Reklama

Każda wielka miłość zmienia się z biegiem czasu. Rzeczywiste, prawdziwe, głębokie życie i miłość składają się z kontrastów, to znaczy zarówno z uniesień, jak i z bólu. Jeśli znalazło się miłość, powinno się ją pielęgnować i zrezygnować z zachowań, które narażają ją na niebezpieczeństwo.

 

Czy istnieje „wielka miłość” – tego w gruncie rzeczy nie wie nikt. Zastępy filozofów, myślicieli i poetów łamało sobie nad tym głowę. Opisywali ją pisarze, malowali malarze, bardowie śpiewali o niej pieśni. Ludzie noszą w sobie tęsknotę za miłością która obejmowałaby wszystko. Tęsknota owa, niezależnie od kultury i stylów życia przechowuj e w sobie wyobrażenie, że gdzieś w całym naszym uniwersum czeka na nas ta jedna jedyna osoba – kobieta czy mężczyzna – przeznaczona właśnie dla nas. Kiedy ją spotkamy, zostaną zniesione granice naszego Ja”, stopimy się z nią w jedno i wreszcie przestaniemy być samotni. Będzie to miłość wszystko obejmująca, która jest wybawieniem z samotności ludzkiej egzystencji. Jest to myślenie, które prowadzi prostą drogą ku pytaniu – skąd i dokąd zmierza nasze życie. Miłość ta ma wymiar religijny. „Jest to zbliżenie się do tego, co boskie, na miarę człowieka” – powiedział pisarz, Carlos Fuentes.

Szwajcarska psychoanalityczka, Verena Kast, interpretuje tęsknotę za wielką miłością jako potrzebę spotkania człowieka, który potrafi wydobyć z nas pewne zdolności, a więc przyczynia się do naszego rozwoju i autentyczności. Taka miłość oznacza wybuch i wzrastanie w dążeniu ku pełni. W początkowym etapie miłości „wie się, jak się zostało pomyślanym przez Boga”, jak to ktoś trafnie ujął. Z drugiej strony te ogromne oczekiwania wobec miłości przenoszą się na naszą codzienność, która czeka ze swoją prozą życia. Każda miłość porusza w nas zmysły i duszę, ale też przynosi błędy i zamęt. Ponieważ każda wielka miłość zmienia się z biegiem czasu. Może też zgasnąć, jeśli druga osoba przestaje odpowiadać naszemu ideałowi, albo kiedy zmienia się nasz ideał własnego Ja”, gdy w trakcie życia dochodzimy do wniosku, że powinniśmy być inni, w inny sposób żyć i kochać. Wtedy ten najbliższy nam dotąd drugi człowiek zaczyna nas irytować, a w nas rośnie ciekawość przeżycia czegoś nowego, tęsknota za kimś nieznanym, kto wydobędzie z nas coś nowego.

Żyjemy w społeczeństwie, w którym krótkie związki są czymś o wiele bardziej oczywistym, niż dawniej. Takie wartości jak stałość, wierność i bezinteresowność przestają być postrzegane jako cnota. Jeszcze nigdy zmiany nie następowały w tak szalonym tempie, a mody i poglądy nie przemijały tak szybko. To, co dziś jeszcze obowiązuje, jutro może okazać się już nieaktualne. Trudno jest dziś miłości, bo miłość nie jest cool. Kto kocha, staje się podatny na zranienia i uzależniony od własnych uczuć. Dlatego człowiekowi współczesnemu o wiele trudniej radzić sobie z miłością. Chcielibyśmy przeżywać tylko loty na wysokich diapazonach, lecz nie akceptujemy rzeczywistości, kiedy wzniosły nastrój opada. Rzeczywiste, prawdziwe, głębokie życie i miłość składają się jednak z kontrastów, to znaczy zarówno z uniesień, jak i z bólu.

