Nie róbmy z Kościoła przytulnej zagrody

Jezus powiedział:

«Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną, a Ja daję im życie wieczne. Nie zginą na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy».  J 10, 27-30

 

„Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne” (J 10, 27-28).

„Kiedy pozwalamy, żeby we wspólnocie żyły osoby obce, odwiedzające, jest to znak, że się nie boimy, że posiadany skarb prawdy jest do podziału” (J. Vanier).

Może nas to dziwić, ale odwołując się w dziesiątym rozdziale Ewangelii według św. Jana do relacji owiec i pasterza Jezus próbuje pozyskać faryzeuszów na swoich uczniów. Nie traktuje ich jak rywali. Nie widzi w nich zagrożenia, lecz potencjalnych współpracowników. Dlatego nie poddaje się łatwo zniechęceniu wobec ich oporu i niezrozumienia. Próbuje do nich dotrzeć, przekonać argumentami i czynami. Jest tylko jeden warunek, aby stali się uczniami: muszą wejść przez bramę, czyli przyjąć dar samego Chrystusa, i wyjść z przemienionym myśleniem, rozszerzonym sercem oraz innym spojrzeniem na Boga, świat i człowieka.

Znany obraz Dobrego Pasterza, który niesie na swoich barkach odnalezioną owcę, nie do końca odzwierciedla to, co chce nam przekazać św. Jan. Bardziej pasuje do relacji dwóch ewangelistów, Mateusza i Łukasza, którzy pozostawili nam przypowieść o owcy i pasterzu. Obaj zasadniczo mają na myśli osoby spośród Izraela. Celnicy i grzesznicy należeli przecież do Narodu Wybranego. I to ich szuka i znajduje pasterz, wszak ci celnicy i nierządnice, jak mówi Jezus, „wchodzą do królestwa niebieskiego” (Por. Mt 21, 31). Ci ewangeliści mówią właściwie o „jednej owcy”, podkreślając wartość każdej osoby. Nie rozwodzą się dłużej nad głębią relacji między pasterzem a pozostałymi owcami.

Natomiast św. Jan skupia się na całej owczarni, czyli wspólnocie wierzących. To inteligentne dopełnienie. W Kościele liczy się każda osoba, która trwa w relacji z Jezusem, ale jest też związana z innymi ludźmi. Człowiek idący przez świat w pojedynkę nie może sam zaspokoić głodu duszy i dojść do życia wiecznego. Jest to trudne do przyjęcia zwłaszcza w kulturze zachodniej, gdzie tak duży nacisk kładzie się od lat na indywidualizm i samowystarczalność. Samo porównanie wierzących do owiec, które prowadzi pasterz, razi, bo kojarzy się z ograniczeniem, zależnością, brakiem dorosłości. Św. Jan ukazuje aktualne dobro, którym cieszą się uczniowie znajdujący się już w owczarni. Znacznie więcej niż Mateusz i Łukasz mówi o działaniu i cechach samego pasterza. Wyjaśnia głębiej, dlaczego dba o wszystkie owce, o te, będące przy Nim, te zagubione i rozproszone. Dzieje się tak dlatego, że temu Pasterzowi „zależy mu na owcach” i dlatego oddaje za nie swoje życie.

Musimy jednak zauważyć, że Jezus wspomina u św. Jana o dwóch rodzajach owiec. Jedne wywodzą się ze świątyni, czyli z judaizmu, reszta jest rozproszona w świecie. To poganie, którzy w oczach Bożych już są owcami, choć jeszcze formalnie nie należą do stada. W opowieści o Dobrym Pasterzu polski tłumacz wszędzie używa słowa „owczarnia”, jednak ewangelista używa dwóch różnych wyrażeń greckich. Gdy Jezus mówi o wpuszczaniu przez bramę do owczarni, natrafiamy na słowo „aule” – „zagroda, dziedziniec”. Gdy zapowiada, że On sam przyprowadzi inne owce, które nie pochodzą z Narodu Wybranego, lecz spośród pogan, najpierw mówi o wpuszczeniu do zagrody, z której jednak wychodzi jedno stado, jedna trzoda (gr. „poimne”) (Por. J 10, 16). Przechodzi się przez bramę do owczarni jako miejsca, a z niej wyłania się stado – wspólnota. I właśnie te owce pochodzące zarówno z Żydów jak i z pogan „idą za Jezusem”. To wspólnota w ruchu, Kościół w drodze bardziej niż w zagrodzie, za bezpiecznym ogrodzeniem. Oczywiście, chodzi o sens metaforyczny. Jezus podąża na czele, owce dotrzymują Mu kroku.

