Chcę bardzo podziękować za czas rekolekcji i podzielić się swoim świadectwem dotyczącym ostatnich paru miesięcy mojego życia. Czas spędzony na medytacji dał mi odpowiedz (i potwierdzenie) na wiele pytań. I choć wciąż nie jest łatwo, bo ból boli, a cierpienie ściska gardło, to jednak wiem, że to co przeszłam i przechodzę ma znaczenie i sens.

Kiedy Bóg obiecał mi, że będę miała drugie dziecko – uwierzyłam. Choć lekarz powiedział, że mamy szansę jeden na milion, by pojawiło się dziecko.

Bóg jednak jest wierny swemu Słowu i dotrzymał obietnicy. Po 13 latach oczekiwania pojawiła się Krysia. W 12tym tygodniu ciąży okazało się, że dziecko jest bardzo chore, ma wady letalne, może odejść w każdej chwili, a najpóźniej w dniu narodzin. Choroba zdarzająca się raz na dziesięć tysięcy urodzeń.

Jeszcze chwilę wcześniej cieszyłam się cudem, jakim obdarował nas Pan… A tu taki ból, dezorientacja, strach… Świat podpowiada „nic z TEGO nie będzie”, zupełnie legalnie można tą ciąże terminować, tak jest łatwiej. A Ewangelia z tego dnia mówiła: „kto przyjmie jedno takie dziecko w imię moje Mnie przyjmuje”. I już wiedziałam czego oczekuje Bóg… i zaczęłam budować tą „barykadę pod ostrzałem” (Anna Świrszczyńska „Budując barykadę”).

Czas ciąży, to był czas w którym Jezus dotykał mnie w sposób wyjątkowy. Czas, w którym przyjęłam Jego Całego, Zmartwychwstałego i Ukrzyżowanego. Przyjęłam tą Miłość niepodzieloną. Czułam też szczególną obecność Matki Bożej, która przypomniała mi, że kiedyś zgodziłam się przyjąć cierpienie, by Ona mogła je spożytkować wedle swej woli. Oddawałam Jej każdą łzę, a Ona uczyła mnie modlitwy różańcem, w której odnalazłam podobieństwo swoich dróg do drogi Maryi i Jezusa.

Bóg nie tylko poprawił mi poduszkę (Ps 41,4), ale również pozwolił mi płakać. Wyjątkowo mocno przemawiał do mnie w swoim Słowie mówiącym o tym, jak Jezus z głośnym wołaniem i płaczem zanosił gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić (Hbr 5,7). Jezus podobny do nas w swej ludzkiej naturze, we wszystkim oprócz grzechu… cierpiał, bał się i płakał. Mimo to wybrał wolę Ojca i został wysłuchany. To Słowo mnie prowadziło. Mówiłam Bogu zatem o swych pragnieniach, prosiłam o zdrowie dla Krysi, zawsze dodając,  żeby to Jego wola się stała nie moja.

Krysia urodziła się w terminie, 10 września br, żyła 30 minut. Dziękuję Bogu za każdą minutę. Po jej odejściu pozostała pustka, wielka dziura. Nie czułam już dziecka… nie czułam Boga… Tylko ból fizyczny i psychiczny. Jego Słowo mówiło, że On jest. Serce jednak krzyczało „Boże mój Boże czemuś mnie opuścił”. W tej pustce zobaczyłam kim jestem bez Niego, pył i proch… Nie chce zapomnieć o tym obrazie, on mi pokazuje, że jedyne co mam cennego w sobie to On.

Z tą wielką dziurą przyjechałam na rekolekcje.

Tu usłyszałam, że „do pełnego to i Pan Bóg nie doleje” (św.Małgorzata Alacoque). Że On stwarza mnie od nowa (Ks. Jer 18,1-6) i wypełnia moje puste miejsca (J 3,3-7). Że przyjdzie czas „gdy otrze łzę z moich oczu”(Ap 21,4).

Bóg potwierdził każde Słowo, którym mnie prowadził przez czas ciąży. Utwierdził mnie w tym, że spotkała mnie wielka Jego łaska (Ps 117,2) współuczestniczenia w Jego drodze krzyżowej poprzez cierpienie. Cierpienie przez które Jezus czyni mnie podobną do Niego.  Cierpienie, które przysłuży się do zbawienia mojego, ale też innych.  Gdy Krysia umarła na ziemię upadła nie jedna łza, płakała moja rodzina, płakali przyjaciele, czasem osoby zupełnie postronne. Jezus pokazał mi, że oni są jak ten Szymon Cyrenejczyk, który może trochę przypadkiem, może trochę nie chciał, ale wziął Jezusowy krzyż. Pomyślałam: ile łaski się rozlało, ile cierpienia i modlitwy do dyspozycji Maryi. Wszystko Jej oddałam, żeby nic się nie zmarnowało. Cierpienie tych wszystkich ludzi i moje, jest jak ta kropla wody dolana do Kielicha na Eucharystycznym Ołtarzu. Taka mała kropla przeistoczona razem z winem (przebóstwiona) w Jego Czystą Ofiarę, zamieniona w Jego Świętą Krew.

Gustave Moreau (6th Apr, 1826 - 18th Apr, 1898) Chemin de croix

To mój Bóg: Wszechmocny, Wszechpotężny, Nieprzewidywalny… zawsze w miejscu, gdzie kończy się moje absolutne poczucie bezpieczeństwa. Jak już chodzę po tej wodzie, słyszę jak Jezus pyta: „czy teraz mi ufasz?”

To mój Bóg: Wolny i Asertywny, daje komu chce i co chce. Ja dostałam wszystko, nie będę Mu wypominać, że nie dał mi Krysi. Nie na tym polega przyjaźń żeby tylko brać, ale również na tym, by umieć z Przyjacielem podzielić się tym co mam cennego. Moja córeczka była cenna tak bardzo, że tylko mogłam ją oddać Przyjacielowi. Oddać i nie wypominać, że wziął. I nie oddałam nic (nikogo) czego wcześniej On sam mi nie dał. Jefte obiecał Bogu, że pierwszy kogo spotka po powrocie do domu ze zwycięskiej walki, będzie NALEŻAŁ DO PANA i była to jego córeczka (Ks.Sędziów 11,31). Imię Krystyna znaczy NALEŻĄCA DO CHRYSTUSA… od zawsze była Jego.

Kocham Tego Boga Ukrzyżowanego, który uczy mnie co to jest miłość i jak wziąć swój krzyż. Boga, który mówi do mnie, że „wartość cierpienia jest większa niż wartość uzdrowienia”.

To mój Bóg: Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba…  Właśnie Ciebie pokochałam, bo „uwiodłeś mnie Panie, a ja pozwoliłam się uwieść” (Jer 20,7)

Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie

Z Panem Bogiem

Gosia