Intensywne fizyczne pragnienie żądzy zostało zastąpione na najgłębszym poziomie bardziej satysfakcjonującym, prawdziwie pokrzepiającym Bożym strumieniem życia.

Nasza Biała Księga mówi: „Przekonaliśmy się, że nasz problem ma potrójną naturę: fizyczną, emocjonalną i duchową. Uzdrowienie musiało się dokonywać we wszystkich trzech sferach” (SA 242). Pomaga mi myślenie o czterech obszarach: fizycznym, umysłowym, emocjonalnym i duchowym.

Spędziłem 6 lat próbując poradzić sobie z seksoholizmem w innej wspólnocie. Inne osoby ze wspólnoty i sponsorzy nie postrzegali moich problemów seksualnych jako prawdziwej choroby. Alkohol był prawdziwym problemem, a „sprawy związane z seksem” nie miały większego znaczenia. Pomyślałem sobie – Nie rozumiecie, to mnie zabija. Nie potrafiłem zaprzestać, więc w desperacji przyszedłem do SA, mojej ostatniej deski ratunku.

W końcu spotkałem ludzi, którzy to zrozumieli. Dowiedziałem się o żądzy i zrozumiałem, że aby powstrzymać moje chore zachowania, muszę skapitulować i powierzyć wewnętrzne fantazje i obsesje – stać się czysty wewnętrznie i zewnętrznie. Wiedziałem, że jestem bardzo chory i uważałem, że cierpię na poważną chorobę psychiczną (oraz emocjonalną) – w tamtym czasie nierozpoznaną klinicznie. Wiedziałem, że jestem duchowo chory, ponieważ wszystkie moje przekonania, wiara i modlitwy nic nie dały. Wciąż jednak słyszałem głos, który mi mówił, że to „nie jest prawdziwe uzależnienie” oraz że to mniejszy problem niż uzależnienia od substancji.

Wielka Księga AA (Opinia lekarza) mówi o tym, że „organizm alkoholika odbiega od normy, zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym” oraz że nie zadowala nas wmawianie nam, że nie potrafimy kontrolować naszego picia tylko dlatego, że jesteśmy niedostosowani do życia itp. To był mój przypadek, jeśli chodzi o żądzę. Gdy wytrzeźwiałem, dostrzegłem moją ogromną wrażliwość na wyzwalacze żądzy – gdy tylko jakiś obraz zalewał mój umysł, a całe ciało uaktywniało się w ciągu kilku sekund i zaczynało odczuwać coraz większy głód. Było w tym coś fizycznie innego. Co to było?

Dzięki Bożej łasce wiele lat wcześniej studiowałem neurologię. Potrafiłem dostrzec na swoim przypadku, jak tysiące sesji uruchamiania się stworzyły neuronowe autostrady w moim mózgu. Neurony zmieniają się (wzmacniają), gdy są używane wielokrotnie, zwiększając uwalnianie neuroprzekaźników, a receptory stają się bardziej liczne i wrażliwe, aż do wystąpienia efektu kaskadowego. Tysiące zaprogramowanych wyzwalaczy może wysyłać te neuroprzekaźniki przez mój mózg – to obsesja psychiczna. Jest jednak znacznie gorzej. Niezwykle potężny naturalny system (seksualny) zostaje przejęty, a hormony są uwalniane w organizmie – nie w odpowiedzi na naturalne bodźce seksualne, ale w nienaturalnych celach – w odpowiedzi na obrazy, wewnętrzne stany emocjonalne itp. Jest to opisane w Białej księdze SA na str. 42.

Moje ciało zmienia się z czasem, podobnie jak mój mózg, nadwrażliwy na adrenalinę, testosteron itp., a zjawisko głodu pojawia się, gdy jest aktywowane w taki sposób. Fizycznie jestem tak samo nienormalny, jak każda osoba nadużywająca substancji. Jestem uzależniony od chemikaliów własnego ciała – a sam wytrenowałem to ciało do ich nadużywania. Sam je aktywuję – nie potrzebuję zewnętrznej substancji, żeby je aktywować. Zrozumiałem, że cała moja istota jest bardzo chora.

Dodając do tego emocjonalny wiek około siedmiu lat, znaczną emocjonalną i społeczną nędzę z dzieciństwa oraz masturbację jako jedyny mechanizm radzenia sobie z emocjami – nic dziwnego, że nie potrafiłem przestać. To nie działało, gra się skończyła, nie potrafiłem przestać, a wszystko, co widziałem przed sobą, to krótka, ponura przyszłość uruchamiania się – aż do szaleństwa i śmierci. Jestem jednak tutaj i dzielę się z wami. Niemożliwe! Jak to się stało?

