Doświadczeniem duchowym Autor podzielił się w trzykrotnie już wznawianej książce Nie idź tam człowieku! Obecnie proponuje szereg rad praktycznych, informacji o noclegach, zakupach i sprawach przyziemnych. Wie, że opowieści o Camino fascynują i pociągają do wyjścia na ten szlak. Podpowiada, że może to zrobić każdy. Wyznaje: Wysiłek fizyczny, to najmniejsze. Prawdziwym wyzwaniem jest to, że Camino redukuje nas do podstawowych potrzeb – jedzenia, wypoczynku, braku bólu. Droga odziera z ról, jakie pełnimy w swoim świecie. Nieważne stają się osiągnięcia i zasługi. Ważne jest, czy potrafimy zobaczyć brata w zmęczonym, brudnym i pełnym bólu człowieku. To właśnie podnosi znowu do godności człowieka.
Dostałem list od czytelniczki mojej książki Nie idź tam człowieku.
W przyszłym roku wybieram się na Camino de Santiago i chciałam skorzystać z Pana doświadczeń z Drogi i prosić o poradę.
Mam nadzieję na urlop ok. 20-24-dniowy. W tym czasie na pewno nie przejdę całego Camino, nie chcę sięścigać, obawiam się o kolano (2 razy gips). Myślę o przejściu +/- 400 km.
Zdecydowałam się na Francés i zależy mi na przejściu ostatnich 100 km – oczywiście chodzi o kompostelkę (z różnych powodów jest to dla mnie ważne, jakkolwiek głupie by się to mogło wydawać osobie, która przeszła Camino i przeszła przemianę).
Dylemat jest taki:
1. iść 400 km do SdC – zacząć np. w Burgos i iść do końca;
2. podzielić trasę na etapy pieszo-autobusowe, tj. przejść 300 km wybranymi odcinkami z podjazdami od Pamplony, po czym dojechać do Sarrii i dalej iść 100 km pieszo – jeśli tak, to które fragmenty Camino wybrać na te 300 km. Ten drugi wariant wydaje się bardziej turystyczny niż
pielgrzymkowy. Czuję, że to może nie będzie „To„, ale wśród wielu trudnych do przedstawienia tu moich dziwnych motywacji do Camino jest chęć obcowania z przyrodą, architekturą, historią – stąd chęć „wydłubania rodzynek z ciasta” i przejścia najciekawszych pod tym względem odcinków. Jestem bardzo ciekawa Pana opinii.
Oczywiście przeczytałam Pana książkę i wiem „Iść jest ważniejsze niż dojść” (…ale…). Dzięki niej szłam z Wami i było cudownie. Bardzo dziękuję za taką możliwość. Wspaniale byłoby przejść całą trasę na własnych nogach i zobaczyć to samo własnymi oczami i poczuć to własną duszą… Ale na razie przejście całej trasy jest niemożliwe, stąd taki pomysł na wybranie najciekawszych odcinków do pieszej wędrówki i przejechania autobusem pozostałych.
Czy to nie będzie jak profanacja Camino? Czy to odbierze jej sens?
Sama czuję, że jest to nie fair – wobec… hmmm wobec Idei Pielgrzymowania (???) i może powinnam tego przeczucia się trzymać i wybrać wariant 1? No właśnie, takie babskie dylematy… więc będę wdzięczna za męskie spojrzenie doświadczonego pielgrzyma.
Jak pięknie byłoby móc napisać, że „po tym liście wpadłem na pomysł napisania poradnika”. Ale się nie da. Nad poradnikiem właśnie już siedziałem, a pytania pani Aliny utwierdziły mnie tylko w tym, że warto i że to może się komuś naprawdę przydać. Bo jakież to typowe. Wszystkich nas ogranicza urlop, wszyscy mamy jakieś bóle, jak nie w kolanie, to w krzyżu, wszyscy chcielibyśmy przy okazji jak najwięcej zobaczyć, a niemała część kandydatów na pielgrzymów zastanawia się, czy połączenie pielgrzymki z oglądaniem Hiszpanii nie jest wykrzywieniem idei pielgrzymowania. Zwłaszcza to ostatnie pytanie wydało mi się bardzo ważne, bo dotyczy samej istoty rzeczy – motywów. I akurat na to najważniejsze pytanie nie mogę odpowiedzieć.
„Idź swobodnie, dokąd chcesz, my bowiem nie chcemy nawracać nikogo wbrew jego woli”.
Tak, według legendy, miał rzec Apostoł Jakub do niejakiego Hermogenesa, który wcześniej czarnoksięstwem i przemocą usiłował przeszkodzić mu w głoszeniu słowa Bożego. To poskutkowało i, zgodnie z oczekiwaniami, Hermogenes nie tylko sam się nawrócił, ale z zapałem zajął się nawracaniem innych.
„Idź swobodnie, dokąd chcesz, my bowiem nie chcemy nawracać nikogo wbrew jego woli”.
