Jezus wyszedł stamtąd i przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: „Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?” I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony”. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.
[Mk 6, 1-6]

Stawienie się w obecności Bożej: Uświadom sobie, że stajesz przed Panem, że będziesz z Nim rozmawiał i słuchał tego, co On ma Ci do powiedzenia. Otwórz się na działanie Ducha Świętego. Proś, aby On pomógł Ci przeżyć to spotkanie jak najowocniej, w możliwie największym otwarciu na Słowo Boże.

Modlitwa przygotowawcza zwyczajna: Proś Boga, Pana naszego, aby wszystkie Twoje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby i chwały Jego Boskiego Majestatu (św. Ignacy Loyola, ĆD nr 46).

Prośba o owoc tej modlitwy: poprośmy o odwagę, abyśmy potrafili w tych miejscach, środowiskach, gdzie jesteśmy, gdzie żyjemy, głosić Jezusa i słowem i swoją postawą. 

Obraz do modlitwy: chciejmy towarzyszyć Jezusowi i Jego uczniom w ich pobycie w Jego mieście rodzinnym. Popatrz „wewnętrznym okiem wiary” na intencje Jezusa, który pragnie dla swoich w Nazarecie, uczynić dobro: nauczać, uzdrawiać; ale zastaje przeszkodę…

 

Jezus u siebie


Pewnie nie ma takich ludzi, nie ma takiego środowiska, nie ma takich sytuacji, w których Pan Jezus byłby zbędny. Chociaż…?!
Przyglądając się nam, osobom wierzącym, można powiedzieć, że kiedy jest dobrze w naszym życiu i kiedy się układa pomyślnie, to powinniśmy Jezusowi za to dziękować. Jak pojawiają się kłopoty, jak są jakaś trudności, czy niedomagania, to powinniśmy Go prosić o interwencję, o pomoc, o ratunek. Taka postawa wydaje się być oczywista i normalna.

Tymczasem na podstawie dzisiejszej Ewangelii, zastajemy w Nazarecie sytuację, że Jezus jest „zbędny”. Nikt Go do niczego nie potrzebuje. Sytuacja tak się ustabilizowała, albo powiedzmy tak skostniała, że Jezus jest na nic. Tak było u Nich, a u nas?

Przykład: pokłócimy się u Bliskimi czy w pracy – ale to my „zawsze się kłócimy”… to nic nowego i nie potrzebujemy interwencji Jezusa; – albo mamy kłopoty z relacjami, no to nic, tak jest „od zawsze” i nie potrzebujemy interwencji Jezusa; czy też nie potrafimy poradzić sobie z takimi czy innymi problemami (emocjonalnymi, seksualnymi, psychicznymi, czy jakimikolwiek innymi…) ale one były od zawsze, tak już funkcjonujemy, przyzwyczailiśmy się do tego, tak było i tak jest, pewnie i tak będzie (takie skostnienie); i nie potrzebujemy interwencji Jezusa. Co prawda nie czujemy się z tym dobrze; ale od zawsze tak było, i pewnie tak pozostanie, no bo dlaczego, albo jakby miało być inaczej?

Może już nawet sami nie chcemy tego zmieniać (okropne przyzwyczajenie się), pokłócimy się ale później się przeprosimy – no tak jest. Po co się zmieniać, po co nawracać, jak wiemy, że po dwóch dniach wróci to samo; może nawet po spowiedzi świętej, będzie to samo; po przystąpieniu do Komunii św., po zjednoczeniu z Jezusem, będzie to samo… no to po co? Bez sensu! 

Jakże niekiedy nam brak wiary w Jezusa i Jego moc, podobnie, jak mieszkańcom Nazaretu. Nie wierzą, że Jezus ma moc przemiany ich trudów, nad którymi się borykają, męczą już od bardzo dawna; przemiany ich życia na lepsze. Wszystko dlatego, bo wydaje im się, że sami lepiej wiedzą, bo znają cieślę z Nazaretu, znają Jego rodzinę (Matkę Maryję, Braci i Siostry). Cóż może On nam pomóc… w naszej sytuacji? Sami sobie nie radzimy a jeszcze On miałby pomóc? – jakim sposobem? Niemożliwe – On – „cieśla”! Odpada!

Co prawda przed tym wydarzeniem w Nazarecie w rozdziale 5. św. Marek pisze o trzech spektakularnych uzdrowieniach, jakich dokonał Jezus: 
1. Uzdrowił opętanego, którego już nikt nie zdołał ujarzmić, bo „łańcuchy kruszył a pęta rozrywał” (w. 4);
2. Później zainterweniował u kobiety cierpiącej na krwotok, której stan był tak opłakany, że „całe mienie wydała już na lekarzy, a miała się jeszcze gorzej” (ww. 25-26);
3. Wreszcie przywrócił do życia zmarłą Córkę Jaira. 

To uczynił Jezus! A według mieszkańców Nazaretu, dla niech On nie znajdzie żadnego lekarstwa, aby im pomóc, jest im zbędny – „cieśla”. Pytanie skierowane i do nich i dla każdego z nas: jaka jest nasza wiara w moc Jezusa i co się z nią stało? Oni „powątpiewali” – a My? 


Prośmy Jezusa, abyśmy się odnaleźli choć w tej małej grupie osób chorych, na których „położył ręce i uzdrowił ich”. Daj nam Panie Jezu zdrowia na ciele i na duszy. Ulecz, umocnij naszą wiarę w Ciebie. Bądźmy lepsi od nich i zwróćmy się do Jezusa z wszystkimi naszymi niedomaganiami. 

Zachęcam Cię, na zakończenie tej modlitwy, do szczerej rozmowy z Panem, do oddania Mu tego wszystkiego, co udało Ci się dzięki Jego łasce zobaczyć, w czasie tej modlitwy. Zwróć uwagę, aby ta rozmowa miała związek z Twoimi refleksjami na medytacji. Pomyśl także o tym, co ta modlitwa zmieni w Twoim życiu? Warto wciąż przypominać sobie, że spotkania z Jezusem na modlitwie mają prowadzić do realnych zmian w życiu, do nawrócenia. Pomyśl w jaki sposób chciałbyś wzmocnić swoją wiarę?

Swoje spotkanie z Panem zakończ modlitwą: Ojcze nasz.

Zachęcam Cię także, abyś zanotował chociaż kilka myśli z tej modlitwy, Twoje postanowienia. 

Opracował:
o. Maciej Konenc SJ

 

Fot. Kreator obrazów DALL·E 3, bing.com