Zaczęło się od najważniejszej sprawy – od duchowości. Sam nie miałem żadnej siły, żeby z tym zerwać. Choroba zablokowała mój kanał komunikacji z Bogiem. Zdałem sobie sprawę, że cała moja tak zwana wiedza o Bogu była zniekształcona – tak naprawdę nic nie wiedziałem. Zawołałem: „Kimkolwiek jesteś, czymkolwiek jesteś, proszę, pomóż mi”. Na kolanach. Porzucając wszystko, co wydawało mi się, że wiem. Jeden dzień na raz – coś zaczęło się dziać. Bóg nie zabrał cierpienia, ale dzień po dniu dawał mi siłę, żeby pozostać trzeźwym, nawet gdy myślałem, że umrę bez mojego narkotyku. Było to w kontekście korzystania z programu SA, który dał mi Bóg – robienia tego, co mi sugerowano, najlepiej jak potrafiłem – mitingi, sponsor, Kroki, rozmowy telefoniczne, zloty, służba. Musiałem powierzyć, czyli oddać Bogu całą swoją żądzę i całego siebie. Bałem się tego, co mnie czeka, ale bardziej bałem się trwania nadal w nałogu.

Na poziomie psychicznym, moje poplątane myśli zaczęły być zastępowane przez wskazówki od sponsorów i zaufanych przyjaciół na programie, slogany programu, a następnie Kroki. Wspaniałe Kroki, które nauczyły mnie, jak żyć i wchodzić w interakcje ze światem. Obecnie to moje mentalne ramy tego, jak przeżywać życie dzień po dniu. Te nowe, zdrowe myśli muszę od razu przekładać na działanie, gdyż zdrowieję dzięki działaniu, a nie myśleniu.

Ciągłe stosowanie Kroków zaczęło leczyć moje poturbowane emocje i pozwoliło mi rozpocząć bolesny, ale niezbędny proces dorastania. Ale to oczywiście praca w toku. Uwielbiam Krok Dziesiąty. „Ilekroć ulegamy wzburzeniu, to niezależnie od powodów tego wzburzenia, coś złego dzieje się z nami”. (12&12, str. 90). Stosowany ciągle na nowo, jest narzędziem nieustannego rozwoju. Potem następuje uzdrowienie psychiczne, emocjonalne i duchowe poprzez Krok Jedenasty – „więcej Boga, mniej mnie”. W Kroku Dwunastym stopniowo oddałem, czyli powierzyłem wszystkie obszary mojego życia temu duchowemu programowi. Staję się mniej skoncentrowany na sobie i szukam sposobów skutecznego przekazania dalej wspaniałego daru zdrowienia, który został mi dany.

Na poziomie fizycznym, nie karmienie neuronowych i hormonalnych autostrad doprowadziło do fazy odstawienia – bezsenność, niepokój, fale głodu, wahania nastroju, drażliwość itp. Stopniowo odnajduję postępujące zwycięstwo nad żądzą, gdy nie karmię tych autostrad. Przeszły w stan remisji, a moje myśli i uczucia płyną nowymi kanałami neuronowymi. Wiem jednak, że wciąż tam są – jeśli szybko nie powierzę lub nie skapituluję wobec wyzwalacza, zaczyna się nienaturalny i bolesny proces aktywacji umysłu i ciała. Mam bardzo silną potrzebę Boga, ponieważ bez Niego pewnego dnia mogę być przytłoczony i popaść w dawne urojenia i szaleństwo. Na szczęście Bóg jest absolutnie wspaniały i zawsze dostępny.

Intensywne fizyczne doznania żądzy zostały zastąpione na najgłębszym poziomie bardziej satysfakcjonującym, prawdziwie wspierającym strumieniem życia od mojego Boga. Mam też kilka zdrowych zachowań zamiast ciągłego uruchamiania się – spacery na łonie natury, dbam o żonę, dom i psa, słucham radia, rozmawiam z przyjaciółmi we wspólnocie i poza nią oraz wiele innych. Wszystkie te „normalne rzeczy”, z którymi choroba uniemożliwiła mi kontakt. Piękna definicja trzeźwości SA umieszcza moją seksualność w zdrowym kontekście. Dzięki niej moja seksualność może być darem dla kobiety, z którą dzielę życie, dzień po dniu, dopóki śmierć nas nie rozłączy. Definicja trzeźwości oraz postępujące zwycięstwo nad żądzą upraszczają to wszystko. Tego zawsze chciałem i do tego dążyłem.

Nigdy tak naprawdę nie chciałem niekończącej się masturbacji, zdjęć, uruchamiania się, nienawiści do siebie, duchowej dezintegracji itp., ale w końcu miałem to wszystko bez przerwy, dopóki Bóg nie dał mi ostatniej szansy poprzez SA, a ja przyjąłem Jego dłoń.

Mike B., Cardiff, Wielka Brytania

Więcej: essay.sa.org

Fot. bing.com