Ja cię kocham, a ty chcesz mnie zniszczyć
Mt 22, 15-21
****
„Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga”. (Mt 22, 21)
„Człowiek ma Boga we krwi”. (Ermes Ronchi)
Wiemy z Ewangelii według św. Mateusza, że faryzeusze szukają powodu, aby aresztować Jezusa, „ale bali się tłumów, ponieważ miały Go za proroka” (Por. Mt 21, 14). Zaczęli się więc głowić nad tym, jakby tu „zmodyfikować” opinię pospólstwa o Jezusie. Narada musiała trochę potrwać, wszak Jezus nie był pierwszym z brzegu nauczycielem.
Wymyślili więc, że nie ma to jak złapać człowieka na „niewłaściwych” poglądach politycznych, wrogich narodowi albo Rzymowi. Nieważne komu podpadnie, byleby zadziałało. Do uczniów faryzeuszów dołączają zwolennicy Heroda, którzy spoufalali się z władzą okupacyjną. Skądinąd obie grupy nie za bardzo lgnęły do siebie. Ale skoro jest wspólny wróg, to co innego. Zwarli szyki. Jeśli więc Chrystus powie, że trzeba płacić podatek Rzymianom, sprowadzi na siebie niechęć ludu i wtedy „publika” łatwiej zaakceptuje Jego zniknięcie. Jeśli powie, że nie trzeba płacić, zwolennicy Heroda „doniosą” Piłatowi, coś na tym ugrają i będzie po sprawie.
A co na to Jezus? Ewangelista zaznacza, że najpierw „przejrzał ich przewrotność”. Dostrzegł perfidię i obłudę w działaniu oskarżycieli. W tekście greckim mamy do czynienia ze słowem „poneria” – „nieprawość, złośliwość”. Rzeczownik ten pojawia się w sytuacjach, w których zło w demonie, a także w człowieku, jest aktywne, ujawnia się, działa z rozmysłem. Nieprawy działa „z premedytacją”, czyli z wcześniejszą refleksją nad tym, co ma robić. Człowiek poświęca czas, aby najpierw uknuć złe działanie. Ewangeliści przypisują ten stan duszy głównie faryzeuszom i arcykapłanom. Owoc ich przewrotnej „medytacji” widać w tym, że dobierając odpowiednie słowa, starają się przypochlebić Chrystusowi. Nazywają Go bezstronnym i prawdomównym. Jednak wszystko zostało wcześniej ukartowane, podporządkowane złemu celowi.
Należy ten stan ducha odróżnić od sytuacji, a zdarzają się one dość często, kiedy czynimy coś złego, ale bez wcześniejszej „medytacji” nad tym. Ze słabości, bez złej woli utwierdzonej przewrotnym myśleniem. Człowiek nieprawy nie tyle kłamie, co jest chodzącym kłamstwem. Człowiekowi słabemu zdarza się, że kłamie.
Najbardziej zadziwia w zachowaniu Jezusa to, że chociaż dojrzał w złośliwym działaniu faryzeuszy pułapkę, mimo wszystko odpowiada na ich pytanie. Co więcej, Jezus zachowuje spokój. Nie chce się odegrać. Nie mówi: „Nie będę z wami, dranie, w ogóle rozmawiać”. Nie ucieka ze strachu przed nimi. Nie daje się oczarować pochlebstwem. Dlaczego? Bo był wewnętrznie wolny.
Gdyby Jezus był religijnym fanatykiem, na tę zaczepkę zareagowałby przemocą. Sposób bycia i działania bezgrzesznego Chrystusa jest jednak diametralnie inny. On widzi znacznie więcej, dalej i głębiej niż my skażeni grzechem, którzy nie doświadczyliśmy bezgrzeszności. Dlatego oprócz przewrotności w sercach wrogów, Jezus widzi także obraz Boga. I dlatego próbuje ich ratować, podejmuje wyzwanie, bo Mu na nich zależy, bo chce ich uwolnić od nieprawości. Podobnie reaguje wobec Judasza i arcykapłanów podczas Jego aresztowania w Ogrodzie Oliwnym. Stawia im pytania i niepokoi ich sumienia: „Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego” ? (Łk 22, 48) a do arcykapłanów: „Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę”? (Łk 22, 52) Mógł się w ogóle do nich nie odzywać, machnąć ręką albo ich przekląć. Nawet Herod, który chciał zobaczyć ze strony Jezusa jakiś znak, otrzymał go: było to milczenie. Chrystus nazywa rzecz po imieniu, ale myśli o przeciwnikach dobrze, próbuje ocalić w nich okruchy dobra. Nie przekreśla.
