzieci, by mogły uczyć się empatii i rozumieć, że niektóre zachowania ranią innych i dlatego nie powinniśmy się w ten sposób zachowywać. A nawet jeśli zdarzy się nam kogoś skrzywdzić lub zrobić coś niewłaściwego, można to naprawić. Nie jest się skazanym na wieczną karę czy odrzucenie. Motywacją do prawidłowego zachowania wobec innych osób i naprawiania swoich błędów stają się więc zdrowo ukształtowane mechanizmy emocjonalne młodego człowieka. Szczególne miejsce wśród nich zajmuje odczuwanie żalu po zadanej krzywdzie czy poczucie winy.

Odczuwanie tych uczuć jest jak najbardziej prawidłowe w sytuacji, gdy kogoś zranimy. Ich nieprzyjemne zabarwienie staje się natomiast impulsem do zmiany, do pozbycia się ich. Zdrowo ukształtowany człowiek w sensie osobowościowym będzie wiedział, co zrobić – przeprosić i zadośćuczynić. A jeśli nie ma możliwości – przebaczyć sobie, co jest procesem, a nie szybko działającym sposobem przynoszącym ulgę. Natomiast jeśli ktoś nie odczuwa poczucia winy czy żalu, nie będzie w stanie prawidłowo funkcjonować, szczególnie w relacjach. Może to świadczyć o jego skłonnościach socjopatycznych albo o organicznych uszkodzeniach.

Zatem wszystkie uczucia są potrzebne i dobre. Jako naturalne impulsy mają swoje funkcje podstawowe – przetrwanie i kształtowanie dojrzałej osobowości. Na przykład lęk pierwotnie chroni przed niebezpieczeństwem. Dzięki złości odczuwamy impuls do obrony siebie i bliskich w sytuacji ataku, niesprawiedliwości lub krzywdy. Wstyd ma na celu ochronę naszej intymności. Poczucie winy natomiast pozwala dojrzeć do wzięcia odpowiedzialności za własne błędy.

Od wpływu rodzica do obrazu Boga

Jednak by poczucie winy rozwinęło się jako mechanizm emocjonalny, który ma nam sprzyjać, musi być prawidłowo ukształtowane w dzieciństwie i młodości. Weźmy jako przykład opisywanego wcześniej osiemnastolatka. Pierwsza sprawa, która uderza od samego początku wypowiedzi, to jego wgląd w siebie. Chłopak ma pełną świadomość uczuć, które się w nim rodzą, i potrafi je opisać, używając bogatego słownictwa. Posiada również świadomość swoich myśli. Owa integracja emocjonalno-poznawcza i nazywanie wewnętrznych stanów to kluczowa umiejętność emocjonalno-społeczna. Człowiek, który wkracza w dorosłość, wie również, co zrobić w sytuacji, gdy zdarzy mu się popełnić jakiś błąd. Korzysta też ze wsparcia społecznego. W sytuacji niesprawiedliwych oskarżeń rodzi się w nim złość będąca energią potrzebną do postawienia granicy.

Został przygotowany do tego, by poradzić sobie w życiu. Dziecko jest niczym nasionko z przypowieści o siewcy, które zostaje rzucone na grunt. Ziemią, która stwarza warunki do rozwoju, jest rodzina, a ogrodnikami rodzice, którzy dbają o prawidłowy wzrost. Z powyższego przykładu możemy wnioskować, że główni opiekunowie byli pierwszymi osobami, które akceptowały i nazywały uczucia dziecka, pozwalały ponieść konsekwencje oraz podpowiadały sposoby rozwiązań.

Dziecko nie ma możliwości zaakceptowania swoich uczuć, jeżeli odczuje, że rodzice tego nie robią. To tak, jakby ogrodnik dbał tylko i wyłącznie o wygląd zewnętrzny rośliny, a nie zajmował się korzeniami. Zdarza się, że dla rodziców najważniejsze jest, by dzieci były grzeczne i przynosiły ze szkoły dobre oceny. Z lęku przed odrzuceniem dzieci mogą spinać się, by spełniać oczekiwania opiekunów. Skupiają się bardziej na zewnętrznych formach, by zasłużyć na miłość i akceptację rodzica. Boją się popełnić błąd. Starają się być w porządku wobec wszystkich na zewnątrz.

