Tu nie chodzi o koniczynkę
„Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. A oto ja jestem z wami” (Mt 28, 19).
„Religia nie opiera się na wyjaśnieniach; religia opiera się na tajemnicy” (G.V. Rossi).
I znowu święto, z którym nie wiadomo, co począć. Prawdziwa zmora dla kaznodziejów, bo jak je przekuć na moralność? To istna próba, na którą wystawiany jest nasz rozum, ale także wiara. A jednak Kościół chce, byśmy tym razem przeżyli nie tyle zbawcze wydarzenie, co czysty dogmat. To jedyna taka uroczystość w ciągu roku liturgicznego. Jedyna, bo chodzi o fundament wszystkich uroczystości. Jeśli jednak zagłębić bardziej w tajemnicę Trójcy Świętej, to można powiedzieć, że ten dogmat jest równocześnie wydarzeniem, czymś co się ciągle dzieje, dopóki wszystko istnieje. Nie rozważamy tutaj bowiem abstrakcyjnej teologicznej prawdy, oddalonej od życia. To nie wydumana pogawędka o Bogu odległym, lecz dotknięcie Tego, w którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy.
Jednak cokolwiek byśmy powiedzieli, trudność niewątpliwie pozostaje trudnością. Nie wierzymy bowiem w trzech Bogów, lecz w Jednego. Tak za każdym razem wyznajemy w Credo. Gdy mówimy o Bogu, przypisujemy Mu miano „jeden”, ale tak naprawdę nie oznacza to liczby, lecz jedyność, absolutną inność, poza wszelkimi ludzkimi kategoriami. Gdy mówimy o osobach boskich, pojawia się liczba trzy. Ale to nie jest tak, że jeden dzielimy na trzy, bo gdy dodajemy trzy jedynki tutaj ciągle wychodzi jeden. Wyobraźnia też zawodzi. Koniczynka św. Patryka albo trzy klawisze fortepianu św. Ignacego Loyoli są jakąś ułomną formą przedstawienia Trójcy, tyle że niewiele wnoszącą do sprawy. Wobec tego są dwa wyjścia, a nawet trzy.
Pierwsze podpowiada św. Augustyn, który pisał: „Jeśli nie wierzysz w Trójcę, stracisz duszę, jeśli będziesz próbował zrozumieć Trójcę, stracisz rozum”. W tej sferze arytmetyka po prostu nie działa i należy ją jak najszybciej odłożyć na półkę, aby nie zwariować. Zawieszona też zostaje logika, którą studenci czasem mozolnie muszą wkuwać, choć na co dzień się nią posługują, nie wiedząc o tym. Wyobraźnia w ogóle nie ma tu czego szukać, bo nie możemy poznać i wyrazić kim jest Bóg, lecz tylko kim nie jest – jak napisał w pierwszym zdaniu swej Sumy Teologicznej św. Tomasz z Akwinu. Gdybyśmy potrafili rozgryźć tajemnicę Trójcy Świętej, stalibyśmy się Bogiem.
Można też rozprawić się z tajemnicą tak jak Thomas Jefferson, jeden z ojców założycieli Ameryki. Stwierdził wszelako, że to niepraktyczna i w sumie niepotrzebna prawda, więc należy ją usunąć z Pisma świętego oraz skupić się tylko na Jezusie i Jego nauczaniu. I basta. Po co łamać sobie głowę pogmatwanymi zawiłościami i utrudniać życie. Sam możemy sobie stworzyć Boga takiego jaki nam odpowiada. Koniec końców Bogiem stała się moralność. Bóg jako regulator życia społecznego, bo przecież czegoś trzeba się bać, aby powstrzymać się od zła.
Pozostaje jeszcze trzecie wyjście. Ubóstwienie rozumu jako najwyższej instancji i całkowite odrzucenie jakiegokolwiek Boga. Ale chyba nie chcemy pójść w tym kierunku.