Od czego zaczyna próbę wyzwolenia nieprawych ludzi? Umiejętnie włącza ich w rozwiązanie dylematu, który sami postawili. Prosi ich o pokazanie denara – daje do myślenia. Stawia pytanie, na które oni sami odpowiadają. Za każdym razem, gdy człowiek pyta o jakiś szczegół życia doczesnego, który wydaje mu się wszystkim, Jezus schodzi głębiej. W kontrowersji podatkowej, z którą przychodzą do Niego wrogowie, objawia, że podatek nie jest ich głównym problemem, ale na ile oddani są Bogu.
Nieprecyzyjne tłumaczenie tekstu greckiego znowu gubi pewną ważną subtelność. Adwersarze nie używają słowa „płacić”, lecz „dać” od greckiego „didomi”. „Czy to zgodne z prawem dać podatek Cezarowi”? – pytają. Z kolei gdy Jezus im odpowiada używa czasownika złożonego „apo – didomi” – „zwrócić”, „dać z powrotem, „wypełnić obowiązek”. Według Jezusa podatek jest spłacaniem długu. Ale nie tylko. Tego samego słowa używa w odniesieniu do Boga. Wobec Niego też jesteśmy dłużnikami. Z tych słów wynika, że tak naprawdę nic na tej ziemi nie należy do nas. Niczego z łaski swojej nie dajemy, tylko oddajemy. Istnieje tylko jeden właściciel: Bóg. Nad władzą jest także Bóg. „To, co należy” nie oznacza jedynie podatków i pieniędzy, ale „wszystko, co należy”. Do Cezara należą pieniądze, rzeczy, instytucje. A do Boga? Przykazanie miłości przypomina, że wszystko. Całe nasze życie, umysł, wola, serca, wszystkie siły. Cały człowiek.
Odpowiedź Jezusa sprawiła, że Jego przeciwnicy zmieszali się. W greckim tekście pojawia się słowo „thaumadzo”, które oznacza „dziwić się”, „być zaskoczonym”. To samo słowo pojawia się wtedy, gdy Jezus „zdziwił się” słuchając słów rzymskiego setnika (Por. Łk 7, 9). Jezus wywołuje w nieprawych ludziach dobrą reakcję. Taki był Jego cel. Dzięki zdziwieniu człowiek może zacząć pytać, szukać, kwestionować to, co dotąd doświadczył. Przynajmniej dana jest mu taka szansa.
Choć wydaje się, że faryzeusze wszystko zaplanowali, a nawet przewidzieli skutek, okazuje się, że to Jezus ostatecznie panuje nad sytuacją. On jest głównym reżyserem. Na tym polega Jego niedościgły geniusz. Zło nie może sprostać Bożej mądrości. Chrystus czyni coś dokładnie odwrotnego niż Jego przeciwnicy. Choć oni uważają go za swego wroga, On jednak nie przestaje wierzyć w możliwość ich przemiany. Pokazuje, że nie są nieodwołalnie przeżarci przez zło, nie są złem, tylko jego ofiarami i agentami. Na tym polega głębia boskiego spojrzenia i miłosierdzia.
„Nosimy w sobie odbicie Twojej chwalebnej twarzy, Panie” – wołał św. Wawrzyniec z Brindisi, doktor Kościoła. My też jesteśmy obrazem Boga dla innych. Czasem może on być poważnie zniekształcony, pełen rys, wykrzywień i pęknięć na skutek naszej nieprawości bądź zwykłej słabości. Dlatego Chrystus nie zostawia ani uczniów faryzeuszów, ani zwolenników Heroda, ani nas bez pomocy. Ratuje. Oddaje życie, aby obraz Boga jaśniał w nas pełnym blaskiem i pięknem. I my także możemy patrzeć na innych i postępować jak Jezus. Jeśli przyjmiemy Jego wsparcie i światło.
Dariusz Piórkowski SJ