Najświętsza Panienka ukazuje się jako Matka, ale jako Matka płacząca. Jaki jest związek między tym płaczem a macierzyństwem Maryi?
Płacz ten oznacza, że uczestniczy Ona w naszych narodzinach do życia Bożego i to zakłada Jej uczestnictwo w męce Chrystusa. Zbawienie dokonało się wraz ze śmiercią na krzyżu. Maryja przeżywa bóle porodowe; jest to poród bolesny, ponieważ musi zapłacić za nas, podobnie jak Chrystus, cenę naszego narodzenia w Bogu, abyśmy zostali uwolnieni od całego ciężaru zła. Otóż nasz Pan odkupił nas, przyjmując na siebie tę karę, jaką my powinniśmy byli przecierpieć. W ten sposób uwolnił nas od grzechu.
Maryja uczestniczy w tej tajemnicy odkupienia. U stóp krzyża przeżywa swoje macierzyństwo w stosunku do dzieci, którymi jesteśmy my wszyscy. Jezus mówi do Niej: „Niewiasto, oto Twój syn”. To słowo „niewiasta” ma oznaczać małżonkę i jest bardzo ważne. Syn zwykle nie zwraca się do matki, mówiąc do niej „niewiasto”; w starożytnym języku to słowo oznacza panią, a pani jest małżonką. Jezus zwraca się do Maryi tym słowem dwukrotnie i w obu przypadkach to słowo znajduje się w Ewangelii Jana, gdzie mówi się o przymierzu Boga z człowiekiem, o tym przymierzu, które prorocy: Ozeasz, Jeremiasz, Ezechiel, Deutero-Izajasz zapowiadali i opiewali w kategoriach związku małżeńskiego.
Ten związek małżeński zostaje zawarty między Chrystusem, Bogiem wcielonym, i Tą, która jest ucieleśnieniem Kościoła jako małżonki, Tą, która jest najściślej włączona w całe dzieło Chrystusa; tą osobą jest Maryja. Dziewica Maryja jest Matką Chrystusa, ale jest również małżonką. W taki sposób przedstawia Ją czwarta Ewangelia. Zna Ją jako Matkę, ponieważ w czwartym rozdziale napisano: „Był tam Jezus i Jego matka”, ale słowa, jakimi zwraca się Jezus do Niej, wzięte dosłownie, mogłyby być dla Maryi zniewagą. Sprawiają wrażenie, jakby Syn Ją odrzucał, nie poznawał Jej. Dlaczego Ją odtrąca? Ponieważ jeszcze „nie nadeszła godzina”, jeszcze nie nadszedł czas związku. Nie mógłby Jej odrzucać jako Matki. Te słowa odnoszą się do faktu, że jeszcze nie nadszedł czas tego związku małżeńskiego, z którego ma się zrodzić nowa ludzkość. Kiedy się ona narodzi, Jezus raz jeszcze zwróci się do Maryi słowami, którymi mężczyzna zwraca się do małżonki: „Niewiasto”. Wówczas, kiedy dokona się związek małżeński, zrodzi się nowa ludzkość, na którą składają się odkupione dzieci: „Oto – powie Jezus – syn Twój”.
Macierzyństwo Maryi w stosunku do nas jest więc macierzyństwem bolesnym, ponieważ łączy się ono z męką Syna. Podobnie jak Jezus staje się Zbawcą ludzi przez śmierć, tak też i Maryja staje się Współodkupicielką przez ten udział w męce Syna. Macierzyństwo Maryi jest z konieczności macierzyństwem cierpienia, ponieważ nie może przekazać nam, w zależności od Chrystusa, życia Bożego w inny sposób, jak tylko w ten, w jaki to czyni Jezus, biorąc na siebie ciężar naszego grzechu. Dlatego też Ona przemawia, jakby nadal uczestniczyła w tej męce: „Nigdy nie będziecie mogli odpłacić mi się za cierpienie, jakie wzięłam na siebie za was”.
