Niewygodne miejsce
Jednym z wigilijnych zwyczajów jest pozastawianie przy stole tzw. „pustego miejsca”. Gest jest interpretowany różnie. Jedni tłumaczą, że jest to nakrycie dla strudzonego wędrowca albo osoby samotnie spędzającej święta. Inni, że ma ono ożywiać w nas pamięć o naszych bliskich zmarłych, którzy już nie mogą z nami zasiąść do świątecznej wieczerzy. Przygotowanie tego miejsca ma wyrażać naszą gotowość do życzliwego przyjęcia każdego człowieka, ponieważ nikt w tym wyjątkowym dniu nie powinien czuć się samotny.
W teorii wszystko brzmi bardzo ładnie, ale jak to często w życiu bywa, teoria może się mocno rozmijać z rzeczywistością. Na ten fakt zwraca uwagę Anna Mucha w filmie „Wędrowcy. Wigilia 2010”, który jest jej reżyserskim debiutem (będzie można go zobaczyć w najbliższy czwartek wieczorem w TVP1).
– Pomysł na dokument był taki, że chciałam wyruszyć do czyjegoś domu i po prostu przysiąść się do stołu – mówi pomysłodawczyni projektu. I tak, rok temu, w wigilijny wieczór, do warszawskich domów wyruszyło 12 ochotników. Niestety, okazało się, że „puste miejsce” jest puste nie tylko z nazwy. Ludzie zaangażowani w projekt byli zbywani przy domofonach, często traktowano ich jak natrętów. Dwóch z nich nie znalazło nikogo, kto by ich przyjął pod swój dach.
Jak w Betlejem
Oczywiście można mieć wątpliwości co do intencji autorki dokumentu. Ktoś może uważać go za prowokacyjny. Sam zastanawiam się, jak ja bym zareagował, gdybym zobaczył w swoich drzwiach osobę znaną z telewizji albo gdybym nabrał podejrzeń, że ktoś próbuje zrobić ze mnie wariata. Nie zmienia to jednak faktu, że problem, o którym Mucha opowiada, jest jak najbardziej realny.
Trochę to smutne, że coś takiego się dzieje w „katolickim kraju”. Wygląda na to, że potrafimy z wielką determinacją angażować się w spory czysto symboliczne, które nie wymagają od nas niczego poza byciem stanowczo ZA lub PRZECIW (np. walka o obecność Krzyża w sferze publicznej), ale jeśli wierność wartościom chrześcijańskim wymaga od nas konkretnego działania, z którym może się wiązać coś nie do końca przyjemnego i łatwego, już tacy stanowczy i pełni zapału nie jesteśmy.
I nie oszukujmy się, problem nie dotyczy tylko rodzin pokazanych w filmie Muchy. Kto może całkowicie szczerze powiedzieć, że przyjąłby do siebie na Wigilię każdą potrzebującą osobę? Czyli np. brudnego bezdomnego albo kogoś, z kim jesteśmy skłóceni i od wielu lat nie utrzymujemy kontaktów? Przecież zepsułoby nam to sielankową atmosferę, o którą staraliśmy się przez cały okres intensywnych przedświątecznych przygotowań.
Sprawa wygląda jeszcze bardziej przygnębiająco, jeśli spojrzymy na nią z perspektywy Bożego Narodzenia właśnie. Dwa tysiące lat temu Józef bezskutecznie szukał miejsca, w którym Maryja mogłaby godnie i spokojnie urodzić Jezusa. Jak reagowali ówcześni mieszkańcy Betlejem – wszyscy wiemy. Wygląda na to, że od tamtych czasów niewiele się zmieniło.