Dlatego pani Alinie odpisałem:
Nic nie jest głupie, każdy ma swoje motywy i wszystkie są tak samo ważne. Z tym, że mnie się wydaje, iż my te motywy tylko różnie nazywamy, ale w gruncie rzeczy chodzi stale o to samo: sprawdzić się. I to się w drodze staje. Jedni się zmieniają, inni się potwierdzają. Ale żaden motyw nie jest „głupi„. Nawet w tak skrajnym przypadku, gdy ktoś idzie tylko po to, by potem szpanować„kompostelką” (a o to Pani nie posądzam), wybór obiektu szpanowania świadczy o tym, że w podświadomości gnieździ się podziw i szacunek dla tego kawałka papieru i dla ludzi, którzy go już zdobyli. Ale to tylko takie teoretyczne rozważania. Nie czuję się powołany do odpowiedzi na pytanie, czy „chęć obcowania z przyrodą, architekturą, historią i przejścia najciekawszych odcinków będzie jak profanacja Camino? Czy to odbierze jej sens?„. Ale podejdźmy do tego z innej strony. Są tacy, którzy twierdzą, że prawdziwa pielgrzymka zaczyna się od progu własnego domu, wszystko inne to turystyka. Kościół postawił wymaganie przejścia pieszo ostatnich 100 kilometrów. Te trzeba przejść bezdyskusyjnie. A ile trzeba przejść przedtem? Moim zdaniem nic. Czy można potępić kogoś, kto na zakończenie turystycznej wycieczki po Hiszpanii chce odbyć tygodniową pielgrzymkę do Santiago de Compostela? A sensu Camino nie można odebrać. Samo wejście na Camino jest sensem. Sama myśl o nim zmienia lub nastawia nas na zmiany. Można przyjść z Pampeluny piechotą do Burgos, zwiedzać katedrę, zachwycać się nią i nawet w niej pomodlić i ciągle być zwykłym turystą. Można też na tej samej trasie pomóc sobie tu i ówdzie autobusem i mimo to pozostać pielgrzymem. Różnica prawie nieuchwytna – ten pierwszy przemieszczał się z Pampeluny do Burgos, ten drugi podążał drogąświętego Jakuba. I chociaż widzieli to samo, przeżywali to inaczej.
„Idź swobodnie, dokąd chcesz, ja bowiem nie chcę nawracać nikogo wbrew jego woli”.
Więc czemu nie do Santiago de Compostela?
Powstanie tego miejsca to historia szczególna. Gdy na żądanie Żydów, zaniepokojonych sukcesami Jakuba w krzewieniu chrześcijaństwa, Herod kazał ściąć mu głowę, uczniowie Apostoła wykradli jego ciało i w pośpiechu wsiedli na statek, a że i tak nie wiedzieli dokąd płynąć, postanowili nie sterować, lecz powierzyć się Opatrzności. Wylądowali u brzegów Galicji, w której Apostoł nauczał, zanim powrócił do Palestyny. Tam położyli jego ciało na wielkim głazie. Głaz w cudowny sposób uformował się w sarkofag – dla uczniów ciężar nie do ruszenia. Zwrócili się więc do panującej tam królowej Lupy o woły do przeciągnięcia sarkofagu na cmentarz. Ta, zamiast wołów, dała im złośliwie parę najdzikszych byków w okolicy. Gdy tylko znalazły się one w pobliżu sarkofagu, stały się łagodne jak baranki i zaciągnęły ciężar gdzie trzeba. Królowa Lupa nawróciła się i do końca życia spełniała dobre uczynki.
Działo się to wszystko w roku 43 lub 44. Potem na bez mała osiem wieków grób Apostoła popadł w zapomnienie. Ziemię, w której leżał, zajęli na kilka stuleci Maurowie. W roku 813 pustelnik Pelayo miał widzenie gwiazdy świecącej nad polem. W miejscu, które wskazał, znaleziono szczątki świętego Jakuba i wokół jego grobu wybudowano katedrę. A miejsce nazwano Campus Stellae – Gwiezdne Pole. Santiago de Compostela – święty Jakub z Gwiezdnego Pola. Od tego czasu miejsce to stało się obok Jerozolimy i Rzymu najważniejszym celem pielgrzymek. Choć nie zawsze dobrowolnych. Często pielgrzymka zadawana była na pokutę, a nawet jako zamiennik kary za czyny kryminalne. Dziś narzekamy na tłok na Camino, ale w średniowieczu liczba pielgrzymów szła w miliony rocznie. Dla ich wygody powstawały mosty, jak do dziś zachowany w Puente la Reina, dla ich zaopatrzenia – miasta jak Pamplona (Pampeluna), dla ich obrony przed Maurami (i zwykłymi rzezimieszkami) templariusze stawiali zamki, jak właśnie ten odrestaurowany w Ponferrada. W ten sposób chrześcijanie z całej Europy przyczyniali się do rozwoju północnej Hiszpanii, a są historycy, którzy twierdzą, iż ten masowy ruch zatrzymał ekspansję Maurów na resztę Europy. Tam idziemy.
Strony: 1 2