Palestyna czasów Jezusa znajdowała się pod okupacją rzymską. Tego stanu nikt w Izraelu nie akceptował. Swoje nadzieje uwolnienia się z tej upokarzającej sytuacji wiązali Żydzi z osobą Mesjasza, wysłańca Bożego, który mocą udzieloną Mu z wysoka spełni wszystkie przepowiednie proroków, także tę, która mówiła, że Izraelowi zwrócona będzie świetność polityczna czasów Dawida, kiedy to naród wybrany miał państwo niezależne, z którym musieli się liczyć wszyscy naokoło. Mesjasz będzie musiał — takie było powszechne mniemanie — zająć jakieś stanowisko wobec problemów politycznych i społecznych Palestyny. Czyż Pisma zapowiadające Jego przyjście nie mówiły, że nie spocznie i nie zachwieje się, aż utwierdzi praworządność na ziemi, że na jego prawa czekają wyspy (por. Iz 42,4), tzn. najdalsze krańce ziemi, że przywróci on biedakowi sprawiedliwość, że uwolni on wszystkich pokrzywdzonych od przemocy i wyzysku / i powali na ziemię ciemięzcę (por. Ps 72/71/,12–14). Stary Testament jest pełen tego rodzaju wypowiedzi.

Na tym tle postępowanie Jezusa jest aż gorszące. Dla Niego te problemy jakby nie istniały, jakby Mu było obojętne, kto rządzi Palestyną. W Jego nauczaniu nie ma żadnych ukrytych aluzji do wielkich problemów narodowych Jego ludu, żadnych zaszyfrowanych wskazówek i instrukcji, jak uwolnić się od niewoli rzymskiej. Jezus mówi o sprawach Bożych, o miłości Boga do człowieka; o Jego współczuciu z naszym cierpieniem, o źródle tego cierpienia, którym jest grzech; o tym, że zbliża się moment, w którym dzięki Jego śmierci i zmartwychwstaniu grzech będzie odpuszczony. Jezus głosi, że już niedługo ci, którzy w Niego uwierzą i dadzą się ochrzcić w Jego imię, będą w stanie prowadzić zupełnie nowy typ życia, nacechowany miłością, która obejmie nawet nieprzyjaciela. Ewangelia Jezusa była zupełnie apolityczna, przynajmniej w tym sensie, w jakim politykę rozumieli współcześni Mu Żydzi i w jakim się ją normalnie po dziś dzień rozumie. Ponieważ tytuł Mesjasza był w Jego czasach naładowany treścią na wskroś polityczną, Jezus unikał tego tytułu, zabraniał się tak nazywać. Zamiast tego wybrał sobie tajemniczy tytuł Syna Człowieczego, który nie obeznanemu z Pismem Świętym nic nie mówił, jednak dla wtajemniczonego wiązał się z tajemniczą postacią Syna Człowieczego z proroctwa Daniela, która na obłoku zbliża się do tronu Boga, by od Niego otrzymać władzę powszechną, ale nie ziemską, królestwo powszechne, ale nie z tej ziemi (zob. Dn 7,13n).

Istnieje jednak w Ewangelii jedna scena, w której zmuszono Jezusa do ujawnienia swego stanowiska wobec okupacyjnej władzy rzymskiej. Było to kilka dni przed Jego śmiercią, kiedy to faryzeusze i saduceusze gorączkowo szukali pretekstu do wytoczenia Jezusowi procesu. Oto w obecności herodianów — ludzi z otoczenia Heroda służalczo nastawionych do Rzymian — stawiają Jezusowi pytanie, czy godzi się płacić podatki cesarzowi rzymskiemu. Pytanie diabelnie sprytne. Jeżeli Jezus odpowie, że nie, herodianie natychmiast doniosą o tym gdzie trzeba i Jezus stanie przed sądem jako burzyciel istniejącego porządku politycznego. Jeżeli odpowie, że tak, skompromituje się w oczach swoich słuchaczy i zwolenników. Bo to tak, jakby ktoś w czasie ostatniej wojny nawoływał do lojalności wobec niemieckiego okupanta. Wiemy, jak Jezus wybrnął z zastawionej na Niego pułapki. Kazał sobie podać monetę i zapytał: Czyj wizerunek i napis jest na niej wyryty? Odpowiedzieli Mu: Cezara. A wtedy Jezus: Oddajcie, więc Cezarowi, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga (por. Mt 22,15–22 i par.). To lapidarne powiedzenie bywa często rozumiane bardzo powierzchownie, tymczasem promieniuje ono potężnym światłem, dającym nam chrześcijanom orientację w zawiłych często problemach politycznych. Odpowiedź Jezusa można by tak sparafrazować: To, na czym widnieje wizerunek cesarza, należy się cesarzowi, to zaś, na czym Bóg wyrył swoją podobiznę, jest wyłączną własnością Boga. A na czym lub na kim wyrył Bóg swoją podobiznę? Na człowieku! Mówi Księga Rodzaju: Stwórzmy człowieka na obraz nasz i podobieństwo (Rdz 1,26). Człowiek więc — jego umysł, jego wola, jego serce, jego sumienie — należą do Boga, są Jego niezbywalną własnością. Nie wolno ich odstępować i sprzedawać żadnemu cesarzowi na tej ziemi, kimkolwiek by on był. Sens odpowiedzi Jezusa jest więc następujący: Jeżeli cesarz, czyli jakakolwiek władza polityczna ziemska, respektuje w praktyce tę własność Boga, nie usiłuje stać się panem ludzkiego sumienia, panem myśli człowieka i jego serca, można, owszem, trzeba mu płacić podatki, czyli go nad sobą uznawać. Jeżeli jednak władza polityczna sięga po rząd dusz i sumień, należy jej powiedzieć twarde i zdecydowane: Nie! Ale owo „nie”, jeżeli ma być w duchu Jezusa Chrystusa, nigdy nie przybiera formy zewnętrznego buntu czy przemocy, jako odpowiedzi na przemoc. Przykładem takiej postawy mogą być pierwsi chrześcijanie. Byli oni najprzykładniejszymi obywatelami Cesarstwa Rzymskiego, ale gdy cesarz żądał od nich dla siebie kultu bożego, odpowiadali: Nie — i szli na męczeństwo, modląc się za swoich prześladowców.