Kunice Żarskie. Jest otwarty miting hazardzistów. Jesteśmy na nim i my: żony i partnerki hazardzistów. Siedzę, słucham. Po dwóch dniach warsztatu, mam w głowie splątane myśli i uczucia takie, które są jeszcze niekształtne, nie pozwalają się nazwać. Słyszę parę wypowiedzi hazardzistów, którzy mówią o tym, jak silne jesteśmy my – kobiety trwające przy swoich hazardzistach – pomimo tak trudnej sytuacji. Zastanawiam się: siła czy głupota? Decyzja świadoma czy zupełnie bezwolne życie? Gdzie jest granica pomiędzy sytuacją, w której nie umiem inaczej i po prostu trwam w szkodliwej dla mnie sytuacji? A gdzie rozpoczyna się świadoma decyzja, że próbuję z tym żyć? Chyba bez uznania lub próby uznania nałogowego hazardu za chorobę nie może być mowy o decyzji.

Pierwsza z piętnastu wskazówek dla osób przychodzących do Wspólnoty Haz-Anon brzmi: „zaakceptuj i naucz się żyć z faktem, że nałogowy hazard to choroba”. Przyjęcie tego faktu na głowę jest jeszcze do zrobienia. Najtrudniejsze są uczucia, które rodzą się we mnie, kiedy oglądam straty i konsekwencje tej choroby w moim życiu, w naszym życiu: lęk, strach, smutek, odrzucenie, rozpacz, rozżalenie, złość.

Jak rozdzielić człowieka, którego kocham i z którym żyję, od jego choroby? Choroba jest jego częścią, więc rozdzielić się nie da. Mogę jedynie poprzez naukę szacunku do siebie i obdarzenie się miłością nie pozwalać się krzywdzić bardziej i dłużej nie powiększać i tak już dużych strat. I tym samym nie pozwalać chorobie tkwiącej w moim hazardziście na bycie „czynną”. Przynajmniej w moim domu, ale to mogę zrobić tylko w tej kolejności. Najpierw moja praca nad sobą, która zaczyna się między innymi w kroku czwartym, i nauka dostrzegania wartości, jaką mam od Boga. Konsekwencją tego działania będą pojawiające się świadome i dobre dla mnie decyzje. A jeśli jesteśmy razem, to i dla nas dobre.

Próbowałam odwrotnie: najpierw uczyć się, jak postępować z chorobą. U mnie to się nie sprawdziło. Wszystko było wymuszone, sztucznie, robione, a na końcu i tak lądowałam z poczuciem winy i w roli ofiary. Mam łagodne usposobienie, dopiero uczę się stawiać sobie granice. Mam cichą nadzieję, że pracując nad sobą we Wspólnocie mój hazardzista będzie uczył się stawiać sobie granice i że ja będę mogła zająć się sobą i nie ingerować w to, jak jego granice mają wyglądać.

W Kunicach spotkałam takich nałogowych hazardzistów, którzy mieli trzeźwe głowy. Dobrze się na nich patrzyło, dobrze słuchało, a spotkanie tych najpopularniejszych było dla mnie zaszczytem. Całą sobotę spędziłam na warsztatach Haz-Anonu; widziałam mądre, dobre, silne, a zarazem delikatne, pełne wątpliwości i niepokojów kobiety. Nie epatowały swoją krzywdą, nie użalały się nad sobą. Mówiły, jak jest, i najważniejsze dla mnie i dające nadzieję w tym spotkaniu było to, że tematem przewodnim naszych warsztatów nie byli nasi hazardziści, ale my same. Przy nich mogłam szukać prawdy o sobie, odpowiadać na swoje wątpliwości i zadawać swoje pytania. To nie jest postawa osoby współuzależnionej. Po tym poznaję, że Wspólnota i program działa. Dziękuję organizatorom za możliwość takiego spotkania innym kobietom za ich obecność, a sobie do dążenie do sobie za dążenie do prawdy przez Haz-Anon.

 

Przedruk z: Biuletyn Wspólnoty Anonimowych Hazardzistów, marzec 2017

Mityngi Haz-Anon w Polsce:
anonimowihazardzisci.org

Haz-Anon na świecie:
gam-anon.org

 

Fot. Kreator obrazów DALL·E 3, bing.com