Czy Bóg wytraci grzeszników?

Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu:

«Posłuchajcie innej przypowieści. Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał w niej tłocznie, zbudował wieżę, w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał.
Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego zaś ukamienowali. Wtedy posłał inne sługi, więcej niż za pierwszym razem, lecz i z nimi tak samo postąpili. W końcu posłał do nich swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego syna.
Lecz rolnicy, zobaczywszy syna, mówili do siebie: „To jest dziedzic; chodźcie, zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo”. Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili. Kiedy więc przybędzie właściciel winnicy, co uczyni z owymi rolnikami?»
Rzekli Mu: «Nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy mu będą oddawali plon we właściwej porze».
Jezus im rzekł: «Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: „Ten właśnie kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił, i jest cudem w naszych oczach”. Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce». Mt 21, 33-43

 

****

„Królestwo Boże będzie wam zabrane i dane narodowi, który wyda jego owoce” (Mt 21, 43)

Dlaczego Jezus opowiadał ludziom przypowieści? Benedykt XVI twierdzi, że chciał „pokazać, w jaki sposób w doświadczanej przez nich rzeczywistości prześwieca coś, na co do tej pory nie zwrócili uwagi”. Na co więc Jezus zwraca naszą uwagę w przypowieści o przewrotnych rolnikach? Na głębię Bożej miłości i otchłań ludzkiej ciemności, która broni się przed światłem.

Bóg traktuje nas na tyle poważnie, że chce z nami współpracować. Nie jesteśmy Jego niewolnikami, lecz partnerami w ciągłym stwarzaniu świata, choć nie równorzędnymi. Św. Jan Chryzostom w swoim komentarzu do tej przypowieści podkreśla dysproporcję w zaangażowaniu właściciela winnicy i jej dzierżawców: „On sam uczynił to, co należało do oraczy: On zasadził winnicę i przygotował wszystkie inne rzeczy. A im zostawił jedynie małą cząstkę, aby dbali o to, co było i pilnowali tego, co im powierzono”. Bóg oddał nam świat, siebie samych, społeczeństwo, Kościół pod zarząd, w dzierżawę. Nic na tym świecie nie należy do nas.

Na czym polega nieprawość rolników? Najpierw na tym, że nie mają zamiaru oddać należnej właścicielowi części plonu. Zapominają, kim są. Przywłaszczają sobie zarówno winnicę jak i jej owoce. Sami próbują zmieniać swoją tożsamość: z dzierżawców czynią siebie właścicielami. Ale w jaki sposób? Przemocą.

W całej przypowieści krew leje się strumieniami. Dzierżawcy winnicy nie podejmują najmniejszej próby rozmowy z posłańcami. Nie negocjują. Działają jak cyborgi przeszkolone do zabijania. Za każdym razem powielają ten sam schemat: problem posłańca rozwiązują przez jego „sprzątnięcie”. I tak bez końca. Jezus demaskuje logikę działania złego w człowieku. Rolnicy postępują jak recydywiści ulegając pożądaniu oraz pierwotnym, niemalże zwierzęcym instynktom. Ciekawe, bo przecież chodzi o arcykapłanów, autorytety religijne, którzy najwidoczniej tak zachowują religię, że ona wcale ich nie przemienia. Wystarczą im pozory, ale wewnątrz nich nadal tkwi nikczemność, skrzętnie zamaskowana zachowywaniem praktyk religijnych. Można żyć fałszywą religią, która nie ma nic wspólnego z Bogiem.

Przemoc kończy się na siłowych rozwiązaniach, ale zaczyna w sercu od żądzy. Najpierw zabija się myślami, a potem czynem. Gdy rolnicy widzą syna właściciela winnicy, nie zachodzi w nich żadna zmiana, poza eskalacją żądzy i przemocy: „Chodźcie, zabijmy go, a dziedzictwo będzie nasze”. Chcemy więcej, dlatego musimy zabić.

Rene Girard uważał, że karuzelę ludzkiej przemocy napędza tajemnicze pragnienie, które nie podlega prawom biologii jak potrzeba głodu czy napoju. Mechanizm ten wygląda następująco: porównujemy się, konkurujemy, walczymy, knujemy intrygi, potępiamy i krzyżujemy. Zaklęte koło utrwala się dodatkowo przez ciągłe wypieranie: tak postępują inni, ale nie my.

