Jeżdżą na „Górkę”, żeby zerwać z nałogiem. Tak na Podhalu uwalniają się od nadmiernego picia

Tomasz Mateusiak

 

 

  • „Górka” to kościół pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Znajduje się na zboczu Gubałówki w Zakopanem
  • W ramach prowadzonej tu działalności, od 51 lat każdy uzależniony od alkoholu, hazardu, papierosów, narkotyków, zakupów, internetu czy seksu, może przyjść i złożyć śluby wstrzemięźliwości
  • Tylko w tym roku zrobiło to blisko 6 tys. osób. To średnio 14 górali każdego dnia
  • Ci, którzy ślubują abstynencję na „Górce”, są pilnowani nie tylko przez boską opatrzność, ale też przez własnych kolegów. Na Podhalu ktoś, kto złożył tu ślubowanie, nie zostanie poczęstowany alkoholem
  • Śluby wstrzemięźliwości składa się na „Górce” na okres kilku dni, tygodni lub miesięcy. Później są dwa wyjścia: wrócić do picia lub złożyć kolejne ślubowanie. Wiele osób wybiera… po kolei obie drogi: najpierw ślubuje, dotrzymuje przysięgi, pije kilka dni i znów ślubuje

 

— Od 15 lat jestem mężatką, ale przyznam szczerze, że pierwsze sześć lat po ślubie to była gehenna — mówi Maria, góralka z zakopiańskiej Olczy. — Staszek, mój mąż, był nałogowym alkoholikiem. Przepijał całe pensje. Gdy pił, stawał się agresywny. Bił mnie, a później także dzieci. Było już blisko rozwodu, gdy wszystko się zmieniło. Poszedł na „Górkę”. Teraz jesteśmy wreszcie normalną rodziną — dodaje.

Dwa lata temu na „Górce” był też Paweł z Nowego Targu. — Byłem w szponach hazardu. Grałem na maszynach. Najpierw było kilka wielkich wygranych. Kupiłem sobie za nie piękny samochód, ale później szczęście się ode mnie odwróciło. Przegrałem to auto, chyba z dziesięć kolejnych pensji i narobiłem sporo długów. Gdy któregoś dnia poszedłem do lombardu, by sprzedać jedną z ostatnich cennych rzeczy — laptopa — spotkałem na ulicy kolegę ze szkoły. Zaczęliśmy gadać i przyznałem mu, że jestem hazardzistą. Wsadził mnie do swojego samochodu i zawiózł na „Górkę”. To był mój ratunek

 

Czym jest „Górka”?

 

Przywołana przez górali „Górka” to kościół położony na Gładkim. To część zbocza Gubałówki ok. 400 m od dolnej stacji kolejki linowo-terenowej na tę górę. Prowadzą go jezuici. Budynek w niczym nie nawiązuje do architektury podhalańskiej. Turystów trudno więc tu uświadczyć. Mieszkańców regionu i południowej Małopolski każdego roku pojawia się tu jednak kilkaset tysięcy. Większość z nich po prostu się modli, ale inni przychodzą tutaj, by zmienić swoje życie.

Na „Górce” (formalnie to Dom Rekolekcyjny o. jezuitów „Górka” przy kościele pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy) od 51 lat działa duszpasterstwo trzeźwości. W przylegającym do głównego kościoła budynku jest malutka kaplica ślubowań. Przychodzą tu osoby zmagające się z uzależnieniami i przed obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy ślubują wstrzemięźliwość. Wbrew pozorom nie są to pojedyncze przypadki. W ostatnich latach ślubowań jest ponad 5,5 tys. każdego roku. To średnio 14 osób każdego dnia.

Niestety nie wiadomo, ile dokładnie osób ślubowało na „Górce” przez całe 51 lat działalności tego miejsca. Kiedyś po prostu górale przychodzili, klękali przed ołtarzem, ślubowali i odchodzili. Nikt ich nie spisywał. To zmieniło się od lat 90. Od tego czasu każde ślubowanie wpisane jest do specjalnej księgi. Szacuje się, że w tym okresie liczba osób, które przyszły w to miejsce, by szukać pomocy w walce z nałogiem, przekroczyła 100 tys. osób.

 

W zachowaniu trzeźwości pomaga opatrzność, ale… nie tylko

 

Wiele osób zadaje sobie pytanie: w czym tkwi fenomen tego miejsca? Dlaczego osoby, które ślubują wstrzemięźliwość w kościele, potrafią wytrwać w swoim postanowieniu dłużej niż ktoś, kto decyzję o zerwaniu z nałogiem, obieca sam sobie?

