Reklama

Życie z Bogiem w zagubionym świecie nie jest możliwe bez przebaczenia. Słabość ludzkiej natury prowadzi do konfliktów, cierpienia i zranień, które wymagają odpowiedniego lekarstwa. Takim balsamem na zranienia jest przebaczenie.

 
W dniu 13 maja 1981 roku na placu Świętego Piotra w Rzymie miał miejsce zamach na papieża Jan Pawła II. Po zamachu papież powiedział: „Modlę się za brata, który zadał mi cios i szczerze mu przebaczam”. Następnie spotkał się z Mehmetem Ali Agcą, przyjął również na audiencji jego matkę. W roku 1999 Jan Paweł II wystąpił z prośbą o ułaskawienie zamachowca.
 
Cierpiący papież Jan Paweł II pozostawił również inne przykłady przebaczenia. W Roku Jubileuszowym 2000 papież prosił o przebaczenie wszystkich grzechów i błędów Kościoła. Wymiar pojednania i przebaczenia miała jubileuszowa pielgrzymka do Ziemi Świętej, a zwłaszcza nabożeństwo w Yad Vashem. W czasie modlitwy pod Ścianą Płaczu w Jerozolimie papież pozostawił kartkę zawierającą modlitwę o przebaczenie, którą zgodnie ze zwyczajem umieścił w kamiennym murze.
 
Relacje międzyludzkie oparte są na przebaczeniu. Jeżeli zabraknie przebaczenia wspólnota nie ma racji bytu. Nie jesteśmy aniołami i nigdy nie stworzymy idealnej wspólnoty (małżeńskiej, rodzinnej, zakonnej, przyjaciół…). W każdej wspólnocie będą wcześniej czy później konflikty, napięcia czy różnice zdań. O Polakach krąży anegdotka: gdzie dwóch Polaków, tam trzy różne punkty widzenia. A mądrość ludowa głosi, że więcej mamy w życiu, niż nam się wydaje: wrogów, wad, lat i win.
 
Napięcia i konflikty są naturalne, a nawet można powiedzieć – konieczne, gdyż są bodźcem rozwojowym wspólnoty i jej poszczególnych członków. Niemniej konieczna jest również umiejętność przebaczenia i pojednania.
 
Każda wspólnota jest przede wszystkim miejscem pojednania i przebaczenia. Ojciec Marie-Gerard Dubois, długoletni opat wspólnoty trapistów w swoim wyznaniu stwierdza, że o „żywotności danej wspólnoty mnichów nie decyduje ani jakość liturgii, ani widoczne na zewnątrz promieniowanie, ani liczba nowych powołań, ale jakość pojednania oraz wzajemne relacje pomiędzy braćmi”.
 
Przebaczenie nie jest jednak procesem łatwym. Wiemy, że jesteśmy zanurzeni w Bożym miłosierdziu, sami oczekujemy od innych przebaczenia, a jednak wyrządzona krzywda bardzo boli i nie pozwala szybko i szczerze przebaczyć. Niektórzy są wręcz zżerani nienawiścią, rujnują siebie i swoje życie, a także życie innych, lecz nie potrafią zdobyć się latami na przebaczenie.
 
Aby ból został nazwany, wyartykułowany i przepracowany potrzeba czasu. Przebaczenie w wymiarze religijnym możliwe jest wcześniej, ale w wymiarze emocjonalnym jest dłuższym procesem, który wymaga przepracowania i akceptacji uczuć. Wypieranie, racjonalizacja ani pobożna pokrywka typu: „ja już wszystko wybaczyłem, polecam tę osobę Panu Bogu” nie wystarczą. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że gdy spotkamy osobę, która nas skrzywdziła, usłyszymy podobną historię lub zobaczymy podobną scenę, wszystko w nas na nowo w sposób natarczywy odżywa.
 
„Podczas gdy Bóg zawsze przebacza, a człowiek czasem przebacza, natura nie przebacza nigdy – gdy ktoś sprzeciwia się naturze, ona karci go, mści się, odpowiada ciosem”.
 
Franz Jalics, węgierski jezuita przeżył najpierw piekło wojny. Jego ojciec został otruty z powodów politycznych; dom rodzinny został upaństwowiony przez komunistów. Po powrocie z wojny matka z ośmiorgiem dziećmi zamieszkała w piwnicy. Pierwszą jej reakcją na zastaną sytuację było wezwanie do modlitwy „za wszystkich, którzy w domu i w okolicy cierpieli albo ponieśli szkody. Jak później powiedziała, wspomina Jalics, nie chciała, żeby w sercach mojego rodzeństwa mogła się zagnieździć nienawiść albo uraza” (Rekolekcje kontemplatywne).
 