Na samym początku Ewangelii według św. Jana Jezus nazywa siebie żywą świątynią (Por. J 2, 21). I jest zarazem bramą i pasterzem. Wszyscy ludzie muszą przejść przez tę świątynię, aby weszli do owczarni i otrzymali pokarm i życie wieczne. Jezus do zagrody wprowadza, ale z niej również wyprowadza. Św. Augustyn widzi w tej metaforze odniesienie do chrztu świętego: „Weszliśmy przez wiarę, umierając, wychodzimy. Lecz jak weszliśmy przez samą wiarę, tak będąc wierzącymi z ciała, wychodzimy przez samą wiarę, abyśmy mogli znaleźć pastwiska. Życie wieczne nazywa się dobrym pastwiskiem”.

Obraz Dobrego Pasterza i owczarni jako stada, które idzie za Nim, rzuca światło na rozumienie Kościoła po Zmartwychwstaniu i Zesłaniu Ducha Świętego. Nie jest to już statyczna świątynia, do której wszyscy przybywają, by oddawać cześć Bogu jak czynili to pobożni Żydzi w Jerozolimie. To dynamiczna wspólnota, wędrująca po świecie. Owce słuchają głosu Pasterza idąc, nie siedząc w kościelnej ławeczce. Owszem, jeśli już rozumieć Kościół w sensie zagrody to głównie jako zgromadzenie, w którym Chrystus karmi nas swoim Słowem i Ciałem. Ale później liturgia nakazuje nam wyjść na zewnątrz: „Idźcie w pokoju Chrystusa” – tak kończymy każdą mszę świętą. Owczarnią jesteśmy także poza zagrodą. Tam też żyją potencjalne owce, które czasem wyglądają jeszcze jak wilki.

Nie można więc postrzegać Kościoła jedynie w kategoriach instytucjonalno-klerykalnych, czyli jako zagrody z kamienia. Jeśli przeakcentuje się kultyczność Kościoła i sprowadzi go wyłącznie do „osiadłej” organizacji, wypacza się też jego misja. Jezus wyraźnie wysyła wierzących jak światło do świata, w którym panuje ciemność. Jeśli zamkniemy się we wspólnocie, w której jest tyle światła, że aż nas ono razi, możemy od niego oślepnąć…

Ciągle odżywa pokusa przeobrażenia Kościoła jedynie w bezpieczną przystań otoczoną wysokim murem, w której nam dobrze. A co z owcami rozproszonymi? Jak je sprowadzić do owczarni? Jeśli tworzymy wspólnoty, których celem jest jedynie uchronienie się od wilków i obrona przed mrocznym światem, nie głosimy Ewangelii. Jest to wtedy faryzejskie odseparowanie się od nieczystych, które w gruncie rzeczy oznacza brak autentycznej wiary w moc Boga. Wydaje się wtedy, że sam kontakt z „obcymi”, grzesznymi i niewierzącymi zaraża złem.

Jeśli chcemy zbadać czy mamy żywą wiarę, poczucie misji i właściwe rozumienie tego, kim jesteśmy jako Kościół, powinniśmy często medytować nad wspaniałą starożytną modlitwą powszechną, którą śpiewamy w Wielki Piątek. W jej wezwaniach ukazuje się powszechność i misja Kościoła Katolickiego. Ta modlitwa wypływa z Jezusowego słowa na krzyżu: „Pragnę” (J 18, 28). Zaczynamy od modlitwy za tych, którzy są w owczarni: pasterzy i wiernych, potem polecamy przygotowujących się do wejścia do owczarni, czyli katechumenów, następnie prosimy za Żydów, niewierzących w Chrystusa, nieuznających Boga, rządzących i w końcu wszystkich ludzi, potrzebujących Boga i Jego pomocy. Zbawiciel chce wszystkich przyciągnąć do siebie – jak sam zapowiedział (J 12, 32). Nikogo nie wyklucza ani nie przekreśla, lecz potrzebuje do tego zadania ludzkich serc i ciał, czyli dobrych pasterzy na Jego wzór. I nie chodzi tylko o księży, lecz o wszystkich uczniów.

Dariusz Piórkowski SJ