Św. Ignacy Loyola był bardzo powściągliwy w mówieniu i pisaniu na temat własnego doświadczenia duchowego. Opowieść pielgrzyma (=OP), autobiografia podyktowana pod koniec życia, dzięki której możemy prześledzić nie tylko życie duchowe świętego Ignacego, ale także narodziny Ćwiczeń, została niemal wymuszona na założycielu Towarzystwa Jezusowego przez jego pierwszych towarzyszy. Ignacy najpierw nie chciał wcale zgodzić się na opowiadanie o swoim życiu, później zaś długo zwlekał z realizacją danej uprzednio obietnicy. “Aż do dwudziestego szóstego roku życia był człowiekiem oddanym marnościom tego świata” – tak rozpoczyna się Opowieść pielgrzyma. “Oddanie się marnościom tego świata” łączyło się z karierą tego spóźnionego nieco, średniowiecznego rycerza. Kariera ta załamała się jednak nagle i niespodziewanie w twierdzy w Pampelunie, kiedy to kula francuskiego działa zmiażdżyła mu nogę. W rodzinnym zamku Loyoli, pośród osamotnienia i cierpienia, pod wpływem “przypadkowej” lektury Vita Christi i Flos Sanctorum (na zamku nie było bowiem innych książek), zrodziło się w Ignacym pragnienie nowego życia. Najpierw kojarzył je niemal wyłącznie z zewnętrzną i bardzo surową ascezą i pokutą. Szukał więc takiej formy życia, w której mógłby “swobodnie zaspokoić tę nienawiść do samego siebie, którą w sobie odczuwał. (…) Nasuwała mu się myśl, żeby się usunąć do klasztoru kartuzów w Sewilli” lub też praktykować pokutę “wędrując po świecie” (OP 12). Pogłębienie pierwszego nawrócenia, a wraz z nim głębokie uleczenie wewnętrzne przyszło w niedługim czasie. Związane ono było z doświadczeniem w grocie w Manresie. W życiu wielu świętych ich najważniejsze wydarzenia życiowe przychodziły najczęściej „przypadkowo”. „Przypadkowe” były zarówno książki, które Ignacy czytał w czasie rekonwalescencji, jak również „przypadkowe” było jego zatrzymanie się w małym miasteczku Manresa w drodze do Barcelony. “Zamierzał się tam zatrzymać przez kilka dni, chciał bowiem zanotować kilka rzeczy w swej książeczce, której strzegł bardzo troskliwie i nosił ze sobą czerpiąc z niej wielką pociechę” (OP 18). „Te kilka dni rozrosły się w przeszło dziesięć miesięcy. Zeszyt zaś zawierający wypiski z Vita Christi i Flos Sanctorum przerodził się w książeczkę Ćwiczeń duchowych, sam zaś Pielgrzym stał się mistykiem, a dawny rycerz – nowym człowiekiem i mężem Kościoła” (H. Rahner). W manreskiej samotni św. Ignacy doznawał najpierw gwałtownych skrupułów i wielkich udręk duchowych z powodu swojego dawnego grzesznego życia. Powtarzane spowiedzi, rady duchowe spowiednika, wielogodzinne modlitwy nie przynosiły mu żadnej ulgi wewnętrznej. „Udręczony zaczął (…) głośno wołać do Boga: Pomóż mi, Panie, bo nie znajduję żadnego lekarstwa u ludzi. (…) Ukaż mi Panie, gdzie mógłbym znaleźć lekarstwo! Choćbym miał biegać za szczenięciem, żeby od niego otrzymać pomoc, uczyniłbym to” (OP 23). Mimo tak żarliwej modlitwy „często nachodziły go (jednak) gwałtowne pokusy, żeby (…) zabić samego siebie” (OP 24). Modlitwom Ignacego towarzyszyły bardzo surowe umartwienia, którymi chciał zmusić Boga, aby udzielił mu pomocy. Pewnego dnia spodobało się „Panu sprawić, że obudził się jakby ze snu” (OP 25). Przyszedł czas głębokiego pokoju wewnętrznego. W tym okresie „Bóg obchodził się z nim podobnie jak nauczyciel w szkole z dzieckiem i pouczał go. Działo się tak z powodu tego, że umysł jego był jeszcze zbyt prosty i niewyrobiony” (OP 27). Czas wielkich mistycznych łask sprawił, iż „niewyrobiony umysł, na który skarżył się św. Ignacy, został jakby odrzucony precz, tak że w zdumieniu serca zrodziło się lękliwe pytanie: “A cóż to jest za nowy rodzaj życia, jaki teraz rozpoczynamy?” (H. Rahner) W tym czasie Ignacy doświadcza wielu mistycznych łask, które zamyka „magna illustratio” – wielkie oświecenie nad rzeką Cardoner. Było to dla niego centralne doświadczenie mistyczne. Nie polegało ono, jak sam wyznaje, na jakiejś „wizji”, ale na tym, iż „zrozumiał i poznał wiele rzeczy tak duchowych, jak i odnoszących się do wiary i wiedzy. A stało się to w tak wielkim świetle, że wszystko wydało mu się nowe. Otrzymał wtedy tak wielką jasność dla umysłu i do tego stopnia, że jeśli zbierze razem wszystkie pomoce otrzymane od Boga i wszystko to, czego się nauczył, to i tak nie sądzi, żeby to wszystko dorównywało temu, co wtedy otrzymał w tym jednym przeżyciu (OP 30). W czasie tej wizji wybiła właściwa godzina narodzin dla Ćwiczeń duchownych. W niej nabierają ładu i gromadzą się w jedną organiczną całość okruchy wszystkich dotychczasowych oświeceń i łask. Tu dopiero zaczynają się naprawdę tworzyć Ćwiczenia duchowne, ich teologia i psychologia” (H. Rahner).