Na pewnym etapie dołącza szkoła, gdyż dzieci „ugrzecznione” są bardzo pożądane przez nauczycieli. A „grzeczne” zachowanie zostaje podwójnie wzmocnione przez chwalenie w szkole i w domu. Młodzi ludzie podejmują działania unikające negatywnych zachowań głównie z lęku przed karą i odrzuceniem. A jeśli zdarzy się niewłaściwe zachowanie, czują przytłaczające poczucie winy, z którym nie potrafią sobie poradzić. Tak zamyka się błędne koło prowadzące na przykład do skrupulatności i zadaniowości (cech osobowości) lub do bardziej problematycznych zaburzeń lękowych czy zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych.

Nie sposób nie poruszyć przy tej okazji obrazu Boga w rozwijającym się umyśle dziecka, w przypadku rodzin, w których istnieje wychowanie religijne, czy kwestii kształtującego się sumienia, które to reprezentuje uwewnętrznione normy moralno-religijne głównych opiekunów. Skupianie się na grzechu, poprzez wzmacnianie zachowań mających na celu unikanie ich, może prowadzić do lęku przed karą (w sensie religijnym – lęku przed potępieniem). „Pan Bóg wszystko widzi i grozi ci z góry palcem, nie pójdziesz do nieba” – może często słyszeć dziecko. Jeżeli to staje się głównym motywatorem do podejmowania działań czy raczej do unikania oraz ciągłej kontroli wewnętrznej, może się pojawić sumienie skrupulatne wyrzucające każde, najdrobniejsze przewinienie oraz nieumiejętność przebaczania sobie i innym.

Wtedy poczucie winy i lęk są trudne do zniesienia. Człowiek będzie poszukiwał zewnętrznych sposobów pozbycia się ich. Na przykład swoje zachowania podda ocenie księdza, by uzyskać pewność i ulgę. Można nawet powiedzieć, że skrupulatne sumienie upośledza rozwój duchowości młodego człowieka. Duchowość potrzebuje gruntu wolności i pozytywnych impulsów do poszukiwania Boga i relacji z Nim. Czasami rodzi się przez kryzys wiary, a zadaniem rodziców w takiej sytuacji jest po prostu pozwolić na ten kryzys. Jeżeli rodzice nie stymulują odpowiednio rozwoju wnętrza dziecka, a w rozwoju religijnym skupiają się na realizowaniu zasad i rytuałów religijnych, dziecko ma małe szanse na to, by poczuć wolność w relacji z Bogiem.

Waży to na jego przyszłej dorosłej relacji z Nim. Ma poczucie, że ta relacja polega na tym, że Bóg tylko wymaga od człowieka odpowiedniego zachowania, zakazuje czegoś albo nakazuje. A kiedy zwracamy się do Niego z problemem, milczy. „Każdemu z nas zdarza się popełniać grzechy (łamać nakazy lub zakazy) i jeżeli to ma na celu tylko wywoływać poczucie winy i spowodować, bym coś robił lub czegoś nie robił, to bez sensu” – tak mówią młodzi ludzie. Odrzucają wtedy sposób myślenia i postępowania nakazowo-zakazowy i zaczynają budować swój światopogląd bez Boga. Łatwiej jest im wtedy żyć bez poczucia winy, które i tak nic im nie daje oprócz przytłoczenia i wewnętrznego chaosu.

