Ma być po mojemu?
Jezus opowiedział uczniom przypowieść:
„Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? (Łk 6, 41)
„Jeśli zajrzymy w ciemny kąt naszego wnętrza, będziemy musieli zrobić coś z naszą gnuśnością, a to zagrozi naszemu błogostanowi” (Frederick W. Faber).
Czy metafora Jezusa o belce we własnym oku i drzazdze w oku brata oznacza, że nie mamy wydawać jakichkolwiek ocen moralnych na temat ludzkiego postępowania? Nie, ponieważ na innym miejscu Ewangelia stwierdza, że drzewo, czyli człowieka, poznaje się po owocach. Musimy więc przyjrzeć się dokładnie i drzewu, i owocom. A może powinniśmy przymknąć oczy, nie zauważać wad naszych braci i sióstr, a potem zobojętnieć na zło w drugim człowieku? Też nie, ponieważ jednym ze sposobów radzenia sobie ze złem jest nakazane przez Jezusa upominanie brata, jeśli ten wykroczy przeciwko nam.
Zwróćmy uwagę, że, po pierwsze, Jezus umieszcza tę metaforę na tle specyficznej relacji: nauczyciela do ucznia. Tego drugiego nazywa równocześnie bratem. Nauczyciel i uczeń są dla siebie nawzajem braćmi. Płyną w tej samej łodzi. Wyczuwamy, że prawdopodobnie chodzi o relacje wewnątrz wspólnoty Kościoła, gdzie jedna osoba próbuje pouczyć drugą. Jezus nie krytykuje tej zależności. To naturalna kolej rzeczy. Wszyscy w życiu potrzebujemy przewodników i nauczycieli. Po drugie, na samym końcu, po przejściu etapu wyrzucenia belki ze swego oka, Jezus zachęca jednak do wyciągnięcia drzazgi z oka brata. Problem nie tkwi więc w samej chęci zmiany czegoś w drugim, lecz w wewnętrznym nastawieniu, z jakim zabieramy się do tej czynności. A zaczynamy zwykle od poprawiania naszych braci, sióstr, mężów, żon, współbraci, w poczuciu, że wiemy lepiej albo że stoimy wyżej od nich.
Nauczycielem we wspólnocie Kościoła jest w ścisłym sensie Chrystus. A ci, którzy zostają w niej ustanowieni nauczycielami, mają przekazywać jedynie naukę Jezusa. Wdrażają tych, którzy są na początku drogi. I nie myślmy tutaj jedynie o duchownych. Wiele osób w Kościele pełni zadanie nauczycieli, jak chociażby rodzice, wychowawcy, trenerzy itd.
Używając literackiej przenośni Jezus mówi, że prawdziwy nauczyciel musi najpierw usunąć belkę ze swego oka, aby móc wyciągnąć drzazgę z oka brata, czyli coś w nim skorygować. Uderzająca jest ta ogromna dysproporcja. Drażni nas coś znikomego w innych, a w ogóle nie dostrzegamy wielkiego problemu w sobie. Ale czy chodzi tutaj jedynie o jakieś wykroczenie moralne? Tak zazwyczaj interpretujemy to porównanie. Jednak Jezus ma na myśli raczej nasze patrzenie, a ściślej mówiąc jego poważne zaburzenie. Oba przedmioty tkwią w oku. Belka zasłania całkowicie pole widzenia, a drzazga częściowo. Ten, kto ma drzazgę w oku, jeszcze coś widzi, podczas gdy osoba z belką utraciła zdolność pełnego widzenia.
Widzenie w Ewangelii według św. Łukasza pełni ciekawą funkcję. Najczęściej to synonim duchowego zrozumienia, które dane zostaje uczniom. Nie jest to zwykła wiedza intelektualna. Jest to poznanie zakorzenione w wierze i relacji. Tylko Samarytanin „widząc, że został uzdrowiony” (Łk 17,15), wrócił i dziękował Jezusowi. „Widzenie” oznacza u niego nie tylko fizyczne zorientowanie się, że trąd zniknął, ale także wewnętrzne zrozumienie, kto za tym wszystkim stoi.
