Zbliżał się czas rekolekcji… Bardzo się cieszyłam na to największe, miłosne spotkanie. Ogromny pokój i tęsknota za Tobą przeszywały moje serce… Jednak na parę dni przed rozpoczęciem tego wymarzonego czasu zaczęły pojawiać się wątpliwości… Trudne i dość nieoczekiwane wydarzenia ciągnęły moje serce w drugą stronę. Nie czułam też Twojej bliskości, takiego zabieganie o mnie, miałam wrażenie, że nie zależy Ci na tym, abym przyjechała na „Górkę”. Mówiłam Ci co czuję, pytałam Cię co mam zrobić… Zapytałeś mnie, co jest na dnie mojego serca. Odpowiedziałam, że pragnienie spotkania z Tobą. Powiedziałeś, że już mam odpowiedź na moje pytanie, że czekasz na mnie, że cokolwiek się wydarzy będziesz przy mnie.
I tak poszłam za pragnieniem serca, choć tak do końca nie byłam o tym przekonana czy robię właściwie, można powiedzieć, że tak trochę zaryzykowałam. Po przyjeździe na „Górkę” czułam się jakbym była nieobecna, moje serce było daleko od tego miejsca, pojawiło się zniechęcenie, smutek… Choć było ciężko, oddałam to wszystko Tobie, prosząc bym potrafiła dobrze ten czas przeżyć.
W drugi dzień rekolekcji, gdy się obudziłam moim oczom ukazały się ośnieżone góry. Nie był to w prawdzie najpiękniejszy widok jaki sobie wymarzyłam, no ale cóż, pomyślałam, że zawsze może być gorzej. Poszłam na spacer, by móc nacieszyć się tym widokiem i pięknym słońcem. Próbowałam zobaczyć góry, ale Słońce tak raziło, że nic nie widziałam. Bardzo się zdenerwowałam na siebie, że jadąc w góry nie zabrałam ze sobą okularów. Próbowałam różnymi sposobami, mnie lub bardziej śmiesznymi, przechytrzyć Słońce, ale się nie udało. Chodziłam i narzekałam. W pewnym miejscu zatrzymałam się, zdziwiłam się bardzo…, bo ujrzałam piękno gór… Okazało się, że stałam w cieniu, przez gałęzie drzew przedzierały się promienie Słońca… Pozwoliłeś mi Panie zrozumieć, że Ty dasz mi się poznać, na tyle, na ile sam zechcesz, że nie można wykraść Twojej tajemnicy, że na próżno się trudzę, by zobaczyć więcej. Szeptałeś w moim sercu, że mam być w Twoim cieniu… Na początku nie rozumiałam tych słów, ale później mi wytłumaczyłeś. Wiedziałam, że muszę zrezygnować ze swojej siły, z takiej chęci zdobywania Cię…, by mogła wypełnić mnie Twoja uzdrawiająca moc, by to Ona mogła działać w moim życiu. Tak mocno i wyraźnie powtarzałeś, że mam otworzyć swoje serce, nic nie robić, tylko pozwolić Ci działać. Też zastanawiały mnie te słowa, bo jak tu można nic nie robić, gdy cały dzień jest tak wypełniony. I choć nie było to dla mnie do końca jasne, Ty w swoim czasie wszystko wyjaśniłeś…