Czy więc Jezus objawił nam Boga jako Ojca, Syna i Ducha Świętego, aby umęczyć nas dociekaniami i pozwolić nam doświadczyć „niewydolności” naszego rozumu? Czy wierzyć w Trójcę, to ją zrozumieć, a jak się niewiele rozumie, to przestaje się wierzyć? Jezus konfrontuje nas z tajemnicą Trójcy, abyśmy zrezygnowali z uporczywego szukania wyjścia. Przestali się szamotać. Wyciszyli rozum, wyobraźnię i potrzebę kontroli, która jest karykaturą boskości drzemiącą wewnątrz nas.
W dzisiejszej Ewangelii najbardziej zastanawia to, że po objawieniu wspólnoty Ojca, Syna i Ducha Świętego, Jezus obiecuje swoją bliskość. „Jestem z wami aż do końca”. Nie będziecie sami, chociaż będziecie odczuwać samotność.
Czy doświadczenie ludzkiej bliskości może nam coś powiedzieć o Trójcy Świętej, o Bogu prawdziwym? Myślę, że tak. Bliskość umożliwia komunikację, przenikanie się osób, wspólne robienie czegoś, zazębianie się dwóch odrębnych światów, pomiędzy którymi rozpięty jest most. Nie ma chyba człowieka, który nie pragnie bliskości, nawet jeśli się jej boi, bo doświadczył odrzucenia, zranienia, wykorzystania. Bliskość pozwala nam odsłonić się, wydobyć przed drugim to, co najcenniejsze, ale też podzielić się tym, co przeraża. Człowiek nie jest stworzony do radykalnej samotności. Nie może się obyć bez innych. Ale bliskości nie da się wymusić. Wtedy jest to gwałt. Bliskość jest darem. Może ją spowodować tylko miłość. Bliskość leczy, jak pisał ks. Bogusław Szpakowski.
W chrzcielnym przywołaniu imion Bożych nie chodzi o formułkę. Właśnie dlatego, że Bóg jest Ojcem, Synem i Duchem, jest zarazem blisko. Na tym polega miłość. Bo jeśli Bóg nie jest Ojcem, Synem i Duchem, wtedy pozostaje nam deizm, czyli daleki Bóg, Stwórca, Prawodawca, który w zasadzie ludźmi się nie interesuje. A Jezus niezmordowanie powtarza, że Bogu bardzo na nas zależy, że chce mieć nas blisko siebie, że bez Niego my nie osiągniemy pełni. I właściwie tylko to się liczy.
Tajemnicy Trójcy Świętej nie możemy więc rozważać jako teologicznej spekulacji o naturze Boga, o relacjach istotowych, o jedności i wielości. Jezus objawia Trójcę nie jako prawdę, ale osoby w działaniu, które dają się poznać przez to, co robią. A działają w doskonałej jedności, całkowitej zależności jeden od drugiego. Jezus mówi, że umiłował nas tak jak Jego Ojciec i przekazał nam wszystko, co od Niego usłyszał. Objawia, że Ojciec tęskni za nami a Duch Święty robi wszystko, aby nas przysposobić do tego spotkania. Ojciec jest jak rodzic, Syn jest naszym bratem i przyjacielem, Duch mieszka wewnątrz nas, przenikając całe nasze jestestwo. Czy to ważne, abyśmy my przeniknęli i odgadli, jak to boskie życie rzeczywiście wygląda?
Czy gdybyśmy pojęli w jaki sposób Duch Święty sprawia, że Jezus staje się obecny w zwykłym chlebie i winie, chociaż smak i kształt pozostaje ten sam, to wzrosłaby nasza miłość do Niego podczas przyjęcia komunii świętej? Z pewnością nie. Ale takie złudzenie długo nami powoduje i zaprząta nam głowę. To nie rozum przybliża nas do Boga, lecz miłość, czyli zaufanie Temu, kto ma wobec nas dobre zamiary.
Dariusz Piórkowski SJ