Ślepota jest obrazem niewiedzy, niewiary, życia w pewnego rodzaju nieświadomości i zniewoleniu. Belka z jednej strony może odpowiadać temu, co Ewangelia nazywa zaślepieniem. Coś (światopogląd, władza, pieniądz) tak bardzo pochłania myślenie i serce człowieka, tak go absorbuje, że nic innego nie widzi lub nie chce widzieć. I wszystko jest temu podporządkowane. Z drugiej strony belka może być „skarbem”, któremu człowiek oddaje serce i wszystkie swoje energie (Por. Łk 12, 34). Problem nie leży więc w poświęceniu, lecz w tym, co nas zajmuje.
Duchowość chrześcijańska dużo uwagi poświęca w tym kontekście tzw. własnej woli, smutnej pozostałości po grzechu pierworodnym, którą również można uznać za belkę i „skarb”. Jej współczesnym językowym odpowiednikiem jest fałszywe ja. Oba terminy opisują jednak tę samą rzeczywistość. Jest to ta część naszej osoby, która stawia siebie w centrum i próbuje położyć pod swoje stopy cały świat, łącznie z ludźmi. Wola własna napędza się pożądaniem. Żyje dla siebie samej, a innych traktuje jak „paliwo” lub „pokarm” zaspokajający własne upodobania i pragnienia. Z drugiej strony pragnie ona istnieć bez jakichkolwiek ingerencji ze strony innych, łącznie z Bogiem. Stawia na niezależność i samowystarczalność. Nie lubi być niczyim dłużnikiem. Nikomu nie okazuje wdzięczności, bo sama dla siebie jest darem. Człowiek żyjący tylko wolą własną w podejmowaniu decyzji nie bierze pod uwagę nikogo ani niczego innego poza sobą. Stroni od wspólnoty, jeśli ta nie realizuje jego upodobań. Najszybszym sposobem wykrycia, z jaką siłą oddziałuje na nas wola własna, jest przyjrzenie się naszym reakcjom na uwagi ze strony innych albo jak często zasięgamy rady i czy potrafimy zaufać kompetencji i wiedzy innych.
Jezus twierdzi więc, że jeśli ktoś chce być dobrym nauczycielem, najpierw musi wyrzucić belkę ze swego oka. Jak to zrobić? Jeśli popatrzymy na belkę w duchowym, a nie moralistycznym sensie, to można powiedzieć, że nikt z nas nie jest w stanie sam tego dokonać. Usunięcie belki to poddanie się długiej wewnętrznej przemianie. Prawdziwy nauczyciel wie, że sam w niczym nie odstaje od swego ucznia. Także nim kieruje wola własna, egoizm. Także on wymaga uzdrowienia. Kiedy już o tym wie i przyjmuje Lekarza, przestaje patrzeć na bliźnich z góry, może właściwie ich uczyć. Teraz czuje się z nimi solidarny. I prowadzi ich do Lekarza, a nie nakierowuje na swoją wolę własną.
Upomnienie brata może być skuteczne jedynie wtedy, gdy sam nauczyciel widzi siebie jako potencjalnie zdolnego do czynu, za który chce napomnieć swego bliźniego, i tylko dzięki łasce Bożej potrafi się oprzeć pokusie. Innymi słowy, nauczyciel po myśli Jezusa rozpoznaje, że jest głodny tak samo jak jego uczeń. Różnica między nimi jest taka, że ten pierwszy już wie, gdzie chleb można znaleźć. Może to miejsce wskazać. Nie on jednak jest źródłem chleba.
Fałszywy nauczyciel nie wie jeszcze o tym, że nie jest lepszy od swego brata. Nosi na sobie maskę obłudnej doskonałości. Pysznie sądzi, że on już nie odczuwa żadnego głodu chleba, bo jest na znacznie bardziej zaawansowanym etapie niż jego uczeń.
Dariusz Piórkowski SJ