Próba definiowania czym jest przebudzenie duchowe nie jest łatwe; trudno jest systematycznie opisać coś, co jest weryfikowalne tylko w indywidualnym doświadczeniu człowieka. Chociaż przebudzenie jest egzystencjalnym i subiektywnym doświadczeniem ludzkim, musimy to jakoś nazwać. Nie unikniemy jednak używania w niniejszym artykule pojęć występujących w religiach, we współczesnej psychologii, choć przebudzenie duchowe nie jest zawłaszczone przez dziedzinę religii czy psychologii.

Jeśli już staramy się w tym temacie nieco wypowiedzieć, to przebudzenie jest przeciwieństwem snu, nieświadomości, iluzji. Przebudzenie zawiera w sobie takie elementy jak: otwarcie oczu, przejrzenie, dostrzeganie, uświadamianie. Komponentami przebudzenia są: światło, kontakt z rzeczywistością, prawda, świadomość, wolność, pokój, pogoda ducha, szczęście, miłość. Można by wymieniać więcej i każdy mógłby coś swojego wnieść w ten katalog.

Przebudzenie to metamorfoza – zmiana, przejście z jednego etapu w następny. Przebudzenie to metanoia – przemiana duchowa, zmiana świadomości, percepcji i sposobu myślenia. Przebudzenie jest procesem. Jest drogą, po której nie idzie się wyżej, lecz głębiej. Jest postępem, rozwojem, który nie ma końca. Czasem ktoś może mieć jedno intensywne doświadczenie duchowe, które nagle odmieni całkowicie życie, ale w znacznej większości przypadków odbywa się w procesie, w czasie, jest wynikiem współpracy z łaską Bożą i systematycznej pracy nad sobą. Niektórzy przebudzenia duchowego doświadczają w kontakcie z czymś co jest dobre, piękne, przyjemne, lecz wielu – i raczej większość – poprzez cierpienie i przeżycie osobistego dna. Wielu się przebudziło, kiedy życie było już na tyle nieznośne, że mieli do wyboru rozpacz i popadnięcie w niebyt albo otwarcie oczu na rzeczywistość. Cierpienie dla wielu staje się istotnym nauczycielem życia, dla niektórych – jedynym duchowym nauczycielem.

W przebudzeniu duchowym można odkryć pewien paradoks: największe zmiany w życiu dokonują się wtedy, kiedy jest źle, kiedy jest cierpienie, dyskomfort, kiedy sytuacja nie układa się wedle nas pomyślnie. Trudny człowiek, trudne okoliczności mogą stać się dla nas darem z niebios, bo gdyby nie one, nie przebudzilibyśmy się. W przebudzeniu uczymy się traktować przeciwność nie jako sytuację przeciwko nam, ale jako sytuację dla nas, szansę rozwoju. Trudność nie zabije nas, ale może nas wzmocnić, przeprowadzić na inny, głębszy poziom świadomości, dojrzałości, integracji osobowej.

 

Czym jest przebudzenie duchowe w rozumieniu Dwunastu Kroków? 

 

  1. Pierwszym aktem przebudzenia duchowego jest przyznanie bezsilności, kapitulacja, poddanie się, uznanie, że życie nasze stało się niekierowalne. Są tacy, którzy do przebudzenia duchowego doszli inną, mniej wyboistą drogą, w naszym zaś przypadku, zrodziło się ono z porażki i cierpienia, klęski i upokorzenia, stanięcia na granicy życia i śmierci. Nazwać możemy to granicą, bankructwem, dnem, otchłanią, osobistym piekłem. Z pewnością, nikt sam z siebie nie chciał się tam nigdy znaleźć; zawsze przecież szukaliśmy czegoś zgoła przeciwnego. Jakże więc się to stało, że wylądowaliśmy w takim miejscu?

Prawda jest taka, że to nie narkotyk, hazard czy alkohol jest problemem, ale samo życie; nie nauczyliśmy się żyć, przewodzić własnym życiem, nie mieliśmy tej duchowej siły i zdolności. Obwarowaliśmy się iluzjami, lękami, urazami, mechanizmami obronnymi, buzują w nas przerośnięte instynkty. Aby przetrwać w tym świecie pełnym zła i chaosu, straciliśmy kontakt z prawdą. Rzeczywistość nas przerażała.

Przeżywając ten krok zauważamy, że sama abstynencja: niepicie, nienarkotyzowanie się, nieuruchamianie się w żądzy, to zdecydowanie za mało. Trzeba zrezygnować z walki z tym, co nas więzi! To jest paradoks, którego nie znajdzie się przy innych chorobach: walczyć możemy z grypą, z nowotworami, dziś świat cały walczy z pandemią, wojną, prawica zwalcza lewicę i odwrotnie, lecz w tej chorobie, jaką jest uzależnienie, im więcej walczymy, tym bardziej nas to zabija.

Do kapitulacji wielu dochodzi w stanie skrajnego wyczerpania i stanięcia na granicy śmierci: skończyła się zabawa: albo się poddasz, albo się zapijesz na śmierć. Wchodziłeś na ring z Tysonem, który za pierwszym razem złamał szczękę, za drugim połamał żebra, a za trzecim razem, kiedy jeszcze próbujesz walczyć, jakiś anioł mówi, abyś skapitulował, już tam nie wchodził, bo tym razem on cię zabije! Ci twardzi i mocni leżą już pochowani na cmentarzach, ci przegrani przeżyli.

Zaiste, ten etap przebudzenia jest prawdziwym paradoksem.

 

  1. Następnym aktem przebudzenia jest wiara; uwierzyliśmy, że jest coś, jest Ktoś, kto jest potężniejszy od nas, i ta Siła ma moc przywrócić nam życie, normalność, zdrowy rozsądek. Pierwszym aktem przebudzenia była detronizacja fałszywego ja – ego; potem przychodzi miejsce na wiarę. 

Jest to akt niezależny od religii, rytuału, liturgii; może iść z nim w parze, ale nie musi; nawet ateista, agnostyk czy ktoś zrażony do instytucji religijnych, może dokonać tego duchowego aktu i zobaczyć, że sam nie jest Bogiem (Not-God). A to już naprawdę wiele. Dla nich Siłą większą może być ta grupa zdrowiejących, może być jakaś – dla nich sensowna – idea.

A ci z nas, którzy uważali się za wierzących i praktykujących? Musieliśmy przenicować swój obraz Siły wyższej wziętej z dzieciństwa; nikt z nas nie miał prawdziwego obrazu Boga: albo był daleki i nieobecny, albo kontrolującym tyranem, czekającym na najmniejsze potknięcie, aby nas ukarać. Może pozwalał na wszystko w myśl hasła: „róbta co chceta”; mógł być daleki, obojętny, nadopiekuńczy, zbyt słaby na twoje problemy… w zależności od tego, jaki obraz wynieśliśmy z wychowania i domu rodzinnego.

Stworzyliśmy sobie boga na nasz obraz i podobieństwo, lecz prawdziwy Bóg nie ma z tym nic wspólnego. W jakiego zatem Boga decydujemy się teraz uwierzyć? Spróbuj popatrzeć na to, jakie ślady zostawił On w twoim życiu. To nieprawda, że był nieobecny.

 

  1. Trzecią odsłoną przebudzenia duchowego jest postanowienie, aby powierzyć Bogu, jakkolwiek Go pojmujemy (bądź też właściwszym określeniem będzie: jakkolwiek Go nie pojmujemy), własną wolę i własne życie.

W tym samochodzie, zwanym życiem, wiele lat mogliśmy jakoś jechać po równi pochyłej, i wydawało się nam, że potrafimy nim kierować, hamować, driftować, lecz w pewnym momencie droga robiła się coraz bardziej stroma; kierownica już nie kieruje, hamulec nie hamuje i tracimy kontrolę nad pojazdem. Lecz jest Ktoś, kto całą drogę siedział obok nas – nie zwracaliśmy na Niego uwagi – który ma moc zmiany, przejęcia kierownicy i całego pojazdu zwanego życiem, zmierzającego do nieuchronnej katastrofy.

Trzeci etap, to wydanie się z zaufaniem Bogu, Jego woli. Przebudzenie to zmiana polegająca na zawierzeniu: Bogu, bo na pewno już nie sobie. Błogosławione jest uświadomienie sobie, że nie my kręcimy tym światem, lub – jeszcze dosadniej – ten świat nie kręci się wokół nas. W ostatnim momencie Ktoś zahamował to szaleństwo. Ufam Tobie! Co za ulga!

 

  1. Następnym etapem przebudzenia jest dokonanie gruntownego i odważnego obrachunku moralnego, w którym wystawiamy na światło dzienne swoje grzechy, dostrzegamy istotę własnych błędów (greckie słowo hamartia opisuje grzech właśnie jako błąd, chybienie celu). Przyznajemy się do tego. Nie uciekamy od problemów i odpowiedzialności.

Uzależnienie – grzech czy choroba? Czy trzeba tu stawiać znak zapytania? Czy trzeba przeciwstawiać grzech chorobie? A może to jedno i drugie? Nie alternatywa lecz koniunkcja. Może trzeba porzucić dualistyczny sposób myślenia i przyjąć to, jak widział to Mistrz z Nazaretu, który uzdrawiał chorobę, będącą grzechem – błędem? Będąc niegdyś ofiarami przemocy, sami zaczęliśmy tę przemoc stosować; czasem w drodze zwrotnej do sprawcy, częściej jednak krzywdząc ludzi Bogu ducha winnych. Nie mogliśmy dać innym tego, czego sami nie mieliśmy, mogliśmy przekazać jedynie to, co było w nas. Będąc ludźmi wrażliwymi, nie traktowaliśmy wrażliwości jako daru od Boga, lecz jako przekleństwo, które uczyniło nas przewrażliwionymi na własnym punkcie.

Zaczyna się etap nazywania po imieniu, odkłamywania, rozliczania z przeszłością, stanięcia w prawdzie, która ma wyzwalać, a nie zabijać; oczyszczania pamięci, bez której nie będzie zdrowienia ani przebudzenia. Nie czynimy tego w pojedynkę, na własną rękę, lecz we wspólnocie, z drugim człowiekiem, gdyż we własnej sprawie nie jesteśmy dobrymi sędziami.

Tu po raz pierwszy możemy nabyć kontakt z rzeczywistością, która nie jest przerażająca, lecz fascynująca; z pewnością jest o wiele lepsza od tego, co trzymaliśmy w swym umyśle; nie zabija, lecz przywraca nam życie.

 

  1. Później – wyznanie Bogu, sobie, drugiemu człowiekowi, wypowiedzenie, wystawienie na światło dzienne tego, co przez lata było zakryte, co nas więziło, co było istotą naszego błędu. Choroba jest tak wielka jak wielkie są nasze sekrety. Żądza nie lubi światła. Bogu – który i tak wszystko wie i nie potrzebuje dla siebie naszego wyznania – czynimy przestrzeń dla przebaczenia i Jego łaski.

Musimy stać się pustym naczyniem; Bóg nie może napełnić naczynia, które jest pełne: nie będzie dolewał swej łaski do naszego ego pełnego pychy, grzechu, nieakceptacji…

Uznanie istoty swych błędów i wypowiedzenie tego przed Bogiem, sobą, drugim człowiekiem jest ważnym aktem pokory, która otwiera nas na prawdę, wnosi światło w życie. Jest Ktoś, kto wybaczył nam to, czego sami sobie nie jesteśmy w stanie wybaczyć.

To ważny moment przebudzenia, w którym na doznane miłosierdzie uczymy się odpowiadać miłosierdziem; przebaczać naszym winowajcom, z których my sami jesteśmy na pierwszym miejscu. Zmienia się myślenie, zmienia się percepcja, zmieniają się reakcje. To nazywamy metanoią, nawróceniem, przebudzeniem, jak kto woli. Zaczynamy współodczuwać z innymi, znika w końcu dojmujące całe życie poczucie pustki, izolacji, wyobcowania.

Pojawia się wreszcie Więź. Więź z Bogiem, który jest trwałą gwarancją bezpieczeństwa, pewną skałą, na której możemy budować swój dom. Więź, której tak naprawdę, całe życie szukaliśmy, to jej tak naprawdę pragnęliśmy, lecz w czynnym nałogu była ona absolutnie nieosiągalna; znajdowaliśmy więc jej namiastki: ulgę i przyjemność. A po nich prawo grawitacji uderzało nas ze zwielokrotnioną siłą.

 

  1. Szóstym aktem przebudzenia jest rewizja wad charakteru, czy jak kto woli innych grzechów, krzyżowych uzależnień, postaw, które trzymały nas w zaślepieniu, nieświadomości, nie pozwalały nam być sobą i realizować zamysł Boga.

Alkoholizm, narkomania, seksoholizm, jedzenioholizm i inne nasze holizmy, to tylko szczyt góry lodowej; prawdziwym motorem choroby są wady ukryte pod powierzchnią wody i dalej są pożywką dla ego: pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, łakomstwo, gniew, lenistwo i wiele innych, które na tej bazie się rozwinęły. Wydawało się nam na początku, że to tylko parę wad, lecz po dokładnym przyjrzeniu się odkryliśmy, że jest ich ponad sto! Lista jest długa, a każda z tych wad to iluzja, namiastka rzeczywistości.

Na tym etapie przestajemy czuć pociąg do tego, co niskie i zauważamy ze zdziwieniem, jak to zaczyna nas oddzielać od świata, który nadal tymi rzeczami żyje i czerpie z nich profity. Przychodzi współczucie dla siebie dawnego i tych, którzy dalej tkwią w iluzjach i nieraz nie mają świadomości, jak cierpią. Może widzimy z bólem, że nasi bliscy też będą musieli się jeszcze w życiu sporo nacierpieć. Rozwód, długi, prokurator, komornik? Odwyk, psychiatryk, więzienie, cmentarz o wiele lat za wcześnie; co jeszcze?

Albowiem główną przyczyną cierpień w świecie jest brak kontaktu z rzeczywistością, brak relacji z prawdą. Ów brak kontaktu z prawdą można uznać za jednostkę chorobową, choć niekoniecznie musi się przejawiać w alkoholizmie, kompulsywnej przemocy, lekomanii, hazardzie, itd.

Przebudzenie polega na tym, że czerpiemy już z innego Źródła niż świat. Jednakowoż nie gardzimy światem i ludźmi, którzy dalej w tym systemie iluzji i zaprzeczeń tkwią. W miejsce pogardy przychodzi współczucie i miłosierdzie.

 

  1. Siódmy etap przebudzenia duchowego wymaga jeszcze większego uniżenia i pokory niż wcześniej. Z pokorą prosimy Boga, by usunął te nasze wady, iluzje, które zamykają na prawdę, na rzeczywistość. To On usuwa, my zaś mamy mieć gotowość na porzucenie ich.

Niektóre wady zostaną usunięte od razu. Wiele zostanie tylko uśpionych. Może Bóg nie usunie od razu tego, czego my byśmy chcieli się szybko pozbyć? A może chce usunąć to, czego my nie chcemy jeszcze wypuścić z ręki? W każdym razie Bóg zawsze usuwa te wady, które stoją na przeszkodzie w służeniu innym. Mamy zwrócić się do Niego w pokorze, aby to On je usunął. Może kogoś dręczy jeszcze depresja, ale nie będzie ona na tyle wielka, by nie mógł wyjść do drugiego w postawie miłości i służby. Okazuje się, że to jest najlepszy lek na depresję.

Na tym etapie przebudzenia nie chodzi tylko o eliminację, pozbycie się czegoś, usunięcie, ale o zamianę zła na dobro, wady na cnotę. Zamieniamy żądzę na miłość, lęk na zaufanie, małoduszność na hojność, egoizm na poświęcenie.

 

  1. Następny, ósmy moment przebudzenia jest ciągiem dalszym oczyszczania pamięci. Oczyszczania, lecz nie zapominania. Tylko Bóg ma tą dziwną amnezję: puszczania w niepamięć naszych błędów, grzechów, niewracania do tego, co było złe. Lecz życie wraca, ludzie wracają, a my musimy nieść konsekwencje naszej przeszłości. Ile poczucia krzywdy i poczucia winy jeszcze nosimy w sobie?

Robimy zatem dokładną listę osób, które skrzywdziliśmy i zyskujemy gotowość do zadośćuczynienia, naprawiania tego, cośmy popsuli. Rozeznajemy, do kogo w zadośćuczynieniu trzeba przyjść, wyrazić skruchę, prosić o przebaczenie i oddać zaległości? A kiedy trzeba się całkiem wycofać z czyjegoś życia i nie pokazywać się na oczy? Kiedy też trzeba spłacać długi, a kogo otoczyć modlitwą lub wesprzeć finansowo i duchowo, bezpośrednio bądź anonimowo. Niezależnie od tego, czy druga strona przyjmie to czy nie, mamy posprzątać podwórko po swojej stronie.

 

  1. Następny etap przebudzenia jest kontynuacją poprzedniego: od słów do czynów. Nasi bliscy nie chcą słuchać kolejnych obietnic poprawy, zapewnień, że się zmienimy, tylko widzieć poprawę, zmiany. Dosyć obietnic, dość pustego gadania! Trzeba zadośćuczynić.

Czy wróciliśmy do domu? Czy przepracowaliśmy swój gniew, agresję, czy uczymy się zdrowych relacji z nimi i właściwego wyrażania emocji? Czy uczymy się panować nad lękiem? Czy stajemy się dla bliskich oparciem, czy czują się z nami bezpiecznie?

To ważny etap przebudzenia i kontaktu z rzeczywistością, że bierzemy na siebie konsekwencje własnych czynów, nie uciekamy od odpowiedzialności. Musimy nauczyć się żyć normalnie, inaczej grozi nam powrót do piekła.

 

  1. Etapy od czwartego do dziewiątego uczyły nas uporania się z przeszłością, abyśmy mogli żyć chwilą bieżącą, tu i teraz. Były warunkiem oczyszczenia, czasem bolesnego, ale jakże potrzebnego. Od tego kroku jednak uczymy się żyć w teraźniejszości, być w tym miejscu, w którym obecnie się znajdujemy. Nie w przeszłości, ale też nie w przyszłości. Jedno i drugie nie istnieje: już nie i jeszcze nie. Przestajemy snuć mrzonki, że lepiej byłoby, gdybyśmy byli gdzie indziej, tam, gdzie nas nie ma. Uczymy się akceptować siebie, rzeczywistość, ludzi, sytuację w jakiej się znajdujemy i dostrzegać wolę Boga.

Dziesiąty etap przebudzenia duchowego to bieżąca inwentura moralna. Nie ma już potrzeby ponurego grzebania się w mrokach przeszłości, ale dostrzegania swoich uchybień w teraźniejszości, w dniu dzisiejszym: gdzie rozmijaliśmy się z wolą Boga? Co mogliśmy lepiej uczynić? Czy mamy czyste sumienie, czy może ono coś nam wyrzuca? Jak najszybciej mamy dojść do spokoju sumienia i pogody ducha? Co dobrego możemy zrobić, jak być dla innych, jak służyć ludziom? Zaprawdę dzień, w którym nie zrobiliśmy nic dobrego, jest dniem straconym

 

  1. Jedenasty etap przebudzenia to modlitwa i medytacja. Ze zdziwieniem spostrzegamy, że nie są one zarezerwowane dla wąskiej grupy mnichów, mistyków i świętych, ale od nich możemy się uczyć, jak codziennie czerpać ze Źródła życia, jakim jest dobry Bóg. Jaka jest Jego wola? Ona jest najlepszą opcją dla mnie. Czasem daje On poznać ją bezpośrednio na modlitwie, jednak częściej wyraża się poprzez ową rzeczywistość życia: ludzi, sytuacje, wydarzenia. Gdzie jest prawdziwe dobro, a gdzie tylko pozory dobra? Doświadczenie duchowe – czy jak kto woli – mistyczne, dokonuje się w szarej codzienności, która – okazuje się – nie jest taka szara, ponieważ ma mnóstwo kolorów, odcieni i niuansów. Naturalnie szukamy wyciszenia.

Kiedy weszliśmy na drogę duchowego przebudzenia, nigdy nie będziemy sami, nigdy nie będziemy się nudzić, zawsze będziemy mieli co robić i dla kogo żyć. Zawsze będziemy mieć przyjaciół. Zyskaliśmy już spokój w dziedzinie bezpieczeństwa materialnego. Czy wyłapujemy te Boże sygnały, natchnienia Jego Ducha? Jak postrzegamy rzeczywistość? Jak wykorzystujemy dane nam zmysły: wzrok, słuch, dotyk, powonienie, smak, zmysł równowagi? Czy doceniamy wartość intuicji, która coraz bardziej uczy nas interpretować rzeczywistość, czytać między wierszami? Czy dobrze się czujemy ze sobą? Czy posmakowaliśmy ciszy, samotności przed Bogiem, wewnętrznego pokoju, radości, która nie ma ziemskiego źródła? Czy świat taki jaki jest nam dany, stał się naszym domem? Nie jest on dany nam na zawsze, lecz wiedzie nas do domu przygotowanego przez dobrego Ojca w ojczyźnie niebieskiej.

Czy w tym domu widzimy też tych, których dawniej byśmy nie przyjęli i wrzucili w piekielne czeluści? Odkryliśmy w końcu, że oni nie są źli, ale też – tak jak my – chorzy. Działają w nieświadomości. A my także nie jesteśmy ludźmi złymi, lecz chorymi; nie stajemy się dobrymi, lecz zdrowiejącymi. Może przyszła radość, kiedy przestaliśmy oceniać, potępiać, klasyfikować innych ludzi? przestaliśmy się na nich gniewać? Kim jest ten Bóg, który miłuje swoje stworzenie, ma pieczę i troskę o nie? czym jest szczęście? Na pewno nie emocją, nie euforią, nie wynikiem zaspokojenia potrzeb, lecz jest stanem, jest naszym osobistym wyborem.

 

  1. I w końcu dwunasty etap. Niektórzy myśleli, że owo przebudzenie duchowe będzie miało miejsce dopiero na tym etapie, i jakże wielkie zdumienie, kiedy odkrywamy, że zaczęliśmy otwierać oczy na rzeczywistość, zaczęliśmy się wybudzać z letargu, kiedy już nas naprawdę bolało, w I Kroku! Dzięki temu przebudzeniu niesiemy posłanie tym, którzy jeszcze cierpią, jeszcze się nie przebudzili, nie doświadczyli nowego życia, tkwią w starych schematach i nie znają drogi wyjścia. Znamy to, umiemy współczuć.

Uczymy się stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach, już bardziej świadomie. „Pełniliśmy uczynki miłości, aby poprawiać swoje relacje z ludźmi”. Musimy być autentyczni nie tylko dla ludzi z zewnątrz, ale przede wszystkim dla tych, z którymi żyjemy na co dzień. Można nakładać maski wobec ludzi, którzy z nami nie mieszkają, ale największymi świadkami czy naprawdę zdrowiejemy jest nasz współmałżonek, dzieci, psy, koty i futryny drzwi.

Sednem duchowego przebudzenia jest miłość i służba. Ideał jakże bliski ludziom, którzy są wyznawcami Dobrej Nowiny przyniesionej ongiś przez Mistrza z Nazaretu. Ale jakże niemożliwej do zastosowania w życiu codziennym tym, którzy nie doświadczyli duchowego przebudzenia. Jakże niewielu ludzi pojęło wartość słów Pana, niewielu odpowiedziało na Jego łaskę, która nie jest w przeszłości ani w przyszłości, lecz jest teraz; nie jest gdzieś tam, lecz tu: niech na koniec towarzyszą nam słowa wypowiedziane prawie dwa tysiące lat temu i zastosowane w życiu tylko przez nielicznych: 

Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o ciało, czym macie się przyodziać. Życie bowiem więcej znaczy niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie. Przypatrzcie się krukom: nie sieją ani żną; nie mają piwnic ani spichlerzy, a Bóg je żywi. O ileż ważniejsi jesteście wy niż ptaki! Któż z was przy całej swej trosce może choćby chwilę dołożyć do wieku swego życia? Jeśli więc nawet drobnej rzeczy [uczynić] nie możecie, to czemu zbytnio troszczycie się o inne? Przypatrzcie się liliom, jak rosną: nie pracują i nie przędą. A powiadam wam: Nawet Salomon w całym swym przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, o ileż bardziej was, małej wiary! I wy zatem nie pytajcie, co będziecie jedli i co będziecie pili, i nie bądźcie o to niespokojni! O to wszystko bowiem zabiegają narody świata, lecz Ojciec wasz wie, że tego potrzebujecie.  Starajcie się raczej o Jego królestwo, a te rzeczy będą wam dodane. [Łk 12,22-31]

 

 

BIBLIOGRAFIA

 

  • Anonimowi Alkoholicy, wydanie IV poprawione, Warszawa 2020
  • Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji, Warszawa 2008
  • Jak to widzi Bill. AA jako droga życia… Wybór pism współzałożyciela AA, Warszawa 2012
  • Anonimowi Seksoholicy, Warszawa 2013
  • Eckhart Tolle, Nowa Ziemia. Przebudzenie świadomości sensu życia, Wydawnictwo Medium, Konstancin – Jeziorna
  • Eckhart Tolle, Potęga teraźniejszości, link poniżej
  • Jim Harbaugh SJ, 12 kroków i Ćwiczenia Duchowe, wydanie II, Wydawnictwo WAM 2021
  • Richard Rohr, Nieśmiertelny diament. W poszukiwaniu prawdziwego ja, wydanie II, Wydawnictwo WAM 2017
  • Richard Rohr, Oddychając pod wodą. Duchowość i Program Dwunastu Kroków, wydanie II, Wydawnictwo Teofrast, Kielce 2015