— Moim zdaniem powodów jest co najmniej kilka — mówi Daniel Pałas, działacz społeczny pracujący na Podhalu z osobami bezdomnymi, często dotkniętymi problemem alkoholizmu. — Oczywiście pierwsze na myśl nasuwa się to, że górale są bardziej wierzący niż ludzie z innych części Polski. Gdy więc przysięgną coś przed Bogiem, to bojąc się jego kary, w postanowieniu wytrwają. Bóg dodaje im też siły. To zapewne prawda, moim zdaniem jednak niecała.

Jak mówi nasz rozmówca, w tym wypadku mamy do czynienia także z innymi czynnikami. — Przysięgę złożoną na „Górce” szanuje na Podhalu każdy. Nawet najwięksi alkoholicy. Dlatego osoba, która tam była i złożyła ślubowanie, jest pilnowana nie tylko przez rodzinę, ale też… dotychczasowych „kompanów od kieliszka”. Gdy ci dowiedzą się, że dany człowiek był na „Górce”, to nie będą namawiać go do alkoholu, a wręcz mogą go od napicia się w nagłej pokusie odwieść. Słyszałem kiedyś o mężczyźnie, którego kumple pobili, bo się złamał i kupił flaszkę. Dostał „bęcki” by się opamiętał. Był później za to wdzięczny — kończy społecznik.

Te słowa potwierdza Jan, właściciel dorożki wożącej turystów po Zakopanem. — Na Podhalu każdy wie, co to jest „Górka” i do czego służy. Byłeś na „Górce”, to jesteś wytłumaczony i możesz pić wodę – mówi Jan, który przyznaje, że sam kilka razy ślubował w tym kościele. Zdaniem wozaka w samej świątyni jest jednak także coś cudownego, co przybliża alkoholików do Boga i daje im siłę na wytrwanie w trzeźwości.

 

Trzeźwość „z ograniczoną odpowiedzialnością”

 

Trzecim i kto wie, czy nie najważniejszym, powodem przez który „Górka” działa, jest fakt, że osoby, które się tutaj pojawiają, rzadko kiedy składają ślubowanie na całe życie. — Kiedy ktoś przychodzi do nas pierwszy, drugi, trzeci raz, sugerujemy mu krótszy termin ślubowań. Od kilku dni do trzech miesięcy — mówi ojciec Paweł, jeden z jezuitów pracujących na „Górce”.

— Zwracamy uwagę, by osoba obserwowała siebie, czy dobrze czuje się w tej abstynencji, czy też ujawniają się głody alkoholowe, narkotykowe lub inne; czy poprawia się nastrój, funkcjonowanie wśród ludzi, czy ma lepsze relacje w rodzinie. A może przeciwnie: ujawniają się lęki, agresja, bezsenność, depresyjny nastrój. Potem może ślubować na dłużej. Zaznaczamy, że od ślubowań nie ma dyspens pod żadnym pozorem! Wynika to z naszego wieloletniego doświadczenia, że dyspensy nic dobrego nie przyniosły — wyjaśnia duchowny.

Wielu górali ten fakt postanowiło wykorzystać. Są osoby, które od lat żyją w ten sposób, że niemal cały rok są trzeźwi, ale gdy skończy się im okres ślubowania, to wówczas przez dwa lub trzy dni piją. Gdy już wypiją swoje i trzeźwieją, to ponownie idą na „Górkę”. W ich przypadku takie cykle trwają od lat i nawet ich własne rodziny zdążyły się już do tego przyzwyczaić.

Są też osoby, które tak układają swój „grafik” ślubowań, by nie być związanym przysięgą na święta, ważne rodzinne uroczystości (wesela, chrzciny, imieniny). Wówczas bez grzechu mogą biesiadować przy kieliszku z rodziną i znajomymi, a po wszystkim ponownie idą na „Górkę”. Potwierdzają to wpisy do księgi ślubowań. Terminy wielu z nich kończą się przed świętami. Wzmożony ruch w kaplicy ślubowań zacznie się natomiast po Nowym Roku.