Psychika i duchowość to bardzo delikatne materie, które ze sobą się wiążą, rosnąc na gruncie rodzinnym. Świadomość i odpowiedzialność rodziców, którzy są autorytetami religijnymi dla dziecka na co dzień, katechetów – w szkole i księży – w kościele, a szczególnie w konfesjonale, to potrzeby dzieci w tym zakresie. A doświadczenie przebaczenia przez rodzica staje się istotnym elementem uwolnienia od ciężaru winy, uczącym dzieci przebaczania innym oraz obrazującym przebaczenie i miłosierdzie Boga.

Manipulując poczuciem winy

Wywoływanie poczucia winy może stać się narzędziem wywierania wpływu na dzieci, by zrekompensować własne wewnętrzne braki lub uzyskać profity emocjonalne wynikające z reakcji dzieci lub po prostu uzyskać efekt wychowawczy w postaci zachowania dzieci: „Ty siedzisz sobie u koleżanki, a twoja matka jest chora i potrzebuje opieki. Natychmiast do domu!”; „Nie dzwonisz do mnie, nie odwiedzasz, już zapomniałaś, że twoja matka istnieje. Jak umrę, to nawet nie będziesz wiedzieć”; „Pozwoliłaś, by twoja siedemdziesięcioletnia matka, poruszająca się o kuli, sama dźwigała zakupy na święta. Jak mogłaś wyjechać na święta? Matka jest przecież najważniejsza!”. Komunikaty te akcentują winę dziecka i jak widać mogą działać niezależnie od tego, ile dziecko i rodzic mają lat.

Zdarza się również, że komunikaty obwiniające można nosić w sobie jako spuściznę po nieżyjących już rodzicach: „Moi rodzice, gdyby żyli, potępiliby mnie za takie zachowanie”. Obwiniające słowa to wypowiedziane do drugiej osoby sygnały nieuświadamianych najczęściej potrzeb wewnętrznych. Tylko że realizatorem potrzeb wewnętrznych rodzica staje się dziecko. I na tym polega to związanie emocjonalne. To chęć zatrzymania dziecka dla siebie i spowodowania poprzez uruchamianie w nim poczucia winy, by realizowało potrzeby rodzica: bliskości, opieki, pomocy. Zamiast wypowiedzieć wprost swoje oczekiwania w stosunku do dziecka i zmierzyć się z jego ewentualną niezgodą, szukając akceptacji sytuacji, rodzice wykorzystują przewagę emocjonalną nad dzieckiem, by osiągnąć swój cel. (Nie nauczyli się radzić sobie ze swoimi potrzebami w inny sposób).

W podobnych sytuacjach dziecko staje się często również wycieraczką emocjonalną rodzica. Można nawrzucać, splunąć, wytrzeć brud i trud swych uczuć. Najlepszą osobą do tego staje się dziecko, gdyż w całym układzie rodzinnym jest najsłabsze, nie ma wytworzonych sposobów radzenia sobie z manipulacjami emocjonalnymi, nie potrafi się bronić. Małe dziecko nie będzie się buntować, gdyż przyjmuje rzeczywistość rodzinną jako jedyny, dla niego „normalny” stan. Bunt może przyjść w okresie dorastania. A zdarza się, że poczucie winy jest tak silnym narzędziem w ręku rodzica, że dorosłe już dziecko nie potrafi uwolnić się od jego działania nawet przez całe życie. Jeśli był to dominujący sposób wpływu opiekuna na dziecko, to głęboko może sięgać korzeniami do osobowości dorosłego człowieka. Może wiązać się z poczuciem wartości i samooceną: „Jestem dobry, gdy realizuję potrzeby rodziców”.

