Zainspirowany tym zwyczajem postanowiłem poznać bardziej okoliczności mojego własnego chrztu, a ponadto staram się jakoś podkreślić (m.in. na osobistej modlitwie) każdą moją chrzcielną rocznicę, a zostałem ochrzczony w dzień Bożego Narodzenia. W tym świętowaniu rocznicy chrztu chodzi przede wszystkim o uświadomienie sobie powołania, jakim zostałem obdarzony przez Boga w tym sakramencie.
Poznaj, kim jesteś
Św. Leon Wielki (zm. 461) w jednym z kazań nauczał: „Chrześcijaninie! Poznaj swoją godność. Stałeś się uczestnikiem Boskiej natury, porzuć więc niegodne obyczaje przeszłego życia i już do nich nie wracaj. Pomnij, do jakiej należysz Głowy i jakiego Ciała jesteś członkiem. Pamiętaj, że zostałeś wyrwany z mocy ciemności i przeniesiony do światła i Królestwa Bożego” (por. KKK 1691). Ta godność, o której mówi Leon Wielki, jest człowiekowi dana i zadana w sakramencie chrztu. Ale na czym właściwie ona polega? Czyż nie wystarczy nam godność wypływająca z samego faktu, że jesteśmy ludźmi?
Człowiek sam z siebie może być jedynie szczególnym przypadkiem ewolucji, zwierzęciem, które osiągnęło wysoki stopień inteligencji. Co jednak, jeśli człowiek jest stworzeniem Boga? Wówczas mamy dwie podstawowe możliwości: pierwsza, że Bóg stworzył człowieka, ale zasadniczo się nim nie zajmuje; druga natomiast, że Bóg chce wejść z człowiekiem w jakąś relację. Ale na czym miałaby ta relacja polegać? To zostało nam objawione w Jezusie Chrystusie. Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się Bogiem – mówili Ojcowie Kościoła. To znaczy, że Bóg nie tylko nie jest obojętny wobec człowieka, ale chce dzielić z nim swoją Boską naturę, dać mu siebie samego, a to przecież nazywa się miłością. W Chrystusie jesteśmy nie tylko „stworzeniami Boskimi”, ale staliśmy się „dziećmi Bożymi”. A dziecko ma tę samą naturę, co rodzic. Dlatego w Drugim Liście św. Piotra czytamy, ze Bóg udzielił nam tych wszystkich darów, „abyście przez nie stali się uczestnikami Boskiej natury” (1,4). Żyć wiecznie we wspólnocie z Bogiem Ojcem, Jezusem Chrystusem i Duchem Świętym, czyli być przebóstwionym – oto chrześcijańska miara ludzkiej godności.
Boży plan wobec człowieka najpełniej został objawiony w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. Bóg stał się człowiekiem, a kiedy Jego miłość została odrzucona, to nie zniszczył prześladowców, lecz przyjął mękę krzyżową . A potem zmartwychwstał, mając dla tych, którzy Go zabili, słowo przebaczenia i obietnicę życia wiecznego. W ten sposób objawił nam, że nawet grzech i śmierć, którą grzech sprowadza, nie są mocniejsze od Jego Boskiej miłości.
Ten Boży plan urzeczywistnia się w naszym życiu poprzez chrzest święty.
To nie hokus-pokus
Chrzest, jak każdy sakrament, jest widzialnym znakiem rzeczywistości niewidzialnej. Znak widzialny to polanie wodą oraz słowa: „Ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Rzeczywistość niewidzialna natomiast ma dwa aspekty: pozytywny, czyli obecność Trójcy Świętej, która chce być z człowiekiem w wiecznej wspólnocie miłości, oraz negatywny, czyli upadłą kondycję człowieka, na którym – choć jest dopiero niemowlęciem – ciąży to, co nazywamy grzechem pierworodnym, czyli niemożność życia w wiecznej wspólnocie z Bogiem. W sakramencie chrztu Bóg oczyszcza człowieka i uzdalnia do przyjęcia daru życia wiecznego, a wspólnota Kościoła odpowiada na to Boże działanie z wiarą, przyjmując Boże dary także jako zadanie dla siebie.
Sakrament chrztu nie jest jakimś magicznym rytem, w którym wszystko robi się samo pod wpływem czynionych gestów i wypowiadanych słów. Moc chrztu nie bierze się z wody i wypowiadanych formuł, ale z faktu, że z tymi prostymi znakami Bóg związał nieodwołalnie swoją zbawczą obecność. By te znaki miały sens, muszą być sprawowane według wiary Kościoła. Nawet jeśli chrzczone niemowlę nie jest w stanie wzbudzić aktu wiary, to wiara jest wymagana od tych, którzy o chrzest dziecka proszą. Nie jest to żadne ograniczenie wolności dziecka. Wręcz przeciwnie! Nikt z nas nie zdecydował o swoim przyjściu na ten świat. Życie biologiczne zostało nam dane przez naszych rodziców. Tak samo dar wspólnoty z Jezusem zmartwychwstałym jest nam dany bez naszej decyzji w sakramencie chrztu. Jest czymś oczywistym, że wspólnota, w której dziecko przychodzi na świat, daje mu to, co uważa za najlepsze.