— To jest taka góralska wersja „trzeźwości z ograniczoną odpowiedzialnością” — śmieje się kolejny z naszych rozmówców. — Moim zdaniem to głupie, bo nikt z tych ludzi nie wie, czy po tym, jak kolejny raz wraca do picia, nałóg nie złapie go tak mocno, że już nie puści. Z drugiej strony jest takie powiedzenie, że „jeśli coś jest głupie, a działa, to wcale nie jest głupie”.

 

Potwierdzeniem jest obrazek

 

W tym ostatnim coś musi być, bo jak przekonują zakopiańscy jezuici, więcej niż 90 proc. wszystkich ślubujących potrafi wytrwać w trzeźwości czy abstynencji. O ile bowiem na „Górce” dalej największy odsetek ślubujących stanowią osoby z problemem alkoholowym, narkotykowym, tytoniowym, a następnie hazardowym, to od kilku lat księża rozszerzyli zakres ślubowań także na powstrzymanie się oglądania pornografii, praktykowania zakupoholizmu oraz o uzależnienie od gier czy internetu. Do kaplicy mogą też przyjść osoby, które same stwierdziły u siebie skłonności do przemocy wobec bliskich (niekoniecznie pod wpływem alkoholu) i chciałby jakoś sobie z tym poradzić.

— W kaplicy dyżurujemy codziennie od godz. 8.30 do 17.30, z wyjątkiem świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy — mówi w rozmowie z Onetem ojciec Paweł. — Ślubować może każdy, kto wierzy w Boga, lub kieruje się wiarą, że może zostać trzeźwym. Nie pytamy go o jego frekwencję w kościele ani w jakim stanie żyje. Nie trzeba się wcześniej umawiać, wystarczy przyjść i na furcie zadzwonić pod numer 507. Ślubowanie zawsze odbywa się w kaplicy. Kto chce, to może skorzystać z sakramentu pokuty, choć nie jest to warunek konieczny. Odbywa się rozmowa o sprawie, z jaką człowiek przychodzi, potem wpis do księgi, w jakiej dziedzinie osoba chce ślubować, w jakim terminie i podpis. Następnie ślubujący klęka przy ołtarzu i czyta tekst ślubowania. Każdy otrzymuje obrazek, który jest dowodem tego, że ślubowanie rzeczywiście się odbyło.

Jak dodaje jezuita, na „Górce” księża starają się oczywiście pomagać uzależnionym także w inny sposób. Rozdają ulotki i zapraszają do udziału w „Programie 12 kroków” czy zapraszają na spotkania Anonimowych Alkoholików, Anonimowych Narkomanów czy Anonimowych Seksoholików. Stało się zwyczajem, że od 2014 r. w każdą pierwszą niedzielę miesiąca w kościele na „Górce” o godz. 10 sprawowana jest Msza święta z prośbą o trzeźwość dla tych, którzy ślubowali, chodzą na mityngi, uczestniczą w terapii, za ich rodziny, a także za tych, którzy trwają w nałogu.

 

Świadectwa na cud trzeźwości

 

W 2021 r. z okazji 50 lat działalności Duszpasterstwa Trzeźwości u zakopiańskich jezuitów wydano książkę pod tytułem „Górka nieustającej pomocy”. Poza rozdziałami o historii tego miejsca czy sposobach na walkę z nałogiem w wydawnictwie znalazły się też świadectwa wielu osób. Oto kilka z nich:

Mam brata, ma na imię Leszek. Wychował mnie, chociaż nie ma obydwu nóg, które stracił w wypadku, gdy miał 21 lat. Pił, dużo pił. Z czasem brał też narkotyki. Dzięki ślubowaniu Matce Boskiej jest trzeźwy i wolny od nałogu już 11 lat.

 

Mój klient Maciek, obecnie 38 lat, mieszkaniec małej wioski pod małopolskim Andrychowem 13 razy był na zamkniętym leczeniu odwykowym. Nie pomagało. Jego rodzina zabrała go na „Górkę”. Po tym jest już trzeźwy całe cztery lata. Zdaniem tych ludzi to cud.

 

Mój mąż, górnik pił na umór. Gdyby nie ślubowanie w Zakopanem złożone Matce Bożej już dawno bylibyśmy po rozwodzie. Nie wierzę w terapię, choć z zawodu jestem pracownikiem socjalnym. Jemu żadne terapie nie pomagały. Pomógł mu tylko ten kościół.

 

 

Ze strony:

https://wiadomosci.onet.pl/krakow/jezdza-na-gorke-zeby-zerwac-z-nalogiem-boja-sie-przed-bogiem-wiec-wytrwaja/41mwxk8