1. Chleb grzeszników

Eucharystia jest ucztą ofiarną — uobecnieniem Ostatniej Wieczerzy Jezusa ze swoimi uczniami. Jezus daje w tej uczcie swoje Ciało i swoją Krew na pokarm: Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje za was wydane; Bierzcie i pijcie, to jest Krew moja za was przelana. Jezus zaprasza nas w ten sposób do wejścia w niezwykłą bliskość, intymność z Nim. Spożywanie Ciała i Krwi Jezusa we Mszy św. nazywamy przyjmowaniem Komunii. Komunia św. jest znakiem wielkiej zażyłości człowieka z Bogiem, znakiem jedności. Bóg–Człowiek w Komunii oddaje siebie do całkowitej dyspozycji człowieka. Jezus nie może już więcej dać człowiekowi. Człowiek nie może aż tak zbliżyć się do drugiego człowieka, jak zbliża się do nas Bóg–Człowiek poprzez Komunię.

I choć jesteśmy ludźmi słabymi, zranionymi przez grzech, choć dajemy się nieraz powalić przez nasze namiętności, chociaż nie umiemy kochać miłością ofiarną i czystą, to jednak jesteśmy zaproszeni do przyjmowania Komunii św. Jeden z hymnów kościelnych nazywa wprawdzie Komunię Chlebem aniołów, jednak nie jest to pokarm dla aniołów, lecz dla nas ludzi grzesznych i słabych. Komunia jest Chlebem grzeszników. Komunia, Chleb grzeszników daje nam moc do dźwigania się z naszej słabości i niemocy, do wychodzenia z ciasnego kręgu ludzkich potrzeb i pragnień, aby na wzór Chrystusa dającego się na pokarm, dawać się innym w ofiarnej miłości.

Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników (Mk 2, 17). Lekarstwem Jezusa–Lekarza jest właśnie Jego Ciało i Jego Krew. One są naszą mocą i siłą, które mogą leczyć wszystkie nasze rany, szczególnie zaś zranienia brakiem miłości. Ta właśnie niezwykła bliskość, intymność Boga z człowiekiem w Komunii leczy nasze serca zranione w miłości. Komunia może być lekarstwem na nasze poranienia.

I chociaż wiemy dobrze, że nie jesteśmy godni przyjmować Komunii, to jednak przystępujemy do Niej z odwagą pełną wiary i przyjmujemy Ją jako niczym niezasłużony Dar. Ona uświadamia nam, że jesteśmy ubogimi Pana, którzy wszystko otrzymują z Jego rąk. Jeżeli przyjmujemy Eucharystię z całym zaangażowaniem wewnętrznym i miłością, wówczas napełnia nas Ona niewiarygodną siłą i odwagą do stawiania czoła wszelkiemu złu, które napotykamy w naszym życiu, szczególnie zaś nienawiści. Jak źródłem szczęścia jest miłość, tak źródłem nieszczęścia jest lęk i nienawiść. Eucharystia jest źródłem miłości i lekarstwem na główne choroby ludzkiego serca: na lęk i nienawiść.

Św. Cyryl Jerozolimski tak pisał o Eucharystii: Skoro tedy Chrystus sam powiedział o chlebie: To jest Ciało moje, któż odważy się teraz powątpiewać. I skoro On sam zapewnił i rzekł: To jest Krew moja, któż będzie wątpił, mówiąc, że to nie jest Krew Jego. Dlatego z najgłębszym przekonaniem przyjmujemy te dary jako Ciało i Krew Chrystusa, bo pod postacią chleba dają ci Ciało a pod postacią wina dają ci Krew. I gdy przyjmujesz Ciało i Krew Chrystusa, stajesz się jednego Ciała i jednej Krwi z Nim.

Dziękujmy Bogu za pokarm Ciała i Krwi Jezusa, za to, że mamy do Niego taki prosty dostęp. Dziękujmy Mu, że w Eucharystii stał się tak bliski, że możemy na Niego patrzeć, dotykać Go, a nawet spożywać. Prośmy o głęboką świadomość, że Eucharystia jest nam dana jako niczym niezasłużony Dar, który winniśmy przyjmować w duchu wdzięczności. Prośmy także o głęboką wiarę, że Ciało Chrystusa może być dla nas lekarstwem na wszystkie nasze słabości i zranienia życiowe, szczególnie zaś na nasze zranienia w miłości.

2. Źródło radości

Chrystus mój jest, bo Go pożywam, bo we mnie jest. O, jaka to mi pociecha, mnie słabemu jak trzcina! Jaka pociecha mnie grzesznemu, gdy tak czystego Ciała pożywam! Jakie wesele mnie smutnemu, gdy Pana chwały mam z sobą! (P. Skarga).