Partnerka sprawcy niedawnej masakry w Las Vegas, który strzelał do ludzi jak do kaczek, powiedziała, że „jej partner robił zawsze wrażenie miłego, spokojnego i wyważonego człowieka”. A jednak pod przykrywką „miłego wrażenia” wulkan powoli szykował się do wybuchu. Przemoc potrafi przebrać się w szaty „porządnego” człowieka i obywatela.

Rzecz ciekawa. Jezus zaprasza słuchaczy do aktywnego współtworzenia przypowieści i pyta, co powinien zrobić właściciel winnicy z mordercami. W odpowiedzi arcykapłani ujawniają, co myślą i jak sami by postąpili: nie ma lepszego lekarstwa jak oko za oko, ząb za ząb. Rolników trzeba wyciąć w pień, a winnicę oddać innym. Zauważmy, że Jezus potwierdza tylko drugą część ich odpowiedzi. Pierwszą przemilcza. Po usłyszeniu komentarza Jezusa skrywana nienawiść arcykapłanów wychodzi na jaw: ze złości chcą pochwycić Jezusa, aby Go zabić. Oczywiście, w białych rękawiczkach i w słusznym celu. Tylko inni zabijają w złych zamiarach.

Benedykt XVI napisał, że „przypowieści zostaną rozszyfrowane na Krzyżu”. Ojciec wcale nie wycina tych, którzy skrzywdzili Syna, lecz Jego Syn umiera po to, by uwolnić ich od przemocy. Dramat polega na tym, że człowiek często tego nie chce.

Czy cała przypowieść dotyczy również Kościoła? Czy Kościół jest zawsze i tylko tym narodem, który wydaje owoce królestwa Bożego? Jednym z najczęstszych błędów w interpretacji Pisma świętego jest zbadanie jedynie historycznego kontekstu, w którym dany fragment został napisany. Wtedy wniosek jest jeden: to nie o nas. To historia o ludziach z przeszłości.

Kiedy Jezus patrzył na to, co się działo za Jego czasów w Izraelu, przypomniał Mu się tekst proroka Izajasza sprzed kilkuset lat. W postępowaniu Izraela dostrzegł spełnienie słów Bożych wypowiedzianych znacznie wcześniej.

Jeśli więc nas, chrześcijan, cała przypowieść o robotnikach nie dotyczy, to znaczy, że słowo Boże jest martwe. Za takim nastawieniem kryje się praktyczna niewiara w Słowo Boże, które przecież jest ponadczasowe. Dlatego przestroga Jezusa jak i pokusa arcykapłanów, którzy odrzucają samego Boga, odnosi się również do Kościoła, do nas. Być może wprost Chrystusa nie wyrzucamy poza obręb naszego życia, ale wystarczy że odrzucamy Go w innych ludziach, kamienujemy słowami i pogardą, tłumacząc się ochroną naszego dobra, rodziny, narodu, Kościoła itd. Zwykle towarzyszy temu wiele  słownej nienawiści (wystarczy popatrzeć na falę hejtu w Internecie) i gwałtownych emocji.

Czasem przemoc wyraża się w manipulacji, w różnych nadużyciach władzy, kiedy człowiek jest przekonany o niepodważalnej słuszności wszystkiego, co mówi i robi. Nadto przemoc słowną lub fizyczną można uzasadniać pobożnymi racjami czy jakimś wyższym dobrem. Także rodzice mogą wymuszać posłuszeństwo na dzieciach groźbami i lękiem, a przełożeni na swoich podwładnych, bo to działa, choć zwykle do czasu. Gdy dziecko się opiera, twierdzą, że jest krnąbrne. A gdy podwładny daje do zrozumienia, że czuje się przymuszany, słyszy, że jest nieposłuszny.

Pewne sprawy są w człowieku niezmienne, bez względu na epokę, w której żyje. I pozostaną takimi, dopóki nie przyjmie on w pełni Ewangelii i wyzwolenia od ciemności, ofiarowanego przez Chrystusa.

Na szczęście ostatnie słowo na tym świecie nie należy do przemocy. Są ludzie, którzy przyjmują Ewangelię i powoli przestają kierować się logiką siły i obrony własnego egoizmu. A Bóg nie rezygnuje z człowieka, bo widzi, jak wielka to niemoc być ofiarą przemocy. I dlatego chce ratować, okazać miłosierdzie. I dlatego daje Syna, licząc, że Go uszanujemy.

 

Dariusz Piórkowski SJ