B) Ćwiczenia duchowe skarbem Kościoła
Zanim jeszcze Ćwiczenia zostały oficjalnie zatwierdzone przez papieża Pawła III w 1548 roku i zanim odniosły jakikolwiek zewnętrzny sukces, Ignacy był już pewien niezwykłego skarbu, jaki posiadał. Przy całej swojej pokorze i skromności, w liście do jednego z późniejszych swoich współbraci pisał: „Ćwiczenia te są najlepszą rzeczą, jaką w tym życiu mogę sobie pomyśleć i w oparciu o doświadczenie zrozumieć, aby człowiek mógł sam osobiście skorzystać i wielu innym przynieść owocną pomoc.” Nie były to tanie przechwałki człowieka zachwyconego sobą i swoim dziełem. Od pierwszej oficjalnej aprobaty Stolicy Apostolskiej ponad trzydziestu papieży zabierało głos w sprawie Ćwiczeń. Niewątpliwie najważniejszym dokumentem poświęconym Ćwiczeniom jest encyklika Piusa XI Mens Nostra: “Dowiedzione jest – pisze Pius XI – że pośród wszystkich metod w odprawianiu ćwiczeń duchownych jedna przed innymi pierwsze zajmowała miejsce. Mówimy o metodzie wprowadzonej przez św. Ignacego Loyolę. Jest to przedziwna książeczka Ćwiczeń, mała objętością, lecz pełna niebieskiej mądrości, odkąd została uroczyście zatwierdzona (…) zajaśniała jako najmądrzejszy i jedynie powszechny kodeks prawd potrzebnych do kierowania duszy na drodze zbawienia”. Jan Paweł II nazwał Ćwiczenia duchowne “szczególnie skutecznym środkiem głębokiej odnowy życia chrześcijańskiego. (…) Pozostawiły [też one] – stwierdza Jan Paweł II – niezatarty ślad w historii duchowości”. W Ćwiczeniach kształtowali się pierwsi jezuici oraz ich następcy; dzięki Ćwiczeniom stawali się kierownikami duchowymi niezliczonych rzesz wiernych; pomagali odkrywać powołanie zgodnie z Bożym zamiarem i być autentycznymi i zaangażowanymi chrześcijanami “niezależnie od stanu ich życia.” Ignacjańskie Ćwiczenia znalazły uznanie nie tylko oficjalnych czynników Kościoła, ale także teologów oraz pisarzy chrześcijańskich. Oto kilka przykładów. Protestancki historyk H. Böhmer, autor życiorysu św. Ignacego, nie wahał się nazwać Ćwiczeń duchownych „książką, która wpłynęła na losy ludzkości”. Włoski pisarz, konwertyta, G. Papini, stwierdził, że pośród dziesięciu czy dwunastu podstawowych dzieł pobożności katolickiej Ćwiczenia duchowne zajmują jedno z pierwszych miejsc. K. Rahner, współczesny teolog, w jednej z konferencji na temat Ćwiczeń duchownych powiedział, iż są one “podstawowym dokumentem i jedną z przyczyn współtworzących radykalnie nową mentalność nowożytną”. Polski historyk kultury chrześcijańskiej, J. Kłoczowski, w swojej książce Od pustelni do wspólnoty pisze o „wielkiej oryginalności, swoistości całego dzieła [Ćwiczeń] nie bardzo mającego jakieś analogiczne odpowiedniki w tradycji ascetyki świata”.