Eucharystia — modlitwa dziękczynienia — może wypływać tylko z doświadczenia radości i przyjemności życia. Dziękujemy z serca tylko wówczas, kiedy cieszymy się życiem, kiedy naprawdę chce nam się żyć. Eucharystia zapraszając nas do dziękczynienia wzywa nas także do odkrycia najgłębszej radości i przyjemności życia. Życie jest darem Boga i poprzez nasze życie sam Bóg dzieli się radością i przyjemnością życia z człowiekiem.

Gorzkie stwierdzenie, które narzuca się nam w chwilach głębokiego rozczarowania życiem: ja się na świat nie prosiłem, jest zgodne z prawdą, gdyż nikt z nas nie prosił sam o własne życie. W stwierdzeniu tym nie ma jednak radości z życia i właśnie dlatego brzmi ono tak bardzo boleśnie i smutno.

Jedną z głównych chorób współczesnego człowieka jest depresja i smutek. Są one wyrazem niechęci do życia, są pewnym dążeniem do przekreślenia i unicestwienia własnego życia. Kiedy nie doświadcza się radości i najgłębszej przyjemności z życia, nie przedstawia ono większej wartości. Nie przeżywa się go wówczas jako dar człowieka i Boga, ale jako przedmiot, z którym nie wiadomo, co zrobić.

Nasze życie bywa smutne, nieprzyjemne, pełne depresji, zniechęcenia, najpierw dlatego, iż nie umiemy pracować i trudzić się dla niego. Ponieważ nie byliśmy dostatecznie kochani przez ludzi, nie umiemy pracować, aby móc pokochać nasze życie. Aroganckie, nieprzyjemne zachowanie się nie tylko młodych, ale i starszych osób, jest najczęściej próbą zwrócenia na siebie uwagi, jest desperacką prośbą o miłość. Ale mało można spotkać ludzi, którzy potrafiliby odczytać właściwie to nieporadne wołanie o miłość. Ponieważ czujemy się niekochani i nie kochamy siebie, w naszym smutku i zagubieniu próbujemy się jakoś pocieszyć. Zamiast szukać prawdziwej radości życia sięgamy po jego tanie substytuty.

Konsumpcyjny styl życia, jaki wytworzył się w naszym stuleciu, jest owocem pustki egzystencjalnej (V. E. Frankl) i smutku człowieka współczesnego. Jawi się jako pewna forma ucieczki od prawdziwego, pełnego życia duchowego i emocjonalnego w życie ograniczone do bardzo zewnętrznych doznań zmysłowych. Próbujemy zabić w nas wewnętrzny smutek i pogardę dla życia silnymi zewnętrznymi doznaniami. Przemoc, narkotyki, alkohol, nadużycia seksualne, pełne brutalności programy audiowizualne — wszystko to służy dziś człowiekowi jako środki na ukojenie smutku i nudy życia. Doświadczenie pokazuje nam jednak, iż lekarstwa te, po które sięgamy odruchowo, nie tylko nie budzą radości, ale wręcz przeciwnie, pozostawiają nas głębiej rozbitymi, zawiedzionymi, bardziej smutnymi.

Bóg stworzył człowieka bez człowieka (św. Augustyn), ale nie może dać mu radości z życia bez jego zaangażowania i pracy. Radość i najgłębsza przyjemność życia jest darem Boga i jednocześnie owocem pracy i trudu człowieka. Dary Boże — źródło radości życia — człowiek przyjmuje w pocie czoła.

Nie umiejąc a często także nie chcąc trudzić się dla naszego życia, szukamy nieraz winnych naszego smutku i depresji. W ten sposób podtrzymujemy i rozwijamy istniejące już urazy. Rozrastają się one wówczas w nas i czynią nas bardziej nieszczęśliwymi i smutnymi. Nierzadko także do swoich stanów dorabiamy swoistą ideologię: takie jest po prostu życie i nic się na to nie poradzi. Dziś wielu ludzi uważa egzystencjalny pesymizm w połączeniu z konsumpcyjnym stylem życia za przejaw mądrości i braku złudzeń. Bardzo wielu, zbyt wielu twórców współczesnej kultury pokazuje przede wszystkim ciemne strony naszego życia. To prawda, iż odzwierciedlają one część naszej rzeczywistości, ale też prawdą jest, że nie wyczerpują jej całkowicie. Także wówczas, kiedy czujemy się zagubieni, poranieni, smutni, zniechęceni do życia nosimy w sobie wielkie i piękne pragnienia. Marzenia o ludzkiej miłości, o służbie bliźniemu, o twórczej pracy, marzenia o głębokim życiu duchowym, o wielkiej przyjaźni z Bogiem — wszystkie one są w każdym z nas, nawet jeżeli nie doświadczamy ich jeszcze zbyt wyraźnie i mocno na co dzień. Pragnienia te czekają wciąż na swoje spełnienie. Kiedy odkryjemy nasze głębokie pragnienia, odkryjemy smak życia, odkryjemy radość z życia, odkryjemy sens trudu i pracy dla naszego życia.

