„Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40)
Jestem przeciw – i co dalej?
Jestem katoliczką, wierzącą, praktykującą i biorącą „na poważnie” Pismo Święte. Cytat z Mt 25,40 był dla mnie zawsze bardzo ważny. Nigdy nie wiemy kiedy usłyszymy słowa, które odcisną się na całym naszym życiu. A właśnie te słowa Pana zacytował mój Katecheta z 5 klasy „podstawówki” śp. ks. kan. Zenon Rukszto, w odpowiedzi na pytanie krnąbrnej trochę nastolatki, czy nieochrzczeni Indianie mogą być zbawieni. Dzisiaj wiem, że to były najważniejsze słowa, które zdecydowały o moim życiu.
Zawsze byłam przeciw aborcji, uważam, że tylko Pan może decydować o życiu i śmierci. Staram się nie oceniać i nie potępiać tych Kobiet, które aborcji dokonały, ale jestem przeciw. Tylko co dalej?
W środku pandemii jesienią 2020 roku, na zakopiańskiej Górce Pan zadał mi pytanie: „A co ty zrobiłaś dla Tych, którzy wiedząc, że Ich Dziecko urodzi się niepełnosprawne zdecydowali, że to Dziecko urodzi się i że przyjmą Je i wychowają?” Stając w prawdzie, musiałam odpowiedzieć: „nic, Panie”. Modlę się od lat za Dzieci Nienarodzone; modlitwa jest najważniejsza, ale nie pomogłam Tym, którzy przyjęli chore Dziecko z miłością. Czy wiedzieli na co się decydują, czy wiedzieli co ich czeka? Pewnie wielu próbowało się przygotować, czytali książki, rozmawiali może z lekarzami czy psychologami. Czy to pomogło? Moja Koleżanka, która ma Syna z Zespołem Downa mówi, że narodziny niepełnosprawnego Dziecka są jak podróż. Planujesz podróż do Rzymu, czytasz przewodniki, oglądasz zdjęcia, przygotowujesz się, wsiadasz do samolotu i… lądujesz w Oslo, o którym nie wiesz nic.
Po powrocie z Zakopanego natychmiast pojechałam do Przyjaciół Eli i Zbyszka Gabskich i opowiedziałam Im całą tą historię. W odpowiedzi na Słowo Pana w grudniu 2020 roku powołaliśmy „do życia” Fundację BARDZIEJ. Żadna z Osób tworzących Fundację i pracujących w niej (oczywiście tylko społecznie) nie ma niepełnosprawnego Dziecka. Cały czas uczymy się tej „podróży” do Oslo. Za cel działania przyjęliśmy pomoc Wytchnieniową dla Rodziców, na spotkaniach jednodniowych i wyjazdowych turnusach. Przez pół dnia nasi Wolontariusze pod okiem pedagogów (też Wolontariuszy) zajmują się niepełnosprawnymi Dziećmi i Ich zdrowym Rodzeństwem, tak aby Rodzice mieli trochę wytchnienia. Ot, żeby mogli wreszcie po iluś latach pójść sami, razem na kawę, spacer, czy po prostu porozmawiać i budować swój związek.
Udało nam się zorganizować już 14 Turnusów – w tym już cztery zimowe – w naszym „mateczniku” na Zakopiańskiej Górce. Często słyszymy pytania: skąd macie na to pieniądze” – no cóż. Oprócz ogromnego wkładu Eli i Zbyszka od początku naszej działalności wspiera nas Fundacja Zakłady Kórnickie (FZK). Później dołączyli inni – Gmina Kórnik, prywatni Sponsorzy, ale to FZK okazała nam zaufanie i pomoc od początku naszej działalności, kiedy nie mogliśmy „pochwalić” się żadnymi „sukcesami” – za to zaufanie i wsparcie jesteśmy ogromnie wdzięczni całemu Zarządowi z Panem Prezesem dr Dariuszem Grzybkiem na czele.