Nietrudno odgadnąć, co może spowodować w życiu dorosłym tak ukształtowana psychika: za realizowaniem potrzeb innych osób idą rezygnacja z siebie, podejmowanie decyzji w życiu, kierując się dobrem innych, narastająca złość, frustracja, niechęć, wypalenie, rezygnacja, smutek, chaos wewnętrzny, a w dalszej konsekwencji problemy w bliskich relacjach, depresja, rozwód…

Złożonym mechanizmem obronnym rodzica i jednocześnie krzywdzącym dziecko jest przeniesienie winy. Ten rodzaj reakcji może przedstawić sytuacja, gdy rodzic obwinia dziecko za własne zaniedbania. Z takimi sytuacjami możemy spotkać się na przykład w szkole podstawowej, gdy rodzic w rozmowie z nauczycielem obwinia dziecko za spóźnienia, złe zachowanie, oceny, brak pracy domowej, nie dostrzegając w tym własnej winy. Dziecko obwinione i wystawione na publiczną, niesprawiedliwą krytykę przez osobę, która powinna obronić, jest skazane na wstyd i poczucie winy. Może się to również objawiać tłumioną bądź jawną złością i zgeneralizowanymi zachowaniami agresywnymi. Zazwyczaj ten rodzaj postępowania rodzica w okresie dorastania dziecka obraca się przeciwko opiekunowi. I choć to może być trudne dla rodzica, to z perspektywy dziecka obrona przed niesprawiedliwymi oskarżeniami służy jego przetrwaniu. Niestety nie oznacza to tylko korzyści, gdyż niesie ze sobą często inne koszty psychiczne.

Ryby i dzieci głosu nie mają

Zdarza się, że rodzice traktują swoje dzieci, jakby były istotami „o bardzo małym rozumku”, którym nie powinno tłumaczyć się różnych trudnych sytuacji rodzinnych, bo i tak ich nie zrozumieją. Tak naprawdę to tylko wymówka, ponieważ prawdziwym tego powodem są uczucia: lęk, wstyd, zażenowanie… Nie zmienia to jednak perspektywy dziecka. Jeśli w rodzinie ma miejsce jakaś trudna sytuacja, a nikt z dzieckiem o tym nie porozmawia, to dziecko najczęściej rezonując uczucia rodziców, przyjmuje własną interpretację zdarzeń. I właśnie ta interpretacja może być pełna winy.

Zależy to oczywiście od przyczyny. Przyjmijmy, że rodzice często kłócili się ze sobą o dziecko i ono było tego świadkiem. Po jakimś czasie tato wyprowadził się z domu. Dziecko nie wie o prawdziwej przyczynie rozstania. W jego „rozumku” może pojawić się bardzo proste wnioskowanie: tata wyprowadził się, bo byłem niegrzeczny. Dziecko będzie wtedy reagowało z punktu poczucia winy, chcąc ją odpokutować, przywracając status quo. Może starać się zachowywać bardzo dobrze w obecności ojca, a odreagowywać wtedy, kiedy jest z matką. Po wielu próbach, nie odnosząc zamierzonego skutku, dziecko popadnie w poczucie beznadziei i bezradności lub zmieni strategie i mechanizmy.

Co by się stało, gdyby rodzice porozmawiali z dzieckiem, uwalniając je od poczucia winy i obowiązku scalenia rodziny? W tego typu przypadkach pierwotne poczucie winy u dziecka spowodowane określoną interpretacją sytuacji, uruchamia szereg konsekwencji. Dziecko, które pozostawione jest samo sobie, może mieć poczucie, że ciąży na nim jakaś kara. W aspekcie szerszym może ukształtować się niskie poczucie własnej wartości, mniejsza pewność siebie, słabszy wgląd w swoje wnętrze itd.

Wina może zabić

Jeśli my, dorośli, odczuwamy dystans ze strony jakieś osoby i nie rozumiemy go, to najczęściej myślimy sobie: „Ma kiepski dzień” albo „Co ja takiego zrobiłem, że jest obrażony?”. W drugim przypadku przeszukujemy pamięć w celu znalezienia ewentualnego powodu, szukamy winy. Jeśli dziecko odczuwa dystans emocjonalny ze strony rodzica i go nie rozumie, uruchamia to w nim poczucie winy, myślenie o winie i ewentualne poszukiwanie w pamięci własnych zachowań, które mogły ten dystans spowodować. Krótkotrwały chłód emocjonalny może być wynikiem przeciążenia emocjonalnego rodzica i jest czymś zupełnie ludzkim. Świadomy rodzic zasygnalizuje dziecku wprost: „Źle się dziś czuję, jestem zmęczona po pracy, potrzebuję odpocząć”. Jeśli nie sygnalizujemy powodów naszych złych stanów, dziecko prawie zawsze weźmie to do siebie (chyba że drugi rodzic wytłumaczy mu, dlaczego mama potrzebuje dzisiaj spokoju). Schemat powtarzający się w relacji z rodzicem będzie umacniał mechanizm emocjonalny u dziecka.

