Ależ jesteśmy szczęściarzami
Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Parakleta da wam, aby z wami był na zawsze” (J 14, 16).
„Duch Boga jest w nas szczęściem bez granic, które już wysuszyło źródła naszych łez, chociaż na powierzchni codziennego doświadczenia płyną one jeszcze wezbranymi strumieniami” (Karl Rahner SJ).
Czym chrześcijanie odróżniają się od wyznawców innych religii albo ateistów? Przede wszystkim tym, że nie wierzymy w Boga pozaświatowego, odległego, obojętnego, z dala przyglądającego się kuli ziemskiej. Wierzymy w Boga, który kocha materię, ciało i dobrze się czuje pośród ludzi. Wierzymy w Boga, który przychodzi jako dar, a nie jako nagroda. Wierzymy w Boga Jedynego i zarazem Boga Wspólnotę, który jest już w nas, dyskretnie. Bez użycia siły przenika najgłębsze zakamarki naszego serca, aby zamienić je w siebie. Bóg jako Duch Święty mieszka w nas, abyśmy nie zwątpili w konfrontacji ze złem i cierpieniem, abyśmy nie stracili nadziei, że wszystko skończy się dobrze, abyśmy odczuli wewnętrznie (nie uczuciowo) bliskość Ojca, aby stopniowo dokonywała się zmiana świata począwszy od nas. W ten sposób dzieje się Zmartwychwstanie pośród ludzi. Spróbujmy wejrzeć w tajemnicę Boga, który mieszka w nas.
Jezus mówi do uczniów, że poprosi Ojca o kolejny dar, o kolejną Osobę, o „innego Parakleta”. Trudno przełożyć to greckie słowo na język polski, ale na pewno zawiera ono w sobie coś z bycia pocieszeniem, opiekunem, obroną. Wszystko (nie tylko ludzie) zmierza do Ojca. W niebie jest już nasz Brat, który wstawia się za nami przed Ojcem. A na ziemi, wewnątrz nas również działa Duch Święty, który mówi, woła, ponieważ jest Osobą, a nie jakąś tajemną siłą. Także Duch wstawia się za nami do Ojca. Nie należy tej czynności rozumieć w taki sposób, jakby Ojciec był absolutnym Władcą, a Syn i Duch Święty Jego „poddanymi” albo zaufanymi „doradcami”. Syn i Duch to ramiona Ojca rozciągnięte nad nami w tym świecie. Skoro przez krzyż i zmartwychwstanie Chrystusa zostaliśmy pojednani z Ojcem, w chwili chrztu między Bogiem a ochrzczonym zawiązuje się nierozerwalna więź. Obecność Syna i Ducha jest jej gwarantem i ochroną. Chodzi w tym o to, że Bóg jest całkowicie po naszej stronie i chce być blisko nas, wewnątrz nas, na tyle, na ile to obecnie możliwe. Chodzi o to, byśmy dzięki obecności Ducha sami nie zerwali tej nowej relacji, byśmy nie dali sobie wmówić, że taka intymność stworzenia z Bogiem jest niemożliwa. Chociaż żyjemy na świecie, w którym dominuje wciąż grzech i zło, nie zostaliśmy opuszczeni i porzuceni przez Boga.
Chyba nikt piękniej nie opisał działania Ducha Świętego w wierzących niż św. Paweł w Liście do Rzymian, szczególnie w ósmym rozdziale. Apostoł pokazuje Ducha Świętego jako niezwykle zaangażowanego i oddanego ludziom. Duch intensywnie „pracuje” w naszym wnętrzu: oczyszcza nas z pożądań, kieruje, podnosi na duchu, przekonuje, dodaje sił, przypomina o tym, co najważniejsze, wyręcza nas w tym, czego nie jesteśmy w stanie zrobić. A wszystko po to, byśmy nie tylko nie utracili skarbu podarowanego nam we chrzcie świętym, ale jeszcze go pomnożyli. Można śmiało powiedzieć, że Duchowi bardziej niż nam zależy na tym, abyśmy cali i zdrowi (duchowo) dotarli do Ojca.
