Duchowość to życie, a nie tylko modlenie się

Zanim przyszłam do Al-Anon nie odróżniałam duchowości od religijności. Uważałam, że duchowość to modlenie się, rytuały, chodzenie do kościoła i uczenie się o Bogu. Praca na programie pozwoliła mi na wyraźne oddzielenie religii od duchowości. Dziś duchowość to dla mnie poznawanie sensu życia. Żeby jednak ten sens poznać, musiałam najpierw odkryć bezsensy istniejące w moim życiu. Bezsensy te, to moje przekonania, których było całe mnóstwo. To przekonanie, że do mojego zdania muszę przekonać za wszelką cenę innych; przekonanie, że muszę zawsze wszystko wiedzieć; że ja kieruję życiem swoim, męża, mamy itd.; to przekonanie, że wartość drugiego człowieka jest wprost proporcjonalna do jego osiągnięć naukowych i finansowych. Zrozumiałam w końcu, że jeśli chcę być szczęśliwa, muszę porzucić oczekiwania.

Droga rozwoju duchowego to dla mnie nie ścieżka upraszczania – w końcu mamy hasło „nie komplikuj”. Cały czas pytam siebie o intencje. Po co tak naprawdę chce napisać? Dlaczego rozpoczęłam ten kolejny projekt?

Muszę uważnie przyglądać się moim motywom, temu, co mną powoduje. Bardzo często moje decyzje zamiast być oparte na cierpliwym pytaniu Boga, takiego jak go rozumiem, o to jaka jest Jego wola wobec mnie, były konsekwencją moich lęków i uraz. Na dziś duchowość to dla mnie akceptacja, to przyjmowanie świata i ludzi takimi jacy są, z błędami, niedoskonałościami, a nie takimi, jak ja bym chciałabym, żeby byli.

I w tym również jest Bóg. Trudno jednak jest zobaczyć Boga w chorobie, w kimś kogo nie lubię, czy w problemach w pracy. Usłyszałam ostatnio na mitingu takie porównanie: „gdyby Bóg miał się schować, schowałby się w człowieku, bo to jest miejsce, gdzie drugi człowiek nigdy by Go nie szukał”. Dziś staram się właśnie dostrzegać Boga wszędzie: w pachnących kwiatach, ale i w ciernistych krzewach. Modlę się i medytuję, ale to dla mnie nie wszystko. Doskonalenie ścieżki duchowej, to sposób w jaki żyję.

 

***

 

Dzisiaj wiem, że mogę iść dalej. Idę odważnie. Odzyskałam równowagę ducha i umysłu, i widzę więcej; czuję naprawdę, a nie udaję. Mówię to, co myślę; chcę i czynię to, co zamierzyłam, plan działania ma cel i kierunek. Czy dość mam już tego? O nie, to dopiero początek. Chcę nieść innym nadzieję, że można, że trzeba. „Powoli lecz pewnie”. Należy pokochać siebie, a dobry BÓG, we współpracy z moim działaniem, dokona rzeczy niemożliwych.

Duchowe dobro dzielone z innymi daje siły do działania. Będąc w cieniu, nie miałam żadnych możliwości. Serce rwało się, ale bezsilność była większa. Nie rozumiałam, dlaczego tak się dzieje. Szukałam swojej drogi, którą zgubiłam i zaczęłam chodzić ścieżkami, które szybko kończyły się i nie było rozwiązań. Ciągle oczekiwałam pomocy, byłam zła i niezadowolona.

Dzisiaj mogę powiedzieć, że to mi było potrzebne. Potrzebny mi był Al-Anon, ludzie i program. Budząc się zaczęłam słuchać innych, zobaczyłam siebie, zaczęłam mówić o sobie, a nie o innych.

Niesienie posłania obudziło we mnie świadomość, że jestem gotowa służyć i pomagać tym, co tej pomocy chcą i potrzebują. Pomagając innym, pomagam również sobie. Mogę poznane prawdy i sugestie zastosować w życiu. Stawiając granice uczę się szanować siebie, co pomaga mi w relacjach z innymi. Akceptuję każdego człowieka, ale nie muszę się zgadzać we wszystkim co mówi i robi.

Przebudzenie dało mi światło na lepsze życie, bo przecież mam je jedno. KOCHAM CIĘ ŻYCIE.