Na chrzcie otrzymujemy dar życia Bożego jakby w zarodku. Ten dar powinna podjąć wspólnota, w której dziecko wzrasta, by formować je do wiary dojrzałej. Także sam ochrzczony wezwany jest, by coraz głębiej uświadamiać sobie, do czego został powołany na mocy chrztu. Można by powiedzieć, że cała formacja w wierze polega na odkrywaniu znaczenia chrztu świętego i godności, jaką zostałem obdarzony. Ta droga wiary trwa całe życie i znajduje swe spełnienie w tym, co nazywamy niebem.
Człowiek może oczywiście odrzucić nadzieję związaną z sakramentem chrztu i odejść z Kościoła, w którym został ochrzczony. Może też być tak, że dana mu na chrzcie wiara nigdy się nie rozwinęła, bo wspólnota, w której wzrastał nie podjęła zadania, do którego się zobowiązała, prosząc o chrzest. Ale nawet jeśli tak się dzieje, to – jak naucza Kościół – chrztu nie da się wymazać, pozostawia on nieutracalne znamię. Oznacza to, że Bóg pozostaje wierny, a Jego dana na chrzcie obietnica jest wciąż aktualna. Człowiek może się więc nawrócić i podjąć świadomie rzeczywistość chrztu świętego, czyli wejść przez drzwi, które otworzył mu Bóg.
Zadanie do wykonania
Chrzest jest darem, ale także – jak już to zauważyliśmy – jest misją do spełnienia.
Do ochrzczonych odnoszą się słowa z Pierwszego Listu św. Piotra Apostoła: „Wy jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem Bogu na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali dzieła potęgi Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego światła” (2,9). A zatem ochrzczony jest zaproszony do stawania się uczestnikiem kapłańskiej, prorockiej i królewskiej misji Chrystusa. W jaki sposób? Między innymi poprzez przyjmowanie sakramentów, w tym głównie Eucharystii, modlitwę za Kościół i za cały świat, podejmowanie dzieł miłosierdzia, świadectwo w czynach i słowach.
Odkrywanie znaczenia własnego chrztu wymaga bycia we wspólnocie ochrzczonych, która głosi Słowo i sprawuje sakramenty. Dziś, kiedy wierzący żyją coraz częściej wśród ludzi obojętnych religijnie lub po prostu niewierzących, konkretna wspólnota wiary jest szczególnie potrzebna. Dobrze, jeśli oprócz tradycyjnego życia parafialnego, mamy możliwość przynależenia do jakiejś mniejszej wspólnoty, w której bardziej się znamy. Po Soborze Watykańskim II powstało w Kościele wiele tzw. nowych ruchów. Warto zauważyć, że formacja, jaką one proponują, jest w gruncie rzeczy odkrywaniem głębi tajemnicy sakramentu chrztu.
Ktoś mógłby jednak zapytać: A co z ludźmi nieochrzczonymi? Czy ich Bóg nie kocha, czy nie chce ich zbawić? Trzeba odpowiedzieć, że Bóg chce zbawienia wszystkich ludzi (por. 1 Tm 2,3). Chrzest natomiast jest skutecznym znakiem tej woli, ale nie jest to znak wykluczający. Innymi słowy, Jezus dał nam sakrament chrztu jako skuteczny znak widzialny Jego zbawczego działania, ale to nie znaczy, iż związał sobie ręce i nie może, czy też nie chce działać pozasakramentalnie. Sobór Watykański II naucza, że łaska działa w niewidzialny sposób w sercach wszystkich ludzi dobrej woli: „Skoro bowiem za wszystkich umarł Chrystus i skoro ostatecznie powołanie człowieka jest rzeczywiście jedno, mianowicie boskie, to musimy uznać, że Duch Święty wszystkim ofiarowuje możliwość dojścia w sposób Bogu wiadomy do uczestnictwa w tej paschalnej tajemnicy (Gaudium et spes, 22). Wszystkim, a więc również tym, którzy bez własnej winy nie poznali Chrystusa wystarczająco, by uwierzyć i przyjąć chrzest. Najpewniejszą drogą pozostają jednak sakramenty Kościoła, dlatego trzeba nam głosić Ewangelię oraz chrzcić w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.