Mimo to wielu twierdzi, że istnieje wielka miłość. Dzielą się oni na dwie grupy: na młodych, którzy wierzą, że miłość istnieje, ale jeszcze jej naprawdę nie doświadczyli i na tych, którzy mając doświadczenie wielu lat wspólnego życia z drugim człowiekiem ze wszystkimi wzlotami i upadkami, uważaj a ten czas za uszczęśliwiający. „Jestem mężatką od ponad trzydziestu lat i muszę wyznać – ostatnie lata były najlepsze. Skończyło się wychowywanie dzieci, a my znowu staliśmy się parą i cieszymy się tym”, powiedziała mi ostatnio koleżanka. Dodała też, że obserwuje dziś tendencję, która, niestety, wynika z ducha czasu, że pokpiwa się z długoletnich związków: „U was wszystko jest już tylko przyzwyczajeniem, nie zauważacie nawet, że nie jesteście szczęśliwi!” – zdarzało się jej usłyszeć. Pewna młoda kobieta napisała niedawno do jednej z gazet: „Jestem pewna, że znalazłam swoją wielką miłość. Czasem chciałabym, żebyśmy się poznali dziesięć lat później, bo mój młody wiek obniża szanse na utrzymanie się naszego związku”.

 

Z siódmego nieba na ziemię

 

Naukowcy zajmujący się badaniem problemów związanych z miłością mówią, że po kilkumiesięcznej fazie zauroczenia, kiedy wszystko widzi się przez różowe okulary, zaczyna się faza codzienności. Wtedy rozpoczyna się rodzaj przebudowy wielkiej namiętności w relację pełną wzajemnej delikatności, opiekuńczości i troski. To, czy postawicie na ekskluzywne bycie we dwoje, zachowując pewien dystans, czy też będziecie funkcjonować jako ścisła jedność dwojga ludzi, jest sprawą waszego wyboru. Każda para musi znaleźć właściwe dla siebie proporcje pomiędzy bliskością a dystansem. Po kilku latach ludzie żyjący w związkach rozmawiają ze sobą jeszcze tylko dziewięć minut dziennie o sprawach dotyczących naprawdę ich obojga: resztę stanowi wymiana zdań na temat dzieci, pracy i spraw codziennych. Psychologowie mówią jednak, że wystarczy kilka minut prawdziwej rozmowy, żeby związek zachował swą żywotność. Mniejszą rolę odgrywa przy tym czas w minutach, niż uwaga, którą się sobie ofiarowuje. W pierwszych latach kobiety zwłaszcza chętnie ustępują mężczyznom – akceptując ich punkt widzenia i spełniając życzenia, w trosce o harmonię związku i z obawy, by nie stracić swego mężczyzny. Ta ustępliwość maleje z upływem lat. Przychodzi czas na budowanie układu partnerskiego, by mogło zaistnieć trwałe poczucie pewności i bezpieczeństwa.

Na początku, by się porozumieć, wystarczają zakochanym głębokie spojrzenia. Czas to zmienia. Wraz z komunikowaniem się – z wypowiadanym słowem – pomiędzy kochających się ludzi często wkrada się coś, co zaczyna ich oddalać. Im bardziej intensywna jest wymiana zdań, tym bardziej staje się oczywiste, że możliwości porozumienia się są ograniczone, że istnienie związku nie jest bezwarunkowe, że istnieją wzajemne oczekiwania i nadzieje, które pragną być spełnione. Ludzie uświadamiają sobie, że druga strona jest inna, niż oni sami. Odkrywają również, że ich własna zdolność kochania pełna jest sprzeczności.

Miłość jest czymś niezwykle ważnym dla naszego życia, czymś, co równoważy chłód i obojętność, jakie wnosi w nasze życie dzisiejszy świat. Jeśli się ją znalazło, powinno się ją pielęgnować i zrezygnować z zachowań, które narażają ją na niebezpieczeństwo. Jak się przekonaliśmy, większość trudności, jakie przeżywamy w naszych związkach, leży w nas samych. Miłość jest kosztownym darem, ale łączy się z nią też wiele trudności. Musi się ona również potwierdzić, kiedy życie stawia przed nami trudne doświadczenia: utratę pracy, chorobę, śmierć rodziców albo dziecka, trudności wychowawcze z dziećmi i inne nagłe, nieoczekiwane zdarzenia losu; trzeba je wtedy umieć nieść wspólnie.

 

Więcej w książce: Kochać szczęśliwie –  Sylvia Schneider