Św. Paweł pisze, że „wszyscy ci, których prowadzi Duch, są synami Bożymi” (Rz 8, 14). Według apostoła, cały ósmy rozdział rozgrywa się w naszym wnętrzu, który wygląda jak pustynia. Nasz duchowy stan to jeszcze nie Ziemia Obiecana, ale Bóg już nam towarzyszy, karmi nas, poi, daje słowo, wskazuje drogę. Nasze życie jest nieustanną pielgrzymką. Spotykają nas różne doświadczenia. Czasem na tej pustyni natrafiamy na braki, wydani na pastwę sił ciemności. Pustynia jest też miejscem kuszenia i prób. Gdy mowa o prowadzeniu przez Ducha, św. Paweł nawiązuje do Izraelitów, którzy po wyjściu z Egiptu szli za „słupem obłoku i ognia”. Wtedy widzieli zewnętrzny znak. Teraz to prowadzenie odbywa się od środka, jest niewidzialne. Jak Duch prowadzi chrześcijan, synów Bożych? Apostoł ma na myśli wewnętrzne prawo, docierające do nas przez natchnienia, poruszenia, znaki. Ale jest jeszcze coś więcej.
„Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi” (Rz 8, 16) Dokładnie należałoby przetłumaczyć, że Duch „świadczy (gr. „sym – martyrei”) razem z duchem naszym”. Zwróćmy uwagę, że apostoł pisze o umacnianiu naszego ducha, a nie duszy. Ta druga ożywia tylko nasze ciało. Dusza sprawia, że każdy z nas jest inny. Po zmartwychwstaniu będziemy mieli jednak „ciało duchowe” (Por. 1 Kor 15, 44). Jest w nas jakaś inna „część” – duch, szczególne „miejsce” obecności Boga. Szekspir w „Hamlecie” nazywa tę „przestrzeń” w nas „najgłębszą głębią, wewnętrznym sercem serca”.
Duch Święty jest zarazem naszym duchem, choć nie należy do nas tak jak nasza dusza. Duch jest kimś, kto po chrzcie kieruje nami (nie czyni tego już dusza jak czyniła to dotąd). Duch może być jednak przyjęty tylko w wolności. Nikt z nas nie wybiera sobie duszy i nie decyduje, czy w ogóle przyjdzie na świat. Duch Święty chce być rozpoznany i przyjęty, aby mógł nas odnawiać od środka. Innymi słowy, dusza ludzka sama z siebie nie posiada zdolności regeneracyjnych, nie może uwolnić ciała i umysłu od grzechu. Na tym polega nowość bycia chrześcijaninem. Słyszymy nie tylko głos duszy, naszego rozumu, ale kogoś znacznie potężniejszego, a zarazem niezwykle łagodnego. Duch przełamuje w nas opór i lęk, abyśmy wołali do Ojca: „Abba! Tato!. Życie w grzechu rodzi lęk przed Bogiem. Nawet po chrzcie świętym nie znika on automatycznie. Ciągle nie dowierzamy. Przypisujemy źródło tego lęku Bogu, a nie ciemności, która nas wrogo nastawia do Niego.
„Duch przychodzi z pomocą naszej słabości” (Rz 8, 26). Apostoł odwołuje się do naszej obecnej kondycji. Nie mieszkamy jeszcze w niebie, lecz na ziemi, gdzie dotyka nas cierpienie i różnorakie zło. Wiele rzeczy nas zniechęca. Wymagania Ewangelii wydają się nam nie do zrealizowania. Duch pracuje u samego korzenia naszej słabości. Jan Kalwin w swoim komentarzu do tego Listu stwierdza, że „Duch bierze na siebie część ciężaru, którego nasza słabość udźwignąć nie może”. Trochę jak rodzic, który ucząc dziecko jazdy na rowerze, trzyma za drążek, motywuje i wspiera.
„Gdy nie umiemy się modlić tak jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8, 26). Dokładnie „gdy nie wiemy, o co mamy się modlić”. Nie mamy pojęcia, czego chcieć i jaka jest wola Boga. Nie wiemy, jak zamienić nasze pragnienia w słowa. Duch ciągle modli się w nas i za nas. Czy kiedykolwiek udaje nam się modlić tak jak trzeba? Nie musimy się więc za bardzo martwić, gdy nasza modlitwa jest mizerna, rozproszona i w naszym odczuciu niesatysfakcjonująca. Szczególnie w takich momentach Duch Święty czyni naszą modlitwę piękną. Nie musi być doskonale. W sumie pozwalamy bardziej działać Duchowi, gdy nie koncentrujemy się przesadnie na tym, jak powinna wyglądać nasza modlitwa. Wystarczy się po prostu modlić i wierzyć, że z nami modli się Duch. A On wie, o co prosić Ojca. Lepiej więc zdać się na Niego. I nigdy nie porzucać modlitwy.
Dariusz Piórkowski SJ