Pius XII w czterechsetną rocznicę oficjalnego zatwierdzenia Ćwiczeń stwierdził, iż także na przyszłość „będą one zawsze najskuteczniejszym środkiem dla duchowego odrodzenia świata i zaprowadzenia w nim należytego ładu, ale pod jednym warunkiem, że pozostaną autentycznie ignacjańskie. Ćwiczenia „autentycznie ignacjańskie”, to Ćwiczenia udzielane indywidualnie. „Ignacy Loyola nie znał innych Ćwiczeń poza Ćwiczeniami udzielanymi indywidualnie poszczególnym osobom. Osoba taka odbywa medytacje samodzielnie, otrzymując od prowadzącego indywidualnie wskazówki co do treści i metody, mogąc codziennie zdawać mu sprawę ze swych doświadczeń” (A. Lefrank). Taka forma udzielania Ćwiczeń po śmierci św. Ignacego nie przetrwała zbyt długo. Szybko rozrastający się zakon jezuitów, wielość powierzonych mu zadań oraz masowość duszpasterskiej pracy sprawiły, iż prawdopodobnie “obawiano się pracować z pojedynczymi osobami w tak intensywny sposób wymagający wielkiej straty czasu” (A. Lefrank). Przez długi czas Ćwiczeniami posługiwano się bardziej jako podręcznikiem podpowiadającym treści do modlitwy niż jako metodą wprowadzenia w życie duchowe. Metoda udzielania Ćwiczeń duchownych, która nie dostosowuje się do myśli Ignacego i nie bierze pod uwagę pojedynczego człowieka, ale jest mechanicznie stosowana do dużej grupy osób, w znacznym stopniu traci swoją moc. Metoda indywidualnego prowadzenia rekolektanta w Ćwiczeniach została ponownie odkryta w całym jej blasku w drugiej połowie XX wieku. Odbyło się to z pewnością nie bez oddziaływania szeroko stosowanej dziś metody indywidualnego spotkania w psychoterapii. i chociaż istnieją zasadnicze różnice (zarówno w celach jak i stosowanych metodach) pomiędzy Ćwiczeniami duchownymi udzielanymi indywidualnie a indywidualną pomocą w psychoterapii, to jednak znaczenie i siła oddziaływania samego spotkania z terapeutą czy z dającym rekolekcje ignacjańskie są porównywalne ze sobą. Musimy przyznać, iż współczesna psychologia (nie przymykając oczu na wszystkie jej braki, a nawet nadużycia) pomogła nam nieco lepiej zrozumieć głębię antropologii ignacjańskiej zawartej w Ćwiczeniach duchownych. Wydaje się, iż antropologia ta została zagubiona w znacznym stopniu przez samych jezuitów właśnie dlatego, iż na długie stulecia zrezygnowali z metody udzielania Ćwiczeń, jaką stosował Ignacy: z metody “indywidualnego prowadzenia rekolektanta.” Cechą charakterystyczną antropologii Ćwiczeń jest doskonała harmonia i jedność pomiędzy poszczególnymi płaszczyznami ludzkiego życia: cielesną, psychiczną i duchową. Dzięki Ćwiczeniom człowiek doświadcza nie tylko potrzeby podporządkowania sfery psychicznej i cielesnej sferze ducha, ale także poprzez integrację wszystkich tych sfer uczy się włączać sferę psychiczną i cielesną w życie duchowe. i chociaż dzięki życiu duchowemu “niższe” poziomy człowieczeństwa (psychiczny i somatyczny) są przenikane i uszlachetniane przez wymiar duchowy, to jednak ich rola i znaczenie nie zostają przez to zlekceważone lub też pomniejszone. Próba przeciwstawiania sobie poszczególnych wymiarów ludzkiego życia staje się przyczyną rozbicia wewnętrznego (emocjonalnego i duchowego). Stąd też religijność, która lekceważy lub pomniejsza wymiar somatyczny czy psychiczny, może człowieka znerwicować. Wprowadzenie w życie duchowe, Ćwiczenia rozpoczynają od głębokiego wewnętrznego uspokojenia człowieka zarówno w sferze duchowej jak i emocjonalnej. Dokonuje się to najpierw poprzez dostrzeżenie wszystkich zranień natury emocjonalnej i duchowej oraz przez poddanie ich uzdrowieniu wewnętrznemu w indywidualnym spotkaniu z Bogiem i z drugim człowiekiem. Odkrycie doznanych ran emocjonalnych (skutek cudzych grzechów) łączy się z dostrzeżeniem także siebie jako istoty raniącej innych: Boga i ludzi (owoc grzechu osobistego). Ćwiczenia duchowne św. Ignacego wraz ze swą antropologią wskazującą na potrzebę integralnego podejścia do wszystkich sfer ludzkiego życia, przyczyniły się w niemałym stopniu do pokonania nieufności, z jaką Kościół jeszcze do niedawna podchodził do psychologii i jej możliwości udzielenia pomocy człowiekowi.