Drugim traumatycznym przeżyciem był pobyt w więzieniu w Argentynie. Franz Jalics jako profesor dogmatyki mieszkał w dzielnicy nędzy w Buenos Aires. Oskarżony o terroryzm, został aresztowany w 1976 roku i przeżył drugie piekło – więzienia. Przeżył jako jeden z dwóch na sześć tysięcy uprowadzonych w tym czasie w Argentynie. W więzieniu rozpoczął się w nim proces przebaczenia: Pomimo wewnętrznego wzburzenia i bardzo gwałtownych uczuć nieustannie próbowałem przebaczyć. Modliłem się też zawsze za naszych prześladowców i za ludzi, którzy ponosili winę za nasze uprowadzenie. Po upływie trzech i pół miesiąca […] sam proces powtarzał się codziennie aż do dnia naszego uwolnienia: wściekłość, strach, depresja, smutek i płacz. Od czasu do czasu dni były spokojniejsze (tamże).
 
Kilka lat później po wyjeździe do Niemiec i pracy rekolekcyjnej nastąpiło całkowite przebaczenie i w konsekwencji uzdrowienie wewnętrzne: […] zauważałem stopniowo, że dokonała się we mnie bardzo wielka zmiana. Lekka depresja, która w ukryciu zawsze mi towarzyszyła, podobnie jak pewna agresywność zniknęły całkowicie i nigdy już nie wróciły. Miesiące uprowadzenia, więzienia i bliskości śmierci w połączeniu ze stałym powtarzaniem imienia Jezus spowodowały we mnie głębokie oczyszczenie […] w ciszy medytacji zostało mi podarowane niewiarygodne przeistoczenie (tamże).
 

Dlaczego przebaczać?

 
Podjęcie przebaczenia nie jest wcale łatwą decyzją. W rozmowach słyszę często stawiane pytanie: „Dlaczego ja mam wciąż przebaczać? Dlaczego mam czynić pierwszy krok?”. Pytanie wydaje się tym bardziej uzasadnione, gdy zadaje je osoba skrzywdzona.
 
Jedna ze znajomych opowiedziała mi o swoim doświadczeniu sensu przebaczenia. Przez jakiś czas nosiła w sercu żal do osoby, która ją skrzywdziła. Pewnego dnia, gdy podniosła słuchawkę telefonu, usłyszała szloch i prośbę o przebaczenie. Odczuła wówczas wewnętrzny pokój i ogromną radość. I pomyślała: „Jeżeli ja odczuwam tak ogromną radość z powodu przebaczenia, to co dopiero Pan Bóg”.
 
W czasach Jezusa rabini żydowscy uważali, że należy przebaczać trzy razy. Piotr zaproponował wspaniałomyślnie przesunąć granicę do siedmiu razy. Jednak Jezus w przeciwieństwie do rabinów i Piotra nie stawiał przebaczeniu żadnych granic: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy” (Mt 18, 22).
 
Liczba siedemdziesiąt siedem (albo według innych tłumaczeń siedemdziesiąt razy siedem) oznacza liczbę nieskończoną. Bóg w Jezusie znosi wszelkie granice miłosierdzia, przebaczenia i pojednania.
 
Przebaczając naśladujemy Boga bogatego w miłosierdzie. To Bóg jest Ojcem cierpliwym, dobrym, współczującym, bogatym w miłosierdzie, przebaczającym i cierpliwie oczekującym na zagubionych: „Miłosierny Pan i łagodny, nieskory do gniewu i bogaty w łaskę. Nie postępuje z nami według naszych grzechów, ani według win naszych nam nie odpłaca” (Ps 103); „Ja jestem Pan, Bóg miłosierny i łagodny, nieskory do gniewu, bogaty w łaskę i wierność” (Wj 34, 6).
 
Każdego z nas dotyka miłosierdzie Boże, które nie ma granic i względu na osobę. Jezus powiedział siostrze Faustynie: „Miłosierdziu mojemu nie przeszkadza nędza twoja [… ] im większa nędza, tym większe ma prawo do miłosierdzia Mojego” (Dzienniczek, 1182). Powinniśmy również naśladować swego Stwórcę i uczyć się od Boga miłosierdzia: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6, 36). Cierpliwość, współczucie, miłosierdzie, gotowość do przebaczenia są znakiem podobieństwa do Jezusa Dobrego Samarytanina (zob. Łk 10, 37) oraz do Boga Ojca.
 
W Kazaniu na Górze Jezus podkreślał, że relacja z Bogiem, ofiary i kult mają sens o tyle, o ile oparte są na fundamencie miłosierdzia: „Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj!” (Mt 5, 24n).
 
