Cześć!

Już jakiś czas przymierzam się do podzielenia się moją historią. Mam duże opory, chyba dlatego, że najtrudniej mi wracać do tych najbardziej przygnębiających momentów. Piszę na papierze, potem przepiszę, żeby było jak najbardziej szczerze i z serca. Zastanawiam się, jak daleko sięgać pamięcią i jak duży kawałek przytaczać. To, że ze mną coś jest nie tak, wiedziałam chyba od zawsze.

W domu panował smutny klimat i nie za bardzo umiałam się tam odnaleźć. Tata nadużywał alkoholu, stosował przemoc fizyczną i psychiczną, opuścił dom, jak byłam dzieckiem; po kilku latach wrócił, potem znów wyjechał. W każdej rozmowie obiecywał, że wróci, że będzie inaczej. Jak nietrudno się domyśleć, nie wrócił.

Odkąd pamiętam, wchodziłam w relacje, układy, gdzie żebrałam o akceptację. Przekupywałam, dawałam się zostawiać, poniżać. Jak poczułam się trochę pewniej, to też poniżałam męża. Poznaliśmy się na studiach. Okazało się, że powiązały nas zbliżone doświadczenia z rodzinnych domów. Zapewnialiśmy siebie nawzajem, że stworzymy inną rodzinę, niż nasze pierwotne, że jesteśmy ponad to, i tym podobne.

Kilka lat po ślubie mąż uzależnił się od hazardu, a ja dużo czasu spędzałam w pracy. Ciągle brakowało pieniędzy, więc pracowałam coraz więcej. Oddalaliśmy się od siebie, a jak zaczynaliśmy rozmawiać, to przechodziło do awantur. Ciągle użalałam się nad tym, co było i bałam się tego, co będzie. Nic mi nie dawało ukojenia.

Jak wyszło, że gra? Poszukałam pomocy, oczywiście jemu. Nawet doprowadziłam go na miting Anonimowych Hazardzistów. Łudziłam się, że zadzieje się cud. Mąż twierdził, że to on jest w innej fazie i że ta terapia jest zbędna. Jak się później okazało, oczywiście dalej grał. Po jakimś czasie zaczął kraść rzeczy, pieniądze z konta, i wychodziły na jaw jego pożyczki. Raz nawet, kiedy mieszkaliśmy osobno, pod same drzwi mieszkania, przyszedł wierzyciel, pomimo, że to osiedle strzeżone.

Byłam już później w lęku o swoje życie, dokładnie jak w książce „Koniec współuzależnienia”. Zrzędziłam, robiłam wykłady, wrzeszczałam, płakałam, błagałam, przekupywałam. Zmuszałam, chroniłam, kryłam, oskarżałam, uciekałam, namawiałam, wyperswadowałam, obarczałam poczuciem winy, uwodziłam, sprawdzałam, demonstrowałam, jak bardzo mnie zranił, raniłam w odwecie, groziłam, milczałam, kłamałam, dawałam nauczki, groziłam zabójstwem, samobójstwem, szukałam po kasynach, nocami śledziłam, kontrolowałam, wypytywałam, przeszukiwałam i mogłabym tak właściwie przykleić pół książki. Oczywiście te i inne jeszcze manipulacje nie pomogły.

Zgłosiłam się do Ośrodka Terapii Uzależnień, ale żeby, oczywiście, jemu znaleźć pomoc. Byłam zrozpaczona, wściekła, rozbita, pogubiona, opuszczona. Bardzo mnie zdziwiło, gdy terapeutka z niewzruszoną miną patrzyła, jak się użalałam nad stratami, jakie poniosłam; liczyłam na poklepanie po plecach, przyklaśnięcie i zrzucenie winy na niego. Na koniec powiedziała o godzinie, w której zaczyna się terapia. Ale nie ta dla niego, lecz ta moja. Jak w amoku, półprzytomna od pracy, ciągłych „atrakcji”, ale też kontroli męża, przychodziłam na zajęcia. Na początku wpadłam na idealny pomysł, że pobędę jakieś dwa miesiące na terapii, a potem wyjadę za granicę z mężem, żeby spłacić jego długi.

Ze spotkania na spotkanie otwierały mi się coraz szerzej oczy. Zobaczyłam, że to ja mam pracować nad sobą zdecydowanie dłużej niż dwa miesiące i dać jemu przestrzeń, pozwolić mu ogarniać swoje długi, które przecież sam zrobił.

Po raz drugi uczestniczyłam w otwartym mityngu Anonimowych Hazardzistów, ale już sama. Szczególnie jedna wypowiedź utkwiła mi w pamięci. I wtedy powoli zaczęłam pojmować, że hazard to choroba, a nie złośliwość, chamstwo czy zła wola. Mniej więcej w tym czasie zaczęłam poznawać wielu ludzi, od których dostałam wskazówki i wsparcie, pomoc. Bardzo dziękuję Jackowi, Agacie świętej pamięci panu Arkowi, świętej pamięci panu Markowi oraz Krzyśkowi, a także całej ekipie z forum.

Jak w amoku biegałam od mitingu do mitingu Al-Anon, DDA. Oprócz tego zapełniłam sobie grafik różnymi wydarzeniami, aktywnościami. Chciałam zrozumieć jak najszybciej i zmieniać wszystko na raz. Z dnia na dzień zaczęłam odklejać się od męża. Pewnie przeszłam z jednego bieguna na drugi, ale najwyraźniej i to było potrzebne w tych miesiącach, latach; i on, i ja się leczyliśmy. Byłam w terapii dla współuzależnionych. Teraz jestem w trakcie terapii DDA. Od jego ostatniego nawrotu mija rok; jesteśmy razem.

W maju 2015 roku uczestniczyłam w warsztatach, które prowadziła dr Luba Szawdyn. Zasugerowała przywrócenie mitingu dla rodzin i przyjaciół osób uzależnionych od hazardu. Potrzeba było więcej czasu niż myślałam.

W kwietniu 2016 roku miting w Gdańsku został reaktywowany: piątek, godzina 17:00 przy ulicy Zakopiańskiej 37. Wejście na wprost przez bramę z ulicy Kartuskiej 57, Wojewódzki Ośrodek Terapii Uzależnień i Współuzależnień. Telefon 515 252 455. Powoli grupa zaczynała nabierać kształtu.

Znalazłam swoje miejsce małymi krokami. Staramy się poszerzać zasięg, korzystając z sugestii. Jako aktywatorki grupy warszawskiej skontaktowałyśmy się z amerykańskim Gam-Anon. Spotkało się to z pozytywnym zaskoczeniem i wsparciem ze strony naszych zagranicznych służb. Jesteśmy na etapie przygotowywania się do procedury tłumaczenia materiałów Gam-Anon z angielskiego na polski. Do tej pory pracujemy na zbiorach Al-Anon, Anonimowych Hazardzistów, ale przyszedł chyba ten moment, gdzie chcemy pójść krok dalej.

 

Pozdrawiam
Kasia z Gdańska

 

Przedruk z: Biuletyn Wspólnoty Anonimowych Hazardzistów, marzec 2017

Mityngi Haz-Anon w Polsce:
anonimowihazardzisci.org

Haz-Anon na świecie:
gam-anon.org

 

Fot. Kreator obrazów DALL·E 3, bing.com