Długotrwały dystans emocjonalny rodzica wobec dziecka może być spowodowany poważniejszymi problemami rodzica. Na przykład depresją, chorobą dwubiegunową afektywną, psychozą, rozwodem, żałobą, traumą, chorobą alkoholową, patologiami społecznymi. Może mieć różne przyczyny, oblicza i cały arsenał innych objawów, charakterystycznych dla danych przypadłości. Jest jeden wspólny mianownik: bardzo niszczący dla dziecka, szczególnie pozbawionego wsparcia innych osób. „Powinnaś się cieszyć, że cię nie usunęłam”; „Twoje urodziny to tak naprawdę moje święto, a nie twoje”; „Jesteś nikim”; „Ty bękarcie!”; „Całe twoje dotychczasowe życie to porażka”; „To twoja wina, że cię uderzyłem, ubrałaś się jak prostytutka”; „Skoro jesteś gejem, to coś z tobą nie tak”.

Poczucie winy, które pojawia się u dzieci i młodych osób w wyniku takiego traktowania przez najbliższych opiekunów, może zagrażać ich zdrowiu i życiu. Dotyczy podstawy ich egzystencji i zapada bardzo głęboko. Pozbawione godności, szacunku do siebie, przekonane o swojej głębokiej winie istnienia, nie potrafią żyć, pragną się unicestwić. Takich przypadków jest, na szczęście, mniej niż takich, które mogą liczyć na wsparcie osób z zewnątrz: rodziny, przyjaciół, specjalistów, szkoły, księży… Dzięki temu wsparciu żyją, starają się wyjść z trudnych sytuacji. Leczenie z takiego poczucia winy (i innych konsekwencji) często trwa latami.

Czym skorupka nasiąknie za młodu… ale jest nadzieja

Poczucie winy może się pojawić w sytuacji, gdy obiektywnie została komuś wyrządzona krzywda bądź obiektywnie tej krzywdy nie było. Ludzie, którzy pozostają w szponach poczucia winy, gdyż wyrządzili komuś krzywdę, lecz nigdy nie podjęli się zadośćuczynienia, w procesie terapii konfrontują się z realiami winy, uczą się przyjmować to, co realne, i szukają siły, impulsu do działania, by naprawić „zło”. Tym, co zamyka osoby na ozdrowieńczą siłę procesu: od poczucia winy do zadośćuczynienia, jest lęk. Pozostaje więc poradzić sobie również z tym uczuciem, który będąc starszym bratem poczucia winy, może również spowodować wiele zamieszania.

Dzieci uczą się poprzez doświadczanie. Jeżeli będą pozostawione z poczuciem winy same, nie poradzą sobie z tym wyjątkowo obciążającym uczuciem. Nie wykształcą akceptacji i sposobów uporania się z poczuciem winy. Będą tkwiły w starych mechanizmach obronnych, które w dorosłym życiu są nieprzystosowawcze. Dopiero w późniejszych latach pojawią się problemy, które mogą skierować takie osoby na drogę terapii. I dopiero w procesie leczenia uzyskują świadomość mechanizmów leżących u podstaw ich destrukcyjnego sposobu życia. Terapeuci odrabiają za rodziców zaniedbane lekcje z zakresu emocjonalności, wzmacniając zdrowe reakcje emocjonalne, które służą przetrwaniu i dojrzałości człowieka.

Joanna Ślusarska/Życie Duchowe