Trzeba dobrze zrozumieć ten język. Czy Matka Boża nadal cierpi? Czy nadal płacze? Również w Syrakuzach płakała. Czyż Ona nie jest teraz w raju? A więc jakże może płakać? Jak już powiedzieliśmy wcześniej, obecność tajemnicy chrześcijańskiej zakłada obecność wydarzenia zbawczego, a z kolei obecność wydarzenia zbawczego jest zawsze obecnością śmierci i Zmartwychwstania. Gdy chodzi o Matkę Boską, Jej macierzyństwo czyni z Niej gwarancję dla nas, ponieważ przyjmuje Ona przed Bogiem odpowiedzialność za nasze grzechy. Wstawia się za nami; oznacza to, że w pewien sposób odpowiada za nas w obliczu nieskończonej świętości Boga. Dźwiga odpowiedzialność za nas, przeżywając mękę Syna. Obecnie nie doświadcza cierpienia krzyża, bo ono przeminęło, ale nie przeminął wraz z czasem akt, w którym Maryja złączyła się z Synem w Jego śmierci, aby wraz z Nim uczestniczyć w chwale. Ta męka jest jak gdyby zawsze obecna, nie dlatego, że trwa w czasie, ale dlatego, że nasz czas wpada w ten akt, który jest wydarzeniem paschalnym. To nie Chrystus cierpi nadal w czasie; to nie Maryja trwa nadal w czasie, bolejąc; to my żyjemy w czasie, wkraczając za pośrednictwem wiary w teraźniejszość wydarzenia zbawczego.
Macierzyństwo Maryi jest macierzyństwem bolesnym. Jesteśmy dziećmi Matki Boskiej Bolesnej. Żyjąc w czasie, wkraczamy w tę tajemnicę cierpienia, przez którą zrodziliśmy się dla Boga i, odrodzeni do łaski, otrzymaliśmy, wraz z odpuszczeniem grzechów, godność Jej dzieci i dzieci Bożych. Podobnie jak w przypadku każdej kobiety w fizycznym macierzyństwie, także i w macierzyństwie duchowym Maryi, jesteśmy dziećmi męki Chrystusa, dziećmi bólu Maryi. Właśnie dlatego, że kosztowaliśmy Ją tyle cierpienia, Jej miłość stała się miłością prawdziwą. Jej miłość do nas zaangażowała Maryję aż po śmierć, podobnie jak zaangażowała aż po śmierć Jezusa, i była to śmierć boleśniejsza niż samo umieranie. Maryja u stóp krzyża jest „Królową męczenników”.
Właśnie dlatego, że tak drogo kosztowaliśmy, jesteśmy dla Niej tak cenni. Naszą ceną jest krew Syna, są łzy Maryi. Żadna matka nigdy nie wycierpiała dla swoich dzieci tyle, ile Ona wycierpiała dla nas. Ale to powinno wzbudzać w nas radość, a nie żal, ponieważ ból przeminął, a my czujemy, jak bardzo ta miłość jest prawdziwa, rzeczywista, konkretna; właśnie dlatego, że kosztowaliśmy Ją tyle, właśnie dlatego kocha nas jeszcze bardziej. Kiedy się nie cierpi dla tego, kogo się kocha, miłość nigdy nie jest na tyle wielka, aby można w niej było pokładać ufność.
Widzimy, jak płacze, ale Jej płacz nie rozciąga się w czasie; to nasz dzisiejszy grzech uświadamia nam cenę, jaką kosztowaliśmy. Ponieważ ta cena pozostaje: pretium re-demptionis nostrae, krew Chrystusa, łzy Maryi. Zjednoczyła się Ona z nami w taki sposób, że nie można już rozdzielić Jej losu od naszego. I ponieważ nasz los, grzeszników, zasługiwał na śmierć, Matka Boża musiała przecierpieć naszą śmierć, aby dać nam życie. Matka, która nie czuje się solidarna z dziećmi, która nie czyni kondycji dzieci swoją własną, nie jest prawdziwą matką. Aby przeżyć swoje macierzyństwo, Ona musiała przyjąć naszą kondycję grzeszników. Płacz Maryi wynika z naszego grzechu, który Ona przyjęła jako własny; Ona zapłaciła swoimi łzami za nasze zbawienie. To prawda, że dziś żyje w chwale, ale też prawdą jest, że my, będąc grzesznikami, nie możemy przeżywać naszej relacji z Nią inaczej niż wówczas, kiedy czujemy się współobecni w Jej męce.
Jako grzesznicy nie możemy przeżywać relacji z Maryją, uczestnicząc w Jej chwale, ale tylko o tyle, o ile zdajemy sobie sprawę z tego, jak przeżywała swoje macierzyństwo w stosunku do nas, biorąc na siebie ciężar naszych grzechów. Powinniśmy Jej pozwolić na przejęcie tego brzemienia, gdyż o to nas prosi. Pozwólmy Jej płakać, ponieważ właśnie ten płacz jest naszym zbawieniem. Pozwólmy, aby Jezus cierpiał na krzyżu, ponieważ właśnie to cierpienie jest ceną naszego zbawienia. Bez umierającego Jezusa, bez Matki Boskiej Bolesnej u stóp krzyża, nie bylibyśmy zbawieni. Zapłacono za nas cenę, której sami nie bylibyśmy w stanie zapłacić, cenę aż nadto wystarczającą dla naszego zbawienia.
