Słuchać można ze zmęczeniem… znudzeniem… z zapartym tchem… z niepokojem i w sposób budzący niepokój… powierzchownie… pośpiesznie… nieszczerze… albo uważnie… w jakimś celu… intensywnie… skutecznie… ze zrozumieniem… z dobrą wolą… z zainteresowaniem… ze współczuciem…
Każdy rodzaj słuchania wyzwala w rozmówcy inne emocje, z kolei te rodzą określone zachowania i postawy. Radość, zdumienie, spokój, pogoda ducha, ukojenie, entuzjazm, zadowolenie, odprężenie prowadzą do bardzo pozytywnych działań, podczas gdy rozczarowanie, gorycz, odczucie nieprzyjemności, chorobliwy lęk, zniechęcenie, gniew, pretensje, niepokój prowadzą prawie zawsze do postaw i działań o przygniatającym, negatywnym zabarwieniu.
Nieustannie jesteśmy zabiegani, zestresowani, zmęczeni, i gdy ktoś do nas mówi, mamy prawie zawsze wielką ochotę „zbyć go” jak najprędzej i w tym celu posługujemy się niejednokrotnie działaniami mającymi pozornie bardzo pozytywny charakter: pocieszamy, doradzamy, przedstawiamy rozwiązania, poklepujemy po ramieniu… W ten sposób, paradoksalnie, doprowadzamy do blokady komunikacji. Druga osoba już się do nas więcej nie zwróci: odpowiedzi i reakcje, które nam wydają się odpowiednie i celowe, mogą rozmijać się z potrzebami drugiej osoby i nie być dla niej w żaden sposób pomocne. Zależy to od tego, czy, zanim przeszliśmy do porad, naprawdę jej wysłuchaliśmy, czy też skupiliśmy się na wystawieniu „recepty”. Nasz rozmówca, rozczarowany i rozgoryczony, musi ustąpić i szukać gdzie indziej osoby skłonnej do wysłuchania go.
Jeśli to wszystko dzieje się w odniesieniu do współmałżonka, może to mieć szczególnie poważne konsekwencje.
Spróbujmy teraz wyjaśnić, dlaczego słuchanie jest kluczem do autentycznej komunikacji.
Niedawno przeprowadzone badania dotyczące komunikacji wskazują, że pośród wielu sposobów słuchania, jeden okazuje się szczególnie korzystny ze względu na swój pogłębiony charakter. T. Gordon nazywa go słuchaniem aktywnym. Przyjrzyjmy się mu, analizując jego fazy.
Pierwszy krok, pozornie łatwy, a w rzeczywistości nastręczający nieraz poważnych trudności to zamilknięcie. Ten etap nazywany jest także słuchaniem biernym i polega na przezwyciężeniu pokusy zabrania głosu, na przykład rezygnując z dopowiedzenia słowa, którego szuka rozmówca, dając mu czas do namysłu, oddając mu całą przestrzeń, jakiej w tym momencie potrzebuje. Często nie umiemy się powstrzymać i doprowadzamy do powstania blokad, lęków, poczucia niemożności, frustracji, a nawet do gwałtownego pragnienia kłótni, „napyskowania” czy odgryzienia się, połączonego z gniewem i pretensjami. A kiedy wewnątrz czujemy się źle, zazwyczaj przerywamy komunikację, uruchamiając mechanizmy obronne lub poddając się desperackim reakcjom.
Aby uniknąć tych błędów, musimy towarzyszyć naszemu rozmówcy, nadając przesłanie dobrego przyjęcia, czyniąc to przy pomocy słów lub w sposób pozawerbalny: uśmiech, spojrzenie, gest mogą zdziałać więcej niż potok zdań. Właśnie na tym polega druga faza, wymagająca poparcia i potwierdzenia w wyrażanym w różny sposób serdecznym zaproszeniu, nastawionym na to, by dać drugiej osobie do zrozumienia, że jest doceniona, wartościowa, ważna. Przez te działania i postawy, unikając jednocześnie nalegania i przymusu, zachęca się ją do mówienia, do jeszcze pełniejszego otwarcia się, i przekonuje się ją o naszej nieustannej uwadze, o pragnieniu bycia z nią, wysłuchania jej, o gotowości do pełnego zrozumienia podążania za tokiem jej wywodów.
W ten sposób dochodzimy do ostatniej fazy, właściwego słuchania aktywnego. Nakreślona powyżej droga do tego celu uzasadnia już użycie przymiotnika „aktywne”. Ten typ słuchania angażuje potencjał i jednej, i drugiej strony, konieczny do intensywnej i znaczącej interakcji.