Uczestnictwo w Eucharystii stawia nam pytanie, czy odkryliśmy już prawdziwą radość i najgłębszą przyjemność życia? Czy pojęcie życie kojarzy nam się najpierw z udręką, umęczeniem, czy też raczej z doświadczeniem sensu, ładu, pogody ducha? Czy gdy budzimy się rano ze snu ogarnia nas najpierw znużenie, zniechęcenie, ospałość, czy też przeciwnie, odczuwamy chęć wejścia w codzienność życia, niezależnie od jego ciężarów i trudów? Eucharystia stawia nam także pytanie, czy podjęliśmy już trud i pracę dla naszego życia?

Eucharystia staje się źródłem radości z życia dzięki temu, że odkrywamy ją jako źródło miłości. Miłość rodzi radość, tak jak nienawiść rodzi smutek. To nienawiść odbiera nam szczęście (II Modlitwa Eucharystyczna dla dzieci). Eucharystia pozwala nam zdemaskować podwójną nienawiść: do swojego życia i do bliźnich. Nienawiść występuje bowiem zawsze w formie wiązanej, ponieważ każdy z nas ma tylko jedno serce. Tym samym sercem kocha siebie i bliźnich, ale również tym samym sercem nienawidzi siebie i bliźnich. Nienawiść do własnego życia ukrywa się często za niechęcią i ciągłym niezadowoleniem z innych, zaś niezgoda na siebie i swoje życie bywa ukrytą formą nienawiści do bliźnich. Karmię was tym, czym sam żyję — mówi św. Augustyn. Jeżeli żyjemy nienawiścią do siebie , karmimy tym samym naszych bliźnich, także wówczas, kiedy chcemy ich bardzo kochać.

Eucharystia najpełniej objawia nam bezsens nienawiści, która niszczy życie. Jezus umiera na krzyżu z powodu nienawiści, naszej nienawiści do siebie samych i do bliźnich. Nasza nienawiść uderzyła najpierw w Jezusa, zanim uderzyła w nas samych i bliźnich.

Jezus biorąc jednak naszą nienawiść na siebie pokonał ją raz na zawsze. Jezus ukrzyżowany nienawiścią ludzką, zmartwychwstał. Nasze uczestnictwo w Eucharystii jest więc wyrazem przyjęcia śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, jako znaku najwyższej miłości Boga do nas. W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu (1 J 4, 9). Miłość Boga jest źródłem życia. Eucharystia jest więc dla nas wielką obietnicą, że również my w Chrystusie i z Chrystusem możemy przezwyciężyć naszą niechęć czy nawet pewną formę nienawiści do naszego życia, jak Chrystus pokonał całą nienawiść ludzkości, a w niej nienawiść każdego człowieka. Przezwyciężając naszą nienawiść odkryjemy niemal automatycznie miłość Boga i ludzi. Najpierw odkryjemy miłość Boga. To ona da nam moc i siłę do przezwyciężenia wszelkich zranień w ludzkiej miłości. Miłość Boga pozwoli nam odkryć, że nasze zranienia w miłości nie muszą nas niszczyć, ale mogą stać się szczególnym miejscem otwarcia na miłość.

Nasze zranienia mogą również stać się miejscem naszej szczególnej wrażliwości na drugiego człowieka. Doświadczywszy bolesnych zranień potrafimy lepiej i głębiej zrozumieć ludzi zranionych, których Bóg stawia na naszej drodze. Dzięki Eucharystii możemy odnaleźć tę wrażliwość serca, która każe nam nie tylko szukać miłości ludzkiej, ale także dawać ją innym. Dając zaś będziemy otrzymywać. Odkryjemy w ten sposób nie tylko nieskończoną wielkość miłości Boga, ale także szlachetność i hojność ludzkiego serca: naszego własnego serca i serca naszych bliźnich.

Eucharystia będzie wówczas dla nas zaproszeniem, abyśmy przyjmując od Boga radość i przyjemność życia płynącą z Jego nieskończonej miłości, dzielili się nią z bliźnimi. Owocem Eucharystii będzie nasza większa wrażliwość na ludzi smutnych, zamkniętych w sobie, na ludzi, którzy nie kochają swojego życia, ponieważ nikt ich nie pokochał. Nasza uboga ludzka miłość będzie naprowadzać ich na nieskończoną miłość Boga. To dzięki niej będą odzyskiwać radość i chęć do życia.