Ale to nie o Fundacji mają być te słowa, tylko o tym jak wygląda codzienne życie Rodzin z Dziećmi z niepełnosprawnościami. W trakcie spotkań i turnusów wyjazdowych rozmawiamy z Rodzicami – to co słyszymy wywołuje rumieniec wstydu na naszych policzkach. O wszystko muszą prosić, zdobywać, nieraz wykłócać się – nawet wtedy, kiedy to jest zagwarantowane prawem. Napotykają często mury bezdusznych „mających władzę podpisu” Urzędów i Urzędników, z których wielu deklaruje się jako wierzący. Pomoc zagwarantowana prawem nie wystarcza nawet na minimum potrzeb Dzieci, a co tu mówić o dodatkowej, koniecznej rehabilitacji. W wielu gminach na potrzeby Dziecka niepełnosprawnego przeznacza się kwoty które są 1/10 tego co przeznacza się na Dziecko pełnosprawne. Czy nasze Dzieci są warte 10% Dziecka zdrowego? A przecież jakiś, znaczny nawet procent Radnych ustalających budżety Gmin, Województw i Posłów stanowiących prawo, to Ludzie wierzący, są przeciw aborcji – przeciw aborcji tak, ale potem „radź sobie człowieku sam, to twój problem, nie mój”.
Jest wiele Stowarzyszeń i Fundacji niosących pomoc. Kiedy rozmawiamy z Ludźmi zajmującymi się tą działalnością, to w większości słyszymy, ile jest potrzeb, ile można byłoby jeszcze zrobić, ale skąd brać fundusze i Ludzi, którzy w taką pomoc się zaangażują? Wszyscy jesteśmy jak „zakony żebracze”, a przecież my robimy to dla innych, mamy swoje życie i sprawy, a jak czują się Rodzice w takich sytuacjach?
Prawda wygląda tak, że aby policzki nie paliły nas ze wstydu – to jeżeli jesteś przeciw aborcji – pomagaj Tym, którzy własnym życiem świadczą, że są rzeczywiście przeciw. Jeżeli uważamy, że każde życie jest święte, to pokażmy tym, którzy „lądują w Oslo”, że nie są i nie będą sami, że na nas mogą liczyć.
To wcale nie chodzi o wiele, ot choćby 2-3 godziny tygodniowo zająć się niepełnosprawnym Dzieckiem, żeby Rodzice mogli odpocząć, pójść na kawę, do kina czy choćby w spokoju pogadać. Wiele małżeństw rozpada się w tych sytuacjach, bo nie czują wsparcia. A kiedy Dziecko odchodzi nagle okazuje się, że Oni są sobie obcy, nie mieli czasu na budowanie własnych relacji, własnego małżeństwa. Łączyło Ich tyko Dziecko – kiedy odeszło nie zostało nic. Nie trzeba od razu zakładać własnych Stowarzyszeń czy Fundacji. Można włączyć się w działalność tych, które istnieją. Albo po prostu zaoferować taką pomoc komuś kto mieszka w sąsiedztwie, kogo spotykam na ulicy czy w kościele.
Wszyscy jesteśmy Dziećmi Boga – bez względu na to, czy w Niego wierzymy czy nie. Pan kocha każdego z nas równo i za nic. Każdy z nas – wierzących – pewnie ma, a przynajmniej powinien mieć, świadomość, że Mama i Tata niepełnosprawnego Dziecka to nasza Siostra i nasz Brat. Jak Im pomogliśmy w potrzebie.
Kochani, nie wystarczą apele, podpisy, marsze. Potrzebna jest konkretna pomoc, wsparcie, tak aby Rodzice, którym urodzi się niepełnosprawne Dziecko wiedzieli, że nie będą sami, zdani tylko na własne siły czy pomoc najbliższej Rodziny. Pokażmy, że naprawdę jesteśmy przeciw, bo pomagamy Tym, którzy w realny sposób opowiedzieli się za życiem.
Ja w każdej buzi niepełnosprawnego Dziecka widzę Twarz Jezusa. To daje spokój i radość, czasami przez łzy, ale radość. Życzę każdemu z Was, aby też Go zobaczył.
Dzisiaj, kiedy Pan pyta: „a co ty zrobiłaś” mogę odpowiedzieć: „może niewiele Panie, ale robię co mogę”. Choć nadal często policzki palą mnie ze wstydu…
Katarzyna Starzecka
Fundacja BARDZIEJ
Więcej o Fundacji BARDZIEJ