Cierpienie dowodzi miłości. Oczywiście, chrześcijanin będzie żyć jutro w chwale wraz z wywyższoną Matką Boską, ale dziś musi mieć świadomość, że żyje jedynie siłą tych łez, tej przelanej krwi. Zarówno zbawienie Chrystusa, jak i macierzyństwo Maryi, zakładają śmierć na krzyżu i mękę Matki Bożej. Są to, oczywiście w różnym stopniu i w różny sposób, objawienia miłości. Nie powinniśmy rozważać tych tajemnic w ich bolesnym aspekcie, lecz w ich wartości zbawczej, ponieważ powinniśmy raczej żyć w radości. Św. Piotr pisze: „Zważcie, za jaką cenę zostaliście odkupieni. Nie za cenę złota i srebra zostaliście wykupieni z waszego podłego życia, lecz za cenę krwi Baranka!”. Kosztowaliśmy krew Boga, kosztowaliśmy łzy Maryi. Wskazuje to na wartość i wielkość naszego życia.
Czy zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo jesteśmy cenni? Te łzy zostały wypłakane za nas, te łzy mówią o praw dziwej, rzeczywistej, konkretnej miłości, miłości, która kosztowała śmierć. Jestem wart tyle, co Jezus Chrystus, który umarł za mnie; jestem wart tyle, co męka Maryi, która za mnie cierpiała u stóp krzyża. Ile kosztuje dziecko? – miłość matki. Tak jest ze wszystkim. Każda rzecz jest warta tyle, ile musimy zapłacić, aby ją kupić. A my kosztowaliśmy płacz Matki Bożej, krew Chrystusa! Nasz Pan kosztował trzydzieści srebrników, a my kosztowaliśmy Jego życie i całą mękę Matki Bożej.
A zatem kontemplowanie macierzyństwa Maryi polega na rozważaniu ceny, jaką zapłaciła Ona za to, by uczynić nas swoimi dziećmi, abyśmy mogli żyć Jej życiem, żebyśmy się mogli narodzić do życia w Bogu.
Właśnie dlatego, że kosztowaliśmy wszystkie Jej łzy, to nie my pragniemy zbliżyć się do Niej, znaleźć w Niej schronienie, przeżyć w Niej nasze doświadczenie miłości, ale to sama Matka Boża pierwsza tego pragnie. Również z tego nie zdajemy sobie sprawy. Kiedy stawiamy sobie za cel osiągnięcie świętości, robimy to dla siebie, ponieważ w ten sposób dostaniemy się do raju. Powinniśmy to robić, ponieważ Bóg tego pragnie, ponieważ nie może się bez nas obyć. To On jako pierwszy nas kocha. Kiedy kogoś kochamy, nie możemy żyć bez tej osoby. Tak właśnie kocha nas Bóg i nie może się bez nas obyć. My możemy o Nim zapomnieć, ale On o nas nie zapomina.
Możemy nawet próbować oddalić się od Niego, ale i tak jesteśmy Mu potrzebni. Wzywa nas, pragnie nas, szuka nas. Podobnie czyni Maryja: „Zbliżcie się, dzieci moje!”. Słowa Matki Bożej wskazują na pasję miłości. Nie tylko cierpiała za nas, aby dać nam życie, ale cierpi nadal pasję miłości, abyśmy się tylko od Niej nie oddalali. Całe Jej życie jest pragnieniem, wolą bycia przy nas; wydaje się, że nie może się bez nas obyć, ponieważ nas kocha. Miłość Boga jest rzeczywista, a miłość nie może zrezygnować z ukochanego. Jeśli naprawdę jestem kochany przez Boga, Jego miłość nie może być tylko agape, jest również pragnieniem objęcia mnie w posiadanie. On pragnie mnie w taki sam sposób, w jaki oddaje mi Siebie. Inaczej jaki sens miałyby Jego przykazania? Miłość, która odrzuca ukochanego, nie jest miłością. On, ponieważ nas kocha, chce nas dla Siebie.
Strony: 1 2