Bóg w Chrystusie wybaczył nam bardzo wiele i nieustannie wybacza. Od nas oczekuje przebaczenia bliźnim na miarę naszych ludzkich możliwości: „Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg wam przebaczył w Chrystusie” (Ef 4, 32).
 
W modlitwie Ojcze nasz, której nauczył nas Jezus, prosimy Boga, by odpuścił nam winy, podobnie, jak my odpuszczamy naszym winowajcom. W tych słowach uzależniamy niejako Boże przebaczenie od wzajemnego ludzkiego przebaczenia. Gdy zastanawiam się nad tymi słowami, dziękuję Bogu, że nie zawsze wysłuchuje próśb według naszych oczekiwań. Gdyby nam wybaczał według ludzkiej miary, to niejednokrotnie musielibyśmy czekać na przebaczenie latami.
 

Komu przebaczać?

 
Przy naszym domu zakonnym w Czechowicach-Dziedzicach mieszkał sędziwy pan Eugeniusz, który cierpiał na demencję starczą. Pan Eugeniusz był bardzo pobożny, jednak nie mógł wybaczyć urojonemu złodziejowi. Pewnego razu, gdy żalił się i oskarżał rzekomego złodzieja, nasz współbrat zakonny zapytał:
– Panie Gienku, jak to jest możliwe, że pan tyle się modli, a nie potrafi przebaczyć?
Pan Gienek pomyślał i odrzekł:
– Przebaczę, przebaczę. Tylko niech najpierw przyjdzie i poprosi o przebaczenie!
 
Przebaczenie i przyjęcie przebaczenia ma wymiar terapeutyczny. Brak przebaczenia rodzi zgorzkniałość i pretensjonalność. Ponadto zniewala. Uzależnia od innych i wciąga w tryby manipulacji. Dopóki nie przebaczymy, jesteśmy związani niewidzialną nicią z innymi osobami i nie jesteśmy sobą. Zamiast duchowego pokoju i radości towarzyszy nam smutek i agresja. Przebaczenie jest wyzwalające.
Nieumiejętność przebaczenia wynika z braku właściwych relacji i nadmiernej koncentracji na odczuciach i potrzebach, a nie na osobach. Nie jesteśmy w stanie wówczas przyjąć i docenić miłości, akceptacji, ciepła, serdeczności i uznania, które ofiarują nam inni. Żądamy miłości absolutnej, do której nie są zdolni. Ponadto zapominamy, że nie wszystkie błędy czy rany, które nam zadają, są ich winą. Czasami ranią nas z własnej słabości albo po prostu otwierają nasze stare niezagojone rany.
 
Uzdrowienia potrzebują także relacje z Bogiem. Oczywiście, obiektywnie nie mamy Bogu nic do przebaczania. Bóg jest samą miłością, dobrocią, świętością i wszystko Jemu zawdzięczamy. Jedyną naszą postawą powinna być wdzięczność i uwielbienie. Jednak, z subiektywnego punktu widzenia, oskarżamy Boga o cierpienie, chorobę, ból, zło, obojętność, pogmatwaną historię życia… I wobec takich oskarżeń, pretensji, żalów trudno przyjąć postawę wdzięczności i miłości. Oskarżanie Boga jest zwykle argumentem do negacji życia albo usprawiedliwianiem własnej bierności i egoizmu. W takiej sytuacji trzeba najpierw przebaczyć Bogu Jego winę, by móc nawiązać z Nim przyjazne, bliskie relacje.
 
Najtrudniejsze jest zwykle przebaczenie sobie. Takie przebaczenie wymaga pokory, życia w prawdzie i odwagi. Trzeba wówczas zstąpić z piedestału swojego idealnego obrazu i swoich przekonań. Trzeba w pokorze uznać, że jest w nas dwubiegunowość – dobro i zło. Są mocne strony, dobro, zdolność do miłości, duchowa tęsknota za Bogiem i pięknem, ale także wady, czułe punkty, lęki, niezdolność nawiązywania relacji, grzeszność, skłonność do pójścia za najniższymi instynktami.
 
Taka akceptacja, która stoi na drugim biegunie egoizmu i pychy, jest wyzwalająca. Prowadzi do zgody na własną (może nie zawsze wymarzoną) historię oraz pomaga zrozumieć lepiej innych.
 
Życie w zagubionym świecie bez przebaczenia nie jest możliwe. Być może jest to pierwszy krok w ponownym odnalezieniu sensu i wartości życia oraz w porządkowaniu relacji do Boga i innych.
 
 

Fragment książki: Gdzie jest Bóg w zagubionym świecie?