 

***

 

Przebudzenie duchowe to dla mnie każdy dzień, w którym widzę siebie z całym zapleczem różnych uczuć i emocji. Wyuczoną rolą, jaką wniosłam w swoje życie, było pomaganie i zmienianie życia innym, ciągłe przykrywanie wszystkiego moją udawaną radością, szczęściem. Udawanie, aby ktoś nie odkrył, kim naprawdę jestem. Zresztą i tak nie wiedziałam kim jestem, co czuję, co lubię, co kocham. Dzisiaj uczę się siebie dzięki modlitwie do Boga, medytacji, spotkaniom i rozmowie z drugim człowiekiem. Uczę się rozpoznawać, co czuję, jaka jestem. Nieraz pytam, co inni myślą o mnie. Uczę się otwartości na to, co czuję i przeżywam.

Widzę dzisiaj jak bardzo uciekałam przed ludźmi, którzy są dla mnie dobrzy i otwarci. Nadal trudno mi w to uwierzyć, ale nie chowam się jak dawniej. Nieraz na siłę wychodzę z ukrycia, wychodzę do ludzi, bo to rodzi relacje, prawdziwe uczucia i emocje, nieraz radości i szczęścia, niekiedy prawdziwe łzy i wzruszenie. Ale wiem, że są moje, płynące z wnętrza, prawdziwe.

Przebudzenie duchowe to też zatrzymanie i spojrzenie na małe rzeczy i zauważenie małych radości, to one tworzą mój świat, ubarwiają i uspokajają go. Jest mi to dane na ten dzień od Boga, więc dlaczego z tego nie miałabym korzystać. Kiedyś piękno było niewidzialne i zasłonięte problemami. Dzisiaj uczę się, że mimo moich problemów, wokół jest wiele piękna. Mogę działać, codziennie coś robić i powierzać Bogu to, czego nie potrafię zmienić i z czym sobie nie radzę.

 

***

 

List do Boga

Boże, dziękuję i jestem tobie wdzięczna za Anię, że poprosiła mnie o wysłuchanie. Było to dla mnie bardzo ważne, zwłaszcza, że ostatnio narzekałam na brak koleżanki w okolicy. I co? Jest.

Wdzięczna jestem za to, że pomału znajduje Siłę Wyższą, a raczej uwierzenie, że jest. Już się nie bronię przed Nią!!! Wdzięczna jestem za spokojną nockę w pracy oraz cudowne popołudnie spędzone na pracach w ogrodzie z mężem. Wdzięczna jestem za sponsorkę, która przygotowuje mnie do pracy nad sobą i do zmian.

Boże, tych wdzięczności to dzisiaj jest mnóstwo, a najważniejsze jest to, że nie wypisuję już ich w podpunktach, tylko zwracam się z tym już bezpośrednio do Ciebie. I to jest moja ogromna wdzięczność. O rany! Jeszcze następna wdzięczność: za moje łzy, ale dzisiaj są to łzy wzruszenia, że czytając te dzisiejsze wdzięczności popłakałam się przy słowach „Zwracam się do ciebie bezpośrednio”. I jest to jednocześnie: moja wdzięczność oraz moja modlitwa do Ciebie Boże za dzisiejszy cudowny dzień.

 

***

 

Czy przychodząc do Al-Anon chciałam dostąpić duchowego przebudzenia? Przede wszystkim chciałam przestać cierpieć i przestać się ciągle bać. Chciałam, aby stało się inaczej, bo tak jak było, było już dla mnie nie do zniesienia. Chciałam zmiany. I nie interesowało mnie jak się to dokona, co będzie dalej, kiedy nastąpi cud tej zmiany. Dlatego poddałam się sugestiom programu, których rozumienia i znaczenia uczyłam się z moją kochaną sponsorką. Nie dlatego, że ona mi kazała, tylko dlatego, że to ja ich potrzebowałam.

Potrzebowałam, bo wierzyłam, że wtedy będzie inaczej niż dotychczas, a ja chciałam tej zmiany. Pojawiły się Stopnie. Dwanaście Stopni, które są „światłami w tunelu”, i to „one wskazywały mi drogę wyjścia z moich zmartwień”. (Dwanaście Stopni i Dwanaście Tradycji dla Al-Anon, str. 109).

Od tamtego czasu Stopnie Pierwszy, Drugi i Trzeci każdego dnia pozwalają mi uznawać swoją bezsilność i nie bać się tego, że jestem tylko i aż istotą ludzką, a nie boską, która nie wszystko wie, nie wszystko może, a i tak może czuć się dobrze z sobą. Uczę się nie bać, ponieważ dzisiaj już nie jestem sama, a Ten, któremu uwierzyłam, jest ze mną, prowadzi mnie i opiekuje się mną, nie narzuca swoich przekonań i nie warunkuje tym swojego bycia ze mną.

Mój Bóg, moja Siła Wyższa, teraz już to wiem, bo tego doświadczam, jest zawsze przy mnie, zawsze mi pomoże i nigdy mnie nie skrzywdzi. Czasami bywają takie sytuacje, kiedy dzieją się rzeczy, które mnie ranią i znów zaczynam się bać, i znów zaczynam oczekiwać. Jednak z perspektywy czasu, z perspektywy codziennego praktykowania „ja nie mogę, On może, pozwolę Mu”, coraz częściej dociera do mnie, że to, czego ja oczekuję, a nie otrzymuję, jest darem, a nie karą.

Dociera do mnie, że jeśli ja cierpię z powodu czegoś, co się dzieje naokoło, to cierpię z powodu tego, w jaki sposób ja o tym myślę i jak ja to odczuwam. Bo moja Siła Wyższa zawsze wie, co jest dla mnie najlepsze, a ja o tym zapominam i wtedy pojawia się kłopot.

Kolejny, Czwarty Stopień, przez pryzmat sporządzonej, bardzo uczciwej inwentury, pozwolił mi spojrzeć na siebie. Inwentury, dzięki której mój egocentryzm, arogancja, użalanie się nad sobą, pycha, manipulacja czy zazdrość, powoli zaczęłam zastępować pokorą i uczciwością.

Stopień Piąty przyniósł mi zaufanie. Dziś wiem, że kiedy nie pozwalam tajemnicom zagościć na dłużej w mojej głowie, tylko pozwalam im ujrzeć światło dzienne dzieląc się z nimi z kimś i/lub Siłą Wyższą, czuję się dobrze. Już wiem, że nie muszę z tym zostać sama, bo są obok mnie tacy ludzie, do których mogę się zwrócić, opowiedzieć i nie zostać ocenioną i odrzuconą, a do tego mieć pełne przekonanie, że nie zostanie to wykorzystane przeciwko mnie. A jeśli zostanie, bo i tak też się dzieje, bo są również tacy ludzie na tym świecie i wtedy zaboli, to już mam świadomość i akceptację tego, że na tym świecie istnieją i tacy, i tacy. Jednak to ode mnie zależy do kogo zwrócę się następnym razem. I przestaję się bać.

Stopnie Szósty i Siódmy wskazały mi, co mam zrobić, aby nie popadać w kłopoty, kiedy jestem bezsilna wobec swoich wadliwych zachowań, które nie zniknęły z tej racji, że praktykuję program. Być pokorną, uczciwie je nazwać i powierzyć, i prosić o ich zabranie moją Siłę Wyższą, bo tylko ona jest władna to zrobić.

Dzięki Stopniom Ósmemu i Dziewiątemu uczę się jak żyć bez poczucia winy i co robić, kiedy jednak się pojawi. Nie kombinować, nie usprawiedliwiać siebie, nie przerzucać go na innych, tylko odpowiadać uczciwie za swoje zachowania, zostawiając innych świętym spokoju.

Stopień Dziesiąty to taki dla mnie ciąg dalszy Stopnia Czwartego, dzięki któremu na bieżąco robię inwenturę tego, co dobre i tego co, co mniej dobre, aby dzięki wspomnianym wcześniej Stopniom i Stopniowi Jedenastemu pozwolić moje Sile Wyższej przywracać mi równowagę.

Dzięki tym wspaniałym Stopniom, uczę się każdego dnia dalej albo od nowa, poruszać w tym moim tunelu. Żyję nimi, kiedy upadam, wstaję i znów widzę światło, więc idę do niego. I już, powoli, doświadczam cudu utraconej traconej przez tyle lat równowagi. Dzieje się to w moim tempie, ale się dzieje. Częściej pojawia się we mnie cisza i spokój. Częściej pojawia się uśmiech i wdzięczność. I dalej, dzień po dniu – tak jak jest napisane w drugiej części Stopnia Dwunastego, staram się nieść posłanie innym ludziom postawionym na mojej drodze przez Siłę Wyższą, służąc tak jak potrafię najlepiej na dziś. I staram się, też jak potrafię najlepiej, stosować program we wszystkich dziedzinach mojego życia, a nie tylko na mitingu. Bo to jak i czy to robię, dzieje się po zamknięciu drzwi salki mitingowej.

 

 

Przedruk z:

Razem Biuletyn Grup Rodzinnych Al-Anon w Polsce nr 6(123)2021

Pomocne linki:

mityngi stacjonarne